piątek, 5 października 2018

Od Novy cd. Ignatiusa

Dziewczynka nie umiała kryć radości. Ucieszył ją bardzo widok uśmiechniętej twarzy Ignatiusa, kiedy przyjmował z jej dłoni delikatny kwiatek o białych płatkach i intensywnie żółtym środku. Lubiła sprawiać ludziom radość. Szczególnie tym, którzy byli dla niej dobrzy. To była nieodłączna część tej małej nocnicy. Nie umiała nawet w obecnej chwili pomyśleć, wyobrazić sobie, że mogłaby zachować się wobec kogokolwiek w sposób niemiły czy nieuprzejmy. Miała za to nieodpartą chęć by roześmiać się swoim cichym, przepełnionym słodyczą tak dobrą jak dziki miód, śmiechem. 
Mężczyzna uklęknął naprzeciw niej. Patrzyła mu w oczy, czując jednocześnie ogarniające ją ciepło, na miły gest jaki Ignatius wykonał w jej stronę. Byli teraz niemal na tym samym poziomie. Krótka myśl przemknęła przez jej małą, szaloną główkę, jednak zanim cokolwiek zdążyła zrobić usłyszała głos młodzieńca. Podziękował. 
— Jak ci minął dzisiejszy dzień? Nauczyłaś się dziś czegoś ciekawego u Eurydyka? — Zauważyła, że zamyślił się na sekundę. — Nie widziałem cię podczas kolacji... mam nadzieję, że to przez przypadek, nie można omijać posiłków. 
— Och... — Dziewczyna zamyśliła się na chwilę. Nerwowo się uśmiechnęła i przeczesała dłonią ciemną grzywkę. — Byłam na zewnątrz. Nawet się nie zorientowałam jak się ściemniało. — pomachała ręką przed twarzą, próbując umniejszyć na ważności całemu temu zdarzeniu.
Spotkała się oczami z sekretarzem. Nie umiała określić co teraz myślał. Był zły? Może nie, w końcu uśmiechał się ciągle. A jednak odczuła swego rodzaju poczucie winy. 
— Od teraz będę już pamiętać o kolacji!
— Trzymam za słowo — Twarz Ignatiusa uzupełnił delikatny uśmiech, unosząc mu przy tym policzki.
Nova aż zapragnęła dotknąć jego skóry, tylko po to, by zaraz uciec z chichotem. Już miała wyciągnąć w jego stronę swoje drobne rączki, kiedy ten wyprostował się niespodziewanie. Nastolatka wydała z siebie zaskoczony pomruk i zadarła głowę do góry, by na niego spojrzeć. Patrzył. Wyciągnął do niej rękę, którą nocnica bez chwili wahania chwyciła mocno, próbując objąć całą palcami. Jej dłoń była jednak zbyt mała i o ile Ignatius bez problemu mieścił niewielką rękę w swojej, o tyle zjawa nie była w stanie chwycić całej dłoni mężczyzny. Było to dla niej równocześnie irytujące jak i zawstydzające. Chciała być większa, doroślejsza. 
Nie powstrzymała pytania, gdy ciemnowłosy zaczął prowadzić ją wzdłuż korytarza:
— Dokąd idziemy?
— Musisz coś zjeść. Nie pozwolę, żebyś chodziła głodna — zabrzmiała odpowiedź.
Dziewczynka sama z siebie uśmiechnęła się ucieszona.
— To miłe, że o mnie dbasz. 
W swobodnej ciszy, przerywanej jedynie wesołym pomrukiwaniem Novy, pokonali zaciemnione korytarze gildii. O tej porze nie przechadzało się już zbyt wiele osób, choć nie była to późna godzina. W przejściach rozlegały się szepty, z pokoi dobiegały przyciszone śmiechy. To była ta aura, która urzekała małą nocnicę. Tajemniczość tego miejsca była fascynująca. Nie było odsłonięte dla każdego, a jednak ona dostała większą szansę, by poznać to wszystko.
Dotarli do kuchni.

*Ignatius?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz