czwartek, 7 marca 2019

Actus hominis, non dignitas iudicetur

Naga
Egzorcystka Wyspy Fliss




Obce mi są krajobrazy czy widok wschodzącego słońca. Nie znam koloru nieba nad nami ani kształtu chmur na nim. Nie obdarzono mię obrazem krwi i jego kolorem. Jednak bogowie mają plan i całą wiedzę świata, więc zawierzam los w ich rękach. Wynagrodzili moje istnienie świergotem ptaków. Świadoma również jestem krzyków przerażonych zwierząt, ich ryku i pisku. Dano mi możliwość uspokojenia swego ciała przy woni kwiatów i suszonych ziół, a skrzywienia twarzy na smród zgnilizny.
Me wybrakowane zmysły ofiaruję bogom, bowiem taką mię uczynili, a wiedzieli, co tworzą. Niech mają me istnienie w opiece, bym dalej czuła i słuchała. Biedne dusze zbłądzone by wzięli pod swe skrzydła i również się o nie troszczyli, bo nieświadome swych uczynków sprzecznych z naturą.


Jam sługa i nic więcej.



Witam i o zdrowie pytam! Standardowo zapraszam do wątku i proszę o kontakt ze mną na Discordzie w razie pytań co do wykorzystania mojej postaci w innych. 
Autor zdjęcia: Le Vuong 
Ostatnia aktualizacja: 05.08.2019

3 komentarze:

  1. Miał wyjątkowo pracowity dzień. Co chwilę ktoś czegoś od niego potrzebował. Właściwie wolał nawet to, niż chwile, gdy wszyscy traktowali go jak powietrze. Zmęczony, ale zadowolony z siebie pierwszy raz od długiego czasu zdecydował się nawet usiąść do stołu ze wszystkimi. Nie przypuszczał, że to dla niego dopiero początek przygód na ten dzień. Było jeszcze pusto wiec zdecydował się pomóc nieco przy nakrywaniu przywitany zdzwionymi spojrzeniami wszystkich biorących udział w przygotowaniu posiłków. Ostatecznie zaofiarował się do wycierania sztućców. Na tym znał się jak nikt. W końcu utrzymanie absolutnego braku śladów własnej egzystencji w przestrzeni dookoła siebie od zawsze było jego manią. Tak był pochłonięty tym zajęciem, że nie zauważył nawet skromnie odzianej postaci, która wkroczyła do pomieszczenia i usiadła przy końcu długiego stołu. Dostrzegł ją dopiero, gdy znalazł się na wprost jej zasnutych bielmem oczu. Poczuł się nieswojo jakby ktoś nagle dotknął jego najskrytszych myśli. Było to z jednej strony bardzo nieprzyjemne uczucie, z drugiej przynosiło mu ulgę. Nagle otrząsną uświadamiając sobie ze zastygł tak w pół ruchu i niezwykle niekulturalnie gapi się na nieznajomą.
    - Ja przepraszam – wymamrotał – pani… ja tylko… przepraszam…
    Było mu niezwykle głupio, a co najgorsze nie umiał nawet wymamrotać porządnych i składnych przeprosin. Niewidoma najpewniej nie widziała tej jego chwili wahania, ale przez dobrych kilka minut musiała czuć jego oddech niepachnący po prawdzie fiołkami, no może bazylią, którą ze smakiem żuł podczas pracy.
    - Naprawdę przepraszam… gdyby szukała pani właściciela tego cuchnącego oddechu to jestem Krabat.
    Uśmiechnął się przepraszająco.

    OdpowiedzUsuń
  2. Dlaczego kiedy potrzebowała kogoś wykonującego konkretną profesję nigdy nie mogła kogoś takiego znaleźć. Właściwie to sama przecież ściągała na siebie kłopoty i nie mogła oczekiwać, by inni byli równie chętni do pomocy jej w ich rozwiazywaniu. Mocno zaciskała dłoń na czarodziejskim medaliku, który odebrała jakimś dzieciakom, które zupełnie nieświadome zagrożenia bawiły się nim na miejskim podwórzu. Musiała oczywiście dać coś w zamian, ale kilka złotych monet za bezpieczeństwo kilkunastu młodych istot to nie była zbyt wygórowana cena. Dla bezpieczeństwa zwinęła wisiorek w papier, ten zaś włożyła do szkatułki. To w jej sprawie właśnie potrzebowała koniecznie rady i pomocy. Czuła, że z tą błyskotką jest coś nie tak. To atramentowe oczko wibrujące jakimś podskórnym blaskiem przywodziło jej na myśl same czarne myśli. Właściwie traciła już nadzieję, że kogokolwiek zastanie.
    - Gdzie ci wszyscy egzorcyści jak ich potrzeba – westchnęła dość głośno słysząc zbliżające się kroki. Szczerze liczyła, iż zostanie usłyszana, jako że nie lubiła prosić kogokolwiek o pomoc, a już szczególnie dwukrotnie na dzień. Wystarczyło, że musiała snuć się korytarzami z jakimś niebezpiecznym artefaktem niewiadomej proweniencji i szukać kogoś, kto cokolwiek jej o nim powie. Mogła się w sumie spodziewać, że jak na złość nikogo dziś nie zastanie. Nieznajoma osoba przechodząca właśnie korytarzem zatrzymała się jednak ku jej zdumieniu. Nie odezwała się słowem, ale sokolniczka natychmiast rozpoznała nową członkinie, o której słyszała już, co nieco w murach gildii.
    - Czy ty przypadkiem nie jesteś tą nową egzorcystką z wysp Fliss? Ja jestem Philis, to znaczy Philomela, ale wszyscy sobie skracają. Wiem, że to niestosowne tak przy pierwszym spotkaniu, ale miałabym prośbę…

    OdpowiedzUsuń
  3. Wreszcie Sorelia zdołała wybrać się do Gildii, a nawet wybłagać sobie nieco dłuższy tam pobyt. Cieszyła się, ze zdoła wreszcie poznać nową członkinię, która objęła stanowisko egzorcysty. Zawsze zastanawiało ją, dlaczego ktoś gotów jest decydować się na tak niebezpieczny zawód. Ona sama wolała nie mieć żadnych kontaktów z magią, szczególnie tą czarną. Spotkanie nadeszło zdecydowanie wcześniej niż się spodziewała. Wjeżdżając na podwórze natychmiast zauważyła skromnie odzianą postać, która z zamkniętymi oczami wsłuchiwała się w śpiew ptaków. Uśmiechnęła się do siebie w poczuciu, że szczęście jej sprzyja. Zeskoczyła z konia i śmiało ruszyła w stronę nieznajomej.
    - Piękna pogoda nieprawdaż – zawołała już z daleka.
    Kobieta uniosła głowę i spojrzała na nią zasnutymi bielmem oczami. Arystokratkę przebiegł dreszcz. Nie wiedziała, dlaczego właściwie ogarnął ją nagle strach pomieszany ze współczuciem. Odpędziła od siebie te uczucia, wiedząc, ze raczej żaden członek gildii ich nie oczekuje. Byli to ludzie, którzy świetnie sobie radzą mimo takich lub innych przeciwności hojnie zsyłanych im przez los. Zamiast więc jakichś słów pociechy kontynuowała na chwilę przerwaną prezentację.
    - Jestem Sorelia Acantus. Miło mi że mogę cię wreszcie poznać.

    OdpowiedzUsuń