niedziela, 7 października 2018

Od Alexandry CD Selvyn

Niedoszły rycerz ruszył wolnym krokiem w stronę istoty i niedaleko niej znajdującej się lampy o małym promieniu światła. Zbliżając się, miała coraz więcej rozmyślań — z każdym jeszcze nic niewyjaśniającym krokiem bliżej bardziej rozważała, co może się stać, gdy dotrze do aktualnego celu podróży i jak zareaguje na to, co się wydarzy. Lampa przemówiła trochę do jej nadziei, informując, iż niestety, raczej nie spełnią się jej marzenia. Zaczęła planować, co zrobi, jeśli stworzeniem nieznanego pochodzenia okaże się cokolwiek o świadomym swego bytu umyśle — najlepszym planem wydało jej się zdobycie przewagi, zachodząc obce istnienie i w razie potrzeby przegonienie i wystraszenie swoim gwałtownie uzewnętrznionym przerażeniem.
Przemierzając dzielący ją teren od tajemnicy, wędrowała w sposób gotowy do dobycia broni i uników, jeśli czekałaby ją jakakolwiek pułapka. Spoglądała całą swoją podróż w stronę prawdopodobnie rozumnego człowieka, przynajmniej miało coraz bardziej ludzkawe kształty, aby dowiedzieć się, czego też może oczekiwać od niego, jak może postąpić, czy ją zaatakuje, czy może poprosi o pomoc. Gdyż tak, podchodziła tam tylko dlatego, że istniała możliwość zapotrzebowania na jej pomoc, a była to sprawa, której, choć czasami bardzo chciała, nie mogła odmówić.
Nieoczekiwanie postać zaczęła się poruszać i ta sama sytuacja zaczęła dotyczyć źródła światła — zatem albo ten prawdopodobny człowiek złapał w swoje dłonie to słabe światełko, albo Alexandra nie miała do czynienia z jednym bytem a z dwoma. Myślała, że ruszy gdzieś przed siebie, lecz — ku zaskoczeniu giermka — zaczął krążyć, możliwe, że w pozycji pochylonej, ale to była tylko jej hipoteza, której postanowiła nie poświęcić ani chwili atencji. Nie miała pojęcia, co się działo, nie potrafiła zrozumieć celu i motywacji obserwowanego przez nią wydarzenia. Postradał zmysły? Może miał nerwową noc albo życie? Nic nie brzmiało sensownie.
Miała nadzieję, że nie dojdzie do żadnego starcia, gdyż nie chciała, aby komukolwiek stała się krzywda, dodatkowo nie zabrała ze sobą żadnego opancerzenia, gdyż spacerowanie byłoby straszliwie niewygodne, męczące i z czasem nawet bolesne, a gdyby miała je ze sobą, nie musiałaby skupiać się na swojej broni.
Była już na tyle blisko, że słyszała powzdychiwania raczej zmęczone wykonywaną czynnością. Odezwała się na tyle cicho, że brak temu było jakiejkolwiek reakcji ze strony odbiorcy tej wypowiedzi — czemu się nie dziwiła, gdyż sama ledwo co usłyszała wyskakujące z jej ust słowa. Zaschło jej w gardle przez całą tę polną wędrówkę, dlatego odchrząknęła i kontynuowała:
— Przepraszam? Potrzebna ci pomoc?


« Selvyn? »

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz