środa, 7 sierpnia 2019

Od Krabata cd. Desideriusa

Dojście do siebie zajęło Krabatowi nieco czasu, tym bardziej, że do pierwotnego oszołomienia nagłym atakiem oślizgłego bydlęcia doszły zabiegi zielarza, który starając się opatrzyć nie tak znowu głęboką i groźną ranę omalże nie przyprawił swego pacjenta o mdłości i oczopląs, uniemożliwiając jednocześnie zastosowanie najskuteczniejszego w przypadku ogrodnika środka leczniczego, jakim była możliwość wysnucia długiego i niezbyt sensownego monologu na niesprawiedliwość świata. Po za tym resztki przytomności poświęcić musiał w tej chwili uprzątnięciu całego bałaganu, jaki pozostawił po sobie gospodarz gabinetu. Bandaże rozczapierzone jak poszarpane skrzydła, zioła rozsypane jak drogocenne klejnoty i do tego rubinowe plamy krwi. To te ostatnie napawały go największą obawą tym bardziej, że nie miał czasu ni środków na ich porządne usunięcie. Początkowo starał się pozbierać wszystko nerwowo, ale widok Desideriusa wybiegającego w pośpiechu z pokoju wciąż nasuwał mu się przed oczy i napawał niepokojem. Cisnął, więc wreszcie wszystko na ziemię i przecierając czoło dłonią mruknął:
-  Do licha z tym wszystkim, na co mi przyszło. Trzeba było siedzieć w chacie gdzie najgroźniejszą bestią do ubicia była końska mucha, a największym zmartwieniem dobra pogoda na czas zbiorów. Ale nie oczywiście, zachciało się wędrówek, powrotów do korzeni, przygód zakichanych, a by to wszystko… Przynajmniej tropienie do czegoś się wreszcie przydało po za zapełnianiem niewdzięcznego żołądka, którego jedynym zajęciem było wieczne przypominanie o sobie.
Mruczał śledząc czujnie snujące się korytarzami lepkie ślady śluzu pozostawiane przez żabowate łapska bestii. Im większy rozlew paskudnej cieczy napotykał na swej drodze tym bardziej przyspieszał kroku, z dwóch co najmniej powodów starając się jak najszybciej dotrzeć na miejsce, Po pierwsze bowiem obawiał się spotkania z Elrą, która widząc bałagan jaki pozostawili po swojej zabawie w poskramiaczy dzikich zwierząt prawdopodobnie sama, zupełnie bezinteresownie w zastępstwie bestii ukatrupi ich na miejscu, a po drugie otrzymawszy próbkę metod radzenia sobie z sytuacjami problemowymi nabrał jakoś nieufności do jego zdolności bojowych i jak się okazało całkiem słusznie.  Jak jastrząb, skądś się wziął w końcu jego pseudonim ze zbójnickich lat, spadł na bestię mocno zaciskając jedną dłoń na cienkiej, żylastej gardzieli, drugą wyciągając w stronę zielarza, który zawierał właśnie bliższą znajomość z podłożem i najwyraźniej właśnie powoli powracał do siebie.
- Witamy wśród żywych. Poszukaj czegoś, żeby uwięzić tego gagatka zanim mi tutaj kolejne ażurki na rękach poodbija. Zresztą nie żebym narzekał, ale czy naprawdę nakładanie takiej ilości specyfików na t moją biedną grabę miało jakikolwiek sens. Toż to jej już nic nie poszkodzi nic nie zaszkodzi, bo to człowiek pierwszy raz się pokaleczył, a że trucizna to też dla mnie nie pierwszyzna, choć przyznam, że z taką zmorą jeszcze nie miałem do czynienia. Ale wracając do kwestii lecznictwa to zalatuje teraz zieleniną jak jakiś sklep zielarski. Muszę uważać żeby nie wyjść gdzieś na łąkę, bo się wszystkie Chryziowe baranki do mnie zlecą i mi wyjściową koszulę oskubią. No masz coś czy nie, bo ta bestia wyraźnie zasmakowała w mojej krwi i szykuje się znowu we mnie kły wbić. A jak mnie takie dziadostwo dziabnie to, kto mi zagwarantuje ze mi też jakieś kły wyrosną. Może to jakaś wampirzyca przepoczwarzona, albo nocna zmora. Ale paskuda…
Wszystkie ślepia poczwary wlepiały się w Krabata z wyraźną nieufnością i ukrytym wrogim zamiarem. Ogon bestii drgał niespokojnie jak u tygrysa szykującego się do skoku i nagle z całą siłą uderzył w zaciskające się na jego szyi jak kleszcze ręce. Ogrodnik syknął i rzucił stwora wprost w stojącą nieopodal skrzynkę i szybko nakrył pokrywą.
- A masz obejrzyj sobie inne pudło od środka. Chcesz coś zrobić zrób to sam. To nie powstrzyma go na długo, ale być może da nam czas by wymyślić coś lepszego. Zaprowadź mnie do tej opuszczonej pracowni i tam spróbujemy uśpić tą bestię. Tylko, co z tym potem zrobić. Yhh…
Skrzywił czując promieniujący od świeżej rany ból. Widząc zapał narastający w Desideriusie, by podjąć się kolejnych medycznych zmagań machnął ręką z lekceważeniem.
- Nic mi nie będzie, a nie zamierzam pozwolić żebyś odstawiał tu wkoło mnie te swoje balety. Nie ma na to czasu.

<Desiderius?>

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz