niedziela, 14 października 2018

Od Marceliny do Annabelle

Obudziłam się, gdy słońce tylko zaszło. Przeciągnęłam się, zdejmując z siebie kołdrę i odkładając pluszowego smoka na materac. Ziewnęłam szeroko i zleciałam z łóżka. Odsunęłam zasłony z okien i otworzyłam okno, by świeże nocne powietrze wleciało do mojego pokoju. Wyjęłam z szafki butelkę z czerwoną cieczą i wypiłam swoje śniadanie: bodajże krew z jelenia. Przebrałam się w czarny strój i przeczesałam włosy palcami. Usiadłam w powietrzu po turecku i przez chwilę obserwowałam, jak niebo ciemnieje i pojawiają się pierwsze gwiazdy. Wtedy zamieniłam się w nietoperza i wyleciałam przez otwarte okno. Okrążyłam dla zabawy cały budynek, po czym wróciłam do swojej postaci. Wisząc parę centymetrów nad ziemią, poleciałam w kierunku straży dziennej, która aktualnie znajdowała się przy kuźni. Patrol składał się z czarnowłosego barbarzyńcy o imieniu Aaron, oraz z czarnowłosej dziewczyny Alexandry, którą często spotykałam w patrolu nocnym. Dziwiłam się jej, że miała dwa stanowiska, które praktycznie zabierały jej całe dwadzieścia cztery godziny i gdyby nie inni wojownicy, nie jadłaby, nie spała… tylko patrolowała. Czy życie naprawdę jest takie nudne? Co do mężczyzny, przypominał mi niedźwiedzia, którego bogowie obdarowali ludzkim ciałem: wielkie mięśnie, ogromne ciało i ta broda… Jestem ciekawa, czy można by w niej chować jakieś okruszki jedzenia i je przechowywać w przypadku głodówki. 
- Zamiana – powiadomiłam odbierając od mężczyzny włócznie. Nie była mi potrzebna, po prostu ładniej się z nią prezentowałam: w jakimś stopniu przypominałam wojownika, a nie latającą wieśniaczkę. Oddał mi ją, ponieważ nie była jego, a należała do gildii. Po jej przejęciu podleciałam do stajni i usiadłam na jej dachu. Rozejrzałam się wokół, teren był czysty. Teraz zostało mi jedno: czekać na drugiego towarzysza.
Od Xaviera dowiedziałam się, że w patrolu nocnym pracuje nie tylko ta czarnowłosa piękność (na prawdę ma ładną twarz), ale także rudowłosa elfka… Fiona. Tak, tak jej było na imię. Jednak dzisiaj zamiast niej, miała mi potowarzyszyć inna osoba, ponieważ Pei była na jakiejś misji w innym mieście. Byłam ciekawa, kogo mi przydzielą. Egoistycznego dupka z bliznami na ciele, głupiutką blondynkę, która zabłyśnie sztukami walk, a może ogromnego faceta, rozwalającego ściany gołą pięścią? Podczas ostatniej wizji uśmiechnęłam się szeroko. Tak… kogoś takiego chciałabym spotkać i oglądać, jak głową przebija mur, a rękami łamie stalowy miecz, ale czy ktoś taki istniał? Miałam cichą nadzieje, że tak i idzie do mnie. Miałam czekać na tego kogoś przy stajni, ale czy „siedząc na stajni” to duża różnica? W końcu na placu zobaczyłam zbliżającą się postać. Widząc jej posturę, wykluczyłam olbrzyma z ogromną siłą, ale dalej z zaciekawieniem w oczach przyglądałam się swojego towarzyszowi. Zastanawiało mnie, dlaczego nie mogłam sama patrolować jakiejś części Gildii, a ta osoba drugiej części. Czy to wina tego, iż byłam nowa i nie znając praktycznie nikogo, mogłabym zaatakować lub nie, nieodpowiednią osobę? Chyba tak.
Przy stajni paliła się lampa, dlatego gdy postać wkroczyła w jej zasięg, zobaczyłam… księżniczkę?
To była różowa dziewczyna: różowe długie włosy i jaśniejsza różowa cera, z dużymi zielonymi oczkami. Była ubrana w różową sukienkę z białym fartuchem. Przechyliłem lekko głowę w bok i się głośno zaśmiałam.
- Wyglądasz jak wymiociny różowego jednorożca – odparłam i wstałam na równe nogi. Dziewczyna nie mogła mnie zobaczyć, gdyż światło z lampy nie docierało na dach. Ewentualna opcja to widzenie w ciemności, czego nie wykluczałam: miała zielone oczy, niczym kot, który widzi w nocy. - Jesteś tu dla nocnego patrolu? - zapytałam, by mieć pewność. Dziewczyna zmarszczyła czoło.
- Tak – powiedziała ostro, a ja nie pozwoliłam jej dokończyć zdania.
- Świetnie, jak znajdzie się jakiś napastnik wpierw zaatakuje ciebie, strasznie się rzucasz w oczy. A tak w ogóle, nazywam się Marceline, a ty Cukiereczku? - zapytałam ciekawa.

<Annabell?>

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz