niedziela, 7 października 2018

Od Xaviera cd. Yuuki

Rybim ruchem otworzył usta, aby po chwili je zamknąć, nim jakiś zbędny dźwięk choćby pomyślałby, żeby się wymknąć. W ciągu tych paru sekund przez jego umysł przewinęły się tysiące myśli i pytań, lecz resztki rozsądku podpowiadały mu, że lepiej będzie, jakby zaniechał dalszego drążenia tematu. Jeszcze chwila, jeden nieodpowiedni komentarz i mógłby przepaść w tym pokręconym pragmatyzmie lub – co gorsza – dokopać się do rzeczy o wiele dziwniejszych, niż wiewiórcze dziuple wypchane alkoholem. Przełknął więc zbędne myśli i wyciszył ciekawość, a następnie z wręcz nabożną ciszą schylił się po najbliżej leżącą butelkę i delikatnie ją podniósł. Brązowane szkło pokrywała lepka warstwa kurzu, co mogło świadczyć o tym, że kobieta zadbała o odpowiedni okres leżakowania trunku, nie mówiąc już o tym, kiedy potencjalnie nabyła poszczególne elementy swoich żelaznych racji. Xavier wyciągnął z kieszeni lnianą szmatkę, która niegdyś uchodziła za chusteczkę i przetarł nią dokładnie ścianki, odkrywając wytłoczone na nich informacje. A widząc te inskrypcje, chłopak nie mógł się powstrzymać, żeby nie zagwizdać. Posłał dziewczynie pytające spojrzenie, na co ta, tylko wzruszyła ramionami i obdarowała go szerokim uśmiechem. Uniosła swoją butelkę trochę wyżej i jednym sprawnym ruchem ją odkorkowała, zachęcając barda do dołączenia się do toastu. Co nawet nie musiała robić, bo chłopak zdążył już przyssać się do buteleczki i wątpliwe, żeby w najbliżej chwili się od niej tak łatwo odessał.
Zwłaszcza że anielica okazała się nadzwyczaj dobrą gospodynią, bo chociaż przyjęła go w środku starego boru, to jednak ugościła go takim trunkiem, że o bogowie. Wraz z upływającym czasem sitowia wydały się całkiem wygodnym siedzeniem, wilgoć przestała zawadzać, a z każdą kolejną buteleczką coraz mniej przeszkadzały mu komary i inni krwiożercy. W pewnym momencie po prostu zaczęło mu być wszystko jedno. Stał, siedział, czy może leżał. Suchy czy całkiem przemoczony, pijany czy trzeźwy, obojętnie, bo zostało to przyciemnione przez to błogie uczucie.
Było mu po prostu dobrze, cudownie, cholernie wspaniale.
Trudno powiedzieć ile tam przesiedzieli, paplając na różne tematy, żartując i po prostu pijąc. Każdemu tematy do rozmowy skończyłyby się już dawno, lecz ci zaraz wynajdowali nowe kwestie, które koniecznie musieli poruszyć. Asystował im w tym oczywiście alkohol, który z każdym łykiem napędzał myśli do tworzenia coraz dziwniejszych wątków, a także idei, które w menelskim uniesieniu wydawały się całkiem niesamowite.
— Mówiłaś, że są tu gdzieś jakieś tunele — odezwał się w pewnym momencie Xavier, który zdawał się całkiem nie przejmować faktem, ze właśnie wyskoczył z tematem, który nawet w najmniejszym stopniu nie był związany z tym, o czym uprzednio prawili.
Yuuki popatrzyła na niego i przyjęła minę, jakby się nad czymś głęboko zastanawiała.
— Taa... W sumie to tak jakby są pod nami.
— Dużo jest ich tam?
— Co?
— Korytarzy. Czy jest dużo korytarzy? One się jakoś rozpełzają pod lasem? Prowadzą do czegoś? 
Chłopak dźwignął się z ziemi. Możliwe, że chciał nawet wstać, ale gdzieś po drodze stwierdził, że nie jest to najlepszy pomysł, więc po prostu usiadł na swoich kolanach. Z wypiekami na twarzy wymalowanymi przez promile, z koszulą rozpiętą gdzieś w połowie i z włosami, które samoistnie przybrały koronę z leśnego kwiecia, wyglądał całkiem, jak ktoś z problemem. Na dodatek szczerzył się głupkowato, nie kryjąc faktu, że właśnie urodził jakąś myśl. 
— Chodźmy tam! 

Yuuki?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz