niedziela, 10 czerwca 2018

Od Noctisa cd. Xavier'a


Pomimo, iż mieli zakończyć na dwóch, ewentualnie trzech kufelkach chmielowego napoju aby poprawić sobie humor i ukoić zszargane nerwy, ich plan zszedł na nieco inny tor. Obaj od samego początku, kiedy tylko weszli do gospody ze zdegustowanymi minami, warcząc na wszystko co pełza po ziemi, w głębi ducha wiedzieli jak zakończy się ich alkoholowe posiedzenie. Jedynym plusem jaki w owej sytuacji można było przypisać obu panom była mocna głowa do picia, czego pozazdrościłby im nie jeden koneser trunków. Dlatego więc po dwóch godzinach męskiego plotkowania i obgadywania klientów zajmujących pobliskie stoliki, wspominania starych, dobrych czasów, które miały swoje miejsce jeszcze tego samego popołudnia i odstawiania kolejnych, pustych kuflów oni wciąż nie mieli dość. Noctis, który zazwyczaj nie jest chętny do nawiązywania rozmów z ludźmi – chyba, że jest to Xavier - i preferuje albo własne towarzystwo udając przy tym niezrównoważonego umysłowo, albo łypanie na wszystkich nieprzychylnym spojrzeniem, po ilościach wypitego alkoholu stał się cudownie rozmowny i skory do większej ilości żartów, które nie były aż tak sarkastyczne i przepełnione ironią. I nawet te najbardziej idiotyczne pomysły w takich momentach stawały się świetne i wykonalne w trybie natychmiastowym, chociaż młody Flare idiotę mógł udawać tylko i wyłącznie przy Xavierze, zwłaszcza kiedy był pijany - tak się już przyjęło. W pewnym momencie więc Noctis walnął dnem pustego kufla o blat stołu, wstał gwałtownie ku zaskoczeniu swojego kompana i dziarsko pomaszerował w stronę baru za którym urzędował oberżysta. Xavier śledząc wzrokiem Noctisa w pewnym momencie nie był do końca pewien czy chłopak wie co robi i co w ogóle robi. Z wyrazem lekkiego zirytowania, a jednocześnie zaciekawienia, obserwował dwóch mężczyzn którzy rozmawiali na tyle cicho, że żadna siła nie pozwoliła wyłapać Delaneyowi konkretów spisku. Jedyne co mu pozostało to czekać, kończąc przy tym swój trunek i zastanawiając się na co tym razem wpadł Noctis, który po paru minutach dyskretnej rozmowy powrócił do ich stolika z tajemniczym uśmieszkiem malującym się na jego obliczu.
- Załatwiłem nam robotę – oznajmił wreszcie, stawiając przed Xavierem kolejny kufel pełen złocistego płynu.
- Robotę?
- Robotę. Niedaleko stąd stoi stara, opuszczona posiadłość. Ludzie skarżą się, że jest nawiedzona, ktoś jęczy, płacze, jakieś nawiedzone dzieci biegają po piętrach i fanatycy odprawiają rytuały na cześć czegoś strasznego. Jakby nie patrzeć to nawet jeśli coś nie stuknie, na przykład jakieś dziecko kark złamie, albo mu mózg wypłynie to nie będzie na nas bo przecież było opętane.
Xavier uniósł brew ku górze i spojrzał się pobłażliwie na swojego kompana.
- No co? - wzruszył ramionami. - Nie lubię dzieci. Dawaj, idziemy, bo nam konkurencja sprzątnie robotę sprzed nosa.
Xavier nie dyskutował dłużej, zgodnie kiwając głową. Obaj byli już na tyle wstawieni, że głupie pomysły przychodziły im naturalniej niż zwykle. Zapłacili za wypite trunki, po czym bez wahania wymaszerowali z gospody.


Misiu złoty? B)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz