wtorek, 31 maja 2022
Od Kukume — Event
niedziela, 29 maja 2022
Od Sophie cd. Reginalda
piątek, 27 maja 2022
Od Mattii - Event
wtorek, 24 maja 2022
Od Reginalda, cd. Sophie
poniedziałek, 23 maja 2022
Od Syriusza - Event
Od Sophie do Reginalda
Od Sophie - Event
niedziela, 22 maja 2022
Od Małgorzaty cd. Mattii
sobota, 21 maja 2022
Od Yuuki - Event
Od Isidoro - Wykreślić ze świata przyjaźń…
piątek, 20 maja 2022
Rozmiłowała się ma dusza, chociaż… nie wiem w czym
Reginald przez połowę życia słyszał historie o Iferii, które sprawiły, że w jego oczach kraina urosła do rangi legendy.
Matka pochodziła z Defros, studiowała na jednym z uniwersytetów w Toirie, zdobyła kilka dyplomów, przez chwilę nawet wykładała jakiś przedmiot o skomplikowanej nazwie na jednej z czołowych uczelni. Jej syn zapamiętał ją jako nauczycielkę języków obcych w szkole w Ghatan, która w wolne wieczory czytała powieści po iferyjsku, późno chodziła spać, wcześnie wstawała i każdego dnia przewiązywała kołnierzyk białej koszuli zieloną wstążeczką.
Ojcu zawsze bliższa była Nalaesia, a szczególnie Soria, gdzie urodził się, wychował i pracował, dopóki nie poznał swojej żony. Nigdy nie chwalił się szczególnie swoją przeszłością, na pytania odpowiadał zdawkowo lub wcale, ale historie zawsze opowiadał piękne, a Reginald chętnie ich słuchał, kiedy tylko miał okazję, choć te nie trafiały się zbyt często. Pracował jako księgowy, pił hektolitry kawy i co miesiąc odbierał z poczty gazety z Iferii, które przeglądał potem każdego ranka, aż do następnej dostawy.
Sam Reginald natomiast, kiedy nadchodził wieczór, siadał przy biurku i w bladym świetle pojedynczej lampki naftowej, dłubał coś w starych, nieco podejrzanych podręcznikach akademickich swojej matki i dziwnych zbiorach, które za młodu zdobył jego ojciec. Dzięki temu trochę zapominał o swojej duszącej tęsknocie i uczył się czegoś, czego zastosowania wtedy nie rozumiał, a poznać miał dopiero wiele lat później na jednym z dalekich wybrzeży, niedługo po dwudziestych urodzinach. Od tamtego momentu czuł się nawet z siebie dumny, że odkrył kilka tajemnic języka, który w głowie nazywał po prostu “tamtym”, choć w rzeczywistości był to po prostu praklasyczny. Nie zastanawiał się jednak, dlaczego jego rodzice to wszystko mieli. Chyba wolał w to nie wnikać.
W domu Amisów zawsze było cicho i spokojnie, a książki piętrzyły się na regałach, szafkach, stolikach, a nawet podłodze, gdy nigdzie indziej nie było już miejsca. Czytano i mówiono po iferyjsku, niemalże żyło się duchem w tej malowniczej krainie, którą Reginald i jego siostra znali jedynie z opowieści, książek oraz zdjęć.
Dlatego też, kiedy pochowawszy swoich przyjaciół, został sam, oddalony od Ghatan setki mil, postanowił skierować się właśnie do Iferii. To nie tak, że wiązał z tym miejscem jakieś szczególne nadzieje. Uznawał je po prostu za kolejny etap swojej wędrówki w poszukiwaniu nie tylko tego, za czym tęsknił, ale także czasu straconego na to wszystko.
*Ghatan – niewielkie miasto znajdujące się daleko na północ od granic Iferii
Pierwszy z nich nie miał nic, chciał mieć wszystko;
drugi miał wszystko, chciał nie mieć nic;
trzeci chciał zdobyć coś, czego w Ghatan nie było.
Każdy z nich musiał wyjechać, żeby móc spełnić marzenia, które były ważniejsze niż rodzina, obowiązki, przyszłość, stabilizacja.
Miał siedemnaście lat, gdy opuścili rodzinne miasto i wyruszyli w świat, zostawiając za sobą wszystko i nic.
Pierwszy został zastrzelony.
Drugi zmarł na gruźlicę.
Trzeci poszedł dalej samotnie.
Nie miał nic, oprócz marzenia, że kiedyś znajdzie to, czego szuka.
Tylko tyle i aż tyle.
C y a l a n a
W razie czego – wyrażam zgodę na używanie Reginalda, ale prosiłabym, żeby w przypadku małych ilości po prostu dać mi znać, a w większych się skonsultować.
Discord: Tyna#0517
czwartek, 19 maja 2022
Od Williama - Noc pełna gwiazd
Niebo było wyjątkowo czyste. Pełne gwiazd. Chłopak wierzył, że miały w sobie coś niezwykłego. Dostrzegał w nich dusze zmarłych osób, które teraz, gdzieś w górze, czuwały nad nimi wszystkimi. Przynajmniej tak tata mu powiedział, a tata nie mógł przecież kłamać. William wierzył mu bezgranicznie.
— Pięknie — odezwał się cicho, odwracając głowę w stronę mężczyzny.
Obaj leżeli na wciąż mokrej po deszczu trawie. Jednak nie przejmowali się tym. Można powiedzieć, że dodawało to ich małemu rytuałowi uroku. Zawsze, kiedy tylko mieli możliwość i pogoda na to pozwalała, szli na pagórek, z którego to obserwowali nocne niebo. Czasami siedzieli w ciszy. Czasem Samuel opowiadał różne historie, których chłopak słuchał z zafascynowaniem. I tym razem nie było inaczej.
— Twoja mama też tak powtarzała.
William spojrzał na ojca z zaciekawieniem. Nieczęsto miał okazje dowiedzieć się czegokolwiek o swojej rodzicielce. Był to swego rodzaju temat tabu. Wszyscy go unikali. A że chłopak nie chciał denerwować taty, to nie dopytywał. Wolał poczekać na moment, w którym mężczyzna będzie gotowy i sam z siebie o czymś wspomni. Jak widać, teraz nastał ten moment. Will specjalnie milczał, licząc, że dowie się więcej.
— Gdy byliśmy młodzi, także chodziliśmy razem nocą oglądać gwiazdy. To były magiczne chwile. — Na ustach Samuela pojawił się rozmarzony uśmiech.
— Naprawdę? — Chłopiec nie mógł się powstrzymać już dłużej. Za dużo emocji zaczęło w nim buzować.
— Tak. Tak jak my teraz, kiedyś spędzałem czas z twoją mamą. Naprawdę ją kochałem. W czasie, gdy się poznaliśmy, wydawała mi się perfekcyjna. Myślałem, że to przeznaczenie. Była piękna. Burza loków, na które narzekała i ciągle próbowała jakoś je spinać, ale ja je uwielbiałem. Przeszywające spojrzeniem czerwone oczy, w które mogłem wpatrywać się godzinami. Delikatne dłonie. Nienaganna postawa. Nic nie mogłem poradzić na to, że się zakochałem.
— Brzmi fajnie. — William uśmiechnął się szeroko, ukazując przy tym brak zęba, który ostatnio mu wypadł.
— Było fajnie — powtórzył Samuel z uśmiechem. — Ona była fajna. Chociaż ludzie uznawali ją za wyniosłą, ja wiedziałem, że pod tym wszystkim kryje się coś więcej.
— Skoro się kochaliście, to czemu nie ma jej tu z nami? — William musiał w końcu wyrzucić z siebie pytanie, które trzymał w sobie przez tyle czasu.
— To nie takie proste. Nie zrozumiesz. Jesteś jeszcze dzieckiem. Może kiedyś. Ale ważne jest to, że dzięki temu mam teraz ciebie. — Chłopiec został pociągnięty do uścisku.
I tak leżeli przytuleni do siebie, z lekkimi uśmiechami na ustach, wpatrując się w gwiazdy.
środa, 18 maja 2022
Od Weroniki cd. Serafina
poniedziałek, 16 maja 2022
Od Hotaru - Event
niedziela, 15 maja 2022
Od Isidoro - Event
Od Małgorzaty cd. Tezeusza
czwartek, 12 maja 2022
Od Madeleine cd. Cahira
Dziewczyna zaprzestała swoich nieudolnych prób otwarcia butelki. Odsunęła ją powoli od ust i lekko przekrzywiła głowę, przyglądając się uważnie Cahirowi. Jej umysł działał na najwyższych obrotach, jakich mógł przy tej ilości wypitego alkoholu. Taki stan rzeczy trwał dobre kilka minut.
— Madeleine?
— Doba — nachyliła się w stronę półki i zgarnęła z niej nową butelką. Cały alkohol postawiła przed sobą. Szklane naczynia lekko się zachwiały, ale na szczęście nie upadły. — Splawce. Ale! — uniosła palec do góry. — Ale otfozys obie te butelki i napijes se ze mnom. Ne bede pia sama. Ce zobacyc pustom butelke — uśmiechnęła się do siebie bardzo zadowolona ze swojego “genialnego pomysłu”... przynajmniej w jej mniemaniu.
— Jeżeli nie ma innej opcji… Niech ci będzie — wywrócił oczami.
Madeleine zaczęła wiercić się z niecierpliwości. Można było uznać, że wręcz podskakiwała w miejscu, widząc, to jak Cahir załatwiał jej właśnie dostęp do napoju bogów. Jeszcze tylko chwilka. Chwila moment i będzie mogła znowu go posmakować. A co najlepsze nie będzie w tym sama. Oj nie… Będzie miała towarzystwo. Będą pili razem, ramię w ramię. Razem będą kompletnie pijani i będą świetnie się bawili. Kiedy tylko otwarta butelka trafiła do jej dłoni, zachłannie zabrała się za opróżnianie jej. Kompletnie nie przejmowała się tym, co działo się wokół niej. Co dało Cahirowi wiele nowych możliwości na wymiganie się od części ich umowy. Nawet nie zauważyła, kiedy ten zamiast wypić alkohol, po prostu wylał go gdzieś. Ale oczywiście pusta butelka stała przed nim więc wszystko było w idealnym porządku.
— Łaaaał… sybki jestes — miała lekko uchylone usta, spoglądając z podziwem na szpiega. Podczas gdy ona miała jeszcze połowę napoju, on nie miał kompletnie nic. Była pod nie małym wrażeniem.
— Tak, tak. Sprawdzisz teraz?
— No dobla — wywróciła oczami i odstawiła butelkę. — Nie ruszaj! — zaczęła powoli przeszukiwać kieszenie, czując cały czas na sobie wzrok Cahira. — Ale ne pats se na mnie! Molestujesz mnie wzrokiem! Ide sobie. Ni bedziesz mnie podglonadac — niezwykle urażona i naburmuszona wstała.
Odeszła w najdalszy kąt pomieszczenia. Siadła za jedną z półek, ukrywając się za winami. Specjalnie była odwrócona plecami do swego towarzysza. Westchnęła i niezdarnie znowu zaczęła sprawdzać kieszenie. Sznurek? Mało przydatne. Skrawki papieru tym bardziej. A liście nawet nie wiedziała jakim cudem się tam znalazły. Dlaczego je schowała? Nie miała bladego pojęcia. Chociaż niektóre były naprawdę ładne. Szybko schowała je z powrotem. Kiedy jej ręka natrafiła na sztylet, który to zawsze trzymała w pochwie przypiętej do uda, na jej ustach ponownie pojawił się uśmieszek. To było to! Ostre? Ostre. Wąskie? Według jej mniemania tak. Nie za duże? Raczej nie. W swojej kolekcji miała większe egzemplarze. Zadowolona z siebie wyciągnęła go. Chwilą mu się przyglądała. Lubiła zdobienia na jego rękojeści. Ale trzeba było go oddać chwilowo. Wychyliła się zza półki. Zamachnęła się i rzuciła. Sztylet przeleciał milimetry od twarzy Cahira i wbił się w ścianę za nim.
— Ty… Czy ty chciałaś właśnie mnie zabić? — wzrok Cahira przemieszczał się między ostrym narzędziem a dziewczyną.
— Psesadzas. Tylko podalam sybsom drogom — powróciła na poprzednie miejsce i od razu w jej dłoni znowu znalazła się butelka. — Mam nadzie ze nie tykałeś! — upiła trochę alkoholu.
— Jak w ogóle mogłaś pomyśleć, że rzucanie sztyletem po pijaku to dobry pomysł?!
— Wiem co robie. Odczep se. We se stylet i lub co mas robic, a mnie zostaw f spokoju. Daj mi pic.