poniedziałek, 23 kwietnia 2018

Od Xaviera cd. Philomeli

Parsknął rozbawiony, całkowicie mimowolnie i niespecjalnie z infantylną szczerością, taką całkiem nie w jego stylu. Trwało to może przysłowiowy ułamek sekundy, bo chłopak ten nieodpowiedni gest, postanowił szybko zamaskować chrząknięciem, niby to spowodowanym przez nagłe suchości w gardle. Nawet dla urealnienia blefu chwycił za kieliszek i zwilżył usta w cierpkim alkoholu, prawie całkiem opróżniając zawartość naczynia. Czuł, jak z każdym łykiem jego mięśnie rozluźniają się, a myśli uwalniają się z okowów niepewności i czegoś na wzór zbytniej ostrożności w doborze słów. Choć to drugie mogło wynikać także z tego, że wraz z czasem ich rozmowa zaczęła obierać kierunek przychylny dla Xaviera. Owszem, chłopak z początku podchodził do tej konfrontacji z lekką obawą, na wyrost martwiąc się, że jednak może usłyszeć coś, co mogło mu nieco pokrzyżować plany. Obawiał się, że może Philomellia nie uzna jego propozycji za nic wartego zachodu, ot to najwyżej deliryczne mrzonki dwójki utracjuszy. Na szczęście, jak do tej pory ich konfrontacja przebiegła w zadowalający dla barda sposób, tak że chłopak z błyskiem w oku, zaczął zaznajamiać dziewczynę ze szczegółami.
— Jak już wspomniałem, właściwości instrumentu nie są mi bliżej znane. Wiem, że jest w jakiś sposób magiczny, ale jak ta cała jego magiczność może się objawiać, to już nie mam bladego pojęcia. Coś jednak musi być na rzeczy, bo mistrz był mocno... przejęty, gdy mi o nim opowiadał.
— Następny bibelot do kolekcji? — parsknęła, na co białowłosy wzruszył ramionami.
— Czort jeden wie.
Tak naprawdę niezbyt go interesowało, co mistrz zamierza z tym zrobić, choć jakaś jego cześć cicho pragnęła, żeby przedmiot nie skończyła tak jak reszta. Niezależnie czy zwykła durnostojka, czy starożytny wihajster wszystko trafiało do jego gabinetu, poukładane, a czasem nawet nie, po półkach, komodach, etażerkach. Zakurzone, ale pod żadnym pozorem nie do ruszenia, bo każdy przecież stanowił cześć cudownej kolekcji. Chłopak nie raz przyglądał się temu z nieskrywanym rozdrażnieniem, po cichu szacując ile, to wszystko musi być warte.
— Szczerze mówiąc — kontynuował po chwili — dla mnie ta fujarka może nawet wyczarować gruszki na wierzbie. Mnie bardziej zaciekawiła informacja, że jest złota, a więc z pewnością posiada odpowiednią cenne. Nie wiem, jak Teroise oblicza procenty, ale mam nadzieję, że udziały będą adekwatne co do wartości zdobytego przedmiotu.
— Nie za wcześnie na tego typu marzenia? — Philomelia oparta na swojej dłoni, obserwował go nieco pod kątem, uśmiechając się przy tym pod nosem. — Zakładam, że jeśli jest tak cenny, to nie będzie też tak łatwy do zdobycia.
— Oczywiście. Wtedy nie byłoby całej zabawy — odparł, odwzajemniając uśmiech — Właścicielem, a przynajmniej na chwilę obecną, jest niejaki LaMarche. To jakiś latyfundysta ziem oddalonych od Tirie o niecały dzień drogi. Hobbista, amator przedmiotów dziwnych i nietypowych. Dodatkowo widocznie jego majątek jest na tyle duży, że nie ma żalu go marnotrawić na wystawne licytacje czy inne bankiety, od czasu do czasu. To właśnie na najbliższym spotkaniu ma się odbyć sprzedaż instrumentu
— Domyślam się, że wydarzenie obowiązkowo połączone jest z potańcówką...
— A jakże. Zawsze staram się zadbać o dodatkowe atrakcje.
— Przepraszam bardzo, ale jeszcze przed chwilą nie było nic mowy o żadnych tańcach. — Philomelia spojrzała się jakoś na niego dziwnie, na co chłopak roześmiał się serdecznie.
— Tańczyć nie musimy, ale znaczna część gości przyjedzie właśnie po to. Z tego, co mi wiadomo, mości pan nie oszczędza i sprasza naprawdę dużą rzesz osób. Myślę, że dwa dodatkowe nazwiska na liście gości nie zrobią im większej różnicy.
— Powiedz jeszcze, że masz zaproszenia?
— Nie, ale nie takie rzeczy się załatwiało. Czasem ta twarz na coś mi się przydaję i przecież nikt nie działa tak na ludzi, jak ja — puścił jej oczko, nalewając sobie kolejny kieliszek. 


Philomelia?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz