poniedziałek, 24 grudnia 2018

~ Merry Christmas ~

Chyba każdy z nas ostatnio myślał tylko o dniu, który dziś właśnie mamy. Bo i ciężko było to przeoczyć, zima trwa w najlepsze, wszędzie wokół świąteczne dekoracje, a w radiu po raz setny słychać Last Christmas. Przy tym wszyscy uganiają się za prezentami, trzeba sprzątać, gotować, cóż, zajęć co nie miara, nie łatwo przy tym złapać wolny czas na blogowanie.

Więc właśnie dzisiaj, w dniu wigilijnym, z okazji Bożego Narodzenia, chciałybyśmy życzyć Wam wszystkim ciepłych i spokojnych świąt w gronie bliskich. Niech Mikołaj zostawi pod Waszą choinką górę prezentów, wena dopisuje i nie ucieka, a szczęście i zdrowie towarzyszą w każdym kolejnym dniu zarówno tego, jak i przyszłego roku! 
Wesołych Świąt Kochani!

Wasza Administracja

sobota, 15 grudnia 2018

Od Desideriusa cd Blennena

⸺⸺※⸺⸺

Nie znał strachu.
Przynajmniej tak mówił, a Coeh, mimo rzeczywistej chęci, w środku i tak do końca nie wierzył słowom mężczyzny. Nawet jeśli podparte jakimiś tam, może nawet i dość silnymi, argumentami, mógł na to wszystko jedynie pokręcić nosem i zmarszczyć krzaczaste brwi.
A słowa były ostre, przeszywające, jak ciosy właściciela. Chłodne, trafiające bezpardonowo w sedno. Znał go krótko, bardzo krótko, a chyba już zdążył się do tego przyzwyczaić, przynajmniej w jakimś tam stopniu.
Bo nie odpuścił sobie krótkiego, ale jakże wymownego grymasu, który przemknął przez twarz mężczyzny, wyobrażającego sobie Rafgarela wykonującego silne, bezczelne i pozbawione choćby odrobiny współczucia ruchy. Ruchy wojownika rzuconego w wir wojny.
Brzydził się czerwonej farby, którą niejednokrotnie zbroczone były dłonie Blennena.
A mimo wszystko, gdzieś w środku cholernie zapragnął zobaczyć go w tym przeklętym tańcu, który niósł ze sobą tylko i wyłącznie śmierć, zwątpienie i cierpienie. Żal do świata za to, jakim był, jakim czynił ludzi. A może raczej do losu? Karmy? Sił wyższych, które miały rzekomo sprawować pieczę nad marnym ludem?
Nie chciał wierzyć, że istnieje coś, co sprowadzało na nich wszystkich aż tyle nieszczęść. Może dlatego odrzucił wszystkie bóstwa, które mu proponowano.
Wrócił do rzeczywistości. Porządnie przymglonej i dość szumiącej rzeczywistości, a przecież nie wypił aż tak wiele. Co prawda, to prawda, alkohol był dość mocny, ale mimo wszystko raczej winą była słaba głowa Coeha, aniżeli procenty, czy ilość.
Jednak nawet w tym wątpliwym stanie, któremu daleko było do trzeźwości, był w gotowości i gdy zauważył, że mężczyzna, wstając, chwilowo się zawahał, jakby tracąc kontakt z rzeczywistością, drgnął w miejscu, w ostatniej chwili powstrzymując przed wstaniem. Dało się dojrzeć ruch, błysk w szarych ślepiach i niepewność na twarzy.
Liczył na to, że mężczyzna tego nie dostrzegł, starając się dojść do siebie.
Odłożył wino, podczas gdy dryblas przecierał z niecierpliwieniem nadgarstek, oddychając coraz głębiej, błądząc oczami po podłodze i starając się nie odpłynąć.
— Tak więc nasze spotkanie prawdopodobnie dobiega końca. — Zaskoczył go nagle głos jego towarzysza, który, ponownie, wybudził go z chwilowego zastoju, podczas którego odpłynął, nikt do końca nie wie, gdzie. Ze zmęczeniem przetarł twarz, odgarnął włosy i spojrzał na Blennena, by zostać uraczony momentem, gdy ciemne kosmyki, płynnym ruchem, dość gęsto opadły na szerokie ramiona. Nagle szorstki ton i znaczenie słów zeszły na drugi plan, Desiderius nie miał nawet zamiaru być, choć nieco obrażonym, chociaż pewnie większość już odwróciłaby się do mężczyzny dupą, może i wyszła obrażona, nie kwapiąc się nawet, by obdarzyć go krótkim pożegnaniem. — Dziękuję za pomoc w dotarciu na rynek.
Skinął głową, uśmiechając się najładniej, jak potrafił, chociaż przecież głowa wojownika była odwrócona w zupełnie różnym kierunku.
Podparł się na wątłych dłoniach i wstał, starając się złapać równowagę, następnie przejechał jeszcze palcami przez miękkie futro Leithela, bo uznał, że stworzenie też zasługiwało na pożegnanie.
— Nie ma za co, Blennenie — odparł miękko, kiwając delikatnie głową. — Również dziękuję, za spędzony czas, jak i za poczęstunek. — Może i mówił dość niemrawo, a rękę mimowolnie kierował w stronę skroni, która z chwili na chwilę pulsowała coraz bardziej, ale przecież wspaniale się trzymał. — Dobranoc, śpijcie dobrze — dodał jeszcze na koniec, po czym podszedł do drzwi, chwycił się po raz ostatni framugi i wyparował z pomieszczenia, dbając o to, by wciąż prowadzić kontakt fizyczny ze ścianą. Wolał nie wywijać spektakularnego orła na koniec dnia.

Wcale nie tak, że poranka następnego złapał tak dobitnego kaca, że nie miał najmniejszej ochoty wygrzebywać się z łóżka i wcale nie tak, że całe nazajutrz spędził, leżąc i dochodząc do siebie. Również z powodu możliwego odpoczynku przez ten jeden, jak się później okazało, zaskakująco krótki dzień. Jednak wykorzystał go na wszystkie możliwe sposoby, nie ruszając się nawet o milimetr, bo po co.
Również wcale nie tak, że przez kolejne dni ukradkiem i może nieco podświadomie wyszukiwał wzrokiem wojownika. Błądził, starając się napotkać przynajmniej długi ogon białego towarzysza, albo przeklęty, czerwony pióropusz.
A gdy mu się udawało, uciekał pospiesznie wzrokiem i starał się prędko zniknąć z potencjalnego pola widzenia.
I tylko cicho liczył na to, że może znowu zwierze do niego podejdzie, zawróci mu tyłek i chwilę po tym, przygna również jego właściciela.
A gdy i to się wydarzyło, pogładził stworzenie po łbie, raz po raz podnosząc rozbieganą głowę, doszukując się gdziekolwiek śladu po mężczyźnie.

⸺⸺※⸺⸺
[Blennen? Również przepraszamy]

środa, 12 grudnia 2018

Od Benjamina cd. Selvyn


- Selvyn, pozwól, że będę mówić do ciebie tak bezpośrednio. Muszę przyznać… - wziął głęboki wdech i wstrzymał się od dokończenia zdania. Sam nie wiedział, jak dokładnie opisać, co czuje, patrząc na ogromną płachtę i przeszycia na niej. Z jednej strony był krytycznie nastawiony, ale z drugiej szanował Selvyna za chęć tworzenia. Jednak w obecnej chwili, zamiast rozmyślać o krytyce i szacunku, należało pomóc w sprzątaniu... Samotna walka z tak dużym kawałem materiału w pojedynkę była zbyt czasochłonna, więc szybko zainterweniował. Poza tym pozwoliło mu to na dokładniejszą analizę tworzywa. – Mimo dobrych chęci, twoja praca wyszła dość tragicznie. Nie smuć się… Masz szczęście, że ja tu jestem. Chętnie zobaczę plany, posłucham cię i pomogę. Może przy… Herbacie? O tak… Spadochrony i herbata.
Posłał rozmówcy pocieszający uśmiech i poklepał go po ramieniu. Już był gotowy, żeby przeglądać kolejne fascynujące plany. Jednak w tej jednej chwili jego myśli o maszynach latających zostały przesłonione nagłym natchnieniem. Ono zawsze przychodzi tak niespodziewanie... Aż nie potrafił się zatrzymać. Gwałtownie cofnął rękę z ramienia i sięgnął prosto do kieszonki. Jak zawsze, metr krawiecki był na swoim miejscu. Nim wynalazca się obejrzał, chłopak już stał przed nim. Z całkowitą powagą zmierzył go wzrokiem. Z góry na dół i z dołu go góry… Aż na jego twarzy znowu zagościło zadowolenie. Mruknął tylko do siebie coś w rodzaju „wspaniale” pomieszanego z „pięknie” i bez jakichkolwiek pytań zaczął naprawdę mierzyć swoją biedną ofiarę. Ręce, barki, biodra… Po co? Wie chyba tylko on sam i bogowie. Mało można było wyczytać z jego mimiki.
- Przecież ty mi z nieba spadłeś… A raczej zszedłeś po drabinie. – Niedbale wepchnął metr do jednej z kieszeni i dopiero teraz dotarło do niego, co w ogóle zrobił. Lekko zawstydził się. Sam nie wiedział, czy bardziej przez to, co zrobił, czy powiedział. – Proszę wybaczyć to nagłe uniesienie… Ale jesteś tym, czego akurat poszukiwałem. Potrzebowałem weny, a teraz... Mam wizję. Chętnie przeglądnę każdy twój plan i uszyję cokolwiek zapragniesz… Małe i duże spadochrony… Przyszłe projekty… Jeśli do czegokolwiek się przydam. Tylko proszę... Pozwól mi coś dla siebie uszyć. Obiecuję, że nie zabiorę ci dużo czasu. Co o tym myślisz? Możemy tak zrobić? Bardzo proszę… - złożył ręce niczym do modlitwy.

niedziela, 9 grudnia 2018

Od Aries cd Selvyna

Dziewczynę zaskoczyło pytanie młodzieńca o jej rysunek. Nie sądziła, że go, jako wynalazce i uczonego, będzie mógł zainteresować jej oderwany od rzeczywistości wizerunek jakiegoś stworzenia. Ta myśl bardzo ją ucieszyła. I mniej więcej w takim samym stopniu speszyła niebieskowłosą, jak to bywało w większości przypadków gdy ktoś poświęcał nieco więcej uwagi jej dziełom lub jej samej. Sięgnęła do torby po rysunek dla odświeżenia pamięci. Rzeczywiście, rysunek był, jak to ujął mężczyzna, intrygujący. Sama nie do końca wiedziała co to jest. Nawet nie do końca pamiętała kiedy i jak ten rysunek powstał. Ostatnim wydarzeniem związanym z rysunkiem jakie tkwiło w jej pamięci, było zatonięcie w stronicach księgi. A potem obrazek znajdował się w jej rękach. Przyglądała się swojemu dziełu przez dłuższą chwilę. Wpatrywała się w zarys zwierzęcia. Jednak to oczy przykuwały uwagę najbardziej. Tym razem, tak jak poprzednim, widząc spojrzenie rysunkowej bestii, poczuła ukłucie smutku i współczucia.
- Sama nie wiem co to za stworzenie i chętnie bym się dowiedziała czym ono jest... - uśmiechnęła się i schowała rysunek do torby. Poprawiła kurtkę i przyśpieszyła nieco kroku. - Jak się pośpieszymy to powinniśmy dać radę dotrzeć do następnej wioski przed zmierzchem.
***
Wieczorem, gdy słońce chowało się za horyzont w oddali na niebie majaczyły smużki dymu. Aries zrównała krok z wynalazcą. Przez całą drogę rozmyślała nad tym stworzeniem. Przeczucie mówiło jej, by spróbowała odszukać to coś. Nawet przy założeniu, że owe stworzenie może istnieć, to rozum i logika dalej podpowiadały, że to zły pomysł, że jak tylko natrafi na niego, rzuci się jej do gardła. A jednak, im dłużej nad tym rozmyślała tym bardziej chciała odnaleźć istotę z rysunku. Zwłaszcza, że ona jak nikt inny wiedziała, jak bardzo pozory mogą mylić. Nawet najbardziej przerażająca bestia, może okazać się potulna jak baranek. Uśmiechnęła się na wspomnienie nocy gdy pierwszy raz spotkała Unniasa. Odwróciła się do młodzieńca.
- Um... Selvyn...? - odezwała się niepewnie, nie do końca wiedząc jak zacząć rozmowę z wynalazcą. - Pomyślałam sobie, że może... Może moglibyśmy spróbować odnaleźć tę istotę? - spuściła głowę, rumieniąc się lekko. W końcu zaproponowała uczonemu ganianie za czymś co może nawet nie istnieć. Nie należało to do najmądrzejszych posunięć w jej życiu. Ale jednak, jak już się zaczęło to trzeba skończyć. Odezwała się cicho, ale na tyle głośno by mężczyzna nie musiał się nachylać by ją usłyszeć. - Wiem, że to trochę niedorzeczne, bo może ona w ogóle nie istnieć, ale... Ale mam wrażenie, że to właśnie jej poszukuję... A ona tam na mnie czeka.

<Selvyn?>

sobota, 8 grudnia 2018

Od Marceline cd. Annabelle

Pokiwałam twierdząco głową i odsunęłam się od ściany.
- Jasne. A teraz idę spać - powiedziawszy otworzyłam drzwi, ale gdy miałam je zamknąć, różowowłosa się znowu odezwała.
- Mamy dzień... - powiedziała niepewnie. Przez chwilę nie wiedziałam o co o jej chodzi. Dzień, noc... to normalne, nie?
- Jestem wampirem - powiedziałam, gdy zrozumiałam jej "pytanie". Potem nie pozwoliłam jej już nic powiedzieć, zamknęłam drzwi, przekręciłam zamek (z głośnym stuknięciem, by dziewczyna to usłyszała) po czym wróciłam do swojego łóżka. Rzuciłam przelotne spojrzenie na zasłonięte okno. Już dawno powinnam spać. Zarzuciłam na siebie kołdrę, do ręki wzięłam smoka i lewitując nad materacem, zamknęłam oczy oddając się w ramiona Morfeusza.

*

Obudziłam się, gdy słońce już dawno zaszło za horyzont, a niebo spowiła czarna zasłona, usiana gwiazdami. Odsunęłam firanki, by blask księżyca oświetlił mój pokój. Szeroko ziewnęłam i podleciałam do szafy, po ubrania. Gdy się ubierała, usłyszałam pukanie do swych drzwi. Wpierw wzięłam to za omam lub sen na jawie, ale gdy odgłos się powtórzył, byłam pewna, że ktoś jest po drugiej stronie. Niechętnie podleciałam do drzwi i je otworzyłem, znowu ujrzałam Cukierka i powstrzymałam się przed powiedzeniem: Znowu ty?
- Cześć - powiedziała nieco niepewnie, z lekkim uśmiechem na twarzy.
- Cześć. Chcesz czegoś? Dopiero wstałam - powiedziałam udając zaspaną i wychodząc z domu. Przymknęłam za sobą drzwi, by Annabelle przypadkiem nie rzuciła okiem do środka pokoju.
- Tak. Może chciałabyś się gdzieś wybrać? Na przykład do Tirie? - zaproponowała. Uniosłam do góry jedną brew. Po co? miałam zapytać, ale się powstrzymałam. W miasteczku zawsze będzie ciekawiej niż w lesie na posterunku czy tutaj w Gildii, w której nie mam za dużej ochoty uczestniczyć w życiu społeczeństwa, póki się coś nie zacznie dziać.
- Niech ci będzie - odparłam i otworzyłam drzwi. - Za parę minut będę czekała przy wyjściu - po tych słowach zniknęłam w swoim pokoju. Wyciągnąłem ręce do góry i ponownie szeroko ziewnęłam. - Wypad do ludzi dobrze mi zrobi - powiedziałam sama do siebie, czując w ustach świeży smak ludzkiej krwi. Uśmiechnęłam się zadowolona, zaraz siebie karcąc. To, co robiłam jest nielegalne, a umawiałam się z Cervanem, że nie będę przysparzała takich typu problemów, więc nie mogę sobie pozwolić na zaatakowanie kogokolwiek, przy dziewczynie. Nawet, jeśli ją gdzieś zgubię, będę musiała trzymać rządzę na wodzy. Los lubi się bawić z takimi jak ja.
Wypiłam z szafki zwierzęcą krew, poprawiłam ubranie, przemyłam twarz i wyleciałam z pokoju przez okno, wpierw zamykając drzwi na klucz. Przed wyjściem stała już dziewczyna, do której cicho podleciałam.
- Idziemy? - na mój głos się wzdrygnęła i odwróciła.

<Annabelle?>

środa, 5 grudnia 2018

Podsumowanie #10

Witamy Was kochani z małym opóźnieniem w nowym podsumowaniu miesiąca!
W tym miesiącu do Gildii dołączyli:
Benjamin Lychnis

Serdecznie witamy i mamy nadzieję, że miło spędzisz z nami czas!
Jednocześnie musieliśmy pożegnać się z: 
Yoruką, ze względu na brak czasu
Vincentem, ze względu na brak aktywności
Punktacja:
Rawen - 59 PD - 47 PD do PU
Shinaru - 0 PD - Nieobecność - 564 PD do PU
Philomela - 0 PD - 970 PD do PU - Rozpoczyna się okres ostrzegawczy
Kai - 0 PD - 318 PD do PU - Nieobecność
Desiderius - 45+32=77 PD - 1196 PD do PU
Blennen - 81 (zaległość) PD - 694 PD do PU - Ograniczona aktywność - Dodatkowy tydzień przed okresem ostrzegawczym
Aries - 43 PD - 216 PD do PU
Sorelia - 0 PD - 277 PD do PU - Rozpoczyna się okres ostrzegawczy
Yuuki - 46 (zaległość) PD - 280 PD do PU - Rozpoczyna się okres ostrzegawczy
Newt - 0 PD - 485 PD do PU - Długie oczekiwanie na odpis + Ograniczona aktywność + Aktywność potwierdzona
Alexandra - 0 PD - 64 PD do PU - Rozpoczyna się okres ostrzegawczy
Tilly - 45 PD - 274 PD do PU - Wkradł się mały błąd, przez który dostałaś PU podsumowanie wcześniej, przepraszam!
Nova - 58 (zaległość) PD - 97 PD do PU - Aktywność potwierdzona
Krabat - 0 PD -218 PD do PU - Rozpoczyna się okres ostrzegawczy
Annabelle - 48+33+37+10 (dołączenie osoby zaproszonej)=128 PD - 41 PD do PU
Selvyn - 35+38+31+36+37+38=215 PD - 227 PD do PU + 1 PU za postać miesiąca
Marceline - 0 PD - 95 PD do PU - Długie oczekiwanie na odpis + Ograniczona aktywność - Dodatkowe dwa tygodnie na odpis
Benjamin - 37+35+53=125 PD - 145 PD do PU  +1 PU

Ignatius - 26 PD - 938 PD do PU - Nieobecność
Xavier -  88+80=168 PD - 928 PD do PU 
Anastasia - 0 PD - 100 PD do PU - Nieobecność

Tym samym postacią miesiąca ponownie zostaje Selvyn! Bardzo dziękujemy Ci za Twoją aktywność!

Osoby, które otrzymały PU proszone są o napisanie do jakiej umiejętności chcą je dodać.
Inne sprawy
- Od dnia dzisiejszego w regulaminie pojawił się nowy punkt dotyczący miesięcznego jednego opowiadania i aktywności. Zważywszy na to, że niektóre postaci są zablokowane przez brak odpisu od tego podsumowania będą otrzymywały ulgę. Warunek jest jeden. Jeśli zostaliście w ten sposób zablokowani, a nie macie weny/czasu na nowy wątek czy wykonanie questa wystarczy, że będziecie aktywni na naszym discordzie bądź przed podsumowaniem napiszecie do administracji o zaistniałej sytuacji. Wtedy pomimo zera na koncie Wasza postać będzie bezpieczna.
- Pojawiła się Opinia Publiczna! Serdecznie zapraszamy do zapoznania się z nią, link znajdziecie w bocznej kolumnie na Tablicy. Aktualnie zebraliśmy plotki krążące po Nalaesii i kilka informacji, które przekazuje sobie Ethijańska szlachta. Więcej danych już wkrótce!
- Jednocześnie przypominamy o tym, że w dniu dzisiejszym tracą ważność cztery rezerwacje na postaci magiczne i dwie na questy. Wspomniane zadania może teraz zrobić każdy, w przypadku postaci nie ma gwarancji, że ktoś inny nie dołączy magicznym stworzeniem pierwszy. Osoby, które posiadały te rezerwacje na ten moment nie mogą zaklepać miejsc/questów ponownie.

To wszystko na dziś, kochani, dziękujemy za uwagę!
Widzimy się w kolejnym podsumowaniu!
Administracja

Od Benjamina cd. Selvyn



W głowie Benjamina pojawiały się pytania… Czym jest perforacja? O co chodzi? W końcu pytał tylko o performance, a tu nowe trudne pojęcia… Nie przejmowałby się aż tak, ale czuł, że powinien znać takie słowo.
Nie chciał ukazać braku wiedzy, więc tylko potakiwał. W głębi duszy miał nadzieję, że po stwierdzeniu „dziękuję za sugestię”, temat już nie będzie poruszany.
- Bardzo proszę… - Niezbyt skupił się nad sformułowaniem jakiegoś bardziej ambitnego zdania. Był zbyt pochłonięty przyglądaniem się mężczyźnie. Już gdzieś w gildii słyszał to imię… Selvyn… Czyli to jest on… To ten Selvyn. Do tego jest wynalazcą. Gdyby się nie przedstawił, krawiec prawdopodobnie nigdy by się nie domyślił.
*
Dopiero po chwili ogarnął, że rozmówca o coś prosił, a on tylko patrzy i patrzy… O co on prosił? Stoi na dachu bez neutralnej drogi ucieczki… A obok leży drabina… Czyli trzeba mu podać drabinę? Tak, tu musi chodzić o drabinę.
- Oczywiście, już pomagam, już podnoszę. Z nią będzie znacznie lepiej i nie trzeba męczyć medyków. O, i niech nie zapomni pan tego ładnego płaszcza. - Z lekką trudnością wykonał dane mu zadanie. Jego ręce stanowczo nie były stworzone do dźwigania, ale podniósł ją i ustawił tak, żeby wynalazca mógł bez obaw zejść na ziemię.
Przytrzymywał mu drabinę cały czas… Tak na wszelki wypadek… Choć w pewnych momentach miał ochotę ją puścić, żeby móc podkreślić gestem dłoni swoje umiłowanie do żałośnie powiewającego na dachu ubrania. Powstrzymywał go jedynie brak chęci na wycieczkę do lecznicy. Już żadnych spacerów. Wolałby zrobić sobie przerwę i wypić ciepłą herbatę.
- Pańskie maszyny i spadochrony brzmią ciekawie… Naprawdę trzeba być mądrym, żeby potrafić tworzyć takie cuda. Teraz już mnie tamta skrzynka nie dziwi. – Zerknął w stronę, gdzie upadł wcześniejszy eksperyment. Aż zrobiło mu się przykro… Chciałby zobaczyć udaną próbę lotu. Najwidoczniej będzie musiał na to poczekać. – Och, tak… Ty już się przedstawiłeś, a ja tylko głupio stoję i nic nie robię. Bardzo miło mi z tobą rozmawiać. Jestem tutaj nowy i jeszcze nie poznałem zbyt wielu osób… Nazywam się Benjamin Lychnis, ale wystarczy mówić mi Ben lub Benji… Cokolwiek, co pan wymyśli, będzie dobre. A co tu robię... Nie zajmuję się aż tak spektakularnymi rzeczami, jak te wynalazki… Moim głównym zajęciem jest krawiectwo. Właśnie poszukiwałem inspiracji. 

wtorek, 4 grudnia 2018

Od Tilly cd. Annabelle

Biegłam przed siebie, a wzrok miałam utkwiony w osobniku, który dzięki mym genialnym umiejętnością strzeleckim, został postrzelony. Będąc coraz bliżej, zaczęłam powoli kojarzyć, kim była owa osoba. Długie różowe włosy, drobna postura. Na myśl przychodziła mi tylko jedna osoba. Annabelle Maisonneuve. Medyk w gildii. Siedziała oparta o drzewo. Patrzyła się na przemian to na mnie, to na strzałę wbitą w jej nogę. W momencie, gdy znalazłam się obok niej, gwałtownie wyhamowałam. Niewiele brakowało, do tego, abym wyłożyła się na ziemi jak długa. Na szczęście udało mi się w porę złapać równowagę.
- O boże… Prze… Przepraszam… Nie chciałam - wymamrotałam, łapiąc oddech. Widziałam, że dziewczyna już chciała się odezwać, ale od razu jej przerwałam. - Poczekaj. Pomogę ci. Zabiorę cię do budynku. - wyciągnęłam do niej rękę, chcąc pomóc jej wstać.
Dziewczyna już bez zbędnego gadania i protestów, po prostu chwyciła za moją dłoń. Lekko pociągnęłam ją do góry, a jak tylko stanęła na nogi, szybko zarzuciłam jej rękę na swoją szyję. Dzięki temu łatwiej było mi prowadzić ją, a także wydaje mi się, że Anabelle też mogło to ułatwić „spacer”. Kiedy tylko różowo włosa dała mi znak, że jest gotowa, ruszyłyśmy w kierunku głównego budynku. Z racji na stan dziewczyny dotarcie do lecznicy zajęło nam dobre pół godziny, w momencie, gdy normalnie można było się tam dostać w około dziesięć czy piętnaście minut.
W pomieszczeniu nikogo nie zastałyśmy. Szybko rozejrzałam się wokół za jakimś krzesełkiem. Kiedy tylko udało mi się, je zlokalizować od razu podeszłam tam z Anabelle i posadziłam ją na nim. Sama przyklęknęłam i zaczęłam wpatrywać się w strzałę. Po chwili stwierdziłam, że nie powinno jej tam być. Momentalnie chwyciłam za nią i już miałam szarpnąć, gdy do mych uszu doszedł głos dziewczyny:
- Nie! Czekaj, lepiej nie rób tego. Sama to zrobię. Nie można tego robić tak gwałtownie.
Spojrzałam w jej oczy i pokiwałam jedynie głową na znak, że zrozumiałam. Powoli puściłam strzałę i podniosłam się. Jednak nadal mimo wszystko chciałam pomóc jakoś z raną, którą spowodowałam. Ponownie rozejrzałam się po pomieszczeniu. Mój wzrok zatrzymał się na półce z jakimiś fiolkami. Podeszłam do niej i zaczęłam przyglądać się stojącym tam przedmiotom. Każda fiolka była opisana, ale nie rozumiałam zbytnio niczego. No cóż… Nie znałam się zbytnio na tych wszystkich medycznych sprawach. Po chwili wzięłam po prostu pierwsze lepsze naczynie i odwróciłam się w stronę Anabelle. Uniosłam dłoń z fiolką, patrząc na nią z niemym pytaniem.
- To nie pomoże. To na ukąszenie - powiedziała tylko z lekkim uśmiechem.
- Eh… - westchnęłam i odłożyłam przedmiot na miejsce. - Skoro tutaj nie dam rady, to może będę mogła ci jakoś inaczej pomóc? Wiem! Mogłabym ci tymczasowo pomagać w pracy, przynajmniej do czasu aż twoja noga w pełni wyzdrowieje. Co ty na to? - na mych ustach pojawił się szeroki uśmiech.

<Annabelle?>

poniedziałek, 3 grudnia 2018

Od Annabelle cd. Marceline

     Została w pomieszczeniu sama. Spojrzała załzawionymi oczami w kierunku okna przez które wyleciała Marceline, po czym schowała twarz w dłoniach szlochając. Nie mogła w żaden sposób zrozumieć czemu jej ukochana Diana jej nie poznała. Przecież to spotkanie miało wyglądać całkiem  inaczej. Miały być szczęśliwe. Diana miała od razu ją poznać i powiedzieć, że również tęskniła. Po ponownym spotkaniu miał przecież zacząć nadrabiać cały ten stracony czas. Trzy lata spędzone bez przyjaciółki. Wszystko poszło nie tak. Czarnowłosa potraktowała ją jak kogoś całkowicie obcego. Jak nieznajomego. Annabelle podciągnęła kolana pod brodę. Przecież taka wersja wydarzeń nie miała prawa się wydarzyć. Diana nie mogła przecież o niej całkowicie zapomnieć...

***

     Pozostałą część nocy lekarka spędziła w podobny sposób. Siedząc załamana w lecznicy, próbując zrozumieć dlaczego. Dopiero bliżej poranka szloch zaczął milknąć a dziewczynie powoli wracał spokój. Dalej nie mogła się z tym pogodzić, jednak wiedziała że musi coś z tym zrobić. Nie może zostawić tego w ten sposób. Zanim różowowłosa znalazła się w stanie który można by było nazwać względnym spokojem, słońce zdążyło już wyłonić się całkowicie zza horyzontu. Annabelle podniosła się z łóżka na którym spędziła noc. Postanowiła pójść do Diany.  Powolnym krokiem ruszyła do wyjścia. Chciała zobaczyć jak najszybciej ponownie swoją przyjaciółkę, jednak obawa przed potwierdzeniem nocnych wydarzeń ją hamowała, nie pozwalając przyśpieszyć. Obawiała się tego, że kolejny raz zostanie przez nią odrzucona.
     Dlatego stwierdziła, że nie może zachować się w taki sam sposób jak wcześniej. Nie może się na nią rzucać z płaczem, a wręcz przeciwnie. Powinna ją przeprosić za nocny napad. Z tym postanowieniem po dotarciu do budynku mieszkalnego zaczęła szukać jej pokoju. Nie było to łatwym zadaniem, ponieważ w gildii jest sporo członków i wszyscy oni mieszkają w tym jednym miejscu. W końcu udało jej się odnaleźć właściwe drzwi. Zapukała. Po chwili jej oczom ukazała się niezbyt zadowolona Diana.
-Ja...- zaczęła powoli różowowłosa.- ...chciałam cię przeprosić za wcześniej Di...Marcelino.
     Czarnowłosa jedynie pokazała jej dłonią by kontynuowała. Dlatego też Annabelle po chwili odezwała się ponownie.
- Nie powinnam się tak zachować.- westchnęła ciężko.- Mimo to liczę, że nie zniechęciłam cię tym aż tak bardzo i będzie chciała dać mi szansę.
     Lekarka spuściła wzrok i w napięciu czekała na odpowiedź. Liczyła na to, że nie będzie ona negatywna. Chciałaby móc chociażby spędzać czas ze stojącą naprzeciwko dziewczyną. Może z czasem ta przypomni sobie o niej. Milczenie trwało dłuższą chwilę nim Marceline odezwała się.
- Okej. Tylko mnie więcej nie dotykaj.
     Annabelle podniosłą z powrotem wzrok patrząc na czarnowłosą. Na jej twarzy pojawił się uśmiech. Cały stres który jej towarzyszył po drodze wyparował. Właśnie dostała od dziewczyny stojącej naprzeciwko szansę by odzyskać najważniejszą rzez odebraną jej przez smoki. Swoją przyjaciółkę. Znowu będą mogły  spędzać ze sobą czas.  Może czerwono oka wydawała się jednak z pewnością po spędzeniu z nią jakiegoś czasu podobieństwa do jej Diany będą bardziej widoczne.
- Dziękuję.- uśmiechnęła się ponownie do niej.- Zapewniam cię, że nie będziesz tego żałować.

niedziela, 2 grudnia 2018

Od Benjamina Cd. Selvyna


Poszukiwanie weny to czasami naprawdę trudna sprawa. Ben od dawna nie zmagał się z aż tak wielkim kryzysem twórczym, a brak zamówień oraz potencjalnej ofiary-modela mu nie pomagał. Gdyby ktoś teraz wszedł do jego pokoju, z pewnością pomyślałby, że czas wzywać lekarza. Niby dlaczego? Bo się źle czuł? Wyglądał słabo? Nic z tych rzeczy. Krawiec był w pełni sił i gotowy do działania, jednak nie wiedząc, co ze sobą zrobić, skończył leżąc na ziemi po środku wielkiego bałaganu.
- Nie możesz się tak poddawać… Przecież świat pełen inspiracji… - Przekonywał sam siebie. Długo nie mógł się kłócić… W końcu sprzeczka ze sobą nie pasuje zdrowo myślącej osobie.
Niezadowolony podniósł się z podłogi. Wszystkie niepotrzebne przedmioty zgarnął do kąta i „ułożył”, żeby stały się „artystycznym nieładem”. Tak na wszelki wypadek. Chociaż i tak nie był przekonany, że ktokolwiek się u niego zjawi. Poprawił ubrania i wyruszył na mały obchód.
*
Tym razem spacer nie przyniósł żadnych pozytywnych wrażeń. Nikogo nie udało mu się zaczepić… Nikt go nie szukał… Niczego nie chciał… Kompletna pustka. Jednak zdarzył się cud. W momencie, w którym już miał zamiar zrezygnowany wracać do swojej ukochanej posadzki, zobaczył coś… Niesamowitego? Dziwnego? Intrygującego? Sam nie miał pojęcia, jak to nazywać. W końcu, jak zareagować, patrząc na kogoś, kto rzuca skrzynką prosto na podwórko? Najpewniej wywołałoby to u kogoś uśmiech lub chęć ucieczki... Benjamin postanowił zostać i próbował zrozumieć, co tak właściwie zobaczył.
Ustawił się w bezpiecznej odległości i obserwował. Patrzył raz na mężczyznę, raz na pudełko… Raz cierpiał w duchu, spoglądając na bezwładnie powiewający płaszcz… Jak tak w ogóle można potraktować dobry kawał materiału? Zwłaszcza w takie zimno. To chyba zastanawiało go najbardziej…
Tak trudno było mu określić, o co chodzi. Popchnęło go to aż do zadania pytania. Gdy tylko był pewny, że niczym nie oberwie, podszedł bliżej, żeby móc dokładniej przyglądać się panu na dachu. Nigdy nie lubił odzywać się pierwszy, ale teraz bardzo tego chciał. Wciął głęboki wdech i wydobył z siebie jedynie:
- Przepraszam, jeśli przeszkadzam… To miał być performance? – I w głosie, i w zachowaniu Bena można było wyczuć zakłopotanie i stres. Był już przygotowany na ewentualną ucieczkę.