czwartek, 31 stycznia 2019

Od Benjamina cd. Selvyn

Wpisy Selvyna zostały usunięte z bloga, dostępne są tylko odpisy Benjamina

~*~

Pozytywna odpowiedź Selvyna była najlepszą rzeczą, która spotkała chłopaka od rana. Benjamin nie potrafił ukryć swojego zadowolenia. To dla niego ogromna szansa, żeby się wykazać i przy okazji miło spędzić czas. Już w jego umyśle zaczynały powstawać najróżniejsze pomysły oraz projekty. Nie pozostawał jednak długo w krainie marzeń i fantazji. Nie chciał zbyt odcinać się od świata rzeczywistego.
- Dziękuję… Uszycie czegoś dla ciebie będzie czystą przyjemnością. – Na jego twarzy zagościł miły uśmiech. – Oczywiście, już idę. - Krawiec wszedł do pomieszczenia i oniemiał. Było takie duże i skomplikowane... O wiele większe od jego pracowni. Porozstawiane w nim przedmioty oraz meble silnie przyciągały uwagę. Czuł się prawie jak na wystawie. Gdyby tylko mógł, zapewne przyjrzałby się im bliżej, jednak wiedział, że ruszanie czyiś rzeczy jest nieuprzejme. Poza tym pewnie po jakimś czasie zagubiłby się lub, co gorsza, zrobił sobie krzywdę. Takich wypadków koniecznie należy unikać.
Nie odstępował Selvyna nawet na krok. Starał się nie zwracać uwagi na kolejne wynalazki, które mijał. Gdy dotarli do jednego z „pomieszczeń”, grzecznie usiadł we wskazanym mu miejscu. Wyciszył się i starał nie przeszkadzać. Jedynie podziwiał otoczenie. Z początku jego wzrok przyciągnął regał. Bez pośpiechu, przyjrzał się najpierw całej szafce od góry do dołu, po czym jego wzrok przeniósł się na książki. Próbował przeczytać chociaż jeden tytuł, jednak nie do końca było to możliwe z tej odległości. Musiał się poddać.
Czas oczekiwania dłużył się i dłużył. Dla krawca zrobienie herbaty było kwestią wsypania do szklanki wcześniej zakupionego proszku i zalania wrzącą wodą… Nigdy nie czuł potrzeby, żeby bardziej zadbać o jej przygotowanie. W momencie, gdy pozostało im tylko czekać na zagotowanie się wody, uznał, że musi się odezwać i pochwalić starania gospodarza.
- Twoja herbata musi być naprawdę niesamowita. Już nie mogę się doczekać, aż jej spróbuję. Pierwszy raz ktoś mnie tak miło ugościł. – Powiedział głośno, żeby Selvyn na pewno zdołał go usłyszeć. - Jednak, w przyszłości nie musisz się aż tak starać… Wystarczy mi szybko zrobiony napar… - dodał już trochę ciszej.

środa, 30 stycznia 2019

Od Annabelle cd. Benjamina

     Annabelle kolejny dzień standardowo spędzała u siebie w lecznicy. Przez czas jaki urzędowała w tym miejscu zdążyła zająć się wszystkimi rzeczami pozostawionymi po poprzednim medyku. Dokumentacja uporządkowana była tak by jej było jak najwygodniej wszystko odnaleźć. Lekarstwa i różne zioła również dostały nowy porządek. Dzięki temu z pewnością łatwiej jej będzie pomagać członkom gildii.
     Nie mając już nic konkretnego do zrobienia, z rana zwyczajnie usiadła sobie na jednym z łóżek z książką. Zaczęła ją kilka dni wcześniej i naprawdę historia w niej opisana wciągnęła dziewczynę. Była to powieść o grupce przyjaciół szkolących się w szkole rycerskiej i ich przygodach.
     W tym momencie kocurek przygarnięty przez dziewczynę jakiś czas wcześniej, postanowił wskoczyć na łóżko zaraz za nią by ułożyć się obok. Lekarka spojrzała na swojego małego towarzysza i pogłaskała go po główce na co ten zamruczał. Dlatego też czytając swoją książkę, dziewczyna w dalszym ciągu głaskała stworzenie.
     W ten oto sposób różowowłosej minęło kilka godzin. W końcu jednak usłyszała delikatne pukanie do drzwi. Wtedy odłożyła książkę na bok i zabrała dłoń od kota. Ten miauknął wyrażając swoje oburzenie zaistniałą sytuacją. Dziewczyna spojrzała na niego przepraszająco.
- Przecież nie mogę cię głaskać cały dzień słońce - odpowiedziała mu jedynie.
     Podniosła się z posłania i ruszyła w kierunku drzwi. Słysząc prośbę osoby stojącej za nimi przyśpieszyła kroku. Otworzyła drzwi i wpuściła stojącego za nimi chłopaka. Przyjrzała się osobie wyglądającej na jej rówieśnika w poszukiwaniu ran i od razu odnalazła problem.
- Usiądź na którymś łóżku to zaraz cię opatrzę. Nie musisz tego sam robić.
     Gestem pokazała mu żeby się rozgościł po czym zamknęła za nim drzwi i ruszyła za nim. Chłopak gdy tylko zauważył futrzastą kulkę leżącą na jednym z łóżek postanowił usadowić przy nim. Annabelle uśmiechnęła się na ten widok. Poprosiła go podanie dłoni by mogła na nią spojrzeć. Skrzywiła się nieznacznie widząc odłamki szkła.
- Jak to zrobiłeś?- spytała puszczając jego dłoń.
     Przestawiła stolik stojący obok łóżka tak by na nim znaleźć się mogła dłoń, którą będzie się zajmować po czym podeszła do szafki by wyjąć z niej potrzebne rzeczy. Zostawiła je na rzeczonym stoliku i jeszcze na chwile odeszła od niego. Musiała przemyć dłonie po tym głaskaniu kota, i w jakiejś miseczce wziąć również trochę by móc przemyć rany. Mając już wszystko wróciła do niego i usiadła po przeciwnej stronie stolika na krześle.
- Wyślizgnęła mi się szklanka z dłoni - odpowiedział na jej pytanie pacjent. - To nic takiego, takie sytuacje spotykają mnie zbyt często.
- Nie krępuj się do mnie przychodzić. - uśmiechnęła się do niego ciepło. - W końcu na tym polega moja praca, prawda?
     Chwyciła jedną ręką poranioną dłoń, a w drugą wzięła niewielką pęsetę by zacząć wyjmować nią odłamki szkła. Dziewczyna skupiła się na swoim zajęciu by przypadkiem nie skrzywdzić chłopaka. Po kilku dłuższych chwilach w końcu udało jej się pozbyć wszystkich. Wtedy delikatnym ruchem przemyła miejsca przecięte przez szkło i założyła opatrunek. Uśmiechnęła się odkładając wszystko na bok.
- Na przyszłość polecałabym użycia miotły, zamiast zbierać wszystko ręcznie.

poniedziałek, 28 stycznia 2019

Od Annabelle cd. Selvyna

Wpisy Selvyna zostały usunięte z bloga, dostępne są tylko odpisy Annabelle

~*~

     Pogłaskała futrzastą kulkę po czarnym łebku słuchając słów swojego towarzysza. W sumie to nawet ucieszył ją fakt, że on nie chciał zatrzymywać stworzenia ponieważ sama chciała to zrobić. Od dłuższego czasu zastanawiała się nad przygarnięciem jakiegoś niedużego stworzenia więc pojawienie się tego malucha tylko zachęcił ją do szybszej decyzji.
- Myślę, że może zostać u mnie. W sumie i tak już od jakiegoś czasu myślę o przygarnięciu jakiegoś stworzenia. Miło będzie spędzać z kimś czas siedząc tyle czasu w lecznicy. W końcu nie zawsze ktoś potrzebuje pomocy.- uśmiechnęła się do stojącego obok mężczyzny.
- Tak, to dobry pomysł. Tu jeszcze zrobiłby sobie krzywdę. Albo postanowił postrącać jakieś szklane pojemniki na ziemię, jak to koty mają w zwyczaju.- Selvyn kiwnął głową odpowiadając jej.
     Tymczasem maluch poczynał sobie w najlepsze będąc w ramionach dziewczyny. Może z początku siedział spokojnie nie wiedząc skąd się wzięły trzymające go ręce jednak po chwili zajął się zwisającym nad nim różowym kosmykiem. Atakował go zawzięcie najwidoczniej mając z tego dużo radochy. Annabelle zerknęła w dół na zwierzaka czując delikatne szarpnięcia gdy kotkowi udało się zahaczyć na dłużej kosmyk. Uśmiechnęła się widząc jak się bawi.
- Wydaje mi się, że chyba nie będę mogła u ciebie zostać zbyt długo. Muszę zorganizować mu kącik w lecznicy i u siebie w pokoju. Może następnym razem poopowiadasz mi więcej o tych wszystkich wynalazkach? Albo i nawet pokażesz jakieś w użyciu.
- Chętnie - jej rozmówca się uśmiechnął. - Zawsze mam niedostatek przerw w pracy, więc każde odwiedziny są bardzo mile widziane.
- W takim razie do zobaczenia wkrótce Selvynie.- różowowłosa odwzajemniła uśmiech po czym wyszła z pomieszczenia.
     Lekarka skierowała swoje kroki w stronę wyjścia z budynku jednak po drodze pomyślała o tym, że warto by było zajść do kuchni po coś co kotek mógłby zjeść. Po korekcie kierunku szybko udało jej się znaleźć na miejscu. Ucieszyła się widząc kucharkę. Podeszła do niej żeby poprosić o jakieś naczynia i trochę mięsa dla kotka. Kobieta chwilę ponarzekała na wnoszenie zwierząt do kuchni jednak szybko odpuściła widząc, że śpi i nic nie szkodzi. Po obietnicy, że już więcej nie wprowadzi tu tego stworzenia dostała rzeczy dla niego przeznaczone. Przemykając przez korytarz, dziedziniec i korytarze kolejnego budynku szybko udało jej się trafić do swojego pokoju. Położyła śpiące zwierze na swoim łóżku by móc w tym czasie przygotować kącik dla niego.

***

     Po kilku dniach lekarka postanowiła zgodnie z obietnicą odwiedzić po raz kolejny swojego znajomego. Jednak zanim się udała do jego pracowni postanowiła zahaczyć o kuchnię by wziąć ze sobą herbatę. Okazało się, że ma niezłego farta ponieważ wychodząc z niej oprócz herbaty na tacce trzymała talerzyk ze świeżutkimi ciastkami upieczonymi przez kucharza. Z uśmiechem na twarzy dotarła pod pracownie. Zapukała do drzwi jednak nie słysząc odpowiedzi po prostu do niej weszła. Rozejrzała się po wnętrzu by w końcu zauważyć pracującego Selvyna. Po cichu do niego od tyłu podeszła po czym postawiła tackę na blacie obok. 
- Mam nadzieję że dbanie o zdrowie idzie ci dobrze i się nie przepracowujesz.

niedziela, 27 stycznia 2019

Od Newt'a cd. Elry

Dzisiaj dostaliśmy nowego konia. Rasowego, idealnego do pościgu i chociaż mogło się wydawać, że ten dzień będzie wspaniały, okazało się, ze zwierzę było po traumatycznych przejściach. Jako źrebak został zabrany na jakąś farmę, gdzie wykorzystywano go jako konia pociągowego, nie wypuszczano ze stajni, nie sprzątano jego boksu i tylko rzucano mu siano, czasem zapominając o wodzie. Szczęście było takie, że nie był agresywny, ale bardzo słaby i nie miał ochoty na jakikolwiek kontakt z ludźmi. Słysząc jego historię, miałem ochotę samemu po niego jechać, jednak było za późno. Gdy się o nim dowiedziałem, transfer był w drodze powrotnej. Przygotowałem mu czysty boks, a do bocznych przyprowadziłem spokojne i przyjazne konie, przy których będzie mógł się oswajać z nowym otoczeniem. Zapewniłem świeże siano, wodę i parę kostek cukru na przegryzkę.
Czekał z niecierpliwością, a gdy przyjechał, od razu wziąłem sprawy w swoje ręce. Na spokojnie wyprowadziłem go z wozu i powoli zaprowadziłem do stajni. Głowę miał zwieszoną w dół, wyglądał, jakby szedł na obój.
- Tu będzie twój nowy dom - oznajmiłem cichym głosem i wprowadziłem go do boksu. - To jest Kiara - przedstawiłem karą klacz z lewej strony. - A to Magnus - i gniadego ogiera z prawej. Zamknąłem boks, a koń od razu się położył i wsadziłem pysk do wody. - Z tego co mi wiadomo, ty się nazywasz Galante - powiedziałem do konia, które słysząc swoje imię podniósł na mnie niewyraźny wzrok. Klacz obok zarżała machając grzywą. Dałem jej kostkę cukru, potem dla ogiera, a ostatni kawałek chciałem dać dla nowego, on jednak odwrócił głowę i zamknął oczy. - Racja, odpocznij - po tych słowach poszedłem na pastwisko sprawdzić, jak się miewają pozostałe konie.

*

Gdy wróciłem, Theo rozmawiał z nowym koniem, ale widocznie i jemu było ciężko nawiązać jakąś rozmowę. Po tym całym wspólnym czasie spędzonym z nim w stajni, zdałem sobie sprawę, że on naprawdę rozmawia ze zwierzętami: mimo wszystko nie miałem pewności, ale tę wersję ciągle utrzymywałem. Chociaż nie wypowiadał na głos słów, miałem dziwne wrażenie, że się z nimi porozumiewa, a ponieważ zjawiska paranormalne były w tych czasach normalnością, nie zdziwiłem się. Ale wiedziałem jedno; nie był niemową, jak na początku myślałem (i większość osób też). Po jakimś czasie, odzywał się do mnie pojedynczymi słowami, a potem, gdy zdałem sobie sprawę z jego umiejętności, a on to dostrzegł, opowiadał mi to, co mówiły konie i inne zwierzęta. Potem sam o to pytałem i tak nam zlatywały wspólnie dni.
Przed kolacją uciąłem sobie drzemkę na sianie, Theo zasnął po drugiej stronie. Wszystkie konie były oporządzone i można było wracać do siebie, ale żadnemu z nas nie chciało się iść do budynku. Gdy się obudziliśmy, było już po kolacji. Chłopak poszedł od razu do siebie, ja jednak nie mógłbym zasnąć z pustym żołądkiem. Poszedłem do kuchni, mając nadzieję, że kucharka jej nie zamknęła i nie zastanę tam nikogo, kto mnie z niej wyrzuci (w końcu kucharka nie dawała jeść tym, którzy się spóźnili, nie licząc osób na misjach).
Idąc po ciemku dotarłem do celu. Otworzyłem drzwi, a gdy zobaczyłem błysk świecy, miałem wrażenie, że jest po mnie i pójdę głodny spać. Mimo wszystko wszedłem do środka i zamiast kucharki, zobaczyłem obcą dziewczynę. Zaoferowała mi cichym i spokojnym głosem herbatę.
- Tak, dziękuje - powiedziałem tym samym tonem. Dziewczyna zajęła się piciem, a ja sprawdziłem, czy kucharce coś zostało z kolacji. Na nasze szczęście zostało trochę zupy. - Nalać ci zupę? - zapytałem, dziewczyna odpowiedziała twierdząco. Wyjąłem dwie miski i je napełniłem, a dziewczyna zalała herbatę. Wszystko robiliśmy w ciszy i w blasku jednej świecy. Położyliśmy kolacje na najbliższym stoliku i usiedliśmy. - Jesteś nowa? Nie widziałem cię wcześniej - zapytałem.

<Elra? Mam nadzieję, że nie zanudziłam c;>

niedziela, 20 stycznia 2019

Od Aries c.d. Selvyna

Aries poprawiła się na ławie słuchając wypowiedzi Selvyna. Przyjemnie było dać wytchnienie nogom po wielogodzinnym marszu. Choć w niczym nie dorównywało to wygodzie, jaką dawały smocze łuski. W końcu odnalazła najwygodniejszą dla siebie pozycję. Siedziała z rękami oplatającymi prawą nogę podciągniętą pod brodę, a lewą swobodnie zwisającą z ławy. I teraz, kiedy było jej wygodnie, mogła na spokojnie zająć się rozważaniem słów wynalazcy. I rzeczywiście, fakt posiadanych przez niego znajomości wśród uczonych był niezwykle przydatnym atutem, to jednak niebieskowłosa miała przeczucie, że Mistrz wysłał go z nią z nieco innego powodu niż mężczyzna zakłada.
- Wydaje mi się, że Mistrz przydzielił cię jako mojego towarzysza, bardziej przez wzgląd na moją nieśmiałość i niewielkie obycie z innymi ludźmi, niż ze względu na twoje znajomości w kręgach osób uczonych... Nie zmienia to faktu, że posiadane przez ciebie kontakty będą nieocenioną pomocą... I z pewnością warto by było odwiedzić jednego z twoich znajomych po poradę... Oczywiście jeśli możemy... - uśmiechnęła się i spojrzała nań pytająco. Mężczyzna wydawał się zamyślony. A jego wyraz twarzy podpowiadał, jakoby wertował w swoim umyśle listę nazwisk osób związanych z magicznymi zwierzętami. Nie zamierzała mu przeszkadzać. Wyjęła z torby notatnik i zaczęła w nim zapisywać punkty charakterystyczne, zmienione elementy krajobrazu, odległości, oraz wszelkie inne niezbędne poprawki jakie należało nanieść na mapy okolic gildii po powrocie z wyprawy. Po drodze wędrowała myślami wokół tego, jak to by było studiować na akademii. Z pewnością musiało to być niezwykłe doświadczenie. Być otoczoną przez najnowsze dzieła z dziedzin przyrodniczych oraz przez dziesiątki uczonych, z którymi można by się konsultować. Była całkowicie przekonana, że to musi być lepsze niż przestarzałe woluminy, które wynajdowała w ruinach. Może kiedyś by się go spytała o wrażenia z akademii. Na razie jednak W międzyczasie na stole wylądowały talerze z chlebem i miski z parującą zupą ziemniaczaną przyniesione przez jedną z pracujących tam kobiet. Od razu zabrała się za jedzenie, nie przerywając przy tym pracy. W końcu, jeśli mapa miała być dokładna musiała spisać to wszystko póki jeszcze informacje w jej pamięci były świeże, niczym nie zniekształcone. Ledwie zaczęła jeść, a już zdążyła pochłonąć zawartość miski. Przekonała się o tym fakcie, gdy w jej zwyczajowym, podczas pracy, transie ugryzła pustą łyżkę. Doświadczenie to, jak zawsze, nie należało do najprzyjemniejszych. Niebieskowłosa skrzywiła się czując drewno, zamiast ciepłej zupy. Choć jej niezadowolona mina wynikała bardziej, z rozczarowania, że to jednak koniec posiłku, niż ze względu na wgryzienie się w łyżkę. Liczyła po cichu, że Selvyn dalej będzie pogrążony w myślach i nie zauważy tego żenującego zdarzenia. Jak się można spodziewać w takich przypadkach, pech nie spał, i mężczyzna wpatrywał się w nią. Aries od razu schowała spuściła wzrok i pochyliła głowę by ukryć zaczerwienione ze wstydu policzki.
- J-jakieś p-pomysły, co do wyprawy...? - cichym, lekko załamującym się głosem spróbowała odwrócić jego uwagę od tego co wydarzyło się przed chwilą. - Bardzo głupio to wyglądało prawda...? - dodała ledwie słyszalnie pod nosem. Nie sądziła, że już na początku znajomości się zbłaźni. A jeszcze nawet nie oddalili się zbytnio od terenów gildyjnych. No cóż, mogła jedynie liczyć, że mężczyzna się zaśmieje i zapomni o tym. A jak nie, to przetrwać wyprawę, a potem w gildii robić to w czym jest najlepsza, czyli w unikaniu kontaktu z ludźmi.

<Selvyn?>

piątek, 18 stycznia 2019

Od Tilly cd. Krabata

W stosunkowo dość krótkim okresie czasu udało mi się dogonić mężczyznę. Chociaż trzeba przyznać, że łatwe to nie było. Znajdowałam się na tyle blisko, że powinnam dać radę bez problemu go zaatakować. Przyczaiłam się. Byłam gotowa w każdej chwili wykonać swe zlecenie. W momencie, gdy tylko ów osobnik znalazł się niemalże idealnie pode mną, szybko zeskoczyłam na niego. Udało mi się powalić go na ziemię. Usłyszałam także stukot kopyt, który stawał się coraz cichszy. Czyli jego koń prawdopodobnie się spłoszył i uciekł. Uśmiechnęłam się lekko do siebie. Miałam przewagę. Albo raczej tak mi się tylko wydawało. Za nic nie spodziewałabym się, że zaraz zostanę zrzucona z mężczyzny, a ten uniesie mnie za poły ubrania. Byłam w lekkim szoku, bo nie często zdarzały się sytuacje, w których ktoś walczył, mimo że powaliłam go.
- Puszczaj ją! - do mych uszu doszedł nagle krzyk Krabata.
Lekko przekręciłam głowę - na tyle ile mogłam i spojrzałam na to, jak rozpaczliwie wyciąga dłoń w naszą stronę.
- Spadaj dzieciaku. Nie mieszaj się w nie swoje sprawy - warknął mężczyzna, który nadal trzymał mnie w górze.
Chwilę jego nieuwagi, od razu wykorzystała Silver. Szybko znalazła się obok nas i momentalnie skoczyła na plecy "celu", mocno wczepiając w nie pazury. Nie trzeba było długo czekać na jakąkolwiek reakcje z jego strony. Po okolicy rozniósł się donośny krzyk bólu, a moja osoba bezwładnie upadła na twardą drogę. Jęknęłam, odczuwając skutki tego, ale zaraz wzięłam się w garść. Wstałam, chwyciłam różdżkę, która wcześniej wyleciała mi z ręki i ruszyłam pomóc mej wspólniczce. Nie zwracając zbytnio uwagi na to, że nadal obok znajdował się Krabat, zajęłyśmy się, wykonywaniem tego, co powinnyśmy. Wspólnymi siłami ponownie powaliłyśmy mężczyznę na ziemię. Zaczęła się moja część zadania. Zamknęłam oczy i skupiłam się na odbieraniu magii mego celu. Kiedy skończyłam, schowałam ją do fiolki, którą to następnie wrzuciłam do torby przy pasie. Spojrzałam jeszcze raz na mężczyznę, który to wyraźnie osłabiony, leżał bezwładnie tam, gdzie go zostawiłyśmy.
- Czasami mam za dobre serce - westchnęłam i z pomocą kotki zaciągnęłam go pod drzewa, o które oparłyśmy go. - Niech sobie odpoczywa - wymamrotałam pod nosem.
Odwróciłam się na pięcie. Mój wzrok momentalnie zatrzymał się na postaci Krabata. Dopiero teraz uświadomiłam sobie, że widział wszystko, co się wydarzyło. Nie byłam pewna, co powinnam w tej sytuacji zrobić. Powiedzieć coś? A może po prostu siedzieć cicho? Nie lubiłam zbytnio rozmawiać o mej pracy. Szczególnie jakoś nie widziało mi się to, aby informować o niej członków gildii. Ostatecznie spanikowałam i jak najszybciej uciekłam, słysząc jeszcze głos rolnika, który najprawdopodobniej chciał o coś zapytać, ale odpowiedzi miał już nie dostać...

<Krabat?>

piątek, 4 stycznia 2019

Podsumowanie #11

Witamy Was kochani w nowym podsumowaniu miesiąca!
W tym miesiącu do Gildii dołączyli:
Willibald Whitbottom

Serdecznie witamy i mamy nadzieję, że miło spędzisz z nami czas!
Jednocześnie musieliśmy pożegnać się z: 
Shinaru, ze względu na brak czasu
Alexandrą i Yuuki, ze względu na brak odzewu
Punktacja:
Rawen - 0 PD - 47 PD do PU - Aktywność potwierdzona
Philomela - 90 PD - 880 PD do PU - +1 PU za postać miesiąca
Kai - 0 PD - 318 PD do PU - Nieobecność
Desiderius - 69 PD - 1127 PD do PU
Blennen - 0 PD - 694 PD do PU - Nieobecność
Aries - 40 PD - 176 PD do PU
Sorelia - 49 PD - 228 PD do PU
Newt - 0 PD - 485 PD do PU - Aktywność potwierdzona
Tilly - 0 PD - 30 PD do PU - Rozpoczyna się okres ostrzegawczy
Nova - 0 PD - 97 PD do PU - Aktywność potwierdzona
Krabat - 51 PD - 167 PD do PU
Annabelle - 0 PD - 41 PD do PU - Nieobecność - Dodatkowe dwa tygodnie przez okresem ostrzegawczym
Selvyn - 39+41=80 PD - 147 PD do PU
Marceline - 40 PD - 55 PD do PU
Benjamin - 36 PD - 109 PD do PU
Willibald - 40 PD - 60 PD do PU

Ignatius - 0 PD - 938 PD do PU - Nieobecność
Xavier -  0 PD - 928 PD do PU 
Anastasia - 0 PD - 100 PD do PU - Nieobecność

Tym samym postacią miesiąca zostaje Philomela! Bardzo dziękujemy Ci za Twoją aktywność!

Osoby, które otrzymały PU proszone są o napisanie do jakiej umiejętności chcą je dodać.
Inne sprawy
- Z okazji świąt na blogu tymczasowo pojawił się klimatyczny szablon, za który tradycyjnie dziękujemy naszej Blackhorn oraz playlista! Cieszymy się, że tak samo jak w przypadku Prima Aprilisu, ta niespodzianka przypadła Wam do gustu.
- Powstała zakładka, w której znaleźć możecie pamiątkowe "zdjęcia" wszystkich okazjonalnych szablonów, które pojawiały się na blogu. Link do niej znajdziecie na discordzie na kanale "Tablica Ogłoszeń".


To wszystko na dziś, kochani, dziękujemy za uwagę!
Widzimy się w kolejnym podsumowaniu!
Administracja

Od Soreli

Blask księżyca rozpryśnięty się na niebie w tysiącem drobnych gwiezdnych iskierek prześlizgiwał się łagodnie po gładkich taflach okien. Tancerze płynęli jakby ponad parkietem lekkim posuwistym krokiem wirując łagodnie, aż zdawało się iż to gromada kolorowych motyli sfrunęła na moment pomiędzy stylizowane na antyk ozdobne kolumny. Przy stołach jak zawsze zajęła miejsca rada starszych. Gromadka posiwiałych już lecz wciąż eleganckich dam śledziła wirujące pary czujnym wzrokiem gotowe w razie jakiejkolwiek niestosowności jak starożytne parki przeciąć niczym nić życia karierę występnej istoty w kręgach wyższych sfer. Panowie przepijali do siebie gromko zaśmiewając się i biorąc po przyjacielsku w ramiona jak przystało na dobrze wychowaną szlachtę. Tylko jedna osoba zdawała się umykać czujnym spojrzeniom i badawczym pytaniom jakie zwykle zadaje się pannom na wydaniu. Stała samotnie w lawendowo-błękitnej sukni wyszywaną w srebrzyste listeczki, ozdobionej koronką, w której czuła się jak porcelanowa lalka. Bez większego zainteresowanie przyglądała się ciemnym wysmukłym konturom drzew odbijającym się na oknach gdzieś poza ciężkimi kurtynami purpurowych zasłon otulającymi wypełnioną jasnym i ciepłym światłem marmurową salę. Powinna coś robić dla gildii, działać, walczyć z przestępcami, brać udział w efektownych pościgach a nie siedzieć ściśnięta gorsetem i po raz setny zachwalać przekąski, kosztami przygotowania, których spokojnie mogłaby opłacić usługi swojej służby wywiadowczej przez miesiąc. Owszem zdarzało jej się na takich bankietach odgrywać rolę femme fatale z czym radziła sobie wyśmienicie, ale tym razem nawet nie było wokół kogo się zakręcić, żaby uzyskać informacje inne niż dotyczące jej pięknych oczu i wyśmienitej sukni. Z trudem powstrzymywała cisnący się na usta grymas i pewnie rozchorowałaby się od tej bezczynności, gdy nagle dostrzegła jakiś podejrzany ruch na tarasie w pałacowym ogrodzie. Dyskretnie przemknęła się przez pomieszczenie unikając podejrzliwych spojrzeń jakie mogłyby zostać skierowane pod jej adresem. Wreszcie dopadła drzwi. Pchnęła je ostrożnie starając się zachowywać jak najciszej. Ostrożnie wyjrzała na zewnątrz, ale nie dojrzała nikogo. Wciąż lustrując bacznie otoczenie zbliżyła się do zajmującej centralne miejsce na placu za dworem fontanny. Wreszcie oparła się o twardy i chłodny brzeg wodnego zbiornika. Wokoło nie było żywej duszy. Już myślała, że coś jej się przywidziało, gdy nagle usłyszała za sobą ciche pluśnięcie. Obróciła się przodem do falującej lekko pod wpływem wiatru tafli na której szerokimi kręgami kładły się ślady niedawnej obecności jakiegoś przedmiotu zanurzającego się w odmęty. Nagle jakaś dłoń chwyciła ją od tyłu za kark i wepchnęła jej głowę pod wodę. Szarpała się bezskutecznie starając wyrwać z żelaznego ucisku i kiedy już myślała, że zginie z rak nieznanego sprawcy z gorzkim przekonaniem, że powinna była jednak zafundować sobie lekcje pływania bo ją piaty już raz w miesiącu stara się ktoś utopić, gdy nagle ucisk zelżał równie gwałtownie jak się pojawił, a ona z trudem łapała powietrze starając się otworzyć oczy, na które lśniącą kaskadą spadały mokre włosy. Nie wiedziała też komu dziękować za ocalenie i czy istotnie powinno ją ono cieszyć. Ostatecznie znając jej szczęście równie dobrze mógł to być któryś z jej wrogów, a tych zdążyła już sobie stosunkowo wielu narobić.

<Ktoś?>   

czwartek, 3 stycznia 2019

Od Krabata cd. Desideriusa

Słuchając wyjaśnień mężczyzny powoli posuwał się w stronę zbawiennego chłodu, który miał ich owionąć zaraz po rozwarciu ciężkich rzeźbionych drzwi stanowiących prawdziwą ozdobę głównego gmachu jak i skuteczną zaporę dla upału, który zdawał się wręcz roztapiać otaczający krajobraz. Zarzucił ciężkie pakunki na ramię i z niejakim trudem wydobył białą chusteczkę, którą z właściwą sobie pedanterią przetarł mosiężną klamkę przypominającą jakiś wymyślnie stylizowany liść. Pchnął właśnie wrota budząc uśpiony zawsze, gdzieś w szczelinach strych zawiasów skrzypiący jęk, gdy jego uszu dobiegło pytanie rozmówcy:
— Jak będę mógł się odwdzięczyć za twoją przysługę?
Poczuł się niemile zaskoczony tym pytaniem. Kiedy miał akurat odpowiedni nastrój był naprawdę dobrym słuchaczem, wiele potrafił zmilczeć, jeśli tego wymagała sytuacja, innym razem mógł być irytującym maruderem, wylewać żale na jakieś urojone niedogodności, ale rzadko zdarzało mu się mówić o tym co naprawdę mu doskwierało, szczególnie jeśli mogło go to postawić w niezbyt korzystnym świetle, a niewątpliwie prośba, która cisnęła mu się na usta należała do tej kategorii. Wzruszył wiec tylko ramionami i bez słowa ruszył naprzód korytarzem, puszczając drzwi tak gwałtownie, że tylko odrobina szczęści, lub więcej niż odrobina zręczności uchroniły zielarza od przykrego w skutkach zawarcia bliższej znajomości z twardym i ciężkim przedmiotem. Przyspieszył kroku starając się jak najszybciej uciec od nieprzyjemnych wyrzutów sumienia - ostatecznie nie było nic niewłaściwego w tym co usłyszał i żadnej choćby najmniejszej przyczyny, by czynić próby uszkodzenia w jakikolwiek bądź sposób rozmówcy. Pogrążony w myślach nie zauważył drobnego ledwie widocznego zagięcia na ciągnącym się przez hol dywanie i niespodziewanie niczym drzewo rażone nagłą strzałą burzy runą jak długi na ziemię klnąc siarczyście. Zanim jednak towarzysz zdążył podbiec do niego, by troskliwie zapytać czy na pewno nie potrzebuje pomocy zdążył już jako tako zebrać się z podłogi, a przynajmniej dojść do może niezbyt chwalebnej, ale dość stabilnej pozycji na czworaka. Uniósł dłoń powstrzymując wszelkie objawy jakiejkolwiek troski o jego osobą i wyrecytował lekko zdyszanym głosem powoli wracając z pomocą laski, na której opierał ciężar swego zwalistego ciała, do pozycji pionowej: 
- Kochać i tracić, pragnąć i żałować,
Padać boleśnie i znów się podnosić,
Krzyczeć tęsknocie "precz!" i błagać "prowadź!"
Oto jest życie: nic, a jakże dosyć...
Lubił cytować ten tekst ilekroć przydarzało mu się coś niespodziewanego. Był to w zasadzie jedyny wiersz jaki znał na pamięć i to nauczył się go zupełnie przypadkiem w najmniej oczekiwanym miejscu, bo właśnie w więzieniu. Pamiętał doskonale strzępki słów, które dochodziły do niego mimo rozdzierającego mięśnie bólu, mimo zmęczenia. Wreszcie zapamiętał całość. Nauczył go tego jak i tych zawiłych znaków składających się na jego imię, towarzysz z celi, zubożały szlachcic pojmany w związku z jakaś sprawą której szczegółów nigdy nie zdradzał. zamiast tego wciąż powtarzał ten wiersz między współosadzonymi i na przesłuchaniach. Tylko z Krabatem rozmawiał normalnie, ale to stare dzieje.
- O proszę, a ten znak to znam - stwierdził by na chwilę zajęć czymś myśli zbyt wybiegające wstecz i wskazał na jedno z pudeł. Ledwie jednak zbliżył do niego rękę drewniana skrzynia odskoczyła parę metrów z dziwnym dźwiękiem przypominającym coś jakby pisk. Zerknął na swojego tymczasowego zleceniodawcę z niejakim zaskoczeniem i z jeszcze mniejszą pewnością siebie zapytał:
- Zamawiałeś coś żywego?

<Desiderius?>

wtorek, 1 stycznia 2019

Od Philomeli cd. Xaviera

Karczma "Pod Roztrzaskanym Stołem" nie przedstawiała sobą zbyt zachęcającego widoku. Pomiędzy dwoma odrapanymi starymi kamienicami w których progi tylko porywisty wiatr zawitał od czasu do czasu, by poruszyć zwisające bezwładnie jak zdechłe ryby i odznaczające się nie przyjemniejszą wonią firanki, tkwił jak na pokutę skarłowaciały budyneczek postawiony jakby od niechcenia, bez planu i fantazji. Philomela zatrzymała się na moment opierając ostrożnie ramieniem o węgieł pobliskiego domu  śledząc spod byka obskurnie wyglądające gmaszysko. Nie przepadała za tym miejscem, ale wolała nie podważać autorytetu kierownika wyprawy w osobie Xaviera. Uśmiechnęła się wspominając wspólny powrót do gildii, w czasie którego oczywiście nie wiadomo skąd w dłoni barda pojawiła się kolejna flaszeczka, a na ustach piosenki, których wykonania najpewniej nie byłby w stanie powtórzyć na trzeźwo. Do miasta dotarła tym razem jednak sama, a to z tego względu, by nie pokazywać się przed akcją zbyt ostentacyjnie w towarzystwie wspólników. Pod tym względem oberża spełniała wszelkie warunki komfortu. Zaglądała tu tak rzadko, że nie warto było spodziewać się oddawania honorów, przyjaznych gestów, czy jakiegokolwiek zainteresowania jej osobą. Spelunka była zresztą z gatunku tych, w których koń w stroju gwardzisty podrygujący wesoło na latającym dywanie uznany zostałby za objaw absolutnej normalności. W oddali trzasnęły drzwi i na bruk wytoczył się jakiś pijaczek bełkocący coś równie głośno co niezrozumiale. Nie wiedzieć czemu ta prozaiczna sytuacja uświadomiła jej wreszcie, że nie może dłużej czekać. Poprawiła zdecydowanie za duży płaszcz, unosząc kołnierz tak, by zakrywał znaczną część twarzy, wcisnęła ręce do kieszeni i pewnym krokiem ruszyła przed siebie. Zanim jednak dotarła do drzwi poczuła na ramieniu zdecydowany uścisk męskiej dłoni.
- Dokąd to kwiatuszku?
Prychnęła lekceważąco odwracając się w stronę rozmówcy.
- Wiesz co by się stało gdybym nie poznała cię po głosie, panie Wolter? I nie dotykaj mnie, bo mój kamuflaż weźmie w łeb, rozumiesz? A po za tym po czym mnie poznałeś?
- Powiedzmy, że tyle już razy widziałem ten płaszcz... ale oni nie będą mieli oczywiście pojęcia cóż za delikatną różę ten chochoł okrywa.
- Jak ja cie zaraz w te miodopłynne usta strzele, to będziesz liczył zęby.
Nacisnęła klamkę i zdecydowanym ruchem pchnęła drzwi. Uderzyły ją jasność, ciepło i hałas. Zakręciło jej się w głowie, ale dość szybko udało jej się wyciszyć obce głosy. Dotknęła dłonią ronda kapelusza zsuwając go mocniej na oczy.
- Gdzie jesteś - mruknęła do siebie.
- Tutaj kwiatuszku - ozwał się głos tuż za nią, na tyle blisko, że jego z łatwością przebijał się do niej mimo panującego gwaru.
Pokręciła głową z rezygnacją.
- Zamknij się i daj mi pomyśleć. Nie ciebie szukam.
- och, och - zagwizdał opierając się o barierkę schodków po których schodziło się od wejścia - szedłbym śladem pustych kieliszków
- Odezwał się niepijący.
W sumie pomysł nie był głupi, ale na szczęście nie musiała tego przyznawać bo wreszcie dostrzegła barda przy stoliku w kącie. Uśmiechnęła się do siebie po szelmowsku i ruszyła w stronę miejsca gdzie dojrzała znajomą sylwetkę odzianą w elegancki granatowy płaszcz, spod którego wystawał biały kołnierz koszuli związany ciemną aksamitną wstążką i kapelusz z równie niebieskim piórem. Nogi w ciemnych błyszczących butach wyciągnął swobodnie pod stołem, a na kolanach złożył instrument. Widać za mało jeszcze wypił by rozwinąć pełnię swego muzycznego talentu. Naprawdę cieszył ją jego widok. Stanęła przy stoliku opierając się oń jedną ręką drugą wskazała bar i przemówiła do Woltera na tyle głośno, by i drugi mężczyzn ją usłyszał.
- Przynieś kolejkę dla tego pana
Oczy przyjaciela zwróciły się w jej stronę, więc uśmiechnęła się i zajmując miejsce naprzeciwko wyjaśniła:
- Ktoś mi kiedyś powiedział, że pewnych spraw nie omawia się na sucho.
- To musiał być jakiś bardzo mądry człeczyna - odparł wychylając kolejny kieliszek.
- Zresztą - dodała po chwili szeptem, kiedy książę zaułków zniknął już w gwarnej ciżbie przy barze - sądząc po wyglądzie kelnerki da nam to dobrą chwilę na przedyskutowanie pewnych spraw.
Przysunęła się bliżej i poszperawszy chwilę w kieszeni wydobyła z niej niewielki zwitek papieru. Rozejrzała się jeszcze raz czujnie i rozwinęła go tłumacząc resztę ledwie słyszalnym szeptem.
- Dostałam to od byłego ochroniarza naszego miłośnika dzieł sztuki, to plan posesji od wnętrza, jak pewnie się domyślasz nie mało to kosztowało... wiesz coś może o wynagrodzeniu od mistrza za tą misję. Wolałabym nie tyrać pro publico bono - machnęła ręką domyślając się rozkosznej niewiedzy przyczajonej za niewyraźną miną barda - bylebyście tylko nie umówili się na wypłatę wynagrodzenia we flaszkach trunków odpowiedniej kategorii, a jak was znam to i do tego dojść mogło...
- To by była całkiem zacna zapłata
Westchnęła i wskazała palcem na jakiś punkt na mapie.
- Wolter, ty i ja wchodzimy jako goście, Dux, Lex i Szary zaczają się tutaj. Wolter odwróci uwagę, co wychodzi mu niewiele gorzej niż tobie. My w tym czasie znajdziemy sejf, który prawdopodobnie znajduje się tutaj i zamontujemy to urządzenie od Woltera, następnie Dux i Lex wciągną Szarego na górę, on otworzy sejf zabierzemy cacuszko i fajrant. Tylko nie mów nic Szaremu bo chyba ostatni nabawił się lęku wysokości.
Zerknęła na rozmówcę, który wydawał się nieco skonsternowany jej przydługą przemową.
- Chyba jeszcze dziś za mało wypiłem, żeby to ogarnąć.
- A wiesz ile ja musiałam wypić żeby to wymyślić - odparła mrużąc porozumiewawczo oko.
- Trzeba było mnie zaprosić
- Zdaje mi się, że jakbyśmy razem pili dla mnie by już za wiele nie zostało
- O takie rzeczy mnie posądzasz?
- Nie po prostu dość sprawnie analizuję fakty. O przyszła nasza reszta.
Wstała i machnęła kilkakrotnie ręką.
- Tylko ani słowa Szaremu o wciąganiu na linie do góry.
- Ciekawe jak mam to zrobić - odmruknął.
Uśmiechnęła się rozbrajająco:
- Wierzę w twoje zdolności perswazji.

<Xavier?>