czwartek, 21 marca 2019

Od Soreli cd. Willibalda

Wpisy Willibalda zostały usunięte z bloga, dostępne są tylko odpisy Sorelii

~*~

- Ach, więc to pan Whitbottom, jakże miło widzieć przyjazną twarz. Tym bardziej, gdy tenże widok połączony jest z łykiem orzeźwiającego powietrza – wykrzyknęła wesoło jakby to nie ją przed chwila próbowano pozbawić życia. Uśmiechnęła się skromnie jak przystało na arystokratkę i skłoniła się z wdziękiem – pragnę złożyć wyrazy mojej głębokiej wdzięczności.
Przez chwilę milczała wsłuchując się w szum wiatru igrającego z drobnymi gałązkami okolicznych drzew. Splątane konary cięły światło księżyca siatką drobniutkich pęknięć jakby powierzchnię lustra. Wreszcie westchnęła ciężko i z sarkazmem mruknęła ni to do siebie ni to do rozmówcy niby to kontynuując wątek podziękowań, a bardziej zajęta zdawałoby się bezwładnym ciałem niedoszłego zabójcy niż stojącym przed nią wybawcą.   
- Aczkolwiek – dodała po chwili z niejakim wysiłkiem wykręcając ociekające wodą włosy – zdaje się, że nie specjalnie się panu spieszyło. No chyba, że panicz spieszył mi na pomoc jak ten kopciuszek w jednym bucie. Pan jednak nie kopciuszek, a ja nie mała syrenka, żeby oddychać pod wodą.
Nachyliła się nad wciąż jeszcze nieprzytomnym mężczyzną i wciągnęła w nozdrza znajomy intensywny zapach.
- No proszę, komuś egzotycznych wakacji się zachciało, cytrynka jak się patrzy – szepnęła do siebie z zadowoleniem. – Ciekawe, czy to tak bezinteresownie, czy po prostu zapach perfum nie dość dobrze maskował rybi odór
Pragnąc oprzeć swe wnioskowania na więcej niż jednej przesłance obróciła delikatnie twarz mężczyzny.
- Zdecydowanie mało arystokratyczna opalenizna i to silniejsza z jednej strony… ale może i bardziej nam się poszczęści – rozchyliła ostrożnie koszulę na piersiach napastnika i aż zagwizdała z zadowolenia. Na mocno zbrązowianej słońcem skórze widniał zatarty już nieco tatuaż kotwicy i steru splecionych fantazyjnie wywinięta liną. Nagle jakby spłoszona swoim odkryciem podniosła wzrok i z niepokojem zerknęła w stronę drzwi przez, których prostokątne szybki w mroki ogrodu przesączało się ciepłe, złociste światło z sali balowej.
- No naprawdę – westchnęła nagle przypominając sobie o obserwującym całą scenę – absolutny brak gracji, przecież jak go tu znajdą… to by był prawdziwy skandal i cios dla mojej reputacji. Całe szczęście, że nie krwawi nadto. Ach proszę się nie przejmować moja wdzięczność jest niestety niczym polny kwiat, bardzo piękna, ale prędko więdnie. Właściwie nie warto mnie ratować, jednak na nieszczęście jestem jak na razie najsprawniejszym szpiegiem spośród arystokratów.  
Uśmiechnęła się zalotnie zakładając kosmyk włosów za ucho. Zaraz potem stanęła za głową leżącego i chwytając za ręce poczęła ciągnąć w kierunku pobliskich krzaków. Mężczyzna ważył zdecydowanie za, wiele, aby było to przedsięwzięcie proste dla osóbki postury Soreli, jednak panna Acantus nie zwykła prosić o pomoc, gdy nikt jej takowej nie proponował. W połowie drogie mniej więcej jakby sobie nagle o czymś przypomniała. Sprawnym ruchem wyciągnęła sakiewkę nieszczęśnika i uważnie zbadała jej zawartość. Parę monet, jakiś metalowy talizman, wstążka i drobniutkie kawałeczki papieru. Wywróciła sakiewkę na lewą stronę i uniosła do światła.
- Atrament – mruknęła do siebie podniecona. – Ci amatorzy. Nigdy nie poczekają, aż tusz porządnie wyschnie. Świeży, ale niestety nie odbił się żaden napis, a to znaczy, że Hektor musi mieć jeszcze ten papier przy sobie.
Zwróciła się w stronę pałacu, po czym jakby sobie nagle o czymś przypomniała.
- Niech to nie wejdę tam w takim stroju i nie zostawię tu po sobie takiego bałaganu. Żeby tak, chociaż mieć jakiś alkohol… mężczyzna, który przecenił swoją wytrzymałość i przesadził z napojami budzi mniej podejrzeń, niż… niż to tutaj
Westchnęła i spojrzała błagalnie w stronę Willibalda.
- Niech będzie przepraszam za moją niewdzięczność, ale teraz chyba naprawdę potrzebuję pomocy.

<Willibald? Dziękuję za odpis i przepraszam ze musiałeś tyle czekać.>

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz