Fabuła

Wszystko zaczęło się 36 lat temu. 
Iferia, dotychczas kraina dobrobytu i spokoju, otrzymała nagle powalający na kolana cios. Z której nadszedł strony? Nikt nie wiedział, bo kto mógł się spodziewać nieszczęścia w takim miejscu? Zaczęło się od klęsk żywiołowych. Niszczycielskie burze i huragany, niosące wiele ofiar pożary i powodzie. Nadzieja z każdym dniem umierała. Potem rozpoczęły się bunty, zaczęły powstawać organizacje, które, powołując się na chęć pomocy, tylko przyśpieszyły powolny upadek świata. Sekty, bandy złodziejaszków, zbuntowani rycerze, którzy odrzucili zwierzchnictwo swoich królów.
Nalaesia, Tiedal, Defros i Ethija, dotychczas wspierające się i żyjące w zgodzie kraje rzuciły się sobie do gardeł, obwiniając się nawzajem o to, co się dzieje. Odezwali się również Erlańczycy z wysp Fliss, którzy o wszystkie nieszczęścia oskarżyli nieludzi. Państwo przeciw państwu, człowiek przeciw człowiekowi, zwykli ludzie przeciwko istotom magicznym. Świat się zmienił i każdy wiedział...

Nic nie będzie jak dawniej.
Kiedy wybiło 30 lat od rozpoczęcia się pierwszego kataklizmu, nadzieja już dawno opuściła każdego żyjącego. Magiczne istoty ukryły się przed ludźmi. Przyjaźni, sojusze i łączące wszystkich więzi straciły swoje dawne znaczenie. Sytuacja między państwami, choć częściowo się ustabilizowała, dalej pozostała napięta. Wystarczył jeden ruch, by znów rozpoczęły się walki. A kataklizmy, choć już od dłuższego czasu występowały rzadziej niż kiedyś, dalej uderzały, zawsze wtedy, kiedy pojawiała się iskra nadziei, że może jutro będzie lepiej i świat wyjdzie na prostą.
I kiedy trwały te ponure dni roku 1782, w Nalaesii pojawił się nieznany przybysz. Czarnowłosy mężczyzna, którego towarzyszem był kot. Miał w sobie coś, co bardzo szybko przyciągnęło do niego ludzi. W obliczu nękających klęsk, jego postawa i zachowanie zaszokowały wielu i sprawiły, że zechcieli iść za nim. Pod wodzą tego tajemniczego człowieka w tym samym roku, w którym świat o nim usłyszał, powstała Gildia Kissan Viikset. Przyciągała uwagę wszystkich, magicznych i nie, szlachty i chłopów. Kto tylko chciał, mógł dołączyć do tej grupy, nie zwracano tam uwagi na pochodzenie, rasę czy stan materialny. Mówiono, że Cervan Teroise, dowódca Gildii wie, skąd biorą się kataklizmy i jak im zapobiec.
Rosnąca popularność przybysza nie spodobała się wielu osobom. Wraz z pozytywnymi wiadomościami rozeszły się też plotki, że powstała Gildia może być źródłem kolejnego kataklizmu, którego wszyscy chcieli uniknąć. Dla władz Nalaesii i sąsiednich państw był to argument, by spróbować pozbyć się człowieka, który zmącił względnie panujący spokój...

Wtedy uderzył kolejny kataklizm.
Nie był nim Cervan i jego Gildia, którzy na wskutek pościgów za grupą zmuszeni byli się ukryć. Była to para oszalałych smoków, które straciły zdolność prawidłowego myślenia. Uderzyły w wyspy Fliss nim ktokolwiek zdążył zareagować, potem nieuchronnie skierowały się ku stolicy Nalaesii. Nie mogły ich zatrzymać żadne oddziały, każda broń była bezskuteczna przeciwko ich łuskom, które wydawały się być wzmocnione za sprawą osób trzecich. Nalaesiańczycy nawet nie próbowali się chronić. Ludzie mieszkający w miastach i wioskach znajdujących się na prawdopodobnej drodze smoków podjęli się szybkiej ewakuacji, stan gotowości zapanował również w stolicy. A kiedy oszalałe stworzenia pojawiły się na horyzoncie, przed pozostawionymi bez straży bramami Sorii stanęła grupa ludzi. Na ich czele stał czarnowłosy mężczyzna z kotem na ramieniu. Gildia wróciła, choć wszyscy uznali ją za przeszłość.
Ci, którzy widzieli tę walkę na własne oczy, nazwali ich samobójcami. Nie byli liczni, a pomimo to stawili czoła kataklizmowi. Nie cofnęli się przed oszalałym spojrzeniem gadzich oczu, nie uciekli przed ogniem, który skierował się w ich stronę. Soria nie ucierpiała, plaga została przerwana z tym dniem. Gadzie truchła zostały spalone, a Gildia Kissan Viikset ponownie zyskała w oczach ludzi. Dostrzeżono w niej nadzieję na lepsze jutro i pomimo sprzeciwu niektórych osób i grup społecznych znalazła się pod opieką samego króla Nalaesii.

Od tamtego dnia minęły cztery lata. 
Gildia, na ten moment niezbyt liczna, osiedliła się w Tirie, małej wiosce znajdującej się tydzień drogi od Sorii i oferuje swoją pomoc każdemu, kto jej potrzebuje.
W Iferii zapanował spokój, jednak nikt nie wie, jak długo on jeszcze potrwa.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz