Kiedy Xavier przejął przypadającą jej zwykle rolę głównej
organizatorki, a Wolter zbyt zajęty ustawicznym przeszkadzaniem mu w spełnianiu
tej funkcji odpuścił jej na chwilę swoje zaloty pozwoliła sobie odpłynąć
myślami z nieco inne rejony. Mechanicznie opuściła kołnierz płaszcza, który i
tak już zsunął jej się z jednego ramienia tworząc układem swych fałdów coś na
kształt antycznej togi. Luźna flanelowa koszula pozwalała ukrywała jej wątłą
sylwetkę dość skutecznie, tym bardziej, że wspierał ją w tym niedbale wciśnięty
w beżowe spodnie seter. Teraz jednak zapomniała o swojej zwyczajnej ostrożności
i zawijając na palec kosmyk długich włosów, które na potrzeby dzisiejszej akcji
spięła w ciasny kok obserwowała ciekawie otoczenie. Ciasną izbę wypełniał gwar
i światło. Dla zabawy łowiła w tym morzu dźwięków urywki poszczególnych rozmów
nad wyraz dla nią ciekawe, bo dotyczące wszystkich blasków i cieni
złodziejskiego fachu. Nic więc dziwnego, że wywołana nagle do odpowiedzi w
kwestii którą z ogromną ulgą zepchnęłaby na swego towarzysza obdarzyła go
ukradkowym, lecz nie mniej przez to jadowitym spojrzeniem.
- Dziękuję za to jakże niezasłużone uznanie – powiedziała z
udaną skromnością – ale zdaje się, że jest w tym i ziarenko prawdy.
Odpowiedziały jej gromkie śmiechy rozochoconego towarzystwa,
które pod jej mentalną nieobecność zdążyło już opróżnić półtorej butelki z
przyniesionych przez Woltera zapasów. Tylko Szary nie ulegał ogólnemu
entuzjazmowi i skłoniwszy parę razy głowę na znak zgody wbił w nią to swoje
świdrujące spojrzenie siwych jak sztylety oczu.
- Wspinaczka odpada. Za stary jestem na latanie.
Co odważniejsi parsknęli śmiechem, jako ze bądź, co bądź już
samo wyobrażenie szacownego staruszka ze skrzydełkami wiszącego gdzieś w przejrzystych
niebiesiech przedstawiało sobą widok nad wyraz komiczny, jednak wnet umilkli
pod wpływem jego groźnego wzroku.
- Ale nikt o żadnych takich tu nie mówi – zapewniła pospiesznie
sama nie dowierzając we własne słowa.
- Doprawdy – zapytał zjadliwym tonem unosząc lekko brew.
Prychnęła lekceważąco i obróciła się plecami jakby istotnie czuła się obrażona.
Ona jedna odważała się przy Szarym na taki blef. Pozostali przezornie milczeli,
by nie pogarszać i tak niepewnej sytuacji.
- Nie rozumiem, czemu zdajesz się mi nie wierzyć – rzuciła przez
ramię po dziecięcemu wydymając policzki – tak jakbym kiedykolwiek cię okłamała
- A bo to raz?
Na ustach mężczyzny na moment zagościł pobłażliwy uśmieszek.
Zdarzało się, że wydawała mu po prostu zagubioną dziewczynką i ulegał temu
złudzeniu, choć doskonale zdawał sobie sprawę, że będzie miał okazję nie raz
tego pożałować.
- Ranisz moje uczucia, ale dobrze niech będzie – oznajmiła z
gwałtowną gestykulacją – zaraz wszystko wyjaśnię. Wolter, Xavier i ja wejdziemy
do pałacu, natomiast oczywiście taka trupa artystów potrzebuje swego mecenasa,
przedstawiciela, attaché i taka właśnie będzie twoja rola mości panie. Lex
wesprze cię w tej sprawie, a Dux będzie robił za ochroniarza, tylko jest taka
kwestia tylko…
- Tylko… - zapytał podejrzliwie Szary.
- Mamy ich wszystkich ciągnąć ze sobą, gdzież im na salony! –
wtrącił się Wolter odkładając flaszeczkę, z której hojnie napełniał przed
chwilą kieliszek swój i Xaviera.
- W sumie to zasadna uwaga. Nie specjalnie czuję się na
salonach – mruknął Dux.
- A cóż to za problem
– zapytała ciskając błyskawice w stronę oponentów – Jeśli ktoś ma zaproszenie,
nikt się nie interesuje przesadnie jego statusem. Zresztą tu się pojawia moje
tylko. Logicznym jest, że nasz wojownik sprawdzi teren dookoła pałacu, a nasi
mecenasi zatroszczą się o nasz posiłek. Kiedy będziecie z tyłu budynku, spuścimy
wam sejf dzięki maszynie Woltera.
- A jeśli sejf będzie przymocowany do ściany – zapytał włamywacz.
- Nie będzie
- A jeśli jednak będzie – dopytywał Wolter przekornie.
- Jak mówię, że nie będzie to nie będzie! – wykrzyknęła.
Pomieszczenie zadrgało kilka kufli spadło na stół, a zebrani ludzie zamilkli na
moment poszukując źródła tych niesamowitych zjawisk. Philomela speszona nagłym
ujawnieniem się jej magii zamilkła i powiodła wzrokiem po twarzach przyjaciół z
niejakim zmieszaniem. Na szczęście wkrótce gwar znów zaczął narastać. Na
szczęście jak już wcześniej zdążyła zauważyć koń na latającym dywanie zostałby
tu uznany za coś normalnego.
- No! – stwierdził Lex kręcąc głową – zdaje się ze w tym
przybytku występku jesteś już Philis definitywnie spalona.
- Na szczęście nie zamierzam tu już wracać – mruknęła nerwowo
poprawiając włosy.
Westchnęła i oparła się ciężko dłońmi o stolik, na którym leżała
rozłożona mapa.
- Spotykamy się jak zawsze na godzinę przed akcją. O tutaj –
wskazała na zieloną plamę na mapie wyobrażającą niewielki zagajnik w pobliżu
ogrodzenia. - Muszę tylko wiedzieć czy mogę na was liczyć.
- Za nic nie opuszczę takiego balu – zawołał ochoczo Wolter.
- My też idziemy – oznajmił Lex w imieniu swoim i Duxa –
gdyby, kto inny mi to proponował powiedziałbym, że to szaleństwo, ale tobie
tyle zawdzięczam, że grzechem byłoby ci nie ufać.
- A ty Szary? – zapytała niepewnie.
- Przyda wam się jakiś głos rozsądku. – mruknął.
- Świetnie. Wolter jak idzie organizowanie strojów i
narzędzi
– Doskonale - odparł z uśmiechem – będziemy odziani jak
prawdziwe gwiazdy wieczoru. Szczególnie ty kwiatuszku.
- Mną ty się nie zajmuj sama znajdę sobie coś odpowiedniego.
- Akurat – mruknął – masz na myśli te łachmany.
- Co mam na myśli to mam, a teraz mili państwo pora udać się
na spoczynek. Dobrej nocy wszystkim.
Ukłoniła się uśmiechając szelmowsko i poprawiwszy kołnierz opuściła
oberżę. Przebiegła ukradkiem ulicę i zatrzymała się za węgłem domu licząc, że
uda jej się doczekać Xaviera. Nie miała ochoty samotnie wracać do gildii tym
bardziej pieszo. Razem zawsze można było wynająć dorożkę. Mniejsza o to, co by
ludzie pomyśleli. A może Xavier myśląc o powrocie pożyczył powóz z gildii. Inna
rzecz, iż istniało spore ryzyko, że póki będzie miał stały dostęp do alkoholu jej
przyjaciel nie opuści tak szybko stolika. Westchnęła decydując, że jeśli jej się
znudzi to wejdzie tam jeszcze raz i wyciągnie go choćby za uszy.
<Xavier>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz