piątek, 21 czerwca 2019

Nie ufaj kobietom w czerni


Yuuki Tenebris
DWADZIEŚCIA TRZY | 03.04 | EGZORCYSTA | TIEDAL
     Wokół stołu jadalnianego unosiła się gęsta cisza, co na codzień w rodzinie Tenebris było dość nietypowym i dziwnym zjawiskiem, zważając na fakt, że w tamtym momencie siedziała przy nim również Yuuki Tenebris, a było to absolutne przeciwieństwo ciszy i wszelakiej błogości z nią związanej. 
     Avriel Tenebris z rozpostartymi luźno kruczymi skrzydłami po bokach kończyła dopijać właśnie lampkę wina, co jakiś czas owijając sobie wokół palca kosmyk włosa, który niesfornie uwolnił się z jej koka. Magnus Tenebris siedzący u jej boku wzrok miał odrobinę nieobecny, zarost nieświeży, sylwetkę nieco przygarbioną nad stołem. Opierał się łokciami o błyszczący blat dopalając cygaro, rękawy białej koszuli podwinął do góry, płaszcz odrzucił na bok, na oparcie krzesła. Regan Tenebris, najstarszy wśród zebranych, jedną dłonią leniwie gładził po łbie swojego krokodyla, Mariuszka, który zadowolony wyłożył się przy jego nogach. 
     Natomiast Yuuki Tenebris zerkała co chwile to na swoich rodziców, to na dziadka ze znudzoną miną. W końcu nie mogąc już dłużej wytrzymać, wyrzuciła agresywnie ręce na boki, odpychając się stopą o masywną nogę stołu i odchylając na krześle do tyłu. 
     — No i po co my tak milczymy, jakąś stypę mamy, czy co? 
     — Łeb zaraz rozwalisz. — W głosie Magnusa zamiast troski czaiło się podobne znudzenie jak to, które malowało się na twarzy Yuuki chwilę temu. — I krzesło. 
     — Gniecie mnie ta kiecka. — Avriel skrzywiła się zirytowana, odstawiła kieliszek i wstała dziarsko, bezwstydnie podciągając suknie do góry pod same kolana. — I Gertrudę trzeba podlać bo znowu zjadła ogrodnika, a to już trzeci w tym tygodniu. — Kobieta zerknęła na córkę, wskazując ją gestem głowy — I co, wychodzisz za tego młodzieńca? 
     Yuuki uniosła brwi wysoko ku górze, by następne je zmarszczyć i obrzucić matkę sceptycznym spojrzeniem. Tak, jakby była oburzona, że Avriel w ogóle o to spytała.  
     — Co ty, weź. Ja to jutro wyjeżdżam.
     Matka dziewczyny nie wydawała się być jakkolwiek zdziwiona, rozczarowana, czy zła - z resztą nie tylko ona. Wzruszyła jedynie delikatnie ramionami. 
     — Cóż, to może następnym razem. 
     Regan Tenebris parsknął jedynie śmiechem i pokręcił głową, spoglądając, jak na ustach Yuuki z wolna rozkwita szatański uśmiech.
Hello my friend. W razie chęci wciśnięcia Yuuki do innych opek prosiłabym o wcześniejszą konsultacje ze mną, love and peace. Art: @woo_vavi

9 komentarzy:

  1. - Do licha - zaklęła pod nosem, kiedy wątły płomyczek trzymanej w ręku świeczki kolejny raz bez ostrzeżenia rozprysł się w mroku. Na zewnątrz szalała ulewa i przez okna, których i tak nie za wiele było na korytarzu wpadał tylko siwy blask przygasłego słońca, zmuszonego przedzierać się przez kłęby granatowych chmur. Owszem mogłaby wykorzystać zdolności sylfy i odnaleźć właściwą drogę wyłącznie za pomocą pozostałych zmysłów, szczególnie nadludzko czułego słuchu, ale bądź co bądź nierozpoznawanie w półmroku twarzy ludzi z którymi w końcu przyjaźni się i żyje na co dzień musiałoby wypadać szczególnie głupio. Zresztą nie musiała i nie chciała tak epatować swoją słabością. Z pośpiechem poczęła przegrzebywać kieszenie szerokiego swetra w poszukiwaniu krzesiwa, tym bardziej, iż słyszała już zbliżająca się kroki. Zwykle już po samym ich dźwięku była w stanie rozpoznać, kto nadchodzi, ale tego dnia nic nie szło po jej myśli i nawet dedukcja zawodziła. Huczało jej w głowie od nieznośnego dźwięku wody skapującej przez dziurę w rynnie, kręciło się w głowie od ciągłego wytężania słabego wzroku i było zimno, bardzo zimno, a przed nią po wspaniałej, tak przez nią lubianej pobudce skoro świt, perspektywa wyjścia na zewnątrz, na deszcz. Jakby tego było mało nieznośny kamyczek, jedyna szansa na ponowne zapalenie świecy wyskoczył jej z reki i potoczył w niewiadomym kierunku.
    - A nich to wszyscy diabli! - wykrzyknęła nie mogąc już wytrzymać tego ciągłego pecha. Wtedy właśnie ujrzała przed sobą ciemno odzianą kobiecą postać w wysokich skórzanych kozaczkach, jak jej się wydawało. Nieznajoma nachyliła się nad nią i zapytała:
    - Może pomóc?
    Było w tym nieco lekceważenie i rozbawienia być może nieporadnością sylfy, ale gdzieś poza tą maską dostrzec można było realną chęć niesienia pomocy. Po tych słowach zresztą z pomiędzy palców postaci wyprysnął niewielki czarny płomyczek, świecący dziwnym, ale dość jasnym światłem. Przyłożyła dłoń do świecy i przekazała jej ten niezwykły blask.
    - Dziękuję - odparła Philomela zaskoczona - niestety w tym świetle absolutnie nie rozpoznaje kim pani jest.
    Uśmiechnęła się przepraszająco.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Mijała kolejna godzina odkąd Yuuki Tenebris z własnej, nieprzymuszonej woli przysiadła na szerokim parapecie jednego z okien gildyjnych i z pewnego rodzaju melancholią wpatrywała się w ścigające po szybie krople deszczu. Otulona własnymi skrzydłami z nieco skwaszoną miną to zerkała na szare, smutne chmury kłębiące na niebie, by następnie ponownie liczyć krople spływające po oknie. Dzisiejszy dzień od rana do wieczora zapowiadał się deszczowo, zimno i nieprzyjemnie i anielica czuła, że żadne siły piekielne nie będą w stanie wyciągnąć jej na zewnątrz. Nienawidziła deszczu i zawsze w takie dni kiedy już naprawdę nie chciało jej się nic robić chodziła w kółko jak ten zły duch i jęczała wszystkim nad uchem. Dlatego właśnie dwie godziny wcześniej wygoniona znaleźć sobie „pożyteczne zajęcie” usiadła na parapecie obserwując jak życie wiodło się w tak paskudną pogodę.
      - Jeżuuuu... - jęknęła pod nosem, przecierając twarz dłonią. - Zgnije tu zaraz, przysięgam – I kiedy miała już udać się na drzemkę dla piękna i urody nagle usłyszała czyjś zdenerwowany głosik biegnący z głębi korytarza. Zaciekawiona podniosła głowę i zeskoczyła z parapetu, postanawiając sprawdzić co mogło tak zdenerwować ową osóbkę, bo jeśli nie deszcz to nie miała pomysłów. Kiedy więc dotarła do tej ciemniejszej części korytarza z pobłażliwym uśmieszkiem podeszła do drobnej, kobiecej postaci, pomagając jej rozproszyć ciemność zapalając świecę.
      - Na „panią” trzeba mieć wygląd i pieniądze, Yuuki jestem – odparła wesoło. - I nie ma za co, przynajmniej na coś się dzisiaj przydałam. A ty jesteś?... Kojarzę cię, ale nie mam głowy do imion, sorki.
      Dziewczyna wzruszyła ramionami i luźno wsunęła dłonie do kieszeni spodni.

      Usuń
    2. - Nie ma problemu - odparła Filis prostując się zdoławszy wreszcie odnaleźć swoje krzesiwo, które cudem tylko uniknęło wtoczenia się pod pobliski kredens skąd żadną siłą nie byłaby w stanie go wydobyć. - Ja też wiecznie zapominam imiona. Mam na imię Philomela i...
      Nim zdążyła skończyć przerwał jej nieznośny huk. Odruchowo zakryła uszy, skuliła się i jęknęła wysoce niezadowolona.
      - Wykończy mnie ta burza - mruknęła do siebie prostując się, po czym znów zwróciła się do rozmówczyni - mogłaś mnie oczywiście widzieć jeśli cierpisz na bezsenność, albo prowadzisz obfita korespondencję, ale to drugie to raczej bym zauważyła - uśmiechnęła się życzliwie i dokończyła prezentacji - jestem sokolniczką.
      Zerknęła mimochodem w zapłakane deszczem okna, które wciąż jeszcze nie odtajały z porannej mgiełki przysłaniającej świat siwym całunem.
      - Paskudna pogoda - przejęła inicjatywę dziewczyna - naprawdę chcesz teraz wyjść na tą ulewę, to samobójstwo. To znaczy zmokniesz.
      - Cóż - odparła nie odrywając wzroku od szyby i jednocześnie próbując się zdobyć na przekonujący uśmiech - może przebiegnę między kroplami
      - Naprawdę tak szybko biegasz? Masz jakieś magiczne moce? A masz w ptaszarni jakieś nietoperze?
      - Co mają do tego nietoperze?
      - Nic - odparła kolejny raz wzruszając ramionami.
      - Jeśli masz ochotę możesz przejść się ze mną i pomóc mi nakarmić podopiecznych choć już za ten płomyczek wiszę ci przysługę, a cóż dopiero za spacer w taką ulewę. Czy to kiedyś zgaśnie, czy już tak zostanie?
      Spojrzała z wdzięcznością na niewielki czarny ogieniek podskakujący wesoło na knocie świecy.

      Usuń
    3. Ten komentarz został usunięty przez autora.

      Usuń
    4. Tak, więc nietoperza pani wróciła na stare śmieci przemknęło przez myśl Philis, gdy dojrzała siedzącą na parapecie ciemną sylwetkę. Swego czasu zastanawiała się, czy dałoby się trenować nietoperze tak jak sokoły, może wartoby podrzucić ten pomysł ciemnowłosej. Zresztą nie ważne i tak zbyt długo podpierała już pobliską ścianę. Ruszyła przed siebie zdecydowanie lepiej radząc sobie tym razem, gdy jasne światło wlewało się przez szerokie okna na korytarzu.
      - Witaj z powrotem – zawołała starając się tym razem zbliżając do egzorcystki niczego nie zgubić, by znów narobić sobie długów wdzięczności, których potem nie zdoła spłacić. – Co słychać w dalekim świecie?

      Witaj ponownie!

      Usuń
  2. Powoli przemierzała wyścielane miękkim dywanem korytarze gildii, prawie puste o tej porze, kiedy łagodny orzeźwiający podmuch odchylał ciężkie firanki, a wiotkie jak łodygi traw kołyszących się za oknem palce jutrzenki wślizgiwały się do wnętrz kładąc miękką koronką światła na opuszczonych samotnych przedmiotach. Rozkoszowała się niespiesznie pięknem poranka, pierwszego od dawna dnia, gdy nie musiała pędzić do gabinetu mistrza na złamanie karku, a potem w tempie jeszcze żywszym gnać na kolejne spotkanie lub co gorsza jedno z tych nudnych salonowych przyjęć kiedy trzeba uśmiechać się do wszystkich i kokietować przystojnych kawalerów. Podwójne życie męczyło ją o dziwo przede wszystkim swą monotonią. Tym razem nie musiała się spieszyć i z lubością wykorzystywała te szansę rozkoszując się każdym wyważonym krokiem na miękkiej tkaninie dywanu. O dziwo tym razem mimo wczesnej pary ktoś ją uprzedził. Pod pokojem, do którego udawała się zazwyczaj celem zdania raportu opierając się o ciężki ozdobny kredens stała ciemno odziana kobieta. Zaintrygowana Sorelia uczyniła jeszcze kilka kroków w kierunku nieznajomej i przystanęła za jedną z kotar. Dopiero teraz dostrzegła wyrastające z pleców kobiety skrzydła zlewające się niemal z resztą sylwetki i w ten sposób zupełnie niemal ukrytymi za plątaniną kruczoczarnych włosów. Po chwili uważniejszej obserwacji dostrzegła też dziwne zjawiska jakie wywoływały szczupłe, blade palce kobiety uderzające w drewniany blat. Gdziekolwiek alabastrowa skóra zetknęła się z powierzchnią mebla wypryskiwało coś na kształt niewielkiej ciemnej iskierki, rzucającej mimo swojej barwy bladą poświatę. Porzuciła swoją kryjówkę i po cichu zbliżyła się do nieznajomej.
    - Zły dzień - zapytała beztrosko opierając się o tą samą komódkę i gasząc ukradkiem niewielkie płomyczki, które w wyniku zaskoczenia wyraźnie wyrwały się spod kontroli swej władczyni.
    - Taki jak zawsze - odparła kobieta wzruszając ramionami - nudzę się, snuję po gildii jak zły duch i marudzę nad uchem ludziom, którzy i tak nie mają cierpliwości słuchać... zdarzyło ci się kiedyś coś takiego - mówiła coraz szybciej jakby nabierając animuszu - że jednocześnie chciałaś coś koniecznie zrobić, a jednocześnie byłaś zbyt rozleniwiona aby palcem ruszyć, a w dodatku wszyscy odpędzają mnie jak natrętne zwierzę, no jak można być tak nie czułym. Przecież życie to nie może być tylko praca, a i ta powinna sprawiać przyjemność, a jeśli nie to po co to wszystko. A najgorsze, że im samym się nie chce i jeszcze kogoś chce unieszczęśliwiać, że niby powinien być pożyteczny. A ty właściwie po co przyszłaś? Potrzebujesz jakiejś pomocy? Wracasz z misji?
    Tysiące słów wirowało w głowie młodej arystokratki, ale biorąc pod uwagę jak rzadko miała okazję zwyczajnie postać z kimś i poplotkować taka kondensacja mogła być całkiem przydatna. Wreszcie kiedy rozmówczyni zaczerpnęła powietrza szpieg wykorzystała okazję, by się przedstawić:
    - Jestem Sorelia Acantus i właściwie po za zdaniem raportu nie mam nic do roboty tak mniej więcej do dziesiątej. Teoretycznie w tedy kończę lekcje malarstwa.
    Miała nadzieję ze rozmówczyni zaproponuje filiżankę herbaty, albo przynajmniej się przedstawi.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Sorelia nawet nie wiedziała jak bardzo brakuje jej towarzyszki misji, dopóki nie dowiedziała się o jej powrocie. Żałowała ze nie może popędzić wprost do gildii, ale obowiązki zatrzymały ją na jakiś czas w mieście. Kiedy jednak wreszcie udało jej się wyrwać na swoje „lekcje malarstwa” pognała z samego rana, zdając sobie sprawę, że jej niedawna towarzyszka misji może akurat o tej porze obracać się z boku na bok. Natychmiast też używając wszelkich swoich szpiegowskich zdolności namierzyła jej pokój i już po chwili stukała w okienko cicho aczkolwiek nieustępliwie.
      - Yuuki! Nie udawaj, że cię nie ma, bo wiem, że tam jesteś. Mamy niedokończone sprawy, a poza tym nie krzycz na mnie, bo chcę cię zaprosić na kieliszek czegoś mocniejszego i omówić parę zaległych spraw. Dawno cię tu nie było, ale jeszcze pamiętam, co lubisz.
      Wyciągnęła z zanadrza flaszeczkę i zachlupotała kusicielsko jej zawartością.

      Witam ponownie i mam nadzieję, że Sorelcia przeżyje to powitanie ;)

      Usuń
  3. Tego dnia czarnowłosy zdecydował się, że weźmie na siebie wieczorny patrol i gdy inni jeszcze jedli kolację wyszedł z budynku głównego. W sumie nie był głodny, a to wyjście było jego przepustką z jadalni, ucieczką od cioteczki Iriny, która akurat wychyliła się z kuchni jak znalazł się w holu. Powolnym krokiem podążył w stronę łąk, a jego wzrok wbił się w zachmurzone, ciemne niebo. Byleby tylko nie zaczęło padać, pomyślał, nie widziało mu się moknąć. Wolał na spokojnie zrobić obchód i wrócić do swojego pokoju pewny, że nikt i nic nie błąka się po terenie Gildii.
    Nie żeby na coś takiego się zapowiadało. Jeśli ktoś już tutaj trafił to albo zabłądził w lesie, albo chciał dołączyć i wystarczyło naprowadzić go na budynek główny. Ignatiusowi bardzo to odpowiadało, uśmiechnął się lekko i wsłuchał w otaczającą go ciszę przerywaną tylko szumem wiatru. Takie spacery mógłby odbywać codziennie.
    Tak przynajmniej spokojnie to wyglądało, dopóki pojedyncza kropla wody nie skapnęła na jego policzek, a zaraz po niej kolejne. Nim się obejrzał z nieba lunął rzęsisty deszcz, a on w pośpiechu szukał kryjówki, którą okazało się być samotne drzewo na jednej z łąk. Dopadł go szybko i zdyszany oparł się o chropowaty pień, jak się okazało, dębu. Pojedyncze krople deszczu przebijały się przez gałęzie i liście, ale lepsze to było niż stanie pod gołym niebem. Ubrania przyległy do ciała niebieskookiego, co bardzo mu nie odpowiadało. Nienawidził tego uczucia, mokrego materiału trzymającego się uparcie skóry.
    - A mogło być miło i spokojnie... - stęknął i zaczesał ręką włosy do tyłu, co by wilgotne strąki nie wpadały mu do oczu.
    - Nie tobie jednemu przeszkadza ten deszcz - odezwał się ktoś nad nim, na co od razu zadarł głowę do góry.
    - Kim jesteś? - spytał, próbując dostrzec ukrytego na drzewie nieznajomego. Albo raczej nieznajomą, głos brzmiał bardziej kobieco.

    OdpowiedzUsuń
  4. Jak zawsze na polu spędził cały dzień. Ściemniało się już, gdy zdecydował się wreszcie odłożyć narzędzia i ruszyć w kierunku kuchni, by zastać, chociaż jakieś resztki po kolacji. Nagle dojrzał zbliżającą się od strony lasu ciemną postać. Zainteresowało go kimże może ona być. Domyślał się, co prawda, że to pewnie któryś z członków gildii, ale z daleka absolutnie nie mógł rozpoznać, kim on jest. Przysiadł, więc pod drzewem czekając, co też się wydarzy. Wreszcie w półmroku mógł już rozeznać ciemne odzienie kobiety, a także jej bladą twarz okoloną ciemnobrązowymi włosami. Z pleców wyrastały jej aksamitnie czarne nietoperze skrzydła.
    - Uwaga na grządki. I na ogrodnika. – Zawołał wstając z niejakim trudem. Wreszcie oparł się na lasce stając już znacznie pewniej.
    - Wybiera się może pani na kolację. Bo ja też w tamtym kierunku. A jak to mówią w kupie raźniej. W ogóle Krabat jestem. Ogrodnik.

    Witam i zapraszam do wspólnych wątków.

    OdpowiedzUsuń