niedziela, 3 marca 2019

Od Rawena

Blondwłosy kucharz wracał z wioski ciągnąc wóz obładowany zapasami na najbliższy tydzień, które wybrała Irina. Mężczyzna zrównał się ze staruszką, która tylko odhaczała poszczególne pozycje na liście zakupów. Doskonale wiedział, że jeszcze kilku handlarzy zostało do obskoczenia, a miejsca na wozie zaczynało brakować. Zatrzymał się obok wejścia do rzeźnika. Zapalił w chwili przerwy i rozpiął płaszcz by się lekko ochłodzić. Odchylił głowę do tyłu wypuszczając przy tym zarówno dym jak i kłęby pary buchające spod szala. Przypominało mu to dawne lata jak to Terry, żeby wzmocnić jego wątłe ciałko, kazał mu biegać dookoła miasteczka z workami pełnymi kamieni. Przeklęty staruch. Co za człowiek każe dziecku biegać z kamieniami? Na te wspomnienia uśmiechnął się mimowolnie. Bądź co bądź, gdyby nie to, prawdopodobnie byłby martwy wiele włamań temu. Póki co miał poważniejsze zadanie niż wspominki o dawno minionych czasach. Mianowicie musiał szybko załadować mięso, żeby mogli zdążyć przygotować obiad dla wszystkich.
- Rawen, dziecko.
- Tak babciu I? - powiedział zza skrzyń wypełnionych poćwiartowanymi wieprzami. - Coś się stało?
- Zapnij ten płaszcz, albo zapomnij o wejściu do kuchni, dobrze? - wypowiedziała to lekkim i dobrodusznym tonem jakim babcie zazwyczaj mówią do swych wnuków. A jednak, brak typowej reprymendy i karcącego tonu sprawił, że w kilka sekund skrzynie wylądowały na wozie, a blondyn stał zapięty pod samą szyję, gotowy do dalszej drogi. Jedno musiał jej przyznać. Doskonale wiedziała jak na niego wpłynąć. Wystarczy zagrozić, że straci możliwość gotowania, a od razu potulnieje. - No, a teraz wracajmy do gildii. Rozładujesz zapasy i wrócisz po resztę, a ja w tym czasie zacznę przygotowywać posiłek z tego co już mamy.
***
Reszta zakupów poszła sprawniej niż przypuszczał. W końcu nie było już tego tak dużo, więc łatwiej było mu ciągnąć wózek po zmarzniętym śniegu. Wrócił, akurat kiedy kucharka kończyła obieranie warzyw i miała się właśnie zabierać za przyrządzanie mięsa. 
Teraz stali oparci o blat i wyglądali na mieszkańców gildii spożywających posiłek z uśmiechem na ustach oraz towarzyszącym temu wesołym rozmowom, śmiechom i piosenkom. Uwagę mężczyzny przykuła fala czerwonych włosów przemykająca z posiłkiem po sali. Młody kucharz uśmiechnął się szelmowsko i ruszył wgłąb kuchni po przybory cukiernicze.
- Rawen, możesz mi wyjaśnić, co ty tam znowu cudaczysz? - spytała, choć doskonale wiedziała co chłopak zamierza zrobić. W końcu nic co się dzieje w kuchni i stołówce nie umknie uwadze staruszki. - Masz naprawdę kiepskie oko jeśli chodzi o kobiety.
- Niby czemu babciu I? - spytał odstawiając miskę z rozrobioną masą na babeczki.
- Naprawdę mam ci przypominać jak kończyły się twoje zaloty do Fiony? - kobieta uniosła jedną brew. Rawen rozlał ciasto do formy i wsunął do pieca, po czym zajął się gotowaniem budyniu.
- Oj, tam nie było tak, źle jak myślisz. Tylko raz mnie postrzeliła i przyszpiliła do ściany. A ostatnio nawet nie sięgnęła po łuk. To znaczy, że zaczyna mnie lubić.- uśmiechnął się tryumfalnie.
- Mhm, i podbiła ci oko. Doprawdy ciekawy sposób wyrażania uczuć. - pokręciła głową z litością. - Mogę się założyć, że jak do Anastasi spróbujesz się przystawiać to szybko staniesz w płomieniach. - młodzieniec skwitował ją tylko uśmiechem. Zdjął garnek z budyniem z paleniska, wytarł ręce w ścierkę. Zdjął fartuch, po czym wyszedł do jeszcze siedzącej w stołówce Anastasi. Usiadł na ławie obok niej i oparł się plecami o blat.
- Hej, może miałabyś ochotę zjeść ze mną podwieczorek? - spojrzał na nią wyszczerzając się szeroko. - Nie ukrywam, że towarzystwo uroczej Ognistej Panny byłoby niezwykle przyjemne w taki mroźny dzień.
<Anastasia?>

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz