sobota, 24 sierpnia 2019

Od Krabata cd. Narcissy - Event

Krabat na chwilę pozbawiony możliwości mówienia, za co jak każdorazowo zemsta jego będzie straszliwa i równie słodka, przede wszystkim dla niego samego, niekoniecznie dla uszu przypadkowej ofiary, nieufnym okiem łypał na swoich przymusowych towarzyszy ze szczególnym uwzględnieniem panicza wykazującego znaczne powinowactwo z wełnistymi istotami, które na co dzień znajdowały się pod jego opieką. Krabat czuł wrzącą krew powoli uderzającą mu do głowy, choć po tysiąckroć przysięgał sobie nigdy więcej nie dać emocjom dojść do głosu. Nie umiał powiedzieć czy cała ta wewnętrzna burza rozgrywa się za sprawą Chryzanta, który zdawał się na moment skupić w swym przecież nie tak rosłym ciele wszelkie koszmary prześladujące Krabata, co biorąc pod uwagę jego zdolność do szukania problemów także tam gdzie nawet ich pozoru normalny człowiek by się nie dopatrzył, było nie lada osiągnięciem, czy też obecności Narcissy, która potrafiła na tyle zawrócić mu w głowie, z której nikt nigdy nie wybił mu owej pięknej blondwłosej wojowniczki ścigającej go między soczystą zielenią lasów i srebrem wysokich gór, że gotów pomylić jabłko z ziemniakiem. Jako że pierwszy powód zamieszania znajdował się tymczasowo poza jego zasięgiem postanowił wylać całą swoją frustrację na niczego niespodziewającego się szlachcica. Doczekał, wiec jak kulturalnego człowieka, a takiego w pewnych kręgach zawsze opłacało się udawać do końca wypowiedzi i uśmiechnąwszy się z pewnym odcieniem goryczy wymalowanym na ustach rozpoczął nie monolog tym razem, a istny ostrzał.
- I o tym właśnie mówię. Jak widzę znajdzie się jeszcze na tym ugorze, jakieś szlachetne drzewo rozsądku i żeby pan szlachcic nie miał wątpliwości nie o nim tu mowa. Nie panie Ophelos używanie trudnych słów nie czyni jeszcze mądrym. Jak to było nie podżentelmeńsku, jakbyśmy na balu jakim byli, kiedy ja właśnie wyświadczam wszystkim grzeczność, bo jak widzę beze mnie poza panienką Narcissą wszyscy jak dzieci we mgle. - Dyskretnie skłonił się w jej kierunku uśmiechając się jeszcze bardziej skrycie, by mu żaden zazdrosny sęp nie wydarł tego blasku bursztynowych oczu, które tak pięknie błyszczały w półmroku korytarza - Myślę, ze panienka na tyle jest duża, iż nie potrzebuje adwokata i jakby miała coś przeciwko to zakomunikowałaby to samodzielnie.
- No proszę adwokata! Skąd takie mądre słowa w ustach takiego chama.
- W twoim towarzystwie i rodzina królewska, by schamiała do reszty. Dostosowuję się do poziomu.
- Ach więc może w ogóle powinieneś sobie wynająć służbę i sam poprowadzić całą akcję, bo pragnę cię uświadomić my nią nie jesteśmy.
- Gryzie cię, że jako jedyny mam dość zimnej krwi by przejąć dowodzenie, co? Zróbmy konkurs kto jest bardziej doświadczony, ja mam dwie blizny na twarzy ty jedną, wygrałem
- Mam ci pokazać te na plecach i na klatce piersiowej? i jestem rok starszy. Wygrałem
- Ale lochów od środka nie widziałeś. I nie próbowali cie truć czym popadnie i blizn po torturach nie masz, jeden rok w i więzieniu liczy się za dwa więc... wygrałem
- Wojenka mi wystarczyła, naprawdę, a lochy kilka razy zwiedzałem, aczkolwiek stałem po tej dobrej stronie od krat, w przeciwieństwie do ciebie
- Po tej dobrej stronie... powiedziałbym coś, ale zdaje się znowu stałbym po tej niewłaściwej stronie, wiec zmilczę, ale pragnę jedynie zwrócić uwagę, że kaci, a są to jak większość sądzi ludzie bez czci i honoru stali po tej samej stronie co ty. Łatwo się pastwić nad człowiekiem w kajdanach. Tchórze.
- Łatwiej również kraść, niż wziąć się do uczciwej roboty, nieprawdaż? Kaci przynajmniej to rozumieją.
- Znalazł się uczciwie pracujący. Łatwiej urodzić się szlachcicem i rączek żadną robotą nie kalać tylko czekać aż na tacy przyniosą. I to jest niby uczciwe.
Zdaje się, że Narcissa szykowała się przerwać zażartą licytację, ale nabrała ona takiego tępa i temperatury, że nie sposób było się zbliżyć by i samemu się nie sparzyć.
- A czy to uczciwe, żeby człowiek o właściwej pozycji i urodzeniu, na które jego przodkowie zapracowali ciężko walką, by takie pomioty jak ty mogły sobie spokojnie grzebać w ziemi, tudzież rabować, ile wlezie, musiał obracać się w takim towarzystwie jak... - skrzywił się wymownie.
- Tak? Towarzystwo nie odpowiada? To śmiało droga wolna, drzwi stoją otworem. Jeszcze się przeziębię na twoim pogrzebie i odtańczę kankana, jak cię w jakiej ciemnej uliczce zaciukają, a jak widzę po tym ślicznym znaczku to nie będzie trudne. Zresztą nie liczy się ilość tylko sposób zdobycia blizn. A te jak sądzę to po pazurkach jakiejś pięknej panny, bo nie sądzę, by jakikolwiek szanujący się złodziej połakomił się na takie truchło.
- Pan Krabat to się widzę zna na kobietach, ale z taką facjatą to myślę tylko ze słyszenia.
- A ty coś materacem był. Typowe. Przychodzi taki cwaniaczek spóźniony, nie ma nic do powiedzenia tylko odszczeknąć dobrze potrafi, jak każdy dobrze tresowany pies.
- Uważaj, uważaj bo psy maja ostre zęby
- Podobnie jak szczury
- Niezbyt widzę wyszukane inwektywy, po tak oczytanym człowieku spodziewałbym się czegoś więcej - syknął zjadliwie, mrużąc siwe oczy, które pod wpływem przecinającej twarz blizny nabrały jakiegoś dziwnie groźnego wyrazu w połączeniu z świeżo zapuszczoną brodą.
- Po cóż szukać nie wiadomo czego jak te najprostsze są zarazem najtrafniejsze. Patrz chwila w lesie i jużeś szczeciną porósł. Po coś ten koper na polikach zasiał.
- Ja się przynajmniej myję w przeciwieństwie do co poniektórych.
- I chyba olej z głowy wypłukujesz, skąd ten pomysł żeby całym tabunem ruszyć sobie w miasto. Oczywiście widok mnie w towarzystwie panienki Aigis i sławnego, nie wiem z czego, bo chyba tylko z głupoty być może rycerza, z osiłkiem i flirciarzem absolutnie nie zwróci niczyjej uwagi. Przecież wiadomo że musimy tak jak mówiła Narcissa podzielić się na dwie grupy.
- Ale to nie znaczy, że ty koniecznie musisz być z nim.
- Tak jak to że wylądowaliśmy w jednej drużynie nie znaczy, ze nie mogę przestawić ci paru kosteczek. Ostatecznie nie ma to jak cios w nos na orzeźwienie.
- Tylko spróbuj, ale jak chcesz mogę ci taki zabieg zafundować.
- Nie szastaj tak pieniędzmi, bo wątpię byś  choćby próbował pofatygować się osobiście.
- Dość! - ktoś wrzasnął, ale w ogólnym rozgardiaszu trudno było dojść do kogo ów głos należał.

<Ktoś?>

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz