piątek, 1 czerwca 2018

Od Philomeli cd.Xaviera

Uniosła lekko brew w geście niedowierzania przyglądając się jak kolejna dawka palącego płynu znika w nienasyconej gardzieli rozmówcy. Zerknęła na swój wciąż kieliszek i bez przekonania ujęła go w dłoń jakby śledząc ruchy przezroczystej cieczy uderzającej pod wpływem jej delikatnych ruchów o brzegi naczynia. Jedynym co zaprzątało jej myśli była obecnie perspektywa wbicia się w swoją kieckę nieznośnie krępującą skrzydła i wiążące się z tym nieodłącznie ryzyko przymuszenia przez jakiegoś z dżentelmenów, którym po kilku głębszych z honoru tylko ta nazwa się zdaje pozostawać do podrygiwania na parkiecie.
- Powiedz jeszcze, że masz zaproszenia? - mruknęła jadowicie starając się przygasić nieco nadto wybujały zapał. Nie miała nic przeciwko entuzjazmowi, jednak ten podsycany gorzałką zazwyczaj wygasał równie szybko jak się zapalał i tylko konsekwencje paliły później boleśniej niż rozgrzane do czerwoności żelazo. Najwidoczniej jednak przezorne jej zabiegi nie bardzo trafiły do tej bądź co bądź tęgiej głowy, bo chłopak wzruszył tylko ramionami i zaraz rzucił figlarnie.
- Nie, ale nie takie rzeczy się załatwiało. Czasem ta twarz na coś mi się przydaję i przecież nikt nie działa tak na ludzi, jak ja - i o bogowie puścił jej oczko, nalewając sobie kolejny kieliszek mocnego trunku stojącego przed nimi w ozdobnej kryształowej karafce. "Ciekawe która to będzie z kolei rozbita przez naszych "
- Byleby tylko ktoś jaśnie paniczowi nie tej twarzyczki nie rozkwasił
- Och tak! - wykrzyknął rozochocony alkoholem i uniósł dłoń przytrzymując drugą poły płaszcza jak natchniony poeta. - To byłaby wielka strata dla świata.
Philomela, która właśnie zdecydowała się pociągnąć pierwszy łyk ze swojej szklaneczki omal się nie zadławiła. Woda ognista naprawdę omalże nie wypaliła jej płuc. Zakrztusiła się, ale nie przeszkodziło jej to z nutką sarkazmu rzucić przez łzy.
- Ja nie będę bardzo płakać.
Rozmówca klepnął ją niespodziewanie w plecy z taką siłą że tylko wyciągnięte ręce ocaliły ją przed uderzeniem głową blat. Odkaszlnęła jeszcze raz i oddychając ciężko stała chwilę oddychając głęboko.
- Za dużo wrażeń jak na dziś, panienko? - zapytał sadowiąc się wygodnie na krześle z nogami na stole, jakby wszystkie ogólne zasady savoir-vivre'u przestały go obowiązywać.
- Xavier - odezwał się gdzieś z oddali głos kucharki - co ja mówiłam o brudzeniu stołów buciorami. Tęsknisz za karnym dyżurem w jadalni?
Mężczyzna zerwał się i wydobywszy nie wiadomo skąd swoją lutnię uderzył w nią kilka razy wydobywając dźwięki słodkie i czarowne jakich Philomela od dawna już nie słyszała. klęknął na jedno kolano i wyśpiewał niemalże radośnie:
- O piękna Julio czemuż twarz co światła może użyczyć słońcu
Dziś chmurą zachodzi burzową i jak nocka ciemną 
Szepczę do ciebie czułe słowa byś na mnie choć spojrzała w końcu 
Smutek mnie przenika iście księżycowy taką masz moc nade mną 
Słuchała go w osłupieniu. Chwilę temu mogłaby zaręczyć ze jest absolutnie wstawiony, to znaczy nie dobędzie z siebie jednego gładkiego dźwięku, a on śpiewał i to wierszem. Wciąż jeszcze kręciła głową z niedowierzaniem, kiedy wracał do stolika odprawiony zwyczajnym machnięciem ręki, ale za to sowicie nagrodzony brawami gości sali.
- Drogi panicz to się chyba nie potrafi nie rzucać w oczy.
- Chcesz coś ukryć postaw to na wierzchu - rzucił sentencjonalnie w odpowiedzi i przyssał się do szklaneczki, jakby co najmniej z jakiejś niemożliwie rozległej pustyni po tygodniu tułaczki powrócił. Udała, ze tego nie widzi i poszperawszy chwilę w kieszeniach, z których wyciągnęła po kolei sznurek, sztylet, kłos zboża, kamień, kawałek materiału i parę innych bibelotów, pognieciony nieco notes i ogryzek ołówka.
- Zatem ustalmy fakty. Zamierzamy się dostać na bal w charakterze gości i... co dalej? Jak bardzo trzymamy się litery prawa? - mówiła na głos, ale na tyle cicho by nikt nie powołany ich nie usłyszał.
- Mistrz nie dał szczegółowych wytycznych, ale myślę ze zgodziłby się na to co wymyślimy. - odparł, ale na tyle głośno że aż się wzdrygnęła. Możliwe jednak ze to za sprawą jej nadto wyczulonego słuchu odziedziczonego jeszcze z poprzedniej formy sylfy.
- Ciszej! - napomniała rozmówcę.
- Myślę, że dobrze byłoby mieć jakieś zaplecze
- Moja pani, ja tu o balu, a pani mi tu o zapleczu... Za słabo się znamy
- No proszę na żarciki się zebrało... Mam nadzieję, że języczek się nie stępi za szybko, bo chciałam zaproponować mały spacerek, tylko uprzedzam ze towarzystwo, w którym się obracam to nie są takie salonowe grona do jakich panicz przywykł.

<Xavier?>     

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz