poniedziałek, 13 sierpnia 2018

Od Ignatiusa cd. Xaviera

Jego myśli nieustannie krążyły wokół zagadkowych złodziei. Wykluczył już obecność osoby magicznej w tej bandzie, jeśli gdzieś się one rzadko ukazywały, to właśnie w stolicach, gdzie łatwo dało się trafić na podejrzanych ludzi. W szczególności musieli na nich uważać właśnie nadprzyrodzeni, ci nieostrożni nie raz mogli skończyć na targach niewolników. A z sprzedania takiej istoty odpowiedniemu kupcowi można było wyciągnąć więcej niż z drobnych kradzieży, nawet codziennych. Tu teorię wspierała wątpliwość sekretarza do lojalności członków takiej złodziejskiej społeczności. Takie trupy trzymały się razem, póki zysk był dobry i dało się jednakowo podzielić. Kiedy plany przestawały działać lub dostrzegano okazję na lepszy zarobek czyniono to, nawet jeśli oznaczało to sprzedanie członka kompanii.
Ale co jeśli ta działała inaczej niż zakładał? Ah, ciężko było odgadnąć, co siedzi w głowie innym ludziom. Ignatius rozejrzał się po pustej ulicy, którą kroczył. Jak zadecydował wychodząc z księgarni tak zrobił i, szczerze, nie żałował tego. Niby droga ta była równoległa ulicy głównej, ale gwar dnia targowego ledwie tu docierał i co najważniejsze, nie musiał się przeciskać w tłumie. To znowu pozwoliło mu rozluźnić się nieco, nie musiał skupiać całej uwagi na swoich kieszeniach i torbach. Złodzieje nie mieli go jak ukradkiem okraść. Musiałby być w takiej sytuacji chyba naprawdę roztargniony, by dać się oskubać.
Teoretycznie jego zamyślenie mogło na to pozwolić. Patrzył się w końcu głównie przed siebie i rzadko zerkał na targane ze sobą toboły. Jego myśli natomiast nieustannie krążyły wokół słów księgarza, więc spojrzenie miał raczej nieobecne. Nikt nie umie zapamiętać ich twarzy mimo tego, że ich nie ukrywają. Jak mogło im się udawać pozostać nierozpoznanymi bez masek czy kapturów? Czy chaos, który mogli wprowadzać sprawiał, że ludzie, choć ich obserwowali, widzieli zdarzenie, zapominali, bowiem obraz twarzy wypychała ogólna wizja zdarzenia? Nie działali cicho, tak mogło być. Ludzki umysł mniej przykładał wagi do szczegółów, jeśli wokół za dużo się działo. I mogło się wydawać, że się pamiętało, jak wyglądał sprawca, a tak naprawdę miało się pustkę w mózgu.
Cóż, na ten moment mógł tylko gdybać, nie widział zdarzenia, nie miał żadnych informacji, oprócz tych ogólnych. Robią raban i znikają. Nie mógł z tego wyciągnąć wielu wniosków. Ciekawiło go też, czy spotkany wcześniej mały złodziej był z tym powiązany. Brunet westchnął cicho. Musiał jak najszybciej dotrzeć do karczmy i spotkać się z Xavierem.
- Złodziej! - Niebieskooki zatrzymał się w pół kroku, a tuż przed jego nosem przemknął niski chłopaczek zaciskający dłonie na niedużym woreczku. - Łapać go!
Głos okazał się należeć do kupca, który chyba zbyt późno przybył do stolicy i musiał swoje stoisko rozłożyć w cieniu bocznej ulicy, nie na głównym trakcie, gdzie wszyscy się kręcili. Jego panika wskazywała jednak, że biznes się kręcił, złodziejaszek musiał dopaść ukradkiem sporą sumkę. Ignatius na początku zamrugał tępo, jednak kolejne wrzaski biegnącego w jego stronę mężczyzny obudziły go nagle.
Poderwał się do biegu ignorując niewygodę wywołaną trzymanymi bagażami. Książki, zapakowane wraz z dokumentami w lekki worek podróżny obijały się o jego plecy sprawiając, że momentami wyglądał jakby się miał wywrócić. Adrenalina wywołana pogonią pomogła mu jednak utrzymać równowagę. Mijał budynki zbliżając się do głównej ulicy, jego wzrok skupił się na powoli zbliżającej się do niego sylwetki niskiego chłopaka. Chwila. Czy to nie ten złodziejaszek z głównej ulicy, który wcześniej próbował capnąć torbę tamtej damy?
Kolejny wrzask, tym razem kobiecy sprawił, że Ignatius niemal się wywrócił, ale w porę wyhamował. Jak się w tym samym momencie okazało, dobrze zrobił zatrzymując się. Zakasłał, gdy tumany pyłu i śniegu wzniosły się w powietrze wskutek wybuchu, który nastąpił kilka metrów przed nim na chwilę spowijając okolicę w dziwnej "mgle". Siła wybuchu zachwiała nim, ale nie dała rady wywrócić i skutecznie ogłuszyła. Przez kilka minut nie słyszał nawet krzyków, które powinny brzmieć w jego uszach nader wyraźnie, ból przyćmił go do tego stopnia, że odruchowo je zasłonił dłońmi. Minęła dobra chwila zanim wszystkie dźwięki zaczęły do niego docierać, choć i tak nie było to prawidłowe słyszenie. Nie mógł się temu dziwić, znajdował się na tyle blisko źródła wybuchu, że uszy potrzebowały dłuższej chwili by się zregenerować
Zmrużył oczy chcąc wyostrzyć choć odrobinę wzrok. Ludzie rozbiegali się w popłochu. Ci którzy dali radę ustać na nogach uciekali do bocznych uliczek lub w głąb traktu głównego pociągając za sobą osoby stojące dalej, nieświadome tego, co miało tu miejsce. Pierwsza jego myśl wyglądała zapewne jak te, które krążyły w głowach tych ludzi. 
Uciec, schować się, tu nie jest bezpiecznie. 
Opamiętał się jednak w porę i zaczął przepychać się ku miejscu zdarzenia. Tam mogą znajdować się ranni, powiedział sobie w myślach. Kłęby pyłu szybko zaczęły opadać odsłaniając widok na wybite okna budynku stojącego na rogu, wywrócone stragany i leżących przy nich ludzi. Młody Teroise podbiegł do osoby, która leżała najbliżej, starowinki zaciskającej w dłoniach mały medalik z wizerunkiem Erishii. Zmarszczył nieco nos, gdy zdał sobie sprawę, że otaczające ich kłęby pachną czymś nietypowym.
- Nic pani nie jest? - zapytał szybko, kątem oka obserwując zbliżających się, zaalarmowanych nagłym hałasem strażników. Nie zwrócili oni jednak uwagi na podnoszących się z ziemi ludzi. Wzrokiem szukali czegoś innego. Sprawców.
Wybuchy bywają mylące, nigdy nie było rannych, zabrzmiał głos w głowie sekretarza, a ten zamarł. Nie zdążył zareagować, gdy ktoś wyszarpnął mu z dłoni jego bagaż, który odruchowo położył obok siebie chcąc w dobrej wierze pomóc starszej kobiecie. Zdążył tylko krzyknąć płosząc złodzieja, którym okazał się być dzieciak, za którym gonił jeszcze chwilę temu. Zwrócił tym też uwagę straży, ta podniosła alarm i ruszyła biegiem za zamachowcami.
Sam Ignatius rzucił się w pościg zaraz za nimi. Tylko nie dokumenty, jęknął w myślach. Nie mogą mi teraz z nimi uciec. Trzeba je odzyskać! Zostawił za sobą główną ulicę i powoli doganiał miastowych strażników. Zgadł, złodzieje wykorzystywali chaos, zgiełk i wywoływaną swoimi ruchami panikę. Nawet Teroise nie dał rady zapamiętać ich twarzy. Zaaferowany innymi rzeczami kompletnie zapomniał, że winni zdarzeniu byli na miejscu. Pojawili się oraz szybko zniknęli. Wszystko wyglądało jak doskonale wyćwiczone działanie, żadnych potknięć. A straż przez krótki czas ich działania miała małe szanse na dogonienie uciekinierów. I nie najgorzej się obłowili, każdy z nich trzymał w dłoniach niemałą ilość łupów. Jednocześnie zgarniali je roztropnie, sylwetki, które widział ze swojej pozycji, niosły tyle, ile pozwalało im przy tym szybko biec. Po drodze porzucali mniej ważne przedmioty, jakby wybierali sobie, co zasługuje na kradzież, a co nie. Naprawdę?
Brunet przyśpieszył zrównując się ze strażnikami, teraz skupił się na wyprzedzaniu ich. Wybiegli już z tłumu, łatwo teraz było przemierzać kolejne, mniej i bardziej kręte uliczki. Żołnierze nie mieli na sobie dużo ekwipunku, jednak lekkie zbroje i broń spowalniały ich na tyle by utrudnić pościg. Uniemożliwiało im to zbliżenie się do swobodnie ubranych kieszonkowców, których ruchy nie były w żaden sposób ograniczone. Sam niebieskooki też nie miał na sobie nic ciężkiego, jedną dłoń trzymał tylko na katanie, by przypadkiem jej nie zgubić.
Jeden ze strażników krzyknął ostrzegawczo, gdy dwóch rabusiów rzuciło w ich stronę małe woreczki. Uczynił to jednak na tyle późno, że nikt nie zdążył uskoczyć, zresztą ciężko to było zrobić poruszając się tak szybko na wszechobecnym, udeptanym śniegu. Niespodzianka rozbiła się na ziemi wzbijając w powietrze gryzący, zielonkawy dym, który otoczył strażników. Trucizna? Ignatius zmarszczył nos, gdy substancja wdarła się do jego dróg oddechowych, miał to szczęście, że spędził w chmurze mniej czasu niż gwardziści. Chrząknął tylko lekko podczas gdy mężczyźni zwolnili i rozkasłali się solidnie. Niektórzy z nich zaprzestali biegu i upadli na kolana, skupili się na głębokim oddychaniu, jakby chcieli szybko oczyścić płuca. Inni, delikatnie się chwiejąc, kontynuowali pościg.
Teroise oglądał się na nich co chwila, nawet on zaczynał zostawiać ich daleko w tyle. Co to było? Jakiś narkotyk? Nie dziwić się, że ta banda zawsze dawała radę uciec, jeśli w taki sposób otumaniała strażników. Zapewne była to jakaś mieszanka ziół. Tylko jakich konkretnie? Nawet pokasływanie nie pozwalało mu pozbyć się tego okropnego posmaku w ustach, to musiało być coś mocnego. Jeszcze wystarczyło kilka wdechów tego dymu, by momentalnie zacząć się słaniać na nogach. Czy mieli tego więcej? Jeśli tak, to musiał uważać. Nie mógł dopuścić by wykorzystali to również na nim, dalej nie do końca wyraźnie słyszał, brakowało mu jeszcze zamroczenia do pełni szczęścia. Ale nie mógł myśleć o tym w ten sposób. Jego obowiązkiem było ich złapać. Zabrali mu dokumenty, a on je odzyska.
Kiedy ostatni gwardzista odpadł z biegu niebieskooki przestał się odwracać, skręcił w kolejną uliczkę zwalniając odrobinę, by się nie poślizgnąć. Jak długo tak biegł? Na pewno ponad kilkanaście minut. Czy więcej? Był w stu procentach pewien, że trwało to dłuższą chwilę, bo mięśnie nóg zaczynały się powoli odzywać niewyraźnym bólem. Nawet analizujące, rozbiegane myśli przestały na chwilę zawracać mu głowę. Adrenalina, wywołana wybuchem, kradzieżą i pogonią, całkowicie je zagłuszyła. Jego oddech był urwany, czuł kłucie w gardle wywołane kontaktem z chłodem i drażniącym dymem.
Nie kojarzył już również okolicy. Znał jako tako centrum miasta i drogi przylegające do głównej ulicy. Reszta była mu całkowicie obca, nawet jeśli miał kilka razy okazję zerknąć na mapę. Działało to na jego niekorzyść. Był na nieznanym sobie terenie, ścigani natomiast znali go doskonale, widać to było po ich reakcjach. W ułamku sekundy zmieniali kierunek biegu. W sumie... Dlaczego przed nim uciekali? Jako grupa mieli większe szanse w starciu. W końcu straż została już daleko w tyle, otumaniona tą dziwną substancją, Iggy został sam, na dodatek lekko zdekoncentrowany. Choć nie zdążył wypełnić płuc zbyt wielką ilością tych oparów i tak odczuwał ich minimalny wpływ na organizm. Nieustannie miał wrażenie, że nogi zaczynają mu się plątać, a wzrok zamazywać. Mogli go łatwo obezwładnić.
A jednak tego nie zrobili, zawzięcie uciekali i odnosił wrażenie, że o czymś dyskutują. Docierało do niego, że wykrzykują coś między sobą, niektórzy trzymali jeszcze w dłoniach swoje tajemnicze woreczki. Ograniczony słuch nie pozwolił mu jednak wychwycić ich słów, wiedział tylko, że wskazują kogoś, najpewniej jego. 
- Teraz! - To słowo dotarło do niego szokująco wyraźnie, zdołał unieść głowę i zobaczyć, jak uciekinierzy wspinają się na jeden z budynków, a osobnik, który wdrapywał się najszybciej ciska w stronę chłopaka małym woreczkiem. Iggy odruchowo zasłonił usta z myślą, że znów próbują numeru użytego na strażnikach, jednak zamarł, gdy cienki materiał pękł w kontakcie z zimną ziemią i wypuścił w powietrze kłęby  niewinnego pyłu.
- Osłona? - stęknął machając ręką przed sobą. Nic nie widział, nawet promienie słońca ledwo przedzierały się przez tę sztuczną mgłę. Wskutek tego umknęła też jego uwadze druga "bomba", która rozbiła się na jego piersi. Jej obecność uświadomił sobie dopiero wtedy, gdy rozpoznał nieprzyjemny zapach, który zatrzymał również strażników. 
Na osłonięcie twarzy było już za późno, wiedział też, że jego ubrania nieodwracalnie nasiąkły tym smrodem. Przyśpieszony oddech sprawił, że narkotyk w ciągu kilku sekund wkradł się do jego płuc. Dziewiętnastolatek zakasłał i zachwiał się. Biorąc pod uwagę, jak szybko substancja opanowywała organizm człowieka i jak niewiele trzeba jej do tego było, nie mógł teraz wejść na dach. I jeszcze ubrania! Nawet jeśli wyjdzie z chmury, dalej będzie to wdychać! Zrobił krok do przodu chcąc wybadać, czy da radę dalej biec, wzrokiem próbował mimo ograniczonej widoczności namierzyć swój cel. Złodzieje przez chwilę go obserwowali, a widząc, że nie zamierza się poddać, ruszyli dalej, tym razem znajdując się kilka metrów nad ulicą.
Ignatius postanowił biec wzdłuż budynku, na którym znajdowali się teraz opryszkowie. Nie był teraz absolutnie pewien, czy przypadkiem nie zmienili kierunku. Mogli w każdej chwili ukryć się na górze, a on nieświadomie pobiegłby dalej. Musiał polegać tylko na czubkach ich głów, które co raz pojawiały się w zasięgu jego wzroku. O ile to na pewno były one. Co jeśli mu się wydawało?
W sumie nie do końca wiedział już co robi, z każdą minutą tracił poczucie czasu. Biegł, po prostu biegł. Nie wiedział jak długo oraz dokąd. Po prostu mknął przed siebie. To był odruch. Jednak biegł teraz znacznie wolniej, z każdą chwilą bardziej przypominało to zataczanie się pijaka, aniżeli pogoń. Czy miało to już jakikolwiek sens? Raczej nie miał już szans, na pewno po dobroci nie zejdą na dół. Nie! Nie mógł się poddać. Nawet jeśli zmęczenie i warunki robiły swoje. Xavier by go wyśmiał, jakby się dowiedział, że czarnowłosy dał się okraść. Mógłby przysiąc, że przez chwilę widział  oczami wyobraźni rozbawionego barda wytykającego go palcem. 
Jego wzrok zamazał się bardziej, gdy nagle skręcił w sąsiednią uliczkę, jeszcze węższą niż dotychczasowa. Gwałtowna zmiana kierunku sprawiła jednak, że wpadł w poślizg, ciężko było tego nie zrobić na tak oblodzonej drodze. W kolejnych sekundach czuł tylko, że podciął kogoś, na co wybełkotał ciche przeprosiny i wpadł na ścianę. Upadł na twardy, ubity śnieg i jęknął głośno. Chciał powiedzieć coś do osoby, na którą wpadł, przeprosić, wyjaśnić to spotkanie, jednak z jego ust wyrwał się tylko gwałtowny kaszel, a myśli, dotychczas zatrzymane, powędrowały za złodziejami, jakby nie zdawały sobie sprawy, że ich właściciel właśnie wypadł z pościgu i nie był zdolny do końca łączyć faktów.
Trzeba ich dogonić... Nie może, zawieść... mistrza. Nie do końca w to wierzył, ale żałował, że Xaviera tu nie ma. On odpadł, ale bard mógłby wówczas dalej ich gonić i odzyskać własność gildii... Spróbował się podnieść, jednak nogi uginały się pod nim nieustannie, musiał złapać oddech. Ale jeśli poświęci choć chwilę na odpoczynek już ich nie dopadnie...

Xavier? Nie lubię oddawać krótkich odpisów po takich długich odpowiedziach to masz xD

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz