wtorek, 13 sierpnia 2019

Od Narcissi cd Ophelosa

⸺⸺✸⸺⸺

Rytmiczny tętent kopyt działał, jak lek na skołatane nerwy, odkąd tylko mogła sobie przypomnieć. Nawet jeśli nie była fanką jeździectwa i uznawała to za raczej dziwny wymysł człowieka, niekiedy odprężało ją to bardziej, niż wieczór spędzony w głębokim, zapadającym się, miękkim fotelu z lampką wina przytwierdzoną do dłoni i interesującym towarzyszem rozmów. Onyks, jakby było jej mało przyjemności, zdawał się do tego płynąć w przestrzeni, nie sprawiając sobie problemu oporami powietrza i nieciekawym ukształtowaniem terenu. Przyznawała też dlatego, że galopowanie szło mu o wiele lepiej niż myślenie, a całą ideę dopieszczał szyderczy rechot ze strony Carmellie, który nie mógł powstrzymać się przed paskudnym zachowaniem. Miał do tego wyjątkową słabość, nie dziwiło więc Narcissi, że przy prawie każdej nadarzającej się okazji, przyjmował formę rozległego, potężnego węża, gada, który zdecydowanie zbyt często smyrał jęzorem po kostkach Khardiasa, jak i samą Narcyzię.
Krótko po podjęciu go pod własne skrzydła, zauważyła, jak pilnie dążył do tego, by doprowadzić każdego z reszty biesów do szału przynajmniej raz. Szło mu to z zaskakującą łatwością, dopóki nie natrafił na Shaloo. Ze swoją anielską cierpliwością, którą darzył właściwie każdą istniejącą jednostkę, do tej pory stał niewzruszony, a cała brygada powoli zaczynała stawiać zakłady, który wyłamie się jako pierwszy. O dziwo, od dobrych trzech lat, sprawa nie zmieniła się jakoś znacząco, a Narcissa zbyt zmęczyła się już postawą dwójki, by dalej przyglądać się tej dość nietypowej rozgrywce. Pozostawało jej tylko raz na jakiś czas dopytywać się, czy to Osghorna, czy Kha'sisa odnośnie tego, jak sprawa wygląda i kiwać głową, gdy wzruszali ramionami, albo odburkiwali cicho, co znaczyło tyle, co ogłoszenie wszem i wobec, że dalej znajdujemy się w tym samym miejscu, co dotychczas. Szczerze, Aigis jakoś to szczególnie nie dziwiło i coraz bardziej cieszyła się, że w porę odizolowała się od tego dziwnego skupowiska nadpobudliwych stworzeń z niedoborem rozrywki. Poszliby na spacer, pograli w karty, a zamiast tego wysłuchiwali długich, monotonnych monologów skierowanych przez Carmiellego w stronę Shaloo. Czasem zastanawiała się, jak bardzo reszcie biesów już odbiło, skoro potrafili z takim zaangażowaniem oddać się tak mało istotnemu zajęciu.
Pewnie odgryźliby się tym samym, gdyby wypowiedziała się na ten temat głośno. Zwróciliby uwagę na jej głupie pogaduszki z Percivalem, prychnęliby, każdy we własnym tonie i wrócili do namiętnego wyczekiwania, który nareszcie się złamie i kto dostanie większą kolację tego dnia. Bo jak zawsze, szło o jedzenie, honor i nieco alkoholu. Czego innego w końcu mogła spodziewać się, bo bandzie biesów, które do tego spędziły z nią tyle czasu? Z pewnością nie mogła wyczekiwać przykładania się do zasad savoir-vivre i zwracania uwagi na rocznik podanego wina, czy stopnia wysmażenia mięsa. Żarli i pili, co im się podstawiło, a wszystko to zakrapiane było nadmierną ilością rechotu, entuzjazmu i zapachu siarki, którą unosili się w niektórych momentach. To też oszczędzała im nadmiaru emocji, wiedząc, że w przeciwnym razie, skończy w odorze, przez który nie sposób będzie zasnąć, a ta nie miała zamiaru spędzać kilku kolejnych nocy na zasłanianiu nosa i ust, byle nie zemrzeć od nieprzyjemnego aromatu unoszącego się z amuletu. Schować go nie mogła i tak wróciłby na swoje miejsce, męcząc ją jeszcze bardziej, dlatego pozostawało jej czekać, licząc na to, że tego dnia zejdzie im nieco szybciej, niż ostatnim razem. Mieli paskudny talent do zatruwania, nie tylko życia, ale i powietrza, a to zdecydowanie im się nie ceniło, chociaż Narcissa bardzo się starała, wyniku ich zabaw nie dało się powstrzymać, ani nawet ograniczyć.
— Za pomocą tego grymasu mógłbym załatwić sobie dziesięć takich rumaków, jak twój, a dwadzieścia takich, jak moja kobyła. Na szczęście będę musiał tylko uśmiechnąć się do matki oraz pomodlić się, że ruszali Pimpusia w czas mojej nieobecności. — Mogła tylko i wyłącznie przewrócić oczami, chociaż wiedziała od dawna, że skromność nie była najmocniejszą cechą Chryzanta, o ile w ogóle istniała w jego charakterologii i słowniku, w co śmiała coraz mocniej powątpiewać. Dureń musiał się szczerzyć, pysznić i rozkoszować tym, że geny były wobec niego nawet łaskawe. — Mam też nadzieję, że przez Weronikę się nie roztył, zawsze lubiła go dokarmiać. A później chciał tylko żreć, więcej i więcej! Wiesz, że kiedyś mnie nawet dziabnął, bo nie dałem mu dokończyć siania? Rozpieszczona cholera. I wcale się do tego nie przyczyniłem. Nic a nic.
Już chciała to jakoś skomentować, koniec końców jednak porzuciła ten pomysł, starając się bardziej skupić na trasie i cichych rozmowach biesów, niż gadaninie kuzyna, do której, jeśli miała być szczera, dość często nie przykładała większej uwagi. Pozwalała mu się rozwinąć, nagadać i pozwracać uwagę na dręczące go kwestie, sama jednak odlatywała gdzieś myślami, najczęściej do czyhających na nią obowiązków, które jeszcze kilka lat temu gromadziły się stosami. Teraz jednak zdecydowanie zelżały, pozwalając jej na, chociażby złapanie większego oddechu i porządniejsze rozglądnięcie się po okolicy, bez poczucia, że coś wisi jej tuż nad szyją, poganiając do wypełniania powierzonych jej zadań. Mogła spędzić wieczory na leniwych pogaduszkach z Khardiasem, zamiast planowania kolejnych posunięć straży. Mogła porozglądać się za ludźmi, w tym i pewnym jegomościem, którego jednak nie musiała pochwycić, chociaż z chęcią ponownie by się tego dorwała. Przymknąć, zatrzasnąć, może i zakneblować, by pozostawało tylko niskie mruczenie, pewnie też wyrażające dezaprobatę.
— Prawdopodobnie po całej sprawie w Ovenore, będę chciał się udać do Defros. Wiem, że to nie po drodze, ale jednak, co mam lepszego do roboty. Chcę dokończyć sprawę z Arturem. Odszukać trzy wiedźmy, wbić ten o kant dupy potłuc miecz w ich krtanie, by nie bredziły więcej kłamstw — warknął, zwracając uwagę Narcissi.
Nigdy nie była zgodna z jego zdaniem. Nigdy nie uważała, że powinien mścić się na czarownicach, czy jak to on określał, wiedźmach. Sama zawdzięczała im wiele, sama widziała, jak dużo potrafiły zrobić dla korzyści i równie świadoma była, jak niejasne i powikłane niejednokrotnie bywają ich słowa i przepowiednie.
Wiedziała, że jeśli wyruszy z nim w tamtym kierunku, to jedynie po to, by stawić mu czoła i uchronić kobiety przed pędzącym w ich stronę ostrzem, które nie uważała za sprawiedliwe w żadnym tego słowa znaczeniu. Wiedziała również, że właśnie to zrobi, bo mimo wszystko nie miała zamiaru zezwalać na bezsensowny rozlew krwi spowodowany... prawdopodobnie głupotą samego Artura, w to nie śmiała wątpić.
— Może powęszyć coś na temat bestii, bo mam wrażenie, że gdy tylko ojciec się dowie, a dowie się na pewno, iż wyruszam w tamte okolice, wyda polecenie, by i to bym sprawdził, nawet jeżeli już dawno ucichło, a dworek jak był opuszczony, tak stoi nadal, pewnie przejęty przez leśną zwierzynę. Jeżeli chciałabyś się tam ze mną udać, potowarzyszyć oraz pomóc, byłbym zaszczycony, Narcyzo. Tak długo się nie widzieliśmy, tyle dobrych chwil i przygód nas ominęło, teraz odmówiłem ci wspólnej drogi do domu. Pozwólmy sobie choć trochę to wynagrodzić. Podejrzewam, że dosyć szybko będziemy mieć siebie dosyć, dobrze mieć jednak ciebie u boku, Cyziu.
Sprawa bestii była rzeczywiście ciekawa, sama pragnęła podejść do niej kilkukrotnie, licząc na to, że okaże się kolejnym szukającym domu biesem. Może mogłaby go przygarnąć, okazać łaskę i oszczędzić mu cierpień. To też na tę informację zareagowała z nieco większym optymizmem, niż na tę wymienioną kilka chwil temu, wciąż jednak do samego pomysłu nie była szczególnie przekonana.
— Czy to niezbyt dużo w tak krótkim czasie? Miałeś jednak chwilę przerwy, chcesz od razu porywać się na tak wiele spraw? Szczególnie te czarownice. Nie chcę cię martwić, czy oburzać, jednak nie sądzę, by był to najlepszy pomysł — odpowiedziała, doskonale wiedząc, że może porywać się na sprawę, która okrutnie rozeźli kuzyna, nie miała jednak zamiaru nie próbować powstrzymać go przed samym wyruszeniem. Oczywiście, może zareagować później, czemu jednak nie spróbować stłumić złość w zarodku?
Choć tu będzie to trudne.

⸺⸺✸⸺⸺
[Ophelosie?]

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz