środa, 6 marca 2019

Żółw porusza się z taką prędkością, jaka wystarcza do polowania na sałatę.

Nazywam się Serine Thorsen. | 26 lat | Posłaniec | Sukkub półkrwii
artist: https://www.artstation.com/faribakhamseh

Parę słów o mnie.
Pochodzę z wozu. Przynajmniej tak miałam zwyczaj mawiać. Pierwotnie jednak wywodzę się z ziem Defrosjańskich. Gabriel - kupiec, który był zarazem moim opiekunem twierdzi, że to właśnie tam znalazł mnie po raz pierwszy. Dlaczego po raz pierwszy? A no dlatego, że widział mnie potem po raz drugi i trzeci, a za czwartym już siedziałam na jego łaskach. Nasuwa się kolejne pytanie - dlaczego w ogóle zdecydował się mną zaopiekować i skoro trwało to tak długo - jak żyłam do tego czasu. W tym miejscu pojawia się trochę magii. Jestem owocem miłości sukkuba i człowieka - jak to możliwe? Nikt nie potrafi tego wytłumaczyć. Stało się - i właśnie dlatego matka mnie porzuciła, za co jej niezmiernie dziękuję. Marny byłby ze mnie sukkub, więc trafiłam do jednej z wiejskich rodzin. Klasyczny scenariusz. 7 lat po moich narodzinach, nastąpił przełomowy okres w moim życiu - wtedy po raz pierwszy świat ujrzały moje, wtedy jeszcze skromne, rogi. To był również mój ostatni czas, kiedy widziałam tamtą rodzinę. Jak sobie radziłam? Zaczęłam żyć na własną rękę - jakkolwiek to brzmi. Wtedy pierwszy raz zaczęłam posługiwać się ostrzem i łukiem. Najpierw znalazłam się w okolicach sąsiedniej wioski. Wtedy poznałam Gabriela po raz pierwszy. Zaczęło się od żebrania, jednak nie da się na tym wyżyć, tym bardziej jeśli ludzie się Ciebie boją. Więc zaczęłam kraść i zabijać zwierzęta hodowlane, takie jak kury czy owce. Te drugie znacznie później bo już 4 lata później, kiedy kataklizmy nastały na dobre i coraz trudniej było o przeżycie. Przestałam się ograniczać do zwierząt i zaczęłam od prostych rabunków. Parę razy zostałam przyłapana - co wiązało się z natychmiastowym opuszczeniem obecnego miejsca przebywania. Podczas jednej z właśnie takich moich 'migracji', spotkałam Gabriela po raz czwarty. Wtedy znalazłam się w domu. Na wozie.
A zatem - co potrafię? | Umiejętności niemagiczne
 Jak już wspominałam, opanowałam umiejętność posługiwania się ostrzem i łukiem. Specjalizuję się również w kradzieżach i włamaniach. Dlaczego wspominam takie rzeczy na samym początku? Ponieważ to pozwoliło mi przeżyć. Potrafię wojować mieczem, czego raczej nie stosuje się w pospolitych potyczkach - wtedy w ruch idzie wszelkiego rodzaju broń biała tnąca i tnąco-kłująca. W skrócie - mniejsze odpowiedniki mieczy, takie jak sztylety czy noże. Tutaj kończę wywód o umiejętnościach niepożądanych dla niektórych ludzi. Więc przejdźmy do przyjemniejszych aspektów. Przykładowo - dosiadanie konia nie stanowi dla mnie problemu - jest to przecież najszybszy środek transportu. Jednak nie sądzę, żeby było to coś nadzwyczajnego w obecnych czasach. Za to podczas długich podróży z Gabrielem, nauczyłam się śpiewać. Co prawda nie wykorzystuję tego do niczego oprócz własnej przyjemności, ale umiejętność jakaś jest, nie? Uważam jednak, że najważniejsza jest dla mnie dobra orientacja w terenie - nie mam pojęcia czy przejęłam to od opiekuna, czy mam to już w genach, a może obydwie te opcje są poprawne? 
A zatem - co potrafię? | Umiejętności magiczne
Umiejętności magiczne. Huh, zawsze próbowałam się ich pozbyć, przez długi czas myślałam że wręcz udało mi się je zatracić z wiekiem - ponieważ moje rogi zaczęły się chować. Nic z tego. Zacznijmy więc od wyżej wspomnianych rogów, a raczej poroża - to mnie właśnie trzyma w świecie pomiędzy sukkubem a człowiekiem. Weźmy pod lupę tego pierwszego - czy ktokolwiek widział ich rogi? Są całkiem banalne, nie ma w nich jakiejkolwiek finezji. Czasami się zastanawiam czy jednak nie spłodził mnie jeleń. Wracając do rzeczywistości - właśnie takie a nie inne poroże warunkuje u mnie nieco odmienne umiejętności aniżeli sukkubom. Stosunkowo niedawno udało mi się je w pewnym stopniu ujarzmić, ponieważ pojawiało się i znikało kiedy chciało. To właśnie ono pozwala mi skupić się na otoczeniu, nie rozpraszając się. Dzięki niemu mogę wyczuwać obecność przeróżnych jednostek, jednak bez wiedzy na temat ich intencji. Efektem ubocznym używania tej umiejętności, jest rozkwitanie niedaleko znajdujących się roślin, co nierzadko prowadzi do zdradzenia swojego położenia. Kolejną umiejętnością, którą warunkują mi geny, jest poruszanie się bardzo cicho. Po leśnym runie, po kamienistej drodze, a nawet po mokrym, białym puchu - śniegu, który jak wiadomo potrafi narobić wiele hałasu.
Jaka bywam?
Kupując książkę, chcąc lub nie, najpierw widzi się okładkę. Jeśli nas zainteresuje, zazwyczaj zaglądamy do opisu. Pierwsze wrażenie właśnie się do niego zalicza. Doskonale zdaję sobie z tego sprawę, dlatego uważam pokazywanie swoich wad pierwszemu poznanemu osobnikowi, to podstawowy błąd. Uśmiech i pozytywne nastawienie nie zważając na okoliczności to pakiet startowy. Chcesz zaproponować komuś swoje usługi - bądź pomocny, ale nie za bardzo. Nie wpychaj komuś na siłę swoich usług, bo zniechęcisz klienta. Zawsze grono moich znajomych zapełniali kupcy, którzy zawsze tacy byli. Nigdy nie dali się zbyt blisko poznać, ponieważ mogłoby to zaszkodzić ich interesom. Jak ja do tego podchodzę? Już tłumaczę. Poznając kogoś, często prowadzę ożywioną konwersację. Lubię poznawać nowe osoby, zdobywając podstawową wiedzę jak godność rozmówcy, zainteresowania czy profesja. Najważniejsze jest by nie powiedzieć za dużo. Są osoby, które od razu wylewają na Ciebie historię swojego życia, a potem oczekują od Ciebie tego samego. Nie w tym rzecz kolego - nie oczekuj ode mnie otwarcia. Oczywiście mam tu na myśli niepokazywanie całej siebie, nigdy nie wiadomo na kogo trafisz i jak wykorzysta tą wiedzę. Ktoś może się zastanawiać, że skoro nie oferuję bycia otwartym na samym początku, to co ze szczerością, nie można mi ufać, czy co? Prosta odpowiedź - jestem szczera na tyle, na ile muszę. Po co mam być całkowicie szczera z kimś, komu lekkie kłamstewko nie zaszkodzi. Spokojnie, nie jestem taka straszna! Prawie zawsze się śmieję i chodzę w pozytywnym nastroju. Wierzcie mi lub nie, ale jestem najbardziej pokojowo nastawionym stworzeniem jakie chodzi po tym świecie. Nie potrafię się gniewać na przyjaciół, nie zważając na to co zrobili. Jednak pokojowe nastawienie nijak się ma do uczciwości. Nie oszukam Cię, dopóki nie zasłużysz - można powiedzieć że jestem trochę jak baranek, ewoluujący w wilka. Czy to możliwe? Jak widać tak. Więc zgaduję zaciekawiła Cię okładka - no i znasz już opis. Jeśli Cię nie zniechęcił i jesteś ciekaw opowieści, która może Cię spotkać, to może zajrzysz do środka? 
 Masz do mnie jakąś sprawę, ale nie wiesz jak wyglądam? Żaden problem.
Myślę że jedyne co mnie wyróżnia spośród tłumu, to utracona pigmentacja. Jeśli widzisz kobietę z jasnymi włosami, oczami i śnieżną skórę, masz dużą szansę, że trafiłeś właśnie na mnie! Nie należę również do osób niskich - ale za to jestem drobna. Paradoks, nie? Mam lekki chód, ale dynamiczne ruchy, co często widać podczas konwersowania ze mną. Intensywna gestykulacja nie odstępuje mnie na krok - a jakże to zgubne! Niejedną osobę już tym.. wystraszyłam? Nie wiem jak to ładnie podsumować. Niektórzy mówią, że jestem chodzącym wulkanem energii - obserwując mnie, jestem w stanie uśpienia, jednak wchodząc ze mną w interakcję, wszystko wybucha. Buum. Charakterystyczne jest dla mnie również to, że często nie noszę obuwia. Oczywiście to nie tak że nie noszę go wcale, ale nie potrzebuję go, ponieważ moja skóra jest bardziej wytrzymała ze względu na pochodzenie. To że jest wytrzymała, nie czyni ją grubą i szorstka. Wręcz przeciwnie - w dotyku jest delikatna. Po prostu zwykłe stąpniecie na kamień nie jest tak bolesne jak u innych ludzi. Co oczywiście nie czyni mnie jakąś super wytrzymałą i niezniszczalną - ponieważ niewiele więcej siły potrzeba do zranienia mnie.
Trochę o zainteresowaniach.
Zainteresowania - jak bardzo uwielbiam o nich słuchać! Może ze względu na to, że moje nie są jakieś nadzwyczajne, a może po prostu dlatego, że ogromna ze mnie dusza towarzystwa. Bez zbędnego gadania, przejdźmy do sedna. Głównie pałam się kupiectwem, a raczej tylko interesuję. Daleko mi do zostania kupcem. Myślę że to nabyte zainteresowanie - każdy kto zapoznał się z moimi wcześniejszymi wypocinami, już powinien się domyślać dlaczego. Właśnie dlatego przez brak wrodzonych przydatnych w życiu zainteresować, nie mam żadnej żelaznej profesji. Co robię w wolnym czasie? Spaceruje, plącząc się po częściowo już odżywających terenach, spustoszonych przez kataklizmy. Czasem przesiaduję całymi dniami w przeróżnych miejscach, tylko dlatego, że znalazłam tam coś nowego i za wszelką cenę chciałam poznać to wzdłuż i wszerz - całkowicie. Żeby nie pokazywać się z tak nudnej strony, od razu wspomnę że czasem tak dla rozrywki obrabuję jakiegoś kupca amatora. Jeżeli kradzieże kieszonkowe i amatorskie najemnictwo można nazwać zainteresowaniami, to tak - to mnie kręci najbardziej.
A może jakieś ciekawostki?
- Ani trochę nie umiem gotować (oh, cóż za ciekawostka!)
- Do każdej czynności, mam inne ulubione miejsce
- Byłam dwa razy karana grzywną pieniężną za kradzieże
- Uwielbiam przesiadywać w karczmie, ileż ciekawych osób (w tym pracodawców) można tam spotkać!
- Nie posiadam stałego domu, nocuję w gospodach, oberżach i innych dziurach, nie żeby stanowiło to w jakimkolwiek stopniu utrapienie dla mnie, swój u swojego się odnajdzie
_________________________________________________________________________

Uff, wreszcie udało mi się dotrzeć do końca! Jeżeli kogoś zainteresowało to co udało mi się stworzyć, zapraszam - nie pogardzę jakimikolwiek wąteczkami. Jeżeli jednak chcesz tylko użyć tego stwora w opowiadaniu, to śmiało, nie krępuj się ❤

3 komentarze:

  1. Raz na jakiś czas noc stawała mu się prawdziwą udręką. Ciężko powiedzieć czy wpływał na niego nadmiar koszmarów śnionych co noc, czy pełnia księżyca wdzierająca się nieznośnym blaskiem przez źle zabezpieczone okienko, skąd złośliwy srebrzysty poblask raził oczy próbującego zasnąć ogrodnika z uporem iście maniakalnym. Dość, że i tym razem upragniony wypoczynek nie nadchodził. Zrezygnowany, uczuwając jasność księżyca niczym blask południowego słońca zawisł na moment u parapetu okna licząc, iż widok równiutkich zadbanych grządek, perfekcyjnie kontrolowanego chaosu krzewów, kwiatów i drzew i wreszcie orzeźwiający zapach ziół pomogą mu się uspokoić. Nic z tego. Ledwie wyjrzał przez szklaną taflę natychmiast rzuciła mu się w oczy drobna sylwetka, na oko kobieca, siedząca gdzieś w okolicach altany, na której głowie, mógłby przysiąc, dostrzegł rogi. Odskoczył jak oparzony, przy okazji uderzył boleśnie o krawędź łóżka, padł na pościel i nim się ze swego wyra wygramolił już niczego nie był pewien. Najprostszą metodą by dowiedzieć się, co konkretnie widział, było ubrać się i po prostu udać w kierunku zjawiska, ale kiedy teraz patrzył w tamtym kierunku niczego nie dostrzegał. Po za tym bolała go noga, a mówiąc całkiem szczerze obawiał się trochę, iż to jakaś zmora piekielna przybyła o zmroku po jego duszę. Kto wie czy praca w ziemi, oczyściła już jego dłonie z przelanej krwi. Bądź, co bądź miał swoje za uszami, więc lepiej było się nie wychylać. Raz już, czy też więcej niż raz poważnie ucierpiał przez swoją ciekawość. Nie było sensu głupio się narażać. A może to przywidzenia? Może powinien udać się raczej do medyka niż do egzorcysty. Koniec końców zdołał zasnąć dopiero nad ranem, skutkiem, czego zaspał na śniadanie. Trzeba tu uściślić, iż przyszedł razem ze wszystkimi, tyle, że zazwyczaj ledwie się przejaśniło zaczynał pracę w polu. Widok jasnowłosej kobiety przy jednym ze stołów nasunął mu rozwiązanie jego nocnej przygody. Śmiało podążył w jej kierunku i składając dworny ukłon, a przynajmniej najgrzeczniejszy z tych, na jakie zdobyć się mógł słabo wykształcony rolnik i z uśmiechem ozwał się do nieznajomej:
    - Witam piękną panią jestem Krabat, proszę pozwolić, iż przemilczę nazwisko, bo i pewnie nic by pani nie powiedziało. – Jak bardzo przydatną była mu ta formułka – Pewnie przybyła pani niedawno, bo jakoś nie było okazji wcześniej się spotkać, to znaczy przedstawić. Czy to nie panią widziałem wczoraj w nocy w ogrodzie?

    OdpowiedzUsuń
  2. - Powiedz mi Bernoldsie, ale tak szczerze, ile już na mnie zarobiłeś? – zapytała Philis nachylając się przez ladę do gospodarza „Pod Białym Krukiem”.
    - Miarkuję, że dość sporo – odparł z niewzruszonym wyrazem twarzy udając, że jest absolutnie pochłonięty odmierzaniem kolejnej porcyjki alkoholu dla zasiadającej w pobliżu wesołej kompanii. – Choć miła pani pije znacznie mniej od kolegów.
    Z cichym zgrzytem kieliszek pomknął po ladzie w stronę jednego z gości. Mężczyzna skinął głową z wdzięcznością, a barman zabrał się do napełniania kolejnego.
    - Tak? – Zapytała udając zaskoczenie i ignorując przy okazji przyjacielski przytyk – To powiedz mi jeszcze, czy cię, kiedy oszukałam?
    - Nie przypominam sobie, choć biorąc pod uwagę panienki zdolności, gdyby miała na to ochotę to i tak niczego bym nie zauważył.
    - Ach przestań wreszcie zmieniać temat, przecież umawialiśmy się, że mój pokój ma być dla mnie gotowy i czekać zawsze w nienaruszonym stanie, a ty mi kwaterujesz tam jakąś paniusie i jeszcze oczekujesz, że będę ci wdzięczna.
    - Philis, ja ciebie proszę, pamiętaj, ze to jest jednak oberża, a nie twój prywatny pałacyk, a oberża musi zarabiać, poza tym ta miła kobietka mówiła, że zmierza do gildii, wiec… a do kroćset skąd miałem wiedzieć, że jednak zdecydujecie się przyjść, zawsze byliście znacznie wcześniej. Czekałem do ustalonej godziny, ale dzisiaj mam pełno…
    - O to, to – wtrącił się mocno już podchmielony barczysty mężczyzna – gdyby książątko nie upierało się iść jakimś tam skrótem, to bylibyśmy na czas.
    - To nie jest moja wina – wstał gwałtownie z miejsca szczupły, dość dobrze ubrany mężczyzna – powiedz im Philis, ja jestem artystą i nikt nie ma takiej orientacji w terenie jak ja, ale naprawdę ciężko jest się skupić, jak nad głową świszczą strzały i ujada zgraja ogarów. Jakby nie ja to w ogóle byśmy nie doszli.
    - Wiecie, co – mruknęła wyjątkowo nienastrojona do żartów – a ja mam dosyć wszystkiego. Samo sobie szukajcie winnych, a ja poszukam wyra i ciepłej pościeli.
    Słysząc za sobą jakieś przeprosiny i narastającą wrzawę przyjacielskiej kłótni skierowała się do swojego pokoju. Wewnątrz istotnie siedziała już młoda kobieta, z wyglądu nawet podobna do sylfy, bo jej cera i włosy były podobnie blade. Po za tym na pewno nie wyglądała na „paniusię” jak to określiła przed chwilą w rozmowie z Bernoldsem. Było jej cokolwiek głupio. Uśmiechnęła przepraszająco. Może naprawdę istniała szansa, że się nie pozabijają do rana, a nawet zaprzyjaźnią.
    - Przepraszam za to zamieszanie. Bernolds po prostu uznał, że skoro obie zmierzamy w stronę gildii to na pewno się znamy i jesteśmy w najlepszej komitywie. Może wiec warto żebyśmy rzeczywiście się poznały. Jestem Philis i pełnię w gildii funkcje sokolnika. Mam nadzieję, że nie zraziłam cię moim zachowaniem. Jestem potwornie zmęczona. Będzie ci przeszkadzało, jeśli gdzieś tu sobie rozłożę posłanie?

    OdpowiedzUsuń
  3. Od czasu do czasu zgodnie z wcześniejszymi ustaleniami Sorelia musiała złożyć pisemne raporty ze swoich działań. Tym razem w Gildii była na tyle dawno, że nazbierała się tego spora sterta. Włożyła wszystko do teczki jeszcze dzień wcześniej, ale i tak miała wrażenie, że czegoś zapomniała. W półmroku starała się jeszcze dokonać szybkiego przeglądu zebranych materiałów. Było tam mnóstwo notatek z obserwacji, poza tym kilka odtworzonych z pamięci dokumentów, map i wykresów. Jedenaście, dwanaście, trzynaście… odliczała szybko strony zapełnione równiutkim, może nawet nieco zbyt ozdobnym i starannym pismem. Nagle zatrzymała się gwałtownie omal nie wpadając na nadbiegającą z przeciwnej strony kobietę. Ta miała zdecydowanie więcej gracji i refleksu, by w porę odskoczyć, natomiast młoda arystokratka zbyt zamyślona, by zwracać na cokolwiek uwagę, więc najpierw omalże nie straciła równowagę, a zanim ją odzyskała rozsypała wszystkie swoje notatki, które zawirowały w powietrzu, a potem zasłały dywan. Rozejrzała się nieco otumaniona wokoło poszukując sprawczyni całego zamieszania. Dostrzegając zaś stojącą nieopodal osobę, której nie miała jeszcze okazji spotkać na moment zupełnie zapomniała o rozrzuconej dokumentacji i uśmiechając się promiennie wyciągnęła dłoń by się przywitać.
    - Witaj, my się chyba jeszcze nie znamy. Jestem Sorelia Acantus. Miło, że się w końcu spotykamy, choć szkoda, że akurat w takich okolicznościach.
    Zatoczyła dłonią okrąg w powietrzu wskazując istny papierowy Armagedon, jaki rozpętał się na korytarzu.

    OdpowiedzUsuń