czwartek, 15 sierpnia 2019

Od Philomeli cd. Desideriusa

Otworzyła drzwi lustrując nieufnie przybysza, jakby spodziewała się, że za chwilę zmieni się, co najmniej w bazyliszka, albo w nagrodę, za ów wspaniały występ trzaśnie ją cegłą po głowie. Desiderius jednak nie zdradzał żadnych morderczych skłonności, a prawdę powiedziawszy sam wyglądał, jakby ktoś na nim takowe pouskuteczniał. Zastanowiła się chwilę starając się opanować gadulstwo i nie zagadać swojego jakże rzadkiego gościa na śmierć zaraz na progu. Nazbyt dobrze pamiętała pierwsze spotkanie z zielarzem, kiedy to uciekał od jej słowotoku jakby goniło go stado jej pierzastych przyjaciół. Jakby wyczuwając jej myśli jastrząb na jej ramieniu poruszył się i nerwowo zamachnął się skrzydłami. Ostatecznie wtedy także go przyłapała na recytowaniu poezji, więc wszystko wskazywało na to, że teraz byli wreszcie kwita. Wstrząsnęła głową starając się wrócić z powrotem do rzeczywistości. Musiała coś w końcu zrobić z tą swoją gonitwą myśli zanim wleci przez nią w jakąś przepaść, tudzież zaliczy spotkanie pierwszego stopnia z porzuconymi grabiami.
- Przepraszam, zamyśliłam się – wytłumaczyła się pospiesznie starając się nie nadwyrężać swojego głosu i cierpliwości rozmówcy – Oczywiście nie ma problemu. Mam nadzieję, że nie przeszkadza ci hałas. Uważaj nie potknij się o harfę. Zaraz przygotuję coś do picia.
Starała się nie zagadać zielarza na śmierć, ale wydawanie poleceń samej sobie zdecydowanie pomagało jej w skupieniu, a tym razem było jej to szczególnie potrzebne. Drżała na całym ciele, w głębi każdego mięśnia i wstydziła się swojej słabości. Potrzebowała chwili odpoczynku, choć nie chciała się przyznać, że tak prosta pieśń, w takim stopniu ją wyczerpała. Podniosła instrument i położyła go na biurku. Zgarnęła na ziemię stertę bibelotów, które zalegały drugie krzesło i w pewnym oddaleniu roznieciła ogień pod niewielkim czajniczkiem i wrzuciła do wnętrza nieco aromatycznych ziół. W pewnym momencie jej uwagę przyciągnął jeden z jej pierzastych podopiecznych, który zapragnął nagle przygód i wyraźnie szykował się do wyfrunięcia na zewnątrz.
- Nigdzie nie pójdziesz koleżko! – Wykrzyknęła i w kilku skokach znalazła się pod drzwiami zatrzaskując je niemalże przed dziobem ptaszyska. Zdając sobie sprawę, ze oprócz niedoszłego uciekiniera i stadka nieco grzeczniejszych pierzastych stworów w pomieszczeniu znajduje się jeszcze jeden przedstawiciel płci męskiej szybko uściśliła adresata swojej wypowiedzi. – To oczywiście nie do ciebie – uśmiechnęła się do swojego gościa. Nic tak nie kształci czujności jak skrzydlate drapieżniki, smoków nikt by mi raczej nie pozwolił trzymać, więc zadowalam się tym, co mam.
Na moment zapadło krępujące milczenie. Nie za bardzo wiedziała jak ją przerwać. Wreszcie, choć niechętnie wróciła do tematu, od którego rozpoczęła się ich rozmowa.
- To nie jest tak, że chcę się chwalić, tylko nie specjalnie jestem pewna swoich umiejętności i tak z ciekawości pytam: wiele pan słyszał z mojego występu?
Nie doczekała odpowiedzi pewna, że słyszy wrzącą w imbryczku wodę. Oczywiście jak zawsze pospieszyła się nieco. Zbyt dobry słuch czasami był naprawdę jej utrapieniem. Jakieś ptaszysko z głośnym skrzekiem zapikowało właśnie w dół. Odsunęła się nieco zbyt gwałtownie i uderzyła o szafkę. Co prawda udało jej się uniknąć katastrofy w postaci lawiny książek z regału, ale skaleczyła się mimo to w dłoń. Syknęła z bólu. Wyszarpnęła z kieszeni bandaż, wzięła jakąś maść z półki, posmarowała i zawinęła, po czym zabrała się za nalewanie naparu.
- Pomożesz mi, bo coś czuję, że jeśli wezmę obie filiżanki to jeszcze do kompletu obleję się wrzątkiem.

<Desiderius?>

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz