piątek, 2 sierpnia 2019

Od Krabata cd. Elry

Tej nocy znów drażniły go koszmary. Właściwie przywykł do nich i stanowiły dla niego raczej irytującą przypadłość, taką jak piórko uparcie padające na nos powodujące niejaki dyskomfort, ale niestanowiące szczególnego powodu do zmartwień. Zamiast do kichnięcia budził się jednak po to by rozmasować pobolałą rękę lub nogę, którą zależnie od fantazji przydzwonił z całej siły w ścianę, lub też otrzeć obficie zraszający ciało pot. Dawno już porzucił lęk przed wspomnieniami, które chociaż wciąż powodowały ból serca nie mogły go już więcej skrzywdzić. Tym razem jednak dojmujące poczucie pustki nie pozwoliło mu zapomnieć o nocnej przygodzie. Sen zaczynał się jak zawsze. Znów biegł przez las, a długie ciemne gałęzie jak czarne szpony szarpiące za odzież i raniące ciało, przyprószone tu i tam plamami zielonych liści migających tu i tam w łagodnym świetle księżyca, a za nim wściekłe krzyki. Nagle przed nim wyrastała ludzka sylwetka. Z bliska poznawał twarz ojca. A potem czuł ciepłą krew między palcami. Nagle pnie przemieniły się w kamienne ściany więzienia, ścieśniające się coraz bardziej. Kim jesteś? Brzmiał tubalny głos gdzieś sponad sufitu. Skulił się zatykając uszy. Kim jesteś? Rozlegało się dalekie echo, a on nie znał odpowiedzi. Czytaj w księgach, czytaj w swojej duszy, albo przyznaj, że jesteś nikim, że sam jesteś. Wnętrze przemieniło się nagle w olbrzymią bibliotekę pełną zakurzonych tomów ozdobionych złoconymi literami, których nie potrafił odczytać. Na stole leżała otwarta księga a w niej był pewien jego imię, ale nie mógł go sobie przypomnieć, nie mógł przeczytać. W tym momencie się zbudził. Zresztą akurat w porę, bo na zewnątrz szarzało już i miał nadzieję, szybko w ferworze porannych prac zagubić to nieprzyjemne uczcie. Zdecydowanie bardziej milczący niż zazwyczaj zdołał w ten sposób dobrnąć do południa, ale gdy tylko skwar wzmógł się na tyle, że nie dało się wytrzymać na zewnątrz natychmiast podążył do biblioteki. Sam nie wiedział, na co liczy. Wszedł do pomieszczenia jak do świątyni tym bardziej, iż nie miał tym razem żadnych skrzyń, za którymi mógłby się schować, by jakoś wytłumaczyć swoją tutaj obecność. Sam nie wiedział czy to szczęście czy pech sprawiły, że akurat błądząc między półkami natrafił na Elrę. Zawsze ją podziwiał, ale ze względu na to właśnie nigdy nie miał śmiałości by się do niej zwrócić o pomoc w sprawie jego słabości, o której z nikim nie chciał rozmawiać. Cieszyło go, że to kobieta rozpoczęła rozmowę, choć jej wskazówki nie na wiele mogły się zdać analfabecie. Kiedy zaczęła czytać wiersz z wybranego tomiku Krabat poczuł się tak jakby nagle postawiono przed nim lustro, a wszystkie lęki odeszły gdzieś w niepamięć. Tak jakby w ciemnym pokoju ktoś nagle zapalił światło. Westchnął ledwie słyszalnie licząc, że kobieta będzie kontynuować czytanie, ale ona przerwała równie nagle jak zaczęła pozostawiając niedosyt. Dopiero widmo dalszych poszukiwań zapoczątkowanych przez śmiały zwrot kobiety w stronę półki zmobilizowały Krabata do bardziej gwałtowanej reakcji.
- Nie, nie trzeba – wychrypiał nie swoim jakby głosem przytrzymując jej dłoń. Zdając sobie sprawę, iż zachowanie to mogłoby być źle odebrane i zrazić rozmówczynię cofnął się gwałtownie i spuścił wzrok – czy mogłaby panienka przeczytać coś jeszcze… bo…
Na prędce starał się znaleźć jakąś wymówkę, coś, o co mógłby zaczepić swój kolejny monolog o niesprawiedliwości świata, by w ten sposób upić choć kilka kropelek więcej z ożywczego źródła poezji. Skrzywił się po swojemu i z niesmakiem mruknął:
- Co to z ludźmi jest, że każdej nowinki czepiają się jak błoto podeszwy i wydaje im się, że każdą genialną myśl można sprowadzić do swojego poziomu, który najczęściej jest poziomem bruku. Co to za wymysły z tym drukiem. Nadźgają jakichś mrówek na białej kartce, tak, że nie wiesz czy to ktoś rozumny napisać chciał coś czy mu się ostrze pióra z główką pomyliło i sobie nim jak cepem nad kartą młócił, czy też, co i też prawdopodobne papier dostał wysypki. Z tego wszystkiego wiersze jeszcze się jakoś trzymają. A dramat… dramatów dość i w życiu człowiek ma. Ale najgorsze to są powieści popularne, gdzie każdy zbrodniarz okazuje się w końcu rycerzem na białym koniu, a każdy rycerz łajdakiem. Jedna z tego zaleta. Ogranicza się znacząco przyrost głupoty przez eliminowanie jej nosicieli łykających te gładkie słówka jak czapla rybę. Więc jakbym miał wybierać to poezja i powiem szczerze bardzo by mi na tym tomiku zależało. Ale te litery z zakrętasami, ozdobnikami. Po trzeźwemu to się chyba tak napisać nie da a co dopiero przeczytać. I jeszcze, jaki się gdzie zdarzy ze tusz przysechł, albo te… jak im tam. A nie ważne… Chyba potrzebowałbym pomocy, żeby to odszyfrować, a zawracać ludziom głowę… Po sobie wiem, jakie to ryzyko.

<Elra?>
Przepraszam, że tak słabiutko, ale coś nie miałam pomysłu na ten odpis. Mam nadzieję, że w następnych się rozkręcę

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz