sobota, 6 października 2018

Gwiazdy, moi drodzy przyjaciele


Anastasia Mortines
~ Kobieta ~ 25 lat ~ 8 kwietnia ~ Alchemik ~ Strażnik ~
~ Dear stars, my beloved friends ~
Swojego czasu często zastanawiała się, dlaczego została wybrana. Dlaczego to ona, spośród wszystkich płomieni pożerających tamtego dnia suchy niczym pustynny piach las, okazała się posiadać wolną wolę i zdolność myślenia. Co sprawiło, że akurat wtedy pojawił się tam On, ocalił przed zgaśnięciem i podarował nowe, lepsze ciało. Z jakiego powodu właśnie ona doznała zaszczytu bycia człowiekiem?
Tamtego dnia Jego ofertę przyjęła bez wahania. Nie chciała stracić życia wraz z nadejściem najdrobniejszego deszczu. Wyraziła zgodę na bycie swojego rodzaju eksperymentem i dopiero z czasem zaczęła pytać samej siebie... Do kogo jej ciało należało wcześniej? Kim była kobieta, która dbała o te sięgające ziemi, płomiennorude loki? Czy jej oczy były czerwone, czy to obecność Anastasi w tym jakże intrygującym naczyniu sprawiła, że zmieniły swój kolor? A co jeśli to ciało zostało stworzone za pomocą magii? Nie gościło nigdy żadnej duszy tylko zostało stworzone, by dopiero stać się czyimś? To było poniekąd logiczne. Wychudzona sylwetka, śnieżnobiała i pozbawiona skaz skóra, która wydawała się czasem lśnić w słońcu były mało ludzkie. Fakt, że się nie starzeje również to popierał. Ale czy nie podobnie jest z trupami? Blade, niezmienne dopóki nie rozpadną się w proch. Co jeśli faktycznie dostała ciało młodo zmarłej kobiety? Czy ta przed śmiercią wyraziła na to zgodę?

On nigdy jej nie odpowiedział.
Ona przestała pytać samą siebie.
Pytania pozostały.
~ I hope you are well ~
Cokolwiek skłoniło Go od podarowania jej tego ciała, nigdy tego nie zdradził. Kiedy ostatni raz go widziała, powiedział jedynie "korzystaj z życia" i pewnego zimowego poranka przepadł, jak kamień w wodę. Pozostało wspomnienie, brązowe oczy przypatrujące się z zaciekawieniem, jak to kobieta stawia pierwsze kroki, uczy się opanowywać własne umiejętności i dbać o swoje nowe ja.
Przez pewien czas czekała, myślała, że powróci, w końcu potrafił znikać, a potem niespodziewanie zjawiać się ponownie. Jednak mijał dzień za dniem, tydzień za tygodniem, a jej jedyny Przyjaciel nie dał nawet znaku życia. Kiedy więc wiosna rozpoczęła się na dobre, mając w głowie słowa swego stwórcy Anastasia zdecydowała się w końcu wyruszyć świat i jak to czasem określał zabawić się. Z początku nieśmiale, ostrożnie badała na co może sobie pozwolić. Obawy jednak zaczęły ustępować i pozwoliły odkryć, co tak naprawdę kryje się w tym niepozornym stworzeniu. A był to chaos, nieokiełznany, gwałtowny i wszechobecny. W końcu mało kto potrafi w przeciągu kilku sekund całkowicie zmienić swoje zachowanie, tak kompletnie bez powodu. Zastać ją można siedzącą gdzieś spokojnie, ale to nie oznacza, że zaraz nie zacznie krzyczeć albo śmiać się, gadać o wszystkim i niczym. Przy tym wątek gubi z łatwością bądź zmienia temat kompletnie bez powodu, a tabu dla niej kompletnie nie istnieje.
Znana jest również z wtykania nosa w nie swoje sprawy, a wiedzieć trzeba, że zachowywanie sekretów to coś, co nieszczególnie jej wychodzi, jeśli wyraźnie się nie podkreśli, że ma to zostać tajemnicą. Lekkomyślność i ciekawość nią kierują, nie ma co ukrywać. A że nie potrafi usiedzieć w miejscu i marzy o tym, by każdy dzień był niespodzianką... Cóż, sama to na siebie sprowadza, w pełni świadomie i nie narzeka potem, że przez to ucierpiała.

Często pakowała się przez swój charakter w tarapaty.
Jednak absolutnie nie chciała się zmieniać.
Podobało jej się igranie z losem.
~ Even if clouds don't allow me to see the sky ~
Jednocześnie pamiętała, żeby uważać na niebezpieczeństwa. Bycie płomieniem, na własne życzenie uwięzionym w ludzkim ciele przyniosło jej wiele korzyści, ale także zagrożeń, na które musiała baczyć.
Jeśli idzie o zalety, cóż, co tu wiele mówić... Jest najczystszą formą ognia, panuje nad płomieniami, żywioł jest jej posłuszny, ulega najcichszemu słowu i myśli. Jest odczuwalnie cieplejsza od zwykłej osoby, ale może też dowolnie dostosowywać swoją temperaturę do otoczenia, a kiedy odpowiednio ją podniesie, w całości bądź tylko częściowo potrafi z powrotem stać się płomieniem. Warto też wspomnieć, że kiedy ponoszą ją nerwy, żar w jej ciele potrafi się wyrwać spod kontroli i niech Was bogowie chronią, odsuńcie się wtedy, bo włosy są pierwszym, co niekontrolowanie staje w ogniu. A małym ogniskiem tego zdecydowanie nie nazwiemy.
Chociaż ostrzegano ją, że to drugi człowiek stanowi największe zagrożenie, jej wrogiem numer jeden zdecydowanie była i jest woda. Owszem, dzięki temu czym jest, nigdy nie odczuwa pragnienia, a trucizny dziwnym trafem absolutnie na nią nie działają, cóż jej jednak z tego, kiedy wystarczy drobny deszcz by skutecznie ją osłabić. Zbyt długi kontakt z jakąkolwiek cieczą ją powolnie zabija, skóra szarzeje, kobieta wydaje się gasnąć. Ludzka powłoka, chociaż spowalnia ten proces, nie zatrzymuje go całkowicie i jeśli już dojdzie do kontaktu z wodą, zadaniem Anastasii jest czym prędzej osuszyć się, w ostateczności wskoczyć nawet w inne źródło ognia.

W podróży, zwłaszcza zimą, ciężko jest unikać wody.
Na szczęście jej noga się nie powinęła.
Jeszcze nie.
~ I counting I can see you tomorrow night ~
| Ubiera się jak chłopczyca | Nieszczególnie zna się na damskiej modzie | Lubi kiedy ktoś bawi się jej włosami lub je układa | Mierzy 175 centymetrów | Wszelkie niedogodności, jeśli sama je na siebie ściągnie, znosi w ciszy | Często przesiaduje na dachu gildii i obserwuje okolicę | Nie jest nieśmiertelna, jej ciało się nie starzeje, ale z upływem czasu będą ją powolnie opuszczać siły | Kiedy ją zranisz nie uświadczysz krwi, zobaczysz jedynie buchającą gorącą parę | Dlatego też samodzielnie opatruje swoje rany | W Gildii jedynie Cervan, Irina i Ravi wiedzą o jej przypadłościach, dla reszty jest skromnym magiem ognia, który nie znosi zimna | Ma słabość do kamieni szlachetnych | W walce polega na swoich mocach | Stawia na zwinność i zręczność | Przyjaciel uczył ją wielu rzeczy, jednak najbardziej lubiła kiedy razem obserwowali gwiazdy |
~ PS. If you see Him, please let me know ~
Stasia wita się ze wszystkimi. Bez obaw nie gryzie, nie spopiela, nie parzy bez powodu. Wręcz przeciwnie, z chęcią kogoś pozna i się zakumpluje. W kupie cieplej raźniej jak to mówią, no nie? Więc chętna na wątki planowane i nie, kto chce to pisać.
Zezwalam na używanie postaci w cudzych opowiadaniach, chętnie ją tam zobaczę, byleby wszystko zgadzało się z KP. Śmiało też można zadawać mi pytania na jej temat w razie problemów.
Wizerunek: Padparadscha z Houseki no Kuni autorstwa Haruko Ichikawy
Autorzy artów: Zakładka: zora| I:京三| II:ଳ ᴅᴀɴʏᴀɢᴏᴇ

3 komentarze:

  1. Zdumiewające jak niewielkie są te buteleczki, z których korzystają w pracowni alchemicznej myślał Krabat przedzierając przez wysokie krzewy wybujałe w okolicach gabinetu chemicznego. Zresztą jeszcze rzadziej się zdarza, by taka buteleczka była pełna. Gdyby rzeczywiście znajdowało się w niej tyle płynu ile powinno może nie musiałby zakradać się tutaj tak często narażając na to, że jego nielegalne eksperymenty wyjdą na jaw. Właściwie już od jakiegoś czasu podejrzewał, że niektórzy doskonale zdają sobie sprawę z rzeczywistej przyczyny licznych poparzeń, które nieodmiennie tłumaczył pracą z roślinami. Po za tym nawet jemu ciężko było uwierzyć, by nikt się nie zorientował, że z dobytku gildii raz na jakiś czas znikają trucizny zwierzęce i wraz z odtrutkami na nie. Z niejakim trudem zdołał wsunąć się przez wąskie okienko do budyneczku. W półmroku przed sobą dostrzegł całe rzędy kolorowych buteleczek. Pewnie podążył w stronę szafki z truciznami. Całe szczęście, że oprócz napisów umieszczono na nich rysunki i symbole, w których nawet ze swoją mierną wiedzą potrafił się po orientować. Wyciągał właśnie fiolkę z jadem skorpiona, gdy drzwi otworzyły się dość gwałtownie i do wnętrza wkroczyła rudowłosa kobieta śmiejąc się głośno. Pospiesznie ukrył buteleczkę w kieszeni.
    - Przepraszam, nie zastałem nikogo i już myślałem, że odejdę z pustymi rękami. Chyba się nie znamy jestem Krabat. Jestem tu ogrodnikiem i właśnie skończył mi się nawóz do roślin. Mógłbym może dostać odrobinę.

    Krabat poleca się do wspólnych wątków, przepraszam, że tyle to wszystko trwało nim go wysłałam z przywitaniem

    OdpowiedzUsuń
  2. Zaczynało się robić coraz chłodniej i Philis niczym kwiat słońca szukała ciepła. Tym bardziej zainteresowała ją wiadomość o osobie władającej żywiołem ognia. Informacje o nowej członkini gildii były raczej szczątkowe i najczęściej po prostu sprzeczne, więc młoda sylfa dość szybko nabrała przekonania, że będzie musiała poznać ją koniecznie osobiście i sama wyrobić sobie zdanie na jej temat. Ambitne plany trudno było przekuć w działanie, jako że w między czasie sokolniczka zyskała kilku nowych podopiecznych, których szkoleniem musiała się zająć, a kiedy już skończyła okazało się, że jeden z jej przyjaciół pilnie potrzebuje pomocy, a wreszcie wypadł jeszcze kilka pilnych napraw w domku dla ptaków. Po za tym coraz rzadsze słoneczne dni napełniały kobietę dziwną apatią, tak, że kilka długich dni spędziła w swoim pokoju patrząc bez przekonania w ogień igrający na kominku. Wreszcie doczekała się nieco lepszej pogody. Niezbyt przekonana do robienia czegokolwiek postanowiła nieco rozprostować skrzydła. Wzięła swojego ulubionego jastrzębia, którego nie musiała już trzymać na uwięzi i razem z nim wzbiła się w powietrze. Przez jakiś czas utrzymywała się w miejscu obserwując uważnie tereny gildii. Zaciekawił ją w końcu jakiś niezwykle jasny kształt na szczycie dachu, przypominający ludzką sylwetkę. Podleciała bliżej i przycupnęła na drugim końcu ostro opadającej w dół powierzchni. Zdezorientowany ptak przez chwilę krążył nad jej głową, aż wreszcie przysiadł na jej ramieniu. Dopiero wówczas zbliżyła się do nieznajomej.
    - Wreszcie się spotykamy – oznajmiła uśmiechając się życzliwie – zapewne to ty jesteś Anastasia. Jestem Philis, to znaczy Philomela i pracuję tam w domku dla ptaków, jako sokolniczka. Trochę mi wstyd, że dopiero teraz mamy okazję się poznać, bo naprawdę wiele dobrych rzeczy o tobie słyszałam.

    Philis podobnie jak Krabat poleca się. Takiemu zmarzluchowi jak ona żadne upały nie straszne.

    OdpowiedzUsuń
  3. W gildii bywała na tyle rzadko, że nie zdołała wciąż jeszcze przywyknąć do panujących tu zwyczajów. Jak zawsze wstała, więc zdecydowanie zbyt późno, aby zdążyć na wspólne śniadanie. Zdając sobie sprawę, że wobec zaistniałej sytuacji nawet szalony bieg korytarzami z rozwianym włosem i koszulą nocną nie poprawi jej sytuacji postanowiła przygotować się należycie. Wyszperała w swoim kuferku odpowiednio skromny strój, związała włosy w kitkę i zeszła do jadalni mając nadzieję, że jej nie wyrzucą. We wspólnej Sali nie było prawie nikogo. Ostatecznie wszyscy mieli jakieś swoje sprawy do załatwienia, a ona łudziła się, że się komuś na coś przyda. Starała się wyglądać jak wszyscy inni, ale i tak znacznie odstawała od reszty. Zawsze była inna. Powiodła błędnym wzrokiem po pustym pomieszczeniu pewna już niemalże, że najbliższe godziny spędzi samotnie. Nagle w jednym z nieco ciemniejszych zakątków dostrzegła rudowłosą postać. Nie miała w zwyczaju się wahać, więc chwyciła leżący nieopodal talerz ciastek (na przyjęciach nauczyła się żywić niemal wyłącznie nimi, tak, że zdumienie budzić powinna jej nadal szczupła sylwetka) i ruszyła w stronę nieznajomej.
    - Witaj, nie przeszkadzam, wszyscy już chyba poszli, a ja nie bardzo wiem, co ze sobą zrobić. W ogóle jestem Sorelia.
    Niepewnie wyciągnęła dłoń na powitanie.

    Jakbyś miała ochotę na wątek Sorelia też chętnie przyjmie. Poleca się też jeśli chodzi o wypożyczenie garderoby na bal, gdyby nadarzyła się okazja.

    OdpowiedzUsuń