Poznawszy skład swojej grupy operacyjnej Krabat westchnął
tylko niezbyt zadowolony, co nawet nikogo specjalnie nie zdziwiło, bo ciężko by
osobnika jego pokroju ucieszyło cokolwiek, skoro nawet na obiad z rodziną
królewską, gdyby mu takowy ktoś zaproponować gotów kręcić nosem, ze jeszcze
przypadkiem ktoś mu wciśnie truciznę nie dla niego przeznaczoną, że pewnie księżniczka
niezbyt urodziwa, naczytawszy się tanich romansideł będzie go chciała usidlić i
na tym pewnie nie będzie końca nieszczęść. Jedno było dla rolnika w tym
momencie pewne, że nie jest to jego drużyna marzeń. Po pierwsze Narcissa,
której obecność zdawała się być rekompensatą za nieobecność pani chodzące
nieszczęście Sorelii i to w dodatku w wersji zwielokrotnionej przez
niezrozumiałe rozproszenie, jakiego doznawał za każdym razem, gdy znalazł się zbyt
blisko. Ilekroć znaleźli się w jednym pomieszczeniu zawsze prowokowała
sprzeczki, a do tego jakby było mało pilnowania jej to jeszcze trzeba było
siebie pilnować przed nią, bo myśl lotna, ale miecz jeszcze szybszy. Do kompletu
Chryź niewinny baranek nieodłączny towarzysz pani rycerz ponoć jakaś rodzina,
czego i domyślić się można po ciętym języku i tylko cud, że się nawzajem nie
pokaleczą. On sam zdecydowanie nie czuł się bezpieczny, a już na pewno bezpieczna
nie była jego reputacja jak i godność pewnych części jego ciała, których miana
wolał nawet na myśl sobie nie przywoływać. No i jak przed taka kompanią wino
uchować. Dalej Rawen, który gotów gonić wszystko, co się rusza, ma wydatne
piersi i maślane spojrzenie i tylko liczyć, że kołnierz mocniejszy od jego pożądań,
bo nie utrzymasz w miejscu dziada i będziesz go później szukał, pod jaką
nadobną spódniczką wbrew dobremu wychowaniu i poczuciu estetyki. Wreszcie Aaron
jedyny normalny, poza samym Krabatem, który raczej nie najlepiej będzie się
czuł w tej ekipie, zmuszony nie zajmować żadnego stanowiska by się żadnemu nie
narazić i jeśli dobrze pójdzie ten, który im akty zgonu powypisuje jak już się nawzajem
powybijają. I to, co w całej sytuacji było najgorsze to fakt, ze jakkolwiek
potrafił w myślach wymienić setki powodów by dać sobie spokój i posłać wszystko
i wszystkich do diabła za bardzo ich lubił, by kogokolwiek narazić na śmierć, a
już sama jego persona była jakby tarczą dla wrogów z napisem tu mierzyć. Wystarczyło,
by ktoś rozpoznał jego podejrzaną facjatę, którą jakiś czas temu przyozdobione
było każde drzewo w Tiedal i heja na szafot, a stamtąd widoki, co prawda
piękne, a i sława, że pozazdrościć i tylko czasu brak by się nią należycie
nacieszyć. Po naradzie pożegnał się z Sorelią licząc, że blondwłosy huragan nie
słyszał części jego monologu bezpośrednio poświęconej jego towarzystwu, zbyt zajęty
paplaniną z pasterzem i przysiadłszy w dolnym pomieszczeniu zamówił sobie
szklaneczkę czegoś mocniejszego dla dodania otuchy. Nie mógł jednak długo
usiedzieć w miejscu. Z powrotem wdrapał się po schodach starając szczęśliwie
natrafiając na znaczną część swojej drużyny.
- Długo trzeba na was czekać – burknął tonem jak zawsze ociekającym
na pewno nie życzliwością – zestarzeję się nim zdecydujecie się wreszcie zejść,
jużbym się prędzej sam dokulał na nadbrzeże. Korzenie mam zapuścić czy co. Nie
mamy całego dnia i całej nocy na rozpakunek i rozmówki, wbrew pozorom to nie są
wczasy, czy spacerek po lesie. Potrzebujemy planu i to nie takiego, jakie część
z was lubi. Nie będzie na razie żadnego machania mieczem żadnych wrzasków i co najważniejsze
nie narażamy się bez potrzeby, żadnego umierania. Ja żadnych zwłok do domu
taszczył nie będę, a teraz będę wdzięczny, jeśli ktoś się zorientuje, na jakim
etapie stanęła tu „sprawa Abelarda Ratignaka i tzw. Ksiecia Złodziei.” Że się
nadaję na przywódcę, jak wróbel na woźnicę to wiem, ale na razie nie widzę lepszych
propozycji, wiec trzeba nam teraz wybrać się na nadbrzeże. Narcissa pójdzie ze
mną i będziemy udawać parę zakochanych. Nie patrz tak na mnie, jak mnie teraz
Cyziu ubijesz to niestety tylko ułatwisz zadanie naszym wrogom, a tak to
jeszcze ja stać będę między tobą, a nimi wiec najpierw mnie spróbują sprzątnąć.
Reszta pójdzie razem i będzie udawać samotnych strzelców w trakcie balangi.
Trzymamy się blisko, ale nie zbyt blisko. Potem wynajmiemy pokoje, na tyle daleko
by nas nie powiązano ze sobą i na tyle blisko, by w razie, czego móc sobie
udzielić wsparcia. Ze wszystkich naszych zadań ja jednak najbardziej chciałbym
przeżyć.
<Ktoś>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz