niedziela, 7 października 2018

Od Alexandry CD Selvyn

Ciemnowłose i ciamajdowate stworzenie przemierzało pola z głową pełną mieszanki myśli i mniejszych myśli. Rozmyślało głównie o swojej rodzinie, do której tak dawno nie pisało i której jeszcze dłużej nie widziało. Alexandra żałowała, że nie zabrała ze sobą czegoś do pisania, gdyż od razu przycupnęłaby i zaczęła pisać do nich o nowym domu i o swoich planach na rozwój w tym miejscu. Ale czy był to jej dom: ta gildia, jej mieszkańcy i ludzie, którym mieli pomagać przed katastrofami? Nie znała odpowiedzi na te dylematy powstałe po tym, jak zasłyszała gdzieś kiedyś, że domem może być druga osoba. Oczywiście zdawała sobie sprawę, że słowa były nacechowane romantycznie i innoczłowieczo, ale lubiła sobie rozkładać takie frazy na części i przykładać do innych sytuacji. Bo skoro domem może być druga osoba, to czy domem może być pasja, cel albo motywacja? Ponieważ skoro osoba będąca domem jest nim, bo sprawia, iż ta druga czuje się na właściwym miejscu we wszechświecie to, czy inne powódki też mogły tworzyć dom? Jeśli tak, to czy jej obecne miejsce zamieszkania, spania i jedzenia, było jej domem, było jej przeznaczeniem? A jeśli okaże się, że jednak nie, to co w takim razie jest jej przeznaczone, jeśli przeznaczenie w ogóle istnieje?
Ciąg jej myśli rozwijałby się dalej i dalej razem z drogą — zupełnie jakby myśli chuchra i droga wybrali się na pogawędkę, dyskusję o egzystencji jako nieożywiona gleba oraz o bycie mózgu przeklętej dziewczyny z prawdopodobnie za dużymi oczekiwaniami i z idealistycznymi cnotami, które w tym świecie nie powinny zbytnio istnieć, bo sprawiają jedynie problemy. A pani mieszkająca z tym mózgiem w jednej skórzastej skorupie po części zdawała sobie sprawę ze swojej beznadziejnej pozycji, ale tylko po części i to na tyle małej, że nie niweczyły jej chęci. Bo przecież chciała tylko pomóc ludziom, którzy są w takiej potrzebie, a ona była w stanie im pomóc. Ale jej rozmyślania ciągnęły się niewiele dłużej, gdyż jakiś odstęp terenu przed nią — nigdy nie była dobra w ocenianiu odległości — zauważyła zarys postaci wśród wysokich traw i chwastów. Nie sposób jej było określić, czy była to zjawa, czy stworzenie z materii i to z materii na tyle rozumnej i świadomej swojego jestestwa, żeby nie musiała zostawiać w nieprzyjemny sposób swojej kojącej samotnej podróży na cześć takiej pełnej obmacywania stęchłymi dłońmi, obłapiania i przylegania do niej całym wywietrzałym ciałem, czy skrzekliwych śpiewów ze spróchniałych ust pełnych robali, ich larw i zapachu pleśni i kiszonych śledzi. Nie było to w każdym razie możliwe do rozpoznania z tej odległości. Z innej strony nie potrafiła stwierdzić, czy to właśnie ci zaklątwieni nie byliby łatwiejsi dla niej jako towarzystwo, bo przynajmniej po tylu latach współistnienia z klątwą wiedziała, jak się zachować — w przeciwieństwie do stworzeń o własnym rozumie, którzy przecież byli nieobliczalni w tym, co mogą odpowiedzieć na twoje słowa.
Przedstawicielka MacHawke'ów odetchnęła głęboko, trzymając gdzieś blisko serca nadzieję, że jednak będzie to stworzenie niezbyt rozumne — może uda się jej wtedy uciec, a przynajmniej nie będzie tyle stresu związanego z prowadzeniem konwersacji z logicznym i sensownym przebiegiem słów.


« Selvyn? || wybacz okropną ilość rozmyślań Ciamajdy oraz mojego słowotwórstwa, następnym razem postaram się ograniczyć albo zrobić to lepiej ^^" »

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz