piątek, 16 sierpnia 2019

Od Nagi cd. Kai

Uśmiechnęła się, lecz nie uśmiechem ciepłym, życzliwym, a bardziej tym, którym obdarowuje się sprzedawców, gdy wychodzi się ze sklepu. Małym, ciut nieszczerym ale powstałym z grzeczności. Po nim zapewniła rozmówczynię raz jeszcze o niekolekcjonowaniu przez nią długów. Wyjaśniła, że w ogóle niezrozumiałym dla niej jest, gdy ludzie czują się zobowiązani, by oddać darowaną im życzliwość. Bowiem powinno się czynić dobro nie z obowiązku, a z przekonania. Wewnętrzna chęć bycia lepszym człowiekiem to znacznie lepsza motywacja niż nacisk z zewnątrz, który w każdym momencie może ustać.
Jednak gdy słuchała głosu kobiety przed nią, zachrypniętego lekko co prawda, lecz kryjącego przyjemną nutę i ton, który szeptał jej do ucha, iż ma jeszcze więcej do powiedzenia, coś intrygującego, ciekawego, Naga nie sądziła, że jego właścicielka mogłaby umyślnie zejść w odmęty nienawiści i złośliwości. W końcu woń, którą czuła nie zaciskała się wokół jej gardła i pozbawiała oddechu, przeciwnie. Tchnęła w jej pierś nowy, świeży, budzący do życia. Jak letnie poranki, gdzie to ziemia trzymała w sobie jeszcze chłód nocy, a dopiero wychodzące słońce rzucało na skórę ciepłe promienie. Gdzie wiatr wiał z północy, przynosząc ze sobą morską bryzę, która skakała po zielonej trawie, głaskała rozkwitłe polne kwiaty i czesała długie, złote kłosy rosnące na nizinach. Wtedy sam zapach rozpoczynającego się dnia budził ze snu nim świergot ptaków robił to pierwszy. A ten był jej ulubionym.
Lecz były takie momenty, krótkie i ginące gdzieś w tle, jakby wystraszone, chcące przemknąć niezauważenie, by nie zostawić po sobie żadnego śladu, żadnego wspomnienia, gdy Naga czuła coś zgoła innego. Jakby wraz z pędzonym przez wzgórza powietrzem przyszedł skrawek popiołu, oderwany od trawiących przez ogień pól zboża. Jakby nuta siarki przez chwilę przejęła rządy, roztaczając swoją sieć wszędzie, panując tylko przez ułamek sekundy, potem abdykując.
A kobieta mogła mieć jedynie nadzieję, że siłą nie będzie jej trzeba siłą ściągać z tronu.
— Nie winiłabym rozbudzonej wyobraźni ludzkiej, co to strach bierze sobie za najlepszą strawę. Katastrofy pozostawiły po sobie duże rany, a i nie wszystkie zdążyły się zagoić. Niektóre się jątrzą, przysparzając nic tylko cierpienie, nawet krzty doświadczenia, bo to przynoszą dopiero blizny. Lecz taka nasza rola, nieprawdaż? Przynosić im odrobinę ukojenia, rozwiewać złe myśli. Chwalę twoje czyny, nawet jeśli przynoszą ci frustrację i lodowaty śnieg za kołnierzem.
Wstała od stołu, skończywszy śniadanie, pod ramię wsadzając sobie upierzone ciało, w dłonie biorąc naczynia. Wymieniły się słowami pożegnania, nim egzorcystka odeszła.
Zimne miesiące mijały spokojnie, na chłód nie chcieli wychodzić ani członkowie Gildii, ani niemiłe zmory, co to ciepła nie czują, ale będąc nadwrażliwym na wszystkie niedogodności jakie niesie za sobą życie ziemskie.
Choroba Kai opuściła prędko szczególnie, gdy wypędzana była przez maści, w jakie zaopatrywała ją Naga czy napary, które czasem przynosiła jej do posiłków. Nie trudniła się jako medyk, nie miała takowego doświadczenia ani wiedzy, jednak jej zioła sprawdzały się nie tylko w egzorcyzmach, a ta nie chciała zmarnować ich potencjału. Poza tym, dziwną przyjemność sprawiała jej troska o drugą osobę, a jej ukryty egoizm cieszył się, gdy ktoś jej potrzebował.
W końcu zapach brązowowłosej bardki rozprzestrzenił się na cały kraj, gdy czas przyniósł ze sobą najcieplejsze z miesięcy. Z ich przybyciem życie zawrzało, wyłoniło się spod martwej płachty i ukazało ciekawskim spojrzeniom. Przyroda rozpieściła ludzi, którzy opuścili swoją gardę i hulali po ziemi, ciesząc się pięknymi dniami i nocami. Wtedy też popełniali najwięcej lekkomyślnych uczynków, a brud wypełzł na powierzchnię wraz z zasianymi plonami. Zmory panoszyły się wokół murów Gildii, a gdy egzorcystka zapuszczała się dalej niż jej tereny spotykała jeszcze więcej duchów. Nie wszystkie spowite były grzechem, lecz ta zwracała mniejszą uwagę na te niewinne, w końcu jej praca ich nie dotyczyła.
Częściej niż zazwyczaj zaczęła znajdować krucze pióra na swoich ubraniach i w pokoju. Gdy łapała ptaka słabiej się wyrywał, a kobieta pod palcami mogła wyczuć szorstką skórę, normalnie ukrytą pod czarnym pierzem. Ostatnimi dniami krakał on wyjątkowo nieprzyjemnie i drażniąco, a gdy chciała wlać w jego gardło jeszcze trochę wydobytych ze zmor grzechów, ten zamykał uparcie dziób, przez co Naga zmuszona była zaklinać je w martwych przedmiotach. Nigdy tego nie lubiła, po tysiąckroć wolała martwe ciało ptaka, jednak nie miała wyboru. Nie myślała, że ten dzień tak szybko nadejdzie, w końcu minęły dopiero dwa kwartały, pielgrzymki zwykła odprawiać co cztery. Jednak nie myślała o tym długo i poczęła się pakować, przyszykowana na długą podróż. 
Kai? 
(ahh, szczerze przepraszam za tą zwłokę! Ale już mamy przygodę :3)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz