Przewróciła oczami niezbyt zachwycona perspektywą słuchania czyichkolwiek
rozkazów, tym bardziej, iż zamiast ganiać ciemnymi uliczkami wolałaby skupić się
teraz na rozgryzieniu prawdziwej treści zaszyfrowanego listu i jednocześnie sama
zdawała sobie sprawę z konieczności wybycia w jakieś bardziej dyskretne miejsce
i jeśli mogła upatrywać jakichś korzyści w całej sytuacji to obecność
towarzysza jej przymusowej opiekunki, który naprawdę sprawnie zajął się
strażnikiem. Kiedy Narcissa wsunęła się z powrotem do ich kryjówki by dać jej znać,
że właściwie mogą już wyjść, jeśli nie zamierzają spędzić całej nocy w tej
nieszczęsnej stercie siana wychynęła na zewnątrz. Zerknęła w stronę biesa z
nutką dezaprobaty, po czym powiodła spojrzeniem w kierunku pani rycerz udając, że
wrzaski żołnierza nie robią na niej żadnego wrażenia:
- Czy nie dało się zrobić tego ciszej? – westchnęła starając
się pozbyć źdźbeł wystających z jej misternie ułożonej fryzury, która teraz
sama zdawała się przypominać kopę trawy. Kiedy ponownie zerknęła na blondwłosą
natychmiast odczytała czające się w jej oczach pytanie – Co ja bym zrobiła? Nie
wiem, jakoś bym temu miłemu panu to wyjaśniła, choć czuję, że nie specjalnie by
ci się to podobało. Bogowie, mało tu oprychów. Przestraszyłyśmy się, ukryłyśmy.
Grunt to iść w zaparte. No nie patrz tak na mnie. Masz jakiś pomysł, co dalej?
Ja bym się skierowała w tamtą uliczkę.
Wskazała w kierunku wąskiego przesmyku między budynkami
oświetlanego jedynie chybotliwym odblaskiem dyndającej na rogu karczmy latarni.
Trzeba przyznać, iż sterty popękanych baczek, z których sączyły się resztki
cuchnące mocno już zleżałym wspomnieniem swej dawnej zawartości i ciemne,
śliskie od wilgoci ściany, między którymi ledwie para ludzi zmieścić się mogła,
a każda odnoga mogła stanowić kryjówkę dla jakiegoś rabusia, lub podrzynacza
gardeł zaufania raczej nie budziły, ale pewność siebie Sorelii była w tym
momencie w stanie nawet grabarza przekonać, że jeśli swym klientom zagra na
skrzypcach to odtańczą mu kankana. Panienka Acantus śmiało ruszyła przed siebie
strzepując po drodze pył, który w czasie szaleńczego pościgu przylepił się do
jej ciemnego stroju, jakby szła na bal, a nie wkraczała w jakąś szemraną
miejską kiszkę.
- Nie ma się czego bać – zapewniła Narcissę zapobiegawczo zerkając
w jej stronę w razie jakby za takie posądzenie o strach miała utracić głowę ze
skutkiem natychmiastowym. Właściwie to nawet teraz w zupełnych niemal ciemnościach
dostrzegała gromadzące się w oczach rozmówczyni burzowe chmury. – Oczywiście nie
mówię tu o tobie. Po prostu domyślam się, iż mistrz kazał ci pilnować, by włos
mi z głowy nie spadł – nie mogła się powstrzymać by nie przewrócić przy tych
słowach oczami – jakbym sama sobie nie dawała rady. Jeszcze żyję, a to już poczytać
można za niemały sukces.
Wydobyła z kieszeni niewielki flecik i zagwizdała
kilkakrotnie. Ciemność przed nimi poruszyła się i wyłonił się z niej dość rosły
mężczyzna w obszarpanym odzieniu.
- Ooo, panienka Scherlin nie sama? Takich kwiatków tośmy tu
jeszcze nie mieli. Ten, tamten niedźwiadek zbyt zajęty.
Chwyciła towarzyszkę za dłoń by ta nie wydobyła miecza. Może
nie znała Narcissy zbyt dobrze, ale wiedziała, że u niej niestety dość często
ręka szybsza niż myśl.
- Nie potrzebuję dzisiaj obstawy, ale przyda nam się jakaś
dywersja i poza tym chciałabym odzyskać moje odzienie.
- Hy, hy, hy, zastanowimy się…
- Nie żartuje się z kobietą, która ma miecz, albo zna kogoś,
kto takowy posiada, wiec daj spokój i prowadź nie mamy czasu na pogawędki
Wzruszył ramionami
- Jak zawsze
Idąc krok w krok za przewodnikiem przechyliła się w stronę
towarzyszki i szepnęła:
- Nie ma, co główki rasować, to mój człowiek. Z góry
zakładałam ucieczkę tą ulicą, bo zapach z karczmy zmyli na jakiś czas psy. Nie
wiem tylko, co zrobię jak przy następnym spotkaniu zaczną na mnie warczeć. Ale
na pewno coś do tego czasu wymyślę.
<Narcissa?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz