czwartek, 7 marca 2019

Od Xaviera cd. Elry

Każdy, kto miał szansę ujrzeć Xaviera na estradzie lub chociażby późną porą we wspólnej sali, nie miał wątpliwości co do jego oratorskich umiejętności. Chłopak, jak mało kto, potrafił byle słowa przybrać w niezwykłą otoczkę, a następnie złączyć w różnorodne twory, piękne poematy, czy rubaszne przyśpiewki. W rytm muzyki zdolny był tworzyć cuda, które nie tylko radowały serce, ale również docierały głębiej, wprost do umysłu, gdzie to były w stanie uleczyć myśli, ale również wyżłobić trwałe ślady w świadomości. Oczywiście jego cały "niesamowity" talent opierał się na magii, bez której chłopak niewiele różniłby się od innych rynsztokowych grajków. Nie zmienia, to jednak faktu, że bard słowa dobiera zdecydowanie sam, więc na co dzień wbrew pozorom potrafi się ładnie wysławiać. O ile mu się chciało.
Natomiast jeśli rozchodziło o słowo pisane, to miała tu miejsce rzecz wręcz absurdalna. Bard, jak najbardziej potrafił pisać, lecz z jakiegoś powodu robił to niechętnie. Wszelkie listy, akta i właśnie raporty, które wyszły spod jego pióra, przybierały formy wręcz karykaturalne, biorąc pod uwagę to, jakim słownictwem chłopak posługiwał się na co dzień. Ponoć winę miał za to ponosić światopogląd Xaviera, który zakładał, że słowa uwięzione w tuszu traciły swoją prawdziwą moc, lecz i tak większość osób obwiniała go o po prostu czyste lenistwo i pewnego rodzaju niedbalstwo. I to właśnie najprawdopodobniej te przywary najbardziej denerwowała gildyjnego sekretarza, który nie raz godzinami musiał rozczytywać pokręcone pismo Xaviera, domyślać się co autor miał na myśli, lub w skrajnych przypadkach nawet rozciągać na kolanach zmiętolone kartki. Oczywiście Ignatius starał się nie raz przemówić mu do rozsądku czy to groźbą, czy prośbą, ale była to pewnego rodzaju walka z wiatrakami.
— Sam się poddałeś, to wysłałeś ją? — białowłosy zamruczał pod nosem, uchyłkiem obserwując, jak kobieta opuszcza pomieszczenie, nawet nieświadoma tego, jak naiwna była jej prośba. Przez krótką chwilę nawet, jakby współczucie zakołatało mu w sercu, lecz uczucie to było na tyle ulotne, że prysło od razu, gdy tylko wzrok chłopaka zawędrował na przyniesiony przez nią papier.
Twarz jego od razu wykrzywiła się w paskudnym grymasie, jakby patrzył wówczas na zdechłego szczura, a nie na to niby-dzieło, pod którym samowolnie złożył swój podpis. Od niechcenia złapał to niedbale w dwa palce i podsunął sobie pod nos. Prześledził wzrokiem niezgrabne literki, które jednak wydały mu się, jakoś dziwnie obce. Oczywiście dokument, jak najbardziej należał do niego, pismo czy podpis zgadzały się w stu procentach. Sama treść również tyczyła się wydarzeń, w których jak najbardziej brał udział, jednak głównym problemem stanowił fakt, że za żadne skarby nie potrafił sobie przypomnieć, kiedy przyszło mu to napisać. Niby data wskazywała na wczorajszy dzień, co od razu mogło naprowadzić myśli w okolice wieczoru, lecz tu wspomnienia stawały się jakoś dziwnie niewyraźne. Chłopak od razu pomyślał o jednym, lecz do tego scenariuszu kompletnie nie pasowało mu to, że również nie pamiętał, aby przeżywał ten poranek gorzej niż zazwyczaj.
Podrapał się po głowie, wzdychając ciężko, bo w obecnej sytuacji chyba tylko to mu pozostało. Spuścił nogi na podłogę i z jękiem dźwignął się z fotela. Podszedł do stołu stojącego najbliżej okna, skąd zgarną kilka czystych kartek i kałamarz. Następnie przyniósł to wszystko do konsoli przy swoim ulubionym miejscu, a uprzednio czytaną książkę odłożył na bok. I już miał zabrać się do roboty, gdy nagle coś go zatrzymało. Krytycznym wzrokiem zlustrował miejsce pracy, zdecydowanie czując, że czegoś mu tu brakuje. Mruknął niezadowolony coś pod nosem, po czym obrócił się na pięcie, kierując się w stronę przeciwległej cześć sali wspólnej. Tak, właśnie tam, gdzie stał szynkwas.

 Elra?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz