poniedziałek, 25 czerwca 2018

"Przeznaczenie rozdaje karty, a my tylko gramy. "

Art by Craig Mullins
„Trzpiotka, kokietka, głupiutka gąska”                 
"Chroń, Panie, wątłą mojej duszy zieleń
Od podeptania i martwych spopieleń"
Kryształowe żyrandole rzucały swe niepewne rozedrgane blaski na marmurowe posadzki, po których gładkiej, wypolerowanej powierzchni nogi wprawnych tancerzy sunęły jak po gładkiej skutej lodem tafli jeziora. Między lasami wysmukłych kolumn kobiety jak barwne kwiaty, mężczyźni jak smukłe cyprysy. Muzykanci odziani w czarne fraki i białe koszule, których niesforne żaboty wypływały spod ciasnych okryć jak wzburzone kłęby piany, uderzyli w rzewne tony wprawiając ten wielobarwny tłum w miarowy ruch, który w kilka chwil rozkołysał całą salę. Młodość okraszona zdrowym rumieńcem, dojrzałość pełnych ust okraszonych karminową szminką i ciemnych lic podkreślonych nie mniej ciemnym zadbanym wąsikiem i starość, także nie wyłączona z zabawy, śledząca otocznie czujnie przez lśniące, oprawne w złoto szkiełka monokli. Matrony niczym najczujniejszy oddział wojska pełniły w niniejszej społeczności rolę sędzin i przyzwoitek. To one decydowały komu pozwolić na dołączenia do "dobrego towarzystwo", a kogo usunąć poza jego margines. Dziś uwagę owych harpii utuczonych na dworskiej etykiecie zaprzątała osoba zupełnie nowa na salonach, prawdziwe objawienie tego wieczoru. Trzeba przyznać. iż natura nie poskąpiła jej urody jak i dobrych manier i być może dlatego mimo właściwej nowicjuszce nieśmiałości obdarzała wszystkie mijane damy i kawalerów życzliwym uśmiechem delikatnie pomalowanych ust.
- Słyszałyście o młodej Acantównie? - szepnęła Lady Ashley w stronę sąsiadki.
- Ach, tak, tak, złociutka oczywiście odradzałam Marii wprowadzanie swej latorośli na salony w tak niekorzystnym momencie roku. Odpowiednim momentem byłby bal jesienny, ale żeby pokazać się na początku lata
- Masz rację kochana - wtrąciła się Lady Niobe - te ordynarne suknie, na nowoczesną modłę zupełnie odbierają dziewczętom wdzięk
- Ale tego jej chyba nie możesz odmówić - upierała się prowodyrka plotek.
- Tak, tak - potwierdziła Lady Bacaria, która zwykła się zgadzać, nawet gdy była odmiennego zdania, ale nie mogła darować dodania kilku słów od siebie. Teraz, więc także po chwili dogłębniejszej obserwacji z użyciem niewielkiej srebrnej lornetki operowej oznajmiła - Trzeba przyznać,, że ma całkiem przyjemny uśmiech i tańczy, och jak jedna z gracji, niewątpliwie powierzono ją opiece, bardzo solidnej guwernantki.
- Uśmiech owszem przyjemny, ale uśmiech prawdziwej damy nie powinien być dla każdego, a ta czerń! - upierała się zrzędliwa Lady Niobe znana ze swego przeczulenia na punkcie mody i szczególnego umiłowania do ciemnych barw.
- Ach nie wieżę, że słyszę to z twoich ust, gdybym przy tym nie była i opowiedzianoby mi... - wtrąciła się przewodząca loży szyderców lady Ashley. Zamilkła jednak w pół zdania na uspokajający gest ręką towarzyszki.
- Osobie w moim wieku i do tego wdowie, kolor ten w istocie przystoi, ale taki podlotek
- Tak, tak kochanie, ale przecież ledwie chwilę temu oskarżałaś ją o niefrasobliwość w kontaktach z kawalerami, która przecież właściwa jest temu wiekowi.
- Najpewniej po prostu stara się po prostu być miła, ale spójrzcie jak sięga po ten koreczek, istna gracja i umiar, tylko czemuż ma takie dziwne to spojrzenie, takie... yhm rozbiegane - kontynuowała Lady Ashley.
- A czegóż się po niej spodziewałyście - wtrąciła się obrażonym tonem Lady Niobe - Toż to zwykła trzpiotka, kokietka, głupia gąska.
- Tak, tak - skwapliwie potwierdziła Lady Bacaria - choć może... zobaczymy, jeszcze zobaczymy.

Art by Greg Rutkowski
Panienka się dąsa
"Zamknięty w kolej swego wiecznego spętania,
Co tym ruchem zdobędę, następnym utrącam...
A jednak me codzienne, przeciwne wahania

To ciągła droga naprzód. - Ją nigdy nie wracam!"
- Panie Acantus, ja rozumiem panieńskie dąsy, ja rozumiem te wszystkie zmyślone lęki przed portretem, ale to jest jakiś obłęd - spuścił wzrok i mocniej zacisną dłonie na granatowym berecie fantazyjnie ozdobionym mozaiką barwnych plam - proszę mnie źle nie zrozumieć...
- Doskonale pana rozumiem, panie Proscino - przy tych słowach wypowiedzianych tonem dość już gniewnym i złowrogim młody artysta, aż się skulił jakby pragnął schronić się przez ewentualnym ciosem, który o tyle zdawał się bliskim iż jego wcześniejsza przemowa nie spełniała wszystkich wymogów grzeczności, a gospodarz znany był ze swej porywczości. Pan domu wzniósł dłoń i jeszcze dobitniejszym tonem zawołał- w moim domu nie będzie do chodzić do takich ekscesów!
Nieszczęsny portrecista mógł na chwilę odetchnąć z ulgą pewien, iż tym razem zdołał uniknąć kary za swą bezczelność, ponieważ ów podniesiony głos wyraźnie adresowany był właśnie do panienki. Ta zresztą już kilka chwil później znalazła się na schodach i zstępując po nich powoli, z wyraźną dumą malującą się na młodziutkiej twarzy przemówiła głosem nie noszącym nawet śladów wzburzenia.
- Ojcze, nie powinieneś tak się denerwować, sam wiesz jak źle to wpływa na twoje zdrowie, owszem odmówiłam temu panu możliwości wykonania mi portretu, ale tylko dlatego, że nie uzyskałam wcześniej twej zgody
- A po co u diabła ściągałbym tego młodego człowieka do nas do domu - wykrzyknął czerwony z wściekłości. Wzburzenie sprawiało, że nie tylko ręce, ale i krawędzie wąsów mu drgały. Jednocześnie starał się nie wybuchać przesadnym gniewem, przy bądź co bądź obcym człowieku. I czy miał tak naprawdę powód. W końcu córka trzymała się zaleceń.
- Dobrze zatem nie pozwoliłaś sobie namalować portretu i co jeszcze?
- Powiedziałam szanownemu panu, że ma opuścić nasze domostwo, bo jego obecność godzi w moją cnotę, a nie chcę stać się powodem plotek - odparła rozkosznie składając ręce na piersiach i pokornie spuszczając wzrok. 
- Pan to słyszy! - wykrzyknął malarz.
- Proszę się nie wtrącać. I co było dalej, bo jak znam twoją kreatywność zapewne na tym się nie skończyło.
- Powiedziałam, że jeśli ktokolwiek będzie mnie malował to tyłem i w tej sukni, w której jestem, więc równie dobrze może rozkładać sztalugi i zaczynać. Jest to jedyna poza godna damy. Przecież nie mogę pozwolić by mój wizerunek został skalany przez niepożądane spojrzenia. Wtedy weszła matka i kazała mi się przebrać
Mężczyzna wykręcił w powietrzu zgrabny młynek ręką dając znać by kontynuowała, choć przy wysłuchiwaniu tych wszystkich niedorzecznych argumentów tylekroć już przewracał oczami, że mniej od niego doświadczony niezawodnie dostałby zawrotu głowy.
 - Powiedziałam, że mogę jeszcze ewentualnie założyć czarną suknię, na znak żałoby po utraconej wolności. Przecież sam wiesz, ojcze, że obrazy mogą odbierać ludziom duszę.
- Świetnie jakoś wytrzymamy z bezduszną, natychmiast marsz do pokoju i przebrać się, za pięć minut masz być w pokoju, a pan - tu zwrócił się do malarza - niech szykuje płótna.
- Ależ ojcze czy to konieczne, po co obraz skoro masz mnie na codzień
- To nie dla mnie tylko dla twojego narzeczonego
- Czyż nie jestem jeszcze za młoda na małzęństwo
- W tym domu to ja decyduję na co jesteś za młoda, a na co nie.
Pomaszerowała, więc do swojego pokoju nie zapominając o ceremonialnym trzaśnięciu drzwiami.  

"Przeznaczenie jest pojęciem przerażającym. 
Nie chcę być skazana przez los, chcę wybierać"

Art by avvart
Lady Sorelia Acantus
Scherlin Blue/Nalaesia/7 styczenia/22 lata/szpieg
Urodziła się w arystokratycznej rodzinie jako córka Marii i Antoniego Acatus. Rodzina mimo, iż posiadała już kilkoro dzieci (obecnie ich liczba sięgnęła siedmiorga: Cyntia (16 lat), Dariusz (20 lat), Auriana (18 lat), Edward (26 lat), Karol (24 lata), Daniel (13 lat)) zapewniła jej dobry status majątkowy i staranne wykształcenie. Natura obdarzyła ją ponadprzeciętną urodą i zdolnością wpasowania w każde otoczenie. Panienka doskonale wyczuwa czego się od niej oczekuje i najczęściej robi wszystko co wymaga się od osoby o jej godności. Na co dzień przyjmuje rolę posłusznej, dumnej, ale łaskawej dziedziczki. Pochyla się nad potrzebującymi i chętnie użycza im swego bogactwa. W towarzystwie starszych dam wyniosła i niedostępna sprawia wrażenie istnej królowej lodu. W gronie młodych kawalerów, wesoła i pewna siebie, skłonna do niezobowiązującego flirtu. Tak naprawdę jest osobą szlachetną i honorową, czasami wręcz przesadnie, dość lękliwą i wciąż walczącą z wrodzoną nieśmiałością. Udaje głupszą niż jest w rzeczywistości. Zna kilka języków i posiada dość rozległą wiedzę. Tańczy śpiewa i gra na pianinie - bo tego się wymaga od młodych panien. Posiada podstawowe umiejętności w zakresie haftu. Zajęcia właściwe dla szpiega są jej niemalże obce. Poznała podstawy fechtunku i potrafi jako tako obronić się swoim sztyletem rodowym, z którym nigdy się nie rozstaje. Właściwie ratuje ją w tym przypadku przede wszystkim refleks. Potrafi też pływać, ale raczej tylko na krótkie dystanse. Wspina się gorzej niż przeciętnie, ma kiepską formę i nie biega szybko. Kłopot sprawiają jej czasami nawet proste prace domowe. W ogóle fizycznie jej umiejętności przedstawiają się dość marnie i tylko niezwykły spryt pozwala jej wydobyć się z opresji. W wolnym czasie pisze wiersze i opowiadania, spędza czas z przyjaciółką Alice lub przechadza się po ogrodzie. Do Gildii także zagląda dość chętnie choć dotarcie na miejsce bez wzbudzania podejrzeń bywa dość kłopotliwe. Gdy się tam pojawia obsesyjnie niemalże stara się wyzbyć swojej arystokratyczności, co często ma opłakane skutki.

Art by Zillah Harvey
Ptaszyna w złotej klatce
"Lecę w prześcigi z dalą i złudą w zawody, Niewierny wszystkim prawdom i sam z sobą sprzeczny."
Po cichu przebiegła korytarzyk dzielony z resztą domowników i niemalże bezgłośnie otworzyła drzwi. Przez muślinowe zasłonki wpadało do pokoju łagodne różowawe światło poranka. Miała na sobie wąską białą suknię, którą mniej wprawne oko w półmroku wziąć by mogło za koszulę nocną. Zależało jej na tym. Brudne odzienie pozostawiła w schowku, by nie przywlec przypadkiem na sobie zgniłego zapachu miejskich kanałów. Zrzuciła szybko z siebie odzienie i przywdziawszy nocna koszulę wskoczyła do łóżka, w samą porę, bo już słyszała w holu kroki kucharki. Leżała w milczeniu nasłuchując głosów z dołu więc doskonale wiedziała, kiedy kobieta zzuła buty, kiedy powiesiła płaszcz i nagle rozdzierający wrzask.
- Aaaa!!! Pająk!!! - wstrząsnęło całym domem, bo bądź co bądź, że stara Matylda głos miała tak niemal tęgi jak całą sylwetkę. Zerwała się z łóżka i przyłożyła ucho do drzwi. Nie dlatego, aby wykazywała jakąś szczególną pasję młodego entomologa, ale czuła że całe zamieszanie może ją bezpośrednio dotyczyć. Trzasnęły jakieś drzwi, zatupotały nogi na aksamitnym dywaniku. Ze swego stanowiska doskonale słyszała toczącą się niżej rozmowę zresztą tak jak się tego spodziewała wszystko zostało jej zrelacjonowane przy wspólnym śniadaniu.
- Ten pająk z całą pewnością był z miejskiego kanału, tylko tam legną się takie poczwary - opowiadała z przejęciem Cyntia, młodsza z sióstr.
- A ty skąd wiesz, byłaś kiedyś tam? - rzucił Dariusz kpiarsko wydymając wargi.
- Chyba ty - odgryzła mu się niezbyt zręcznie - po prostu był wielki i włochaty.
- Przestańcie - wrzasnęła Auriana zrywając się z krzesła - to obrzydliwe.
- Dzieci - upomniała swe latorośle matka z drugiego końca stołu.
- To pewnie przez tą arystrokratyzację życia, młodzież wizytę ośmionożnego owada traktuje jak epokowe wrażenie, brak im odpowiedniejszej podniety - przemówił Edward, najstarszy z rodzeństwa.
- Odezwał się pan demokrata - fuknął siedzący tuż obok Karol.
Tylko najmłodszy z chłopców Daniel nie odrywał oczu od talerza, szczęśliwy, ze tym razem nie on stał się obiektem złośliwych żartów rodzeństwa.
- Mam tylko nadzieję, że ten gad nie siedział na moim płaszczu - oznajmiła z lękiem Sorelia, która starała się za wszelką cenę udać że apetyt jej nie dopisuje. Z rozczuleniem wspominała ukryte w szufladzie toaletki suchary. - jeśli on chodził po moim płaszczu nigdy więcej go nie założę. Możecie go od razu spalić - dodała ze łzami w oczach. Porozumiewawcze spojrzenia reszty członków rodziny powiedziały jej wszystko. Od tego momentu tym bardziej skupiła się na poszukiwaniu okazji by ukazać swój wstręt do tych zwierząt. Doskonale bowiem zdawała sobie sprawę, iż owego małego przyjaciela musiała przywlec ze sobą z ostatniej wyprawy. Na okazję nie musiała zresztą długo czekać. Po południu udali się wspólnie na spacer po parku. Gdy dotarli do ukrytej w gąszczu drzew altany Sorelia rozpoczęła swoje przedstawienie. 
- Nie wejdę tam - wykrzyknęła zapierając się nogami
- Nie wygłupiaj się - skarcił ją ojciec.
- Tam są pająki!
- Gdzie?
- Tam nad progiem wisi pajęczyna.
- To tylko kawałek watki, daj spokój
- Nie, tam na pewno jest pająk, och, och słabo mi
Po tych słowach zemdlona osunęła się na ziemię.    

Art by Guewiz
Córka nocy
"Zbyt długo, zbyt
We mnie ciszą wtapiała się głuszy...I nim wstał świt,
Zakochała się noc w mojej duszy..."
Na ulicach panował nie lada gwar, zupełnie jakby nie tylko temperatura na dworze, wzrosła, ale i wewnątrz ludzi. Mijali się w przewiewnych lekkich strojach, zlani potem i perfumami, które zamiast zamaskować nieprzyjemny zapach tylko zwiększały jego intensywność. Młoda kobieta o przenikliwych piwnych oczach i ciemno brązowych bujnych włosach opadających łagodną falą na niewielkie piersi opięte zdobnym gorsetem stanowiącym cześć bogatej sukni pochyliła się nad ubogim żebrakiem obracając w dłoni złotą monetę.
- Widziałeś coś? - szepnęła ledwie dosłyszalnie.
- O dziękuję łaskawa pani za twą dobroć - zawołał głośno, po czym zdecydowanie ciszej dodał - Hektor zwiększył swoją aktywność. W porcie wyraźnie coś się kroi.
- Płacę ci za to żebyś mi powiedział co. Że coś to sama wiem...
- Musimy się spotkać - szepnął i z jękiem chwycił rękaw jej sukni - O miłościwa pani
- Gdzie? - zapytała cicho, a nagłos dodała - ach to dla mnie drobiazg, nie mogę patrzeć na ludzką nędzę.
- Tam gdzie zawsze - odparł i chwytając się za nogi mocno podciągnął kolana pod brodę. Już po chwili począł kolebać się i wołać błagalnie o kolejne drobne.

Serdecznie witam z moją nową postacią. Gratuluję wszystkim którzy dotrwali do końca KP i mam nadzieję, że czasu na to poświęconego nie uznacie za stracony. Zapraszam do wspólnych wątków.
Postać można wykorzystywać w opowiadaniach. Będzie mi bardzo miło.
PS. Wszystkie cytaty pochodzą z wierszy Leopolda Staffa

4 komentarze:

  1. Jego naturalna obojętność wcale nie musiała oznaczać niewiedzy, bo choć się na ogół nie interesował, to jednak o wszystkim wiedział. Znał rutyny większości, orientował się w przydziałach obowiązków, doskonale wiedział, kto wychodzi z gildii, a także kto do niej wchodzi. Nie inaczej było i w tym przypadku, bowiem plotka o nowym członku już dawno zdążyła się rozejść po murach placówki i dotarła do jego uszu niejednokrotnie, przynosząc, co rusz nowe, ciekawsze smaczki. Jednakże to, co najbardziej zainteresowało Xaviera, było powiązane z jej statusem społecznym i profesją, jaką tu niby ma wykonywać. Nie będzie ukrywać, ale nieco zaintrygowało go to i niewątpliwie wyczekiwał okazji, żeby ją poznać.
    Nie sądził, jednak że stosowność ta przydarzy się tak szybko. Schodząc, jak co wieczór do Sali Wspólnej zastał go miły dla oka widok. Tuż przy drzwiach kręcił się nowa członkini, a jakże, co do tego nie było wątpliwości. Każda warstwa społeczna cechowała się pewnymi zachowaniami i charakterystycznym przyzwyczajeniami, a kto choć raz obcował z takimi osobami, bez problemu może wyłapać je w tłumie. A tym bardziej, gdy stoją praktycznie przed Tobą i dyskretnie badają towarzystwo biesiadujące za uchylonymi drzwiami.
    — Dobry wieczór — skłonił się lekko, gdy zbliżył się do dziewczyny na taką odległość, że nie musiał unosić głosu. — Niech się panienka nie krępuje. Daleko nam od kryształowych pałaców, ale nikt tak, jak my nie dotrzymuje towarzystwa.


    ~Xavier

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. W pierwszej chwili drgnęła zaskoczona obcym głosem i w ogóle czyjąś obecnością tuż za swoimi plecami. Jako szpieg mogłaby przypłacić taką nieostrożność, życiem ale ty przecież nie musiała się niczego obawiać. Przeklęta nieśmiałość nabyta w salonowym życiu i poczytywana tam za zaletę dziewcząt w pewnym wieku zatrzymała ją na progu, a teraz zbierała owoce swego niezdecydowania. Znów wyszła na głupiutką gąskę, która nie potrafi sama sobie poradzić w towarzystwie. Napotkała badawcze spojrzenie rozmówcy i natychmiast przyszło jej na myśl, że w myślach kpi sobie z niej. Przełknęła ślinę i zacisnęła nerwowo dłoń na krawędzi sukni. Nie był to co prawda strój balowy, ale nawet codzienna szata Soreli odstawała od stroju większości członków gildii. Przełykając więc jakoś zażenowanie zmierzyła mężczyznę spojrzeniem i zapytała wyniośle:
      - Dobry wieczór! Jeszcze się okaże czy taki dobry, a zresztą, któż panu mówił iż potrzebuję kryształowych sal, żeby się dobrze bawić, wystarczy mi dobre towarzystwo. Może pańskie?
      Uśmiechnęła się, ale nie wytrzymała długo w roli i uciekła pospiesznie wzrokiem. Skupiła spojrzenie na wnętrzu sali, w której gwar narastał mimo spóźnionej pory. Wyraźnie miała ochotę dołączyć do biesiadującego grona, ale wciąż brakowało jej śmiałości, aby uczynić decydujący krok i w sumie z ulga przyjęłaby pomoc, nawet jeśli nie chciała się do tego przyznać.

      Usuń
  2. Po kilku godzinach podróży z wielką radością zsiadł z konia i rozprostował obolałe nogi. Kłamałby, gdyby powiedział, że jego mięśnie nie zaprotestowały na początku, w końcu przez kilka sekund nie był pewny, czy da radę utrzymać równowagę zeskakując z siodła. Ba, zachwiał się lekko, ale przed upadkiem uratowało kurczowe trzymanie się uzdy karej klaczy. Odprowadził zwierzę do stajni i rozsiodłał je szybko. Jego przybycie natychmiast zauważył Theo, który poszedł po siano i wodę dla konia, po krótkim przywitaniu się z Ignatiusem.
    Chłopak uśmiechnął się, gdy młodszy wyszedł na chwilę z budynku. Niby wybył raptem na dwa dni, ale i tak zdążył się stęsknić za tym miejscem. Był bardzo przywiązany do tej mieściny i ludzi tu mieszkających, na pewno nigdy by mu się tutaj nie znudziło. To było to jedno miejsce, do którego chciał wracać nieważne co. To w końcu był jego dom.
    Zebrał swoje juki i poszedł do budynku głównego. Musiał na początek spotkać się z mistrzem, zdać raport z wyjazdu. Potem pewnie będzie trzeba zająć się dokumentami, które czekały na niego na biurku w gabinecie, przez te dwa dni na pewno uzbierała się tam kupka papierów do poukładania i skatalogowania w bibliotece. I choć zapowiadało się męcząco był bardzo zadowolony z powrotu do stałej rutyny.
    Wszedł do holu i zatrzymał się w pół kroku.
    - Oh, witaj - powiedział do brązowowłosej kobiety wychodzącej właśnie z jadalni. W tej samej chwili przypomniał sobie, że pod jego nieobecność nowa osoba miała przybyć do gildii, od mistrza wiedział, że miała pochodzić z wyższego rodu. - Jeszcze się nie znamy. Jestem Ignatius Teroise - przedstawił się i z uśmiechem lekko skinął głową. - W czymś pomóc? Szukasz kogoś? - Pytania wyprzedziły jego myśli i zaśmiał się w głowie. Ledwo wrócił i zamiast zająć się sobą już sprawdzał jak mają się inni.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. W pierwszej chwili stanęła oszołomiona nagłym spotkaniem. Chyba naprawdę tego dnia gwiazdy jej sprzyjały. Nie zdążyła niczego zjeść przed wyjazdem i akurat trafiła na posiłek w gildii, gdzie Irina swoim zwyczajem uraczyła ją pełną chochlą pachnącej zupy i sporym talerzem wypełnionym po brzegi surówką kotletem i ziemniakami. A potem był deser. Pyszna parująca jeszcze szarlotka. Uśmiechnęła się do siebie na wspomnienie smacznego posiłku, po czym wciąż jeszcze w błogim stanie pełnego żołądka obdarzyła przychylnym wejrzeniem rozmówcę, który nie obrażając nikogo wyglądał jak siedem nieszczęść. Nic dziwnego, że kucharka zleciła jej sprowadzenie go jak najprędzej do jadalni.
      - Ach witam, trochę za dużo tych pytań jak na raz, jestem Sorelia Acantus, a co do pomocy, to zdaje się, że już znalazłam to czego szukałam - uśmiechnęła się beztrosko - Pani Irina zaprasza do siebie, to znaczy właściwie wystawiła za panem niemalże list gończy i kazała w razie oporu siłą sprowadzić. Powiem jednak szczerze, że wątpię by zrealizowała swoje groźby. Przecież to naprawdę cudowna kobieta w przeciwieństwie do tych salonowych harpii. Ach za dużo mówię, ale tu w gildii wszystko jest takie proste i swojskie.
      Westchnęła przypominając sobie, że właściwie za parę godzin będzie musiała wrócić do swojego świata pełnego intryg, gier pozorów i prawdziwe szczęście jeśli chociaż nocą uda jej się na moment wyrwać, biegać bezkarnie po kanałach i rozmawiać z bezdomnymi, którzy od dłuższego czasu służyli jej swoimi informacjami w zamian za skromne wynagrodzenie. Właściwie jednak nie mogła powiedzieć by cokolwiek ją tam ciągnęło. Kochała swoją rodzinę, ale nie mogła wprost ścierpieć tego gorsetu dobrych manier zupełnie niedopasowanego do jej wybujałego temperamentu. Czuła, że szybko zadomowi się w gildii.
      - Przepraszam, a czy mogłabym dotrzymać panu towarzystwa - zapytała rumieniąc się delikatnie i zamilkła nie bardzo wiedząc jaki argument może wysunąć. - chciałabym nieco więcej dowiedzieć się o panujących tu zwyczajach.

      Usuń