sobota, 11 stycznia 2020

Od Javiery

Dzień jak co dzień. Poranna rutyna Javiery jak zwykle była niezmienna. Wstała około szóstej rano. Potem następował czas na umycie się i ogólne doprowadzenie do używalności. Następnie trzeba było zająć się doborem ubioru i fryzury. Jeszcze przed ostatnią czynnością, trzeba nakarmić zwierzaki i ostatecznym punktem była wizyta u kucharzy. Dlatego też raczej nikt się nie zdziwił, widząc, jak zgrabnym krokiem weszła do stołówki. Słyszała rozmowy toczące się w pomieszczeniu. Czuła na sobie kilka spojrzeń — w końcu to raczej naturalne zjawisko, że część osób lubi wiedzieć, kto wchodzi przez próg. Jednak nie za bardzo ją to obchodziło. Nie rozglądając się, szła dalej. Dobrze wiedziała, gdzie zmierza i nie miała zamiaru opóźniać tego przez zbędne czynności jak rozmowa czy chociażby spoglądanie na innych. Kuchnia. To był jej aktualny cel.
- Witaj Irino. Ja jak zwykle przyszłam tylko na chwilę i zaraz znikam z twojego królestwa — przywitała się, wchodząc do środka, od razu kierując się do miejsca jej "pracy".
- Dzień dobry. Moja droga, tradycyjnie rób swoje — starsza kobieta przywitała się z dziewczyną, przyzwyczajona już do tego, że ta codziennie rano przychodziła, aby zrobić sobie kawę.
Ignorując całkowicie resztę kucharzy — którzy chyba coś mówili, ale jakoś tak udawała, że ich nie słyszy — White wstawiła sobie wodę i wyciągnęła jeden z kubków. Oczywiście ten, który był jej ulubionym. Wyróżniał się przede wszystkim tym, że widniała na nim mała podobizna psa — dokładnie tego, którego posiada Shadow. No cóż... Kiedyś Javiera stwierdziła, że musi mieć jakiś własny, a że w pobliżu leżały farby to postanowiła go "podpisać". W taki oto sposób zyskała swój osobisty kubek, którego nikt teoretycznie ma nie ruszać. Ostatecznie wsypała do niego trzy łyżeczki kawy i czekając, oparła się biodrem o blat, a ręce splotła na piersi. W międzyczasie rozmyślała o tym, jak będzie wyglądał dzisiejszy dzień. Kiedy woda się zagotowała, odczekała jeszcze chwilę. Zawsze tak robiła. Uważała, że kawa zalewana zamiast wrzątkiem, gorącą wodą, smakowała dziesięć razy lepiej. W końcu wlała ciecz do kubka. Odczekała kolejne kilka minut, a gdy uznała, że wszystko jest okej, dodała jeszcze trochę mleka i wsypała jedną łyżeczkę cukru. Wszystko to dokładnie wymieszała. Napiła się trochę, aby sprawdzić smak. Była idealna. Na twarzy dziewczyny pojawił się lekki uśmiech. Odłożyła łyżeczkę na bok, a kubek chwyciła w dłoń. Od razu skierowała się do wyjścia z zamiarem pójścia do swego pokoju — naczynie odniesie później.
- Może byś tak po sobie posprzątała? — usłyszała nagle męski głos.
Java momentalnie się zatrzymała. Odwróciła się powoli i spojrzała na "intruza". Był to szaro włosy kucharz. Jeżeli dobrze pamiętała to jego imię to Tiago.
- Oj, przepraszam, ale... chyba nie ma takiej potrzeby. Poradzicie sobie sami. W końcu mamy tu prawie samych mężczyzn. Na pewno dacie sobie radę — uśmiechnęła się sztucznie i nie zwracając już więcej uwagi na mężczyznę, wyszła z kuchni, a zaraz także ze stołówki. Jednak nie mogło być tak pięknie. Co to, to nie. Ledwo co dziewczyna znalazła się na korytarzu, zderzyła się z kimś, a cała kawa wylądowała na ubraniu owej osoby.
- Nie, nie, nie, nie... Nosz kurde! I teraz będę musiała się przez ciebie wrócić do kuchni — warknęła, niezwykle niezadowolona z zaistniałej sytuacji. - Jeszcze wyjdzie, że znowu tamten kucharzyk będzie chciał mnie zagonić do sprzątania.

Ktoś?

1 komentarz: