sobota, 3 sierpnia 2019

Od Narcissi cd Ophelosa

⸺⸺✸⸺⸺

Przepadała za widokiem Chryzanta w siodle. Uniesionego, dumnego, wyprostowanego, bo tego oczekiwał od niego wierzchowiec. Z pysznie wypiętą piersią i błyskiem w oku. Był tam, gdzie przynależał i to zacietrzewiało w głowie Narcissi największe obawy, bowiem bez względu na to, jak pilnie nie stawiałby się powierzonej mu ścieżce, prawda była inna. Ophelos przeznaczony był wojnie, a wojna przeznaczona była jemu.
Jeszcze bardziej natomiast hołubiła sceny, gdzie wyglądał jak zagubione dziecko, nawet jeśli zbroja błyskała w promieniach słońca, podobnie jak dobrze wyważony w dłoni miecz. Wystarczyła jedna uwaga, a rumieniec wstrzelił się na jego twarz, odbierając mu całą dotychczasową grację i sprawiając, że ponownie wyglądał jak zagubiony nastolatek, któremu przekazano wieści o panience z dworku obok, która potajemnie się w nim podkochuje i ogląda jego popołudniowe sesje treningowe z szermierki. Od razu myślał o odpowiednich kwiatach, schludnym ubiorze i pilnował się przy każdym kolejnym ćwiczeniu. Durni byli, siląc się na takie trudy. Panienka bowiem zawsze przyglądała się detalom, a gdy takowy amator począł kurczowo trzymać się sztywnych zasad, cały jego charakter ginął gdzieś w tłumie, podobnie jak zainteresowanie ze strony dziewuszki.
— Czy ja wiem, smakołykiem może byłem dwa lata temu, teraz mierna ze mnie przystawka. Przepocony, nieuczesany, niezdarny. Wiesz, jaką okropną mam kondycję? Siedzenie i obserwowanie owiec zdecydowanie mi jej nie poprawiło, a poranne noszenie słomy czy przebieranie tego nieszczęsnego obornika to jedna wielka beznadzieja, w dodatku śmierdząca, jak bardzo bym tych puchatych zwierząt nie uwielbiał. — Kim byłby Chryzant, gdyby nie kusiłyby go długie monologi, obłe teksty, na które Narcyza jedynie mogła założyć ręce na piersi i wysłuchiwać ich w nieskończoność, bo lubiła dźwięk jego głosu i to, jak wyraźnie intonował odpowiednie i potrzebne w danej chwili sylaby. Z akcentem prosto ze stolicy i uśmiechem wymalowanym na pięknych usteczkach, poprawiał rękawice z należytą ostrożnością. Tak pasował do tego całokształtu, komponował się z każdą kolejną cechą. Z każdym niuansem i im dłużej człowiek na niego patrzył, tym większy respekt do, ogólnie znanego tu jako pasterza, mężczyzny poczuwał. Narcissi natomiast coraz bardziej przypominał Chryzanta, którego znała i do którego dążyła, odkąd mogła tylko spamiętać, bo był ikoną, ikoną jej większą i bliższą, niż wymalowane wszędzie twarze wielkich generałów i dowódców. Tak zwyczajnie. Jej kuzyn, ot. Nikt więcej, nikt mniej.
Cholera by wzięła te twoje przeklęte owce, Chryzancie, nie tam twoje miejsce, a tu z mieczem i dumą w oczętach.
— A kondycja, jak wiemy oboje doskonale, nie tylko przydaje się na polu bitwy z mieczem u pasa, przyznasz mi rację, prawda?. Aczkolwiek, wydaje mi się, że ta przerwa jednak wyszła mi na zdrowie. Choć, przyznaję, turnieju bym już nie pojechał, a jeżeli podjąłbym rękawicę, to dosyć szybko bym odpadł — kontynuował, a kobieta przewróciła wymownie oczami, bo spodziewała się po nim czegoś więcej, niż ciągłych nawiązań do baraszkowań. Najwidoczniej jednak nie dane było mu z tego wyrosnąć, a przynajmniej nie teraz. Musiała najwidoczniej przyzwyczaić się na nowo i pogodzić z bolączką, jaką jej tym sprawiał.
— Ale, naprawdę, szczerze i przysięgam w tym momencie na swoją głowę, lepszej decyzji dla siebie podjąć nie mogłem. Odpocząłem, koniec przerwy, wracam ku powołaniu. Przynajmniej na razie.
A ona rozpromieniła się od ucha do ucha, słysząc złożone przez niego postanowienie, wyprostowała się, wypięła pierś i puszczając nareszcie konia, ułożyła szczupłą dłoń na rękojeści własnego miecza. Schowana pod rękawicą, zdobiona bliznami po wielu stoczonych walkach, znająca ciężar, jaki stanowił wyważone ostrze i nie chodziło o wartość fizyczną, a prędzej materialną.
— A jednak wciąż wyglądasz jak człowiek szlachetny i wysoko postawiony — odparła z końską wręcz dawką pewności w głosie, przy czym zerknęła kątem oka na Khardiasa, który przez cały ten czas nie podjął się piśnięcia choć słówkiem. — Dobrze widzieć cię ponownie na służbie, Chryzancie. Żadnych pogrzebów — dodała twardo, chyląc delikatnie czoła młodszemu o kilka miesięcy mężczyźnie. — I czy ty absolutnie przy każdej okazji musisz nawiązywać do romansów i rozkoszy? Liczyłam, że choć trochę wyrośniesz z tejże lotności — prychnęła pretensjonalnie, a oboje wiedzieli doskonale, że wszystko to żarty i nic więcej, bo sama Narcyza była tą, która o przygodach łóżkowych wypowiadała się z największym zapałem i chęcią, a i dopytywała o wszystko, wścibsko wciskając nos w życie erotyczne każdej dobrze znanej jej osóbce.

⸺⸺✸⸺⸺
[Przepraszamy, że krótko, nie idzie nam ostatnio]

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz