czwartek, 1 sierpnia 2019

Od Narcissi cd Sorelii

⸺⸺✸⸺⸺

Nie zawsze zgadzała się z przełożonymi. Właściwie to przez większość czasu uważała podejmowane przez nich decyzje, za coś znajdującego swoje miejsce gdzieś na granicy czystej głupoty i absurdu. W służbie jednak miała spore pole do popisu. Otrzymywała zadanie, napomknięcie o tym, że skuteczniej zakraść się od strony północnej bramy, niż wschodniej, bo straż była tam bardziej rozleniwiona ze względu na wszechobecne kasyna i domy rozkoszy, zostawiała dla siebie. Koniec końców robiła po swojemu, działając na nerwach towarzyszom, summa summarum jednak wykonując zlecenie w sposób, dzięki któremu udawało się połechtać ego przestarzałych generałów, radośnie przeczesujących palcami siwiuteńkie brody przy każdym kolejnym słowie zawierającym się w sprawozdaniu z misji. Cieszyli się, jak wspaniale to wszystko wymyślili i zlecali niżej postawionym załatwić im butlę dobrego wina z południa. Byle rocznik był starszy od nich samych. Nie winiła ich, doskonale rozumiała, że są osobami prostymi, nieco głupkowatymi, w większości znajdujących się w miejscu, w którym byli dzięki kontaktom. Wujek był lizodupem króla, czy starszy brat miał dość duże udziały w handlu rzadkim towarem. Cokolwiek, co pozwalało im znaleźć się o krok przed całą resztą. Co dawało ulgi samym nazwiskiem.
Tym razem jednak nie stała przed krępym mężczyzną z lśniącymi od tłuszczu ustami i łysiną powoli przedzierającą się przez, dawniej gęste, kępy włosów. Teraz stała przed gildyjskim mistrzem, przelotnie spoglądając na długie, ciemne włosy i przerzedzoną brodę. Sprawiał wrażenie zaniedbanego, może zwyczajnie miał gorszy dzień, nie obchodziło to Narcyzy. Jak dla niej, mógł nawet przyjąć ją w samych brudnych kalesonach z dziurą na pośladku. Wystarczało jedno łypnięcie szalonych, bystrych oczu, by kobieta przestała zwracać uwagę na tak nieistotne niuanse. Piekielnie głębokie, dwie nieskończone studnie, które pochłaniały ją z każdą kolejną sekundą. Podobało jej się to, w końcu ktoś, kto nie przypominał starego, rozleniwionego misia koala, którego widziała raz, będąc zdecydowanie zbyt oddaloną od ojczyzny, a bardziej czającego się, czarnego kocura gotowego skoczyć w każdej chwili za podstawionym mu przed nos piórkiem. Nie znała go od innej strony, wiedziała jednak, że w tym momencie był rozdrażniony i nie miał ochoty słuchać wywodów na temat zleconej misji.
A jednak Narcissa nie mogła zostawić tej sprawy bez słowa.
— Co z niej za szpieg, jeśli mam robić jej za obstawę? — warknęła, zakładając ręce na wypiętej piersi. Zdawała sobie sprawę z tego, że odważniejsza pozycja nic jej nie da, wręcz może ją ośmieszyć w oczach Cervana. — Myślałam, że zadaniem złodzieja-kapusia, jest poradzić sobie samotnie.
Jedno spojrzenie. Starczało jedno spojrzenie, by zacisnęła mocniej szczęki i przeklęła mistrza w myślach. Odruchowo zasalutowała i nim pojęła swój błąd, zdążyła czmychnąć z pomieszczenia, tym razem wyklinając własną głupotę i pretensjonalność, która przez cały ten czas malowała się na buźce kobiety. Stary, obłąkany dureń.
Kha przesiadywał w ich wspólnym pokoju, wyglądając za okno i przyglądając się owcom popędzanym przez kuzyna Narcissi. Rozmawiali niejednokrotnie, Khardias przy każdej okazji dopytywał się, kiedy nareszcie go zaczepi i zamieni z nim dwa, czy trzy zdania. Pytała wtedy, nieco ofensywnie, czy tak bardzo stęsknił się za pyskiem Chryzanta, a ten odpowiadał jedynie cichymi poburkiwaniami. Zaplanowała zaskoczyć go podczas przygotowań do misji w Ovenore. Nie chciała póki co martwić się jego osobą i może było lepiej, kiedy nie wiedział o jej obecności. Mógł w spokoju wyprowadzać swoje baranki i pamiętać tylko o tym, by nabić fajkę. Zasługiwał na odpoczęcie od widoku bliskich mu ludzi w zbroi.
Gdy tylko wślizgnęła się do pomieszczenia, Khardias jedynie przelotnie zaszczycił ją łypnięciem rubinowych ślepi, by ponownie usadowić łeb na parapecie. Był już najwidoczniej tak znudzony jak ona, bo poderwał się na równe łapy, gdy tylko usłyszał charakterystyczny brzęk i miotającą się po pomieszczeniu Narcyzę.
— Gdzie jedziemy?
— Cervan oczekuje ode mnie robienia za niańkę jakiegoś szpiega. — Szczupłe palce zwinnie przebiegały po kolejnych pasach, prędko zapinanych na szerokich biodrach kobiety. Kha wyglądał na równie zaskoczonego, co Aigis, gdy pierwszy raz o tym usłyszała, jednak nie odezwał się słowem. Ważne było to, że nareszcie miał coś do roboty.

Noc była gęsta i długa. Za długa jak dla Narcissi, która powoli zaczynała dreptać, co nieszczególnie cieszyło Kha. Robiła dużo hałasu, a mieli zostać niezauważeni, zarówno przez dworek, jak i samego szpiega, który póki co sprawiał wrażenie, jakby radził sobie dość zwinnie. Sterczeli pod wskazanym przez mistrza budynkiem, raz na jakiś czas wymieniali uwagi, czy poirytowane spojrzenia.
— Pograjmy w "to, co widzę".
— Zdajesz sobie sprawę z tego, że jest środek nocy i tylko jedno z nas widzi w ciemności? — zagadnęła Narcyza, marszcząc czoło z politowaniem. Bies burknął coś pod nosem.
— To ja będę mówił, a ty zgadujesz. Dla atrakcji dodam dźwięki.
— Naprawdę ci się nudzi, co?
— To, co widzę, jest małe, głupie i śmierdzi.
— Kot. — W ostatniej chwili powstrzymała się od powiedzenia "ty", świadoma tego, jak piekielnie mógł się na nią o to obrazić.
— Dobrze! Irytujące pomioty szatana.
— Właściwie, czemu ich nie lubisz? — Zignorowała fakt, że w rzeczywistości Kha było bliżej do pomiotu szatana. Uparty bies. Zdawał się puścić pytanie mimo uszu i popędził dalej do kolejnych zagadek. Przy dokładnym opisie stosunku starego dziada z jedną z prostytutek, nakazała natychmiast zaprzestać, na co zarechotał, dumny z obrotu spraw.
Strzygnął uszami i mocniej się wyprostował, zerkając w odległy punkt, ledwo znaczony przez słabe światła latarni.
— To, co widzę, przed chwilą rozbiło wazon, a teraz ucieka przed strażą i psami. — Serce Narcissi zamarło, a chwilę po tym zaczęło bić z takim impetem, by od razu pobudzić ją do działania. Zanim Kha dobrze zdołał się obejrzeć, dziewczyna pędziła na złamanie karku i chociaż dogonił ją jednym susem i tak był pod wrażeniem, bo jej czas reakcji i start zdecydowanie skróciły się od ostatniego razu.
— Kha, leć i odwróć od niego ich uwagę — rzuciła szybko, bestia kiwnęła głową i w chwilę po tym nie było już po niej śladu, jakby rozmyła się w powietrzu. Sama Narcissa pędziła w stronę bramy głównej, gotowa przeciąć linę odpowiadającą za podnoszenie wrót. Dziwiło ją, że wciąż korzystali z przestarzałego systemu składającego się z kołowrota, na który lina nawijała się jak nitka na szpulkę.
Stała i czekała, gotowa na uciekiniera. Chwilę, dwie, jedną dłoń przytrzymując na kołowrocie, drugą natomiast utrzymując na wysokości rękojeści jej miecza. Pusto, nie słychać było niczego prócz chaosu na dworku, psów i koni.
Koni.
Spojrzała na majaczący przed nią cień, zwierzę pozbawione jeźdźca, za nią pędziły rozjuszone psy. Z drugiej strony zauważyła straże. Pozwoliła sobie przekląć raz jeszcze, po czym zamachnęła się ostrzem, któremu starczało jedno, dobrze wymierzone cięcie. Brama zaczęła spadać, lina hałasowała wzbudzając w ruch dzwony, tutejszy alarm. Kobieta przemknęła pod zatrzaskującymi się już wrotami i nim zdołała dobrze przemyśleć swoje poczynania, leżała w stercie siana, które nieprzyjemnie kłuło w odsłonięte części ciała. Miała już zmienić nieco pozycję, gdy ktoś również wpadł do kopy, wbijając jej kilka zawieruszonych gałązek prosto w policzek.
— Hej! — warknęła, starając się odsunąć od źródła bólu. Przekopała się przez trawy, by dosięgnąć ręką intruza. To była jej kopa siana i nie miała zamiaru się nią dzielić. Im więcej ludzi, tym więcej ruchu i tym większe prawdopodobieństwo, że skończą wykryci. Wyciągnęła z tylnej kieszeni kosteczki wypełnione świetlikami i kulki napełnione magią, które, gdy potrząśnięte, dawały jakieś tam słabe źródło światła. Przystawiła je bliżej twarzy intruza, a raczej intruzki.
— Sorelia? — syknęła, marszcząc czoło i czując, jak siano zaczyna wplątywać się jej we włosy, targać je i piekielnie boleć. To ona miała być gildyjskim szpiegiem? — Powiedz przynajmniej, że masz ten dokument, błagam.
Zrobiła takie zamieszanie, że powinna mieć ku temu powód. Narcyza szczerze liczyła na to, by odpowiedź brzmiała twierdząco, inaczej była gotowa urwać panience łeb razem z płucami.

⸺⸺✸⸺⸺
[Sorelio?]



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz