piątek, 16 sierpnia 2019

Od Adonisa do Elry

⸻⸻ ❍ ⸻⸻

Miarowe stuk, stuk rozlegało się po pustym, długim korytarzu. Każdy kolejny krok ubiegany zostawał przez laskę. Zawsze zaglądała do pomieszczeń przed nim i zawsze sprawdzała podłoże, pozwalając mu oprzeć się o nią pewną częścią ciężaru własnego ciała, dając mu poczucie pewności, którego brakowało mu od tamtego momentu, od pamiętnego incydentu piątej dzielnicy, o której większość z nich pragnęła zapomnieć. Zapach krwi i widok rozerwanych czaszek nie miał jednak zamiaru dawać im spokoju. Przynajmniej nie teraz, uznając najwidoczniej, że wciąż jest zbyt wcześnie.
Miarowe stuk, stuk zwiastowało jego nadejście nikomu. Charakterystycznego rytmu wysłuchiwał jedynie eter, chłonąc wszystko w bezmiar pustki i zagarniając cały dźwięk jedynie dla siebie. Jakby nikt poza nim nie miał prawa do owego doznania. Nie sprawiało mu to przykrości, nie przynosiło na myśl wiecznej chęci do narzekania. Jedynie kuśtykał w rytmie, zezwalając pojedynczym kartkom szeleścić w tle. Dla miłej odmiany, dla ocieplenia nieco całego tego szorstkiego całokształtu, bo w pewnym momencie ten nieszczęsny stukot laską o drewno zaczął kojarzyć mu się ze złem i zimnem.
Nie sądził, że pierwsza robota czekać będzie go tak wcześnie po wstąpieniu w szeregi gildii. Że już kolejnego dnia ktoś struje się tutejszą potrawką, a on będzie musiał dojść wszystkich składników dodanych do obiadu, by następnie zbierając nazwy i opisy rzeczy, których imion nie zapamiętano, ruszyć w stronę tutejszej biblioteki. Nie był jeszcze na tyle wprawiony, by dokładnie wiedzieć, co mogło spowodować złą reakcję u jednego z członków gildii, potrzebował więc wspomóc się księgami, szczególnie ze Raviego nie było nigdzie na podorędziu. Znaczyło to tylko tyle, co że musiał radzić sobie sam i wykombinować coś, zanim zieloniutki na twarzy mężczyzna padnie mu od zatrucia pokarmowego. Wolał nie myśleć, jak bardzo zdążył już napełnić kubeł w trakcie jego nieobecności.
Wiedział, że później przydałoby się wpaść również po jakieś zioła na załagodzenie objawów do Coeha, to jednak postawił na drugim miejscu w kolejce. Zanim zacznie się zaleczać, przydałoby się pozbyć problemu, bo działało to w jego opinii, jak ze złamaną kończyną. Co człowiekowi z usztywnienia jej, jeśli wcześniej się jej nie nastawiło? Zrośnie się paskudnie i zrobi się jeszcze większą krzywdę, bo boleć później będzie i wadzić w funkcjonowaniu. Chciał pierwsze powierzone mu w nowym miejscu zadanie zrobić od początku do końca w sposób na tyle profesjonalny, na ile tylko potrafił. Może też dlatego szedł szybciej, niż zazwyczaj, starając się zignorować myśl traktującą o rwaniu, które pewnie będzie długo promieniować po tym, jak nadwyręży nogę. Już miał zacząć rozpływać się nad wyobrażeniem kłucia, gdy trafił nareszcie pod drzwi prowadzące do biblioteki i otworzył je, pozwalając niskiemu skrzypnięciu roznieść się po pomieszczeniach. Była równie wielka, co utrzymujące ją w zamknięciu wrota, rozchodziła się na kolejne trzy strony świata, a pachniało w niej starymi stronicami, kurzem i delikatnymi perfumami. Widok ten zdołał wydusić z niego ostatnie dławiące się w płucach oddechy, nieco przytkać tchawicę i rozdziawić usta, bo mimo że fanem literatury wszelakiej być nigdy nie był, to całokształt pomieszczenia pewnie zaskoczyłby nawet największego analfabetę. Może nawet przekonał go do przejęcia się nauką liter i składania ich w całość, pragnąc zasmakować wszystkich tych wytworów, które wyszły spod czyjegoś pióra.
Sam Adonis wydał z siebie jedynie ciche oh nie wiedząc do końca, z której strony powinien się do tego wszystkiego zabrać, jak to ugryźć i gdzie tak właściwie powinien zacząć szukać tego nieszczęsnego atlasu z roślinami, podręcznika małego medyka, czy jeszcze innego poradnika dla zagubionych, lecz wciąż chętnych do zgłębiania tematu.
Laska stała blisko jego prawej nogi, mimowolnie pozwalał sobie oprzeć na niej swój ciężar, lekko bujając się, gdy błąkał oczami po półkach, starając się znaleźć cokolwiek, co pozwoliłoby mu natrafić na trop tego, czego szukał. Spisu, jakiegoś napisu, czegokolwiek, byle więcej nie czuć się jak dziecko błądzące we mgle. W całym pomieszczeniu panowała grobowa cisza, którą przerwał jedynie szczęk zamka, gdy drzwi za nim ostatecznie się zamknęły. Mimowolnie obejrzał się za siebie, wbijając wzrok w rzeźbienia na ciemnym, ciężkim drewnie i delikatnie zużyte już klamki. Chrząknął cicho, przetarł nos palcem wskazującym i kciukiem, wracając czarnymi oczami do całej reszty, gdzie tym razem, prócz stolików i półek, zastał kręcącą się ze stertą książek kobietę. Kogoś, kto wykazywał więcej życia, niż cała reszta i kogoś, kto potencjalnie mógł mu pomóc w dochodzeniu, gdzie powinien poszukać tego, po co przyszedł. Pozwolił sobie więc podejść do najwidoczniej zaaferowanej pracą damy i zwrócić na siebie uwagę delikatnym, bardzo cichym kaszlnięciem. Gdy jej spojrzenie padło w jego kierunku, uśmiechnął się ładnie, jak to miewał w zwyczaju i skinął nieśmiało głową, licząc na to, że zyska sobie przychylność z jej strony.
— Dzień dobry — zaczął, przyglądając się schludnemu upięciu jej włosów i wyprostowanej sylwetce. Prezentowała się przyjemnie w odbiorze, a do tego pasowała do całego tego miejsca, jak właściwy człowiek we właściwym czasie i położeniu w przestrzeni. Komponowała się, brzydko mówiąc. — Szukam jakiegoś atlasu roślin. Cokolwiek, co zawierałoby w sobie dokładne opisy wyglądu i działania. Znaczy się, jeśli mogłaby mi pani pomóc, albo przynajmniej wskazać kogoś, kto wiedziałby, gdzie taką książkę mogę znaleźć — mówił dość wyraźnie, raz po raz poprawiając uchwyt na główce w kształcie wilka. Wyślizgiwała mu się z dłoni, a tak nie powinno się dziać. — Po wytrawnym obiadku zaserwowanym przez naszą wykwalifikowaną kadrę ktoś nam się zatruł albo dostał reakcji alergicznej, a naprawdę nie chcę, żeby nam tu pomarli — dodał nieco mniej radośnie, wieńcząc całą wypowiedź cichym stęknięciem. Nie ściągał jednak uśmiechu z ust, jedynie delikatnie go modyfikował, starając się nie wyjść przy brzmieniu tych słów na kogoś niespełna rozumu i znajdującego uciechę w ludzkiej krzywdzie. Co to, to nie.
Starczało mu ekscesów i dobijających się gdzieś z tyłu głowy myśli, że sprawił tyle zła, że należałoby się nareszcie odpłacić za wszystkie niecne występki, za grzechy tego świata i zła, których się dopuścił. Durny, liczył na własną radość kosztem innych i chociaż po długim namyśle, dochodził człowiek do wniosku, że tak właściwie w ten sposób funkcjonuje prawie cały świat i każdy mijany na ulicy kierował się tym instynktem, to nie miał szczególnej ochoty działać wciąż w ten sposób, licząc się jedynie z faktem, że przecież każdy tak robi. Nie było to żadne wytłumaczenie. Szkoda tylko, że niektórzy dalej tego nie pojmowali.

⸻⸻ ❍ ⸻⸻
[Elro?]

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz