niedziela, 2 stycznia 2022

Od Kukume do Akamaia

Gorąca bułka oparzyła jej palce.
Na pieczywie miękko wylądował płatek śniegu, nijak nie chciał jednak schłodzić podrażnionych opuszków. Ciche syknięcie wydobyło się spomiędzy spękanych ust, ból trwał jednak tylko chwilę. A kolejną chwilę później po ciele rozlało się przyjemne ciepło, odegnało napierający zewsząd chłód, bezczelnie wdzierający się we wrażliwe ciało mimo szczelnie opatulającej je chusty, mimo energicznego kroku, jakim przemierzała rynek. Na pewne rzeczy zwyczajnie nie ma rady, a zima z całą lodowatą pewnością się do tej kategorii zaliczała.
Niemniej, Kukume zimę lubiła: czekoladowe oko raz za razem zatrzymywało się na dachówkach skrytych pod warstwą grubego puchu, zwinnie prześlizgiwało się po oszronionych oknach, by wreszcie spocząć na śliskich kamieniach. Zatrzymało się na dłużej na burej kulce, która przemknęła pomiędzy nogami przechodniów ukrytych za grubymi futrami, jedna z kobiet rzuciła soczyste przekleństwo, gdy przez kocie figle stopa straciła równowagę na zdradliwym gruncie, i tylko silne ramię męża umożliwiło jej utrzymanie równowagi.
Kopnięty w wyniku tych harców kocur nie pozostał dłużny, wydał z siebie przeciągłe miauknięcie, parsknął w taki sposób, że nawet ktoś kompletnie nieznający zawiłości kociej gramatyki zrozumiałby kryjący się w tym komunikacie gniew i złorzeczenie na ludzki gatunek o zbyt długich, zbyt nieporadnych kończynach. Tymczasem para zdążyła się jednak oddalić, zniknąć w zmarzniętej ciżbie, Kukume z kolei skręciła w jedną z mniejszych uliczek, w ślad za burym nicponiem.
— No chodź, urwisie — szepnęła miękko, wabiąc go ostygłym już kawałkiem mięsa z bułki — tylko nie wyskakuj już tak znienacka. Nie wszyscy są tak zwinni jak ty.
Kocisku jednak, rzecz jasna, nie w smak było zmienianie swoich przyzwyczajeń w imię ludzkiej prośby, choćby i najszczerszej, zbył ją tylko lekceważącym machnięciem puchatego ogona. Mięso jednak kusiło, apetyczna woń przebiła się przez ciężkie, zimowe powietrze, podrażniła pusty żołądek. Zwierzęta lubiły Kukume, sympatia ta była z reguły odwzajemniana, nawet jeśli relacja pozostawała zazwyczaj na poziomie kilkuminutowego pogłaskania, może jednego wdzięcznego otarcia pyszczka o drobną dłoń. Tym razem jednak zęby po prostu schwyciły grudkę, oszczędziły przy tym jednak opuszki, bure ciałko na dobre zniknęło w jednym z zaułków.
Kobieta wstała, otrzepała spódnicę i spojrzała w zasnute chmurami niebo. To był spokojny dzień, podobny do wielu innych, które spędziła zarówno w Tirie, jak i innych, podobnych mu miasteczkach. Dlatego trudno jej było nazwać uczucie przebijające się przez codzienną rutynę, które zmuszało jej nogi do jeszcze szybszego marszu, spływało dreszczem wzdłuż kręgosłupa.

— Skoro oboje już jesteście na miejscu, możemy zaczynać — Cervan wyciągnął list, spojrzał przelotnie na kartkę, jego brwi ściągnęły się. 
Kobieta poprawiła się na krześle, zziębnięte dłonie zacisnęły się nieco mocniej na drewnianym oparciu. Kubek mocnej, aromatycznej kawy akurat dziś nie przegnał chłodu po spacerze, nim bowiem Kukume zdążyła wybrać się do pracowni alchemicznej, zjawił się Ignatius i poinformował ją, że Mistrz oczekuje jej w gabinecie. Ciepło pomieszczenia zaczynało powoli krążyć w jej ciele, ale nawet jeśli stopniowo przeganiało zagnieżdżone w niej zimno, niepokój nie chciał odejść.
Zerknęła za to na lewo, gdzie siedział drugi uczestnik misji, Akamai. Znała go przelotnie, zdążyli dotąd wymienić ze sobą więcej uprzejmości niż pełnoprawnych konwersacji, ale w pamięci kobiety zdążył zapisać się jako człowiek uprzejmy i miły. Tchnący przyjemną aurą, przypominał jej nieco wiosenny wiatr, który niósł ukojenie po trudach zimy.
— Z okolic Sleekcoast dobiegły mnie niepokojące słuchy — rozpoczął Mistrz, sięgnął po mapę. — To wysunięte na północ miasto portowe w Ethiji.
Miasta portowe rzadko kiedy bywały spokojne. To tam Kukume najczęściej musiała mieć się na baczności, pilnować zarówno sakiewki, jak i siebie. Były przystanią dla istot wszelkiego rodzaju - kwitł tam handel, informacje roznosiły się jakby przenosił je wiatr. Przy tym nie próżnowały także złodziejskie szajki, kasyna, oszuści. Lista zapewne mogłaby ciągnąć się w nieskończoność, swoje odbicie znajdując w nieco rozszerzonych źrenicach kobiety. W palcach wybijających sobie tylko znany rytm na udzie - przed samą sobą musiała przyznać, że jakkolwiek odpowiedzialne zadanie rysuje się przed nimi, cieszyła się. Od pewnego czasu brakowało jej bardziej konkretnego celu, dłuższej wyprawy.
— Otrzymałem list od mieszczanina, Petera Gotterdama. Prosi o uwolnienie żony i córki od wpływów kultu, który od pewnego czasu rozwija się w Sleekcoast.
Kukume uniosła głowę, nagle czujna, Cervan podchwycił jej pełne napięcia spojrzenie. Podniecenie opadło, przez myśli zaczęły przebiegać najgorsze scenariusze. Kulty były przecież środowiskiem, które od lat omijała możliwie szerokim łukiem.
— Nie muszę dodawać, że sprawa jest delikatna i proszę was o zachowanie najwyższej ostrożności. Nie ryzykujcie bez potrzeby i dbajcie przede wszystkim o własne bezpieczeństwo.
— Od dawna tam są?
Kobieta zanurzyła ramiona głębiej w grubym, skrywającym je materiale, na jednym wdechu wyrzuciła z siebie trapiące je słowa. Czas był tu kluczowy. Im dłużej ktoś przebywał w podobnych grupach, tym gorzej.
— W momencie wysłania listu - od niecałego miesiąca. Początkowo jej mąż sądził, że jest to nieszkodliwa grupa, która być może zdoła wesprzeć jego żonę, przelotne zainteresowanie. Pisze o tym dość zdawkowo — wskazał na jeden z krótszych akapitów, nakreślony drżącą ręką — ale jest to osoba melancholijna, pogrążona od lat w smutku po utracie syna. Jest tam również ich córka. Pan Gotterdam zauważył niepokojące sygnały, których dłużej nie może ignorować i zwrócił się do nas o pomoc — Mistrz urwał na chwilę, uniósł wzrok — sam również słyszałem wzmianki na temat tej grupy. Niewiele o nich wiadomo, czczą nieznanego dotąd boga utożsamianego z niebem. Miejscowa władza nie chce lub nie może otwarcie ingerować w sprawę. Dlatego chciałbym, byście zbadali sprawę i pomogli państwu Gotterdam. Macie jakieś pytania?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz