wtorek, 26 grudnia 2023

Od Cahira cd. Echa

 tw: przemoc


Marche tego we mnie nienawidziła, pomyślał, ocierając usta, nieumyślnie rozmazując krew na skórze przedramienia. Ona się tego we mnie bała.
Powiedziała mu to wprost, gdy połamał kości... jak on się nazywał? Nassir? Mieszkał nad nimi w kamienicy w Hernarze, był bratem kaletnika, wspólnie prowadzili kram. Nosił przydługie, gładko zaczesane włosy, często pogwizdywał, ze wszystkimi się witał. Cahir nie dawał mu się wciągać w pogawędki, raczej nie rozmawiał z nim o sprawach niezwiązanych z handlem. Zdarzyło mu się kupić za pośrednictwem Nassira pasek, raz zapytał o sprzączki do butów, ale nie było na stanie.
Kiedyś Aisha wpadła w odwiedziny, Cahir siedział wtedy sam, Marche tego dnia pracowała, chyba jeszcze jako tancerka. Nadal pamiętał tembr głosu Aishy, jej lekko nerwowe ruchy, gdy bardzo starała się zachowywać dyskretnie i dyplomatycznie, ale nie potrafiła, zdradzało ją zbyt wiele rzeczy.
Cahir, przepraszam, ja pewnie przeszkadzam. Ale ja tylko na chwilę. Jesteś sam? To mogę wejść? Usiądziemy. Ja tylko chciałam coś powiedzieć, ale chciałabym, żebyś obiecał, że do samego końca będziesz spokojny. Dobrze? Nie możesz się zdenerwować, bo nic nie powiem. No dobrze. To posłuchaj mnie. Tylko usiądź. Ja miałam ci tego nie mówić. Tylko nie złość się na Marche. Ona nie kazała ci powtarzać, ale nie chciała nic ukrywać, po prostu bała się, że się zezłościsz. Ale ja myślę, że może lepiej, jak będziesz wiedział. Jeszcze coś się wydarzy... Ale nie mów jej, że wiesz. I nie gniewaj się na nią. Dobrze? Ona ze mną też nie chciała się niczym dzielić, dowiedziałam się przedwczoraj. Ona mi powiedziała tylko dlatego, że sama nie wie, co ma zrobić. Tylko nie denerwuj się. Bo chodzi o to, że Nassir ostatnio trochę chodzi za Marche. Ona mu stawia sprawę jasno, ale on nie rozumie, uparł się jak osioł, no i ją zaczepia. To nic takiego, Marche przecież może się podobać. Natrętni mężczyźni się trafiają, ona dlatego nic nie mówiła, bo to takie nic. Wiesz, tylko była taka sytuacja, że ona wracała sama, to on złapał ją w bramie i wsadził jej rękę pod bluzkę, ale nic się nie stało, ona umie sobie sama poradzić, mówię ci to tylko dlatego... Wiedziałam, wiedziałam, że tak będzie! Mogłam się nie odzywać! Gdzie idziesz! Marche nas zabije! Cahir!
Dzielnica, w której wtedy mieszkali, pełna była zaułków, ciasnych uliczek, sypiących się ruder, okolica w naturalny sposób sprzyjała zasadzkom. Wystarczyło wybrać odpowiednie miejsce, przyczaić się brzydko, jak przystało na złodzieja, według starej szkoły Ksandra. Wiedział, którędy przejdzie Nassir, wracając wieczorem z kramu.
Na dzień dobry złamał mu nos, na do widzenia: rękę. Przedramię rozwalił na kolanie. Pamiętał, że pomyślał wtedy, że to nigdy nie jest tak, jak w książkach Ksandra, pisarze nietrafnie przedstawiają bójki. Kości nie pękają z chrzęstem, rzadko strzelają, nigdy nie chrupią, to raczej delikatne kliknięcie, bardziej czuje się przez skórę przeskakującą pod palcami twardość, niż wyraźnie słyszy dźwięk. 
Marche tego wieczora wykrzyczała mu w twarz wiele rzeczy. Część nadal potrafił przywołać w pamięci. Na przykład dowiedział się, że ona nie będzie z człowiekiem, który, gdy się wścieknie, uspokoi się dopiero, gdy strzeli komuś w pysk, albo sam dostanie. I że ona nie będzie tolerować, że on jest agresywny, ciągle się bije, ciągle chodzi posiniaczony. I że nie zamierza ciągle się martwić, że któregoś dnia wróci połamany, albo nie wróci w ogóle, bo ktoś w końcu skręci mu kark. I że nie życzy sobie, żeby wtrącał się w jej sprawy i próbował białorycerzyć, bo ona przez całe życie radziła sobie bez niego, a teraz, jak on jest, to sama również świetnie da sobie radę. A poza tym chyba zapomniał, że parę razy to ona uratowała mu dupę, więc nie jest wcale taka bezbronna-krucha-biedna.
Chyba jeszcze rok temu pisał jej w liście, że się zmienił. Może niektóre rzeczy się nie zmieniają, pomyślał, spluwając. Tym razem nie na biało-czerwono. Po prostu na czerwono.
Nowa sylwetka przesłoniła słońce. Kobieta nie musiała się odzywać, Cahir po samym obrysie figury zdołał rozpoznać, kto przed nim stoi.
— Czy was, na wszystkie boskie miłości, pojebało?
Mówiła. Głośno. Głowa bolała. Bardzo.
— Cześć, Marta — przywitał się Echo z ziemi. Nie wyglądał ani trochę lepiej, niż chwilę temu. Chyba nawet odrobinę gorzej. Siniaki wychodziły, obite miejsca puchły, nieopatrzone rany same nie chciały przestać krwawić. 
— Nie denerwuj się, nic się nie stało — powiedział Cahir najłagodniej, najspokojniej i z największym przekonaniem, jakie potrafił w tym momencie sfingować. — Jesteśmy cali, wszystko w porządku.
— Nic? Cali? W porządku? Czy ty siebie słyszysz? I czy ty widzisz, jak ty wyglądasz? Jak ja się mam, na wszystkich bogów, nie denerwować? Wy się tu właśnie chcieliście pozabijać? W gildii, tym żelastwem, w biały dzień? Co wam do tych pustych łbów strzeliło? Niedosyt męskich rozrywek? To trzeba sobie od razu po mordzie dać, żeby nudą nie wiało? — Łajała ich dalej, Cahir przestał słuchać, skupiony na tym, że mu niedobrze, że go boli, że ma zmasakrowaną połowę twarzy, że być może już nigdy nie będzie wyglądał jak wcześniej, że zaraz będą go szyć, a on nienawidził, gdy go szyto. Nie znosił uczucia, gdy igła wbijała się w ciało, przechodziła przez skórę jak przez materiał, a gdy medyk zaciągał szew, Cahir nie syczał z bólu tylko dlatego, że byłoby mu wstyd.
Mdliło go, drętwiały mu ręce, mrowienie szło od opuszków palców w górę, czuł, jakby miał zaraz zemdleć, wiedział, że takie objawy po uderzeniu w głowę to zły znak. Kość jarzmowa jest cała? Bał się dotknąć policzka, sprawdzić, w jakim jest stanie. Gdy poruszył ręką, przypomniał sobie, że dostał w nią treningowym mieczem, skóra w tym miejscu zrobiła się fioletowa. Któraś kość pękła? Póki nie ruszał palcami, uraz dłoni jakby nie istniał, uwaga Cahira skupiała się na twarzy, miejscu, które ucierpiało najbardziej. 
— Cahir, czy do ciebie w ogóle dociera, co się do ciebie mówi? Ravi musi was opatrzeć, natychmiast i w tym momencie. Chwyć się mnie, przecież ci, do jasnej cholery, pomogę. Dasz radę się podnieść?
Ktoś chyba trzymał go za ramię. Marta kucała obok? Od dawna? A Echo? Leżał jeszcze przed chwilą na ziemi, teraz znikł. Że niby wstał sam? Cahir, który jeszcze niedawno klęczał, podpierając się ręką, teraz podpierał się dwiema. Robiło się chłodno, bardzo nie chciał stracić przytomności, ale znał swój organizm, już nic nie mógł zrobić. Marta coś mówiła, Cahir wychrypiał „nie”, co w jego zamyśle miało znaczyć „nie podniosę się”.

posadźcie mu chaberki 

piątek, 8 grudnia 2023

Od Nalanisa — Motif-srotif

poprzednie opowiadanie

Szedłem przez ogród, zobaczyłem, że O'Harrow idzie z naprzeciwka. Dumnie zadarłem głowę, specjalnie zmieniłem trasę, zacząłem kroczyć prosto na niego, żeby musiał zejść mi z drogi. Normalna sytuacja, biedaki i prymitywy tej kategorii muszą ustę...
— TY KRETYNIE SKOŃCZONY, JAK ŚMIESZ NA MNIE WPADAĆ, OCZY CI CHYBA ZAPLEŚNIAŁY, ZAPOMNIAŁEŚ, KIM J A JESTEM, MYŚLISZ MOŻE, ŻE PUSZCZĘ CI TO PŁAZEM, PAROBKU PIEPRZONY, JAK U SIEBIE SIĘ JUŻ CZUJECIE, W DUPACH SIĘ WAM OD CIEPŁA I WYGODY POPRZEWRACAŁO, ŻADNEGO RESPEKTU WOBEC ARYSTOKRACJI, W SORII ZA TAKĄ BEZCZELNOŚĆ DOSTAŁBYŚ SROGIE BATY, OSOBIŚCIE DOPILNUJĘ, BYŚ PONIÓSŁ NAJWYŻSZE KONSEKWENCJE SWOJEGO ZUCHWALSTWA.
O'Harrow obrócił się przez ramię, spojrzał na mnie trochę nieuważnie, jakby dopiero teraz zorientował się, że przyrżnął mi z bara. Patrzył, jak z ziemi wygrażam mu pięścią, bo impet uderzenia ściął mnie z nóg. Upadając, boleśnie stłukłem sobie kość ogonową, nawiasem mówiąc.
— Soria czy Tirie — powiedział — pchanie mi się pod nogi to niemądra decyzja. 
— Ohohohohoho, pięknie-pięknie! Tak wygląda twoja skrucha? Dobrze, sam tego chciałeś, sam mnie do tego zmusiłeś, pamiętaj, sam się skazałeś na tę straszliwą mękę. — Sięgnąłem do wewnętrznej kieszeni płaszcza, dramatycznym tonem i gestem podkreślając, że zostałem zmuszony do zastosowania środków ostatecznych, a na samą myśl o karze, jaka zaraz zostanie wymierzona, jestem strwożony nawet ja. — Stefano, bierz go!

poniedziałek, 4 grudnia 2023

Podsumowanie #70

Witamy Was Misie w skróconym podsumowaniu miesiąca!

Niestety w tym miesiącu pożegnaliśmy się z:

Reginaldem Nolanem Amis, za decyzją autora

W tym miesiącu postacią miesiąca zostaje Cahir! Gratulujemy!

Dokładną liczbę napisanych przez Was słów znajdziecie > TUTAJ <

Inne sprawy:

W tym miesiącu nie miały miejsca większe zmiany~


Do zobaczenia na kolejnym podsumowaniu!
Administracja

poniedziałek, 6 listopada 2023

Od Cahira — Furore motif

Złapał w powietrzu żółty liść. Zakręcił nim w palcach, patrząc wzrokiem trochę nieobecnym. Jesień? Kiedy? Nie zauważył, gdy lato się skończyło. To było tak, jakby usiadł na ławce w kwitnącym ogrodzie, zamknął powieki, opalając twarz, a gdy wstał, rośliny wokół marniały, niebo przesłaniały chmury.
Za dużo pracy, za dużo listów, za dużo myśli, powiedział do siebie. Nie dostrzegam prostych rzeczy.
Żwir chrzęścił pod butami. Trochę drażniło Cahira, że jego kroki są w uśpionej okolicy doskonale słyszalne. Miał brzydki nawyk, żeby przemykać chyłkiem, chodzić jak kot, najlepiej, by w ogóle nie dało się go dostrzec.
Zlekceważył chłód październikowego poranka, wyszedł w nonszalancko rozchełstanej koszuli. Wiatr wprawiał rękawy w drżenie, ziębił skórę, zdmuchiwał włosy z czoła, by po chwili przesunąć je na poprzednie miejsce. Cahirowi po płaszcz nie chciało się wracać, po prostu wsadził ręce w kieszenie. 
Nie szukał długo, prowadziło go przeczucie. Intuicyjnie wiedział, którą alejką pójść, gdzie skręcić, by jego oczom ukazał się...
— Keyan — powiedział sucho. — Mamy do pogadania.

sobota, 4 listopada 2023

Podsumowanie #69 + Lista obecności

Witamy Was Misie w podsumowaniu kwartału!

Lista obecności
Madeleine William Alyia Tsakani
Leonardo Narcissa Adonis Nikolai Pan Sokolnik
Marta Echo Apolonia Mefistofeles Maurice
Yuuki Syriusz
Cahir Aherin Nalanis Kaneshya Keyan
Nova Odetta
Dina
Asa
Reginald
Vilre
Pelagonija
Lirael

Ignatius Nicolas Akamai
Xavier Balthazar Nikita
Legenda: Zielony - Obecny | Niebieski - Nieobecny | Czerwony - Zagrożenie

W tym miesiącu nie została wyłoniona postać miesiąca.

Dokładną liczbę napisanych przez Was słów znajdziecie > TUTAJ <

Inne sprawy:

- Zgodnie z zapowiedzią w dniu dzisiejszym Gildia rezygnuje z minimalnych miesięcznych liczb opowiadań. W związku z tym modyfikacji uległ Regulamin Ogólny, nowe zasady sprawdzania aktywności zostały przedstawione w punktach 7-10. Prosimy o zapoznanie się z nim i mamy nadzieję, że nowa forma podpasuje Wam i pozwoli potraktować pisanie jako dodatkowe zajęcie, nie obowiązek. Żeby łatwiej było je odnaleźć, nowe punkty dotyczące aktywności zamieszczamy poniżej:
7) Obecność autora na blogu jest sprawdzana na podstawie jego aktywności na blogu oraz discordzie. Do formy aktywności zaliczamy np. napisanie opowiadania, odezwanie się na serwerze bądź w wiadomości prywatnej.
8) Obecność każdego autora jest analizowana przez administrację indywidualnie raz na trzy miesiące (4 lutego, 4 maja, 4 sierpnia oraz 4 listopada).
9) Kiedy autor zostaje uznany za aktywnego, obejmuje to wszystkie jego postaci.
10) W przypadku braku aktywności autora administracja kontaktuje się z nim prywatnie celem ustalenia, czy jest dalej zainteresowany przynależeniem do bloga. Taka osoba zostaje zapisana jako zagrożona i w przypadku braku odpowiedzi zostanie wykreślona z listy autorów po upłynięciu dwóch tygodni od otrzymania wiadomości.
Jak zostało wspomniane w regulaminie, obecność będzie sprawdzana raz na kwartał, jednak podsumowania w dalszym ciągu będą pojawiać się raz w miesiącu celem aktualizowania Postaci Miesiąca oraz tabel słówek. W nowym systemie będzie to więc wyglądać następująco: Podsumowanie z listą obecności, podsumowanie krótkie, podsumowanie krótkie, podsumowanie z listą obecności itd. 
Oczywiście obecność listy obecności w podsumowaniu będzie, jak w przypadku niniejszego postu, zaznaczona w tytule.
- Dodany został również nowy punkt w Regulaminie Kart Postaci dotyczący artów używanych do przedstawiania wizerunku postaci. Ponownie, zamieszczamy go poniżej, żeby ułatwić Wam szukanie:
5) Zakazane jest używanie jako wizerunku postaci obrazów wygenerowanych za pomocą AI. Administracja służy pomocą w razie problemów z rozpoznaniem, czy art jest wygenerowany czy nie.

Blog z pewnością będzie wyglądał teraz nieco spokojniej i mniej aktywniej, jednak niech nikogo to nie zniechęca. Z pewnością dalej będziemy planować mniejsze lub większe eventy, RP i Wywiady na naszym discordzie, jednak nieco rzadziej. Planowane od dawna zmiany dotyczące questów i opinii publicznej również są aktualne, jednak będą pojawiać się w większych odstępach czasowych, będąc mocno uzależnionymi od naszej (administracji) dostępności. Jednak Gildia pozostanie, jako miejsce, w głównej mierze do lekkiego pisania dla przyjemności. I mamy nadzieję, że zostaniecie tu razem z nami :3


Do zobaczenia na kolejnym podsumowaniu!
Administracja

środa, 4 października 2023

Podsumowanie #68 - Ważne zmiany

Witamy Was Misie we październikowym podsumowaniu miesiąca!
 
W tym miesiącu powitaliśmy w naszych progach:

Lirael!

Punktacja
W związku z nadchodzącymi zmianami nie pokażemy Wam dzisiaj starej tabelki z rozpiską postaci, ale niżej jak zawsze możecie znaleźć odnośnik do excelowej tabelki z liczbą napisanych słów :)

Ogłaszamy też zgodnie z tradycją, że postacią miesiąca zostaje Lirael! Gratulujemy!

Dokładną liczbę napisanych przez was słów znajdziecie

Sprawy spraweczki:

- Na discordzie zakończył się event RP - Święto Poziomki. Dziękujemy wszystkim za udział <3

Co dalej?
A teraz przejdźmy do najważniejszej części tego podsumowania, która, nie ukrywamy, mocno wpłynie na to, jak teraz funkcjonuje blog i co będzie się z nim działo dalej. Z góry przepraszamy, jeśli cały ten wpis będzie nieco emocjonalny, od dłuższego czasu rozważałyśmy, na czym stoimy my, blog i nasza mała discordowa społeczność.
Zacznijmy od początku. Jesteśmy zmęczone. Szczególnie ostatnie dwa lata, co zresztą widać, kiedy porównuje się konkretne lata działalności Gildii, ostro dały nam w kość. Męczyły nas do tego stopnia, że momentami brałyśmy pod uwagę zamknięcie bloga i wyjechanie w Bieszczady. Organizacja eventów mniejszych i większych, wprowadzanie nowych mechanik i ujawnianie nowych informacji o świecie z przyjemności stały się stresem, obawą, że nasza praca będzie niewystarczająca, zbyt wolno dodawana. Zawsze wiedziałyśmy, że takie są uroki pracy administratora, nie jest to robota usłana różami, jednak, no cóż... momentami naprawdę było to dla nas za wiele. 
Początki były dla nas łagodne, wszystko na blogu pięknie grało, a potem nagle zaczęły pojawiać się problemy, które piętrzyły się i piętrzyły. W takich momentach nam się obrywało, chociaż rękami i nogami walczyłyśmy, by załagodzić konflikty. Starałyśmy się być neutralnymi osobami, próbowałyśmy doradzać, co zrobić, by spór zniknął, by obie strony doszły do porozumienia i każdy był zadowolony.  Tylko, że tak się nie da, prawda? Nie da się sprawić, by każdy był szczęśliwy i tak działo się wtedy. Ktoś zawsze pozostawał niezadowolony. Niezadowolony, że poszło nie po jego myśli i że my nie byłyśmy wystarczającym wsparciem. 
I tu chcemy zastrzec. Nigdy, nie chciałyśmy dla nikogo źle. Wiemy, że są osoby, które z pewnością myślą inaczej, ale możemy przysiąc. Nigdy nie chciałyśmy, by ktoś w jakikolwiek sposób poczuł się zraniony bądź odrzucony. Na litość, my też jesteśmy ludźmi. Popełniamy błędy. I teraz widzimy, że czasami naszym błędem było właśnie to pozostawanie neutralnym za wszelką cenę, kiedy potrzebne było bezpośrednie wsparcie jednej strony konfliktu. Naszym błędem było dążenie, żeby blog był idealnym miejscem dla każdego. Teraz wiemy, że tak się nie da. Że zawsze będzie ktoś, dla kogo praca, którą wszyscy wkładamy w Gildię będzie nieodpowiednia, niezgodna z jego wizjami.
I w tym miejscu chciałybyśmy też podziękować wszystkim, którzy byli z nami nawet wtedy, kiedy ich mogłyśmy w jakiś sposób zranić. Przepraszamy, jeśli kiedyś poczuliście się przez nas niesprawiedliwie potraktowani, a my tego nie zauważyłyśmy. I dziękujemy, że w takich sytuacjach wybaczyliście i zostaliście z nami. Bo jesteście (bądź byliście, jeśli coś zmusiło was do odejścia) podstawą tego bloga, bez was już dawno by nie istniał. Społeczność zawsze była tym, co chciałyśmy stawiać na pierwszym miejscu.

Więc. Co dalej z blogiem?

Mimo zmęczenia nie chcemy zamykać Gildii. Chcemy wrócić do początków. Do początków, kiedy Gildia była przyjemnym projektem, zabawą. Nie będzie to łatwe. Przez różne sytuacje dorobiłyśmy się awersji do pisania, zarówno eventów, treści zakładek jak i opowiadań z perspektyw naszych postaci. Ale może uda się to odwrócić i wszyscy będziemy ponownie cieszyć się możliwością rozwijania Iferii. 
Chcemy postawić na społeczność. Sprawić, żeby gildyjny discord na powrót był miejscem, gdzie każdy może opowiedzieć o tym, jak minął mu dzień czy obgadywać postaci. Gdzie możemy wymienić się opiniami na temat nowej gry czy filmu. Gdzie w wolne dni zbierzemy się na głosowym, by pogadać o niczym albo pograć w coś razem. Oczywiście, jeśli wy też macie na to ochotę. Wszyscy zawsze są i będą mile widziani.
A pisanie? Pisanie to przy okazji. Rezygnujemy z miesięcznych minimalnych liczb opowiadań. To blog do zabawy, nie profesjonalnego pisania. Dalej będziemy prowadzić tabelki, wiemy, że niektórzy lubią obserwować swój progres i statystyki. Jednak nie będziemy zmuszać nikogo do pisania, kiedy nie ma na to weny czy czasu. Sprawdzanie obecności będzie opierać się na ogólnej aktywności autora zarówno na blogu jak i discordzie, nie każdej jego postaci z osobna i tylko na podstawie opowiadań. Eventy i tym podobne zabawy jakoś się do takiej formy dopasuje, wszystko dogadamy. Razem. Tak by każdy mógł się bawić swoim tempem i byśmy dalej mogli rozwijać historię naszych postaci. 

Także, jak widać, czeka nas dużo zmian. Ale mamy nadzieję, że to się uda. Że znowu będziemy mogły nazwać Gildię naszym komfortowym miejscem. I że dla Was też znowu będzie taką kryjówką od szarej codzienności, jeśli przestała nią być.
Przyjmiemy każde wsparcie, każde słowo. Wasze opinie zawsze wiele dla nas znaczyły. 
Jeśli macie ochotę razem z nami dalej tworzyć Gildię i Iferię, piszcie śmiało. Tutaj w komentarzach albo na discordzie. Wszystko czytamy i weźmiemy pod uwagę. 
Natomiast jakbyście chcieli z jakiegoś powodu wypowiedzieć się anonimowo, TUTAJ znajdziecie do tego formularz. Nie będziemy go zamykać.

I dziękujemy. Jeśli ktoś tu dotarł, przeczytał to wszystko. Naprawdę dziękujemy, że z nami jesteś i wyrażasz zainteresowanie tym, co dalej stanie się z blogiem. 

Kochamy Was Misiaki i widzimy się w kolejnym podsumowaniu!
Administracja

sobota, 30 września 2023

Od Lirael

    Kilkukrotnie stuknęła dłonią ściśniętą w pięść o korpus lutni, wsłuchując się w powstały dźwięk, rozchodzący się po wnętrzu pudła. Nie był to instrument wysokiej jakości produkcji, raczej materiały użyte do jego powstania, spokojnie można było określić mianem tanich. Na więcej ją stać jednak nie było, a skoro pozostała sama, a targ, na którym niegdyś sobie dorabiała, pozostawiła wiele kilometrów za sobą, jej jedyną formą zarobku stała się muzyka.
    Niegdyś traktowała to jako rozrywkę, jednak teraz gdy uzależniła od tego swoje przeżycie, powoli każdy, bardziej melodyjny dźwięk, zaczynał ją irytować. Nie chciała nigdy, by jej pasja i praca zlały się w jedną drogę, po której przyjdzie jej stąpać.
    Sama nie była w stanie wskazać konkretnego dnia, w którym dotarła do Sorii. W jej opinii miasto było ładne, choć wszechobecna biel marmuru w pewnym momencie zaczęła przyprawiać ją o ból głowy. Brakowało jej tu zieleni, do której zwykła przywyknąć po swej długiej wędrówce, mającej początek w Defros. Tylko liczne przerwy, uprzejmość ludzi i podwózki pozwoliły jej dotrzeć tak daleko.
    Kiedy po ulicach przechadzało się sporo ludzi, mogła spróbować wzbogacić się, chociażby o te marne grosze, które pomogą jej uciszyć coraz to głośniej burczący od głodu brzuch. Oszczędzanie nigdy nie było jej mocną stroną, toteż nabyła złego nawyku trwonienia pieniędzmi na prawo i lewo, chociaż rzadko kiedy tak naprawdę je miała.
    Nie zapominała dźwięków swojej ukochanej lutni przez wiele lat. Dla niej była to jakże osobista przerwa, pełna niewypowiedzianych trosk i utraconych marzeń. Teraz, po rozłące, w spokojny wieczór przy zachodzącym słońcu, znalazła się na skraju małego placu w centrum samej stolicy.
    Otoczona ciekawskimi spojrzeniami i szeptami rozprzestrzeniającymi się po uliczkach, Lirael usiadła na niskim stołku, lutnia opierała się o jej ramie. Jej dłonie, choć nieco sztywne od długiej przerwy, wciąż pamiętały ruchy. Wspomnienia dźwięków i melodii powoli ożywały w jej duszy. Ludzie przystawali, by posłuchać i ku jej uciesze, dorzucić do ustawionej na ziemi torby zbędnych miedziaki.
    Wzrok Lirael spoczął na żyłkach lutni, które promieniały złotawym blaskiem w świetle zachodzącego słońca. Oddech wypełnił jej płuca, a palce uniosły się, gotowe dotknąć strun. To było jak ponowne spotkanie z dawno zagubioną przyjaciółką. Poczuła drżenie w dłoniach, gdy delikatnie pociągnęła za jedną z linek.
    Pierwszy dźwięk był cichy i niepewny, ale w miarę jak melodyjne nuty wychodziły spod jej palców, lutnia odpowiadała jej dźwiękami pełnymi ciepła i nostalgii. Lirael zamknęła oczy, a muzyka opowiadała historie, które przeszły przez jej serce i duszę w czasie jej nieobecności.
    Wszystkie troski i obawy zniknęły, zastąpione przez błogość tworzenia muzyki. Jej dźwięki wypełniły plac. To był moment, w którym Lirael powróciła do swojego przeznaczenia, do muzyki, która była jej życiem i duszą. Dla niej nie było już dłużej przerwy - była znowu jedną z tych, której melodia przynosiła ukojenie i nadzieję.
    Delikatne brawa uspokoiły dotychczas bijące w oszalałym tempie serce. Nie poświęcono jej większej uwagi, skapnęło jej trochę pieniądza, więc z zadowoleniem mogła przejść się do najbliższej karczmy i skonsumować to, co najtańsze okaże się w tym miejscu.
    Zebrała się i z lutnią dociśniętą do piersi, przemknęła pośród tłumów spacerujących ludzi. Zapach ciepłego posiłku wodził ją za nos, drażniąc jej węch i pobudzając apetyt. I mimo tego uczucia, zatrzymała się jak wryta, gdy w rozmowie mijanych przez nią kobiet padło słowo „Gildia”.
    Nie pierwszy raz słyszała o tym miejscu, choć wciąż nie wiedziała, jaką pełni rolę w społeczeństwie. W taktyczny sposób zawróciła, chwytając się za głowę, jakby dopiero co przypomniała sobie o zagubionej cennej rzeczy.
    — Dawno o nich nie słyszałam — rzekła pierwsza z dam, wachlując dłonią swą oblepioną potem twarz. — Zważywszy jednak na ich położenie, mogą minąć dekady, nim dowiemy się o czymś nowym.
    Brunetka niemalże zakręciła się dookoła własnej osi, byleby żadne słowo nie umknęło jej uszom. Dyskretnie poczęła krążyć dookoła kobiet. Wcześniej o wspomnianym miejscu słyszała, że jest „ostoją dla każdego” bądź „przytułkiem dla ubogich”, że można tam spotkać tak naprawdę wszystko – zwykłych ludzi, tych niepozornie zwykłych (jak chociażby ona i iskrzące w jej żyłach płomienie) i takich, po których z oddali widać, że magia przenika ich ciało na wylot.
    Lirael tak naprawdę nie wiedziała jeszcze, co ze sobą zrobić. Pałętała się od miasta do miasta, od kraju do kraju, szukając odpowiedzi na jej wszelkie rozterki. Czy to, że o Gildii słyszy już któryś raz z rzędu, było sugestią od losu? Może i ona powinna skierować tam swoje kroki i chociaż spróbować osiedlić się w jednym miejscu? Chociaż, czy będzie ją na to stać?
    Pokręciła głową, odpędzając od siebie to negatywne nastawienie. Kobiety umknęły z jej wzroku, ale zamierzała jeszcze zrobić małe rozeznanie w kwestii głównego tematu ich rozmów. Odrzuciła kosmyk włosów z twarzy, po raz ostatni tego dnia zerkając na biały marmur ścian.

    Z głową opartą o dłoń, na wpół przytomna niemalże zasypiała na stojąco. Nigdy nie uwierzy nikomu więcej w słowa „Dojście tam trwa może z 10 dni”. Niegdyś była zdania, że tempo jej chodu było szybkie, ale wlokąc się od Sorii aż do Tirie, przekonała się, iż raczej jej prędkość jest żółwia. Wciąż bolały ją stopy, a mięśnie nóg mrowiły od skurczy.
    Przynajmniej wszelkie plotki, które skusiły ją do przyjścia tu, okazały się prawdą. Na start powitała ją od dawna nieznana jej rodzinna atmosfera. Nie było tu wielu ludzi, ale ci, z którymi miała jak na razie styczność, nie wydawali się mieć złych zamiarów. Miała nadzieję, że nie było to tylko pozorne „dobre, pierwsze wrażenie” i później nie wyjdzie, że przywędrowała do leża seryjnych morderców.
    Dostała klucze do jednego pokoju i tak naprawdę minął już tydzień, odkąd tu była. Nie stało jej się nic złego, a ponadto miała wrażenie, że szybko się zaaklimatyzowała. Odpowiadała jej tutejsza żywność i możliwość dalszej pracy jako bard. Może i nie wnosiła zbyt wiele do społeczeństwa, ale nadzieja na lepsze jutro na stałe zagościła w jej sercu i pozwoliła na chwilowe uczucie beztroski.
    Gdy tylko budżet jej pozwoli, z pewnością przyozdobi to lokum. Póki co odpędziła od siebie wszelkie złe myśli i masę kotłujących się w niej wspomnień, by następnie pozwolić własnemu ciału bezwładnie opaść na łóżko. Materac wydawał jej się największym luksusem, odkąd porzuciła swój koczowniczy tryb życia. Zmrużyła oczy i zaczerpnęła głębokiego oddechu, zasypiając znacznie szybciej, niż dotychczas jej się to udawało.

niedziela, 24 września 2023

„Jest i w życiu wiele dobrego bez szczęścia”



Not how long, but how well you have lived is the main thing.
Lirael Aislinn
11 grudnia 1766
Kobieta
Bard
Defros
charakter
Lirael to młoda duszyczka, której pierwsze wrażenie jest jak promyk słoneczny — zawsze uśmiechnięta i promieniejąca. Stara się zachowywać kulturalnie i okazywać każdemu szacunek. Od najmłodszych lat planowała podążać przez życie tą ścieżką, na której mogłaby reprezentować siebie w jak najbardziej pozytywny sposób. Przynosi ze sobą tylko te wspomnienia, które pragnie pielęgnować, z uwagi na ich przyjemne brzmienie. O tym, co złe, stara się od razu zapomnieć. Nie jest jednak typową optymistką ani pesymistką. Bliżej jej do bycia realistką, widzącą sens tylko w tym, co można dostrzec gołym okiem.
Pod pozorną fasadą szczęścia Lirael potrafi ukryć żal, ból i inne negatywne emocje. Rzadko narzeka na życie, raczej docenia je i czerpie radość z prostych przyjemności. Przez to momentami sprawia wrażenie kogoś, kogo nigdy nie dotyka nieszczęście.
Jest stanowczą indywidualistką, a praca w większym zespole bywa dla niej trudna. Jej niezależność jest dla niej niezwykle ważna, a zdanie innych nie ma wpływu na jej wybory. Ignoruje komentarze, zarówno krytykę, jak i pochwały, i mierzy się swoją własną miarą. Nie wtrąca się w cudze sprawy, ale zawsze gotowa jest pomóc, gdy ktoś ją o to poprosi. Daleko jej do perfekcjonistki, bywa niezdarna i chaotyczna w swoich czynach. Nie zdradza zbyt wiele ze swoich uczuć, bo nieustannie walczy z niepewnością. Zawsze potrzebuje wielu rozważań, zanim podejmie ostateczną decyzję, która często nigdy nie jest całkowicie pewna. Działa impulsywnie, przez co często jej wybory nie przynoszą jej niczego dobrego. Jej osobowość to mieszanka opanowania i nadpobudliwości.
Lirael denerwuje się najbardziej, gdy ktoś próbuje jej współczuć, zwłaszcza jeśli powód dla innych do tego wynika z jej własnej nierozwagi. Mimo że nie jest uważana za wyjątkowo inteligentną czy zdolną do nauki, pasuje do niej powiedzenie „Głupiemu szczęście sprzyja” i nie wiadomo jakim cudem wychodzi z każdego problemu cało. Nie ocenia innych ludzi ani ich gustów, ponieważ szanuje unikalność każdej jednostki. Jest wyrozumiała, ale niezbyt cierpliwa. Woli mieć coś zrobione na odwal, niż nie mieć tego wcale. Podchodzi swobodnie do relacji międzyludzkich, choć unika nadmiernego przywiązania. Przyjaźń to dla niej interesująca kwestia, ale utrzymanie dłuższych i głębszych relacji wydaje się być ryzykowne, gdyż nigdy nie można być pewnym, gdzie poprowadzi cię życie, a ona bardzo nie chciałaby przeżywać strat bliskich. W kwestii miłości jest podobnie i choć uważa ją za uroczy element życia, to jednak stawia sobie za priorytety przetrwanie w tym świecie. Może wydawać się nieufna, ale tylko stara się zachować pewien dystans. Wbrew pozorom bardzo lubi towarzystwo innych ludzi.
Jest ciekawska, lubi wyzwania i brak monotonii. Jeśli jednak jakieś zajęcie nie przynosi jej radości, jest gotowa to porzucić, ponieważ nie lubi się do niczego przymuszać.
aparycja
Chorobliwie blada cera, całkowicie niepodatna na działanie promieni słonecznych, przez co opalanie od zawsze było w jej przypadku niewypałem. Kruczoczarne włosy o lekko pofalowanej fakturze sięgają aktualnie do połowy pleców. Delikatne i rzadkie, ale za to równo ułożone brwi, a także długie, czarne rzęsy, skrywające pod sobą ciemną barwę brązowych tęczówek. Drobny, lecz lekko zadarty nos, a pod nim wąskie i małe usta, o niezdrowo zbyt jasnym kolorze, wpadającym w odcienie bladej szarości. Wyraziste kości policzkowe i delikatnie spiczasty podbródek. Całokształt twarzy nadaje jej naturalnej, młodzieńczej aury. Ma 170 cm wzrostu i dysponuje wątłą posturą. Wąska talia, ale i wąskie biodra. Dłonie o długich i zgrabnych palcach, z zadbanymi paznokciami. Zazwyczaj nie przyodziewa dodatkowych elementów biżuterii. Najprędzej, jest w stanie zarzucić na nadgarstek bransoletkę. Z ubiorem u niej różnie, założy wszystko, w czym uzna, że dobrze wygląda.
moce
Los obdarował ją umiejętnością manipulacji ogniem i kierowania nimi wedle własnej woli. Dziewczyna przez wzgląd na przeszłość jest niezmiernie uprzedzona do tego żywiołu i bardzo stara się uniknąć możliwości korzystania z niego. Traktuje to jako karę i jest święcie przekonana, iż życie z niej kpi, a to tylko realny przykład karmy, zsyłanej przez różne bóstwa. Samo ciepło wprawia ją w irytację i skojarzenia z tym zjawiskiem. Przede wszystkim jest w stanie generować niewielkie płomienie na dłoni, będąc w stanie wykonywać nimi ataki na odległość do 10 metrów. Sama celuje, na jak odległość mogą polecieć, a lekkie dmuchnięcia dziewczyny, przesuwa je na boki, bądź przyśpiesza ich tempo. Jej ciało może pochłaniać ogień ze środowiska, czyli działa absorpcja, przez co jest w stanie w późniejszej chwili wykorzystać tę energię ponownie, pozbywając się jej z organizmu i uwalniając w otoczeniu. Tłumacząc w sposób bardziej szczegółowy, żywioł ten przenika do jej wnętrza, rozstawiając się po nim i nadając jej przyjemnego ciepła. Jeśli ma w sobie te zasoby, to w późniejszej, dowolnej chwili, może je z siebie wyrzucić, ale nie ma kontroli nad ich kształtem. Płomienie po prostu opadają na wskazane miejsce i tam tlą się dalej. Całościowo wiąże się to także z negacją, przez którą może najprościej w świecie, usuwać ten żywioł ze środowiska. W ten sposób teoretycznie mogłaby zapobiegać niewielkim pożarom, co wzbudza w niej jedynie frustrację, iż jej historia miałaby szansę potoczyć się inaczej, gdyby to szybciej odkryła. Jej skóra przy tym wszystkim jest odporna na wyższe temperatury, więc poparzenie jakiegokolwiek stopnia, nie jest dla niej zagrożeniem. Skutkiem ubocznym okazuje się być niebywale zimna skóra przez większość czasu, niezależnie od tego, jaka owego dnia jest pogoda i w jaki sposób dziewczyna jest ubrana. Wiecznie odczuwa chłód w ciele, który zniwelować może tylko poprzez absorpcje ognia z otoczenia i przetrzymania go w sobie. Dodatkowo potrafi solidyfikować płomienie, czyli przeobrażać je w formę stałą. W rzeczywistości nie ma nawet na co dzień co robić z tą mocą, gdyż strzelanie ognistymi rzeczami, nie należy do jej zainteresowań, które praktykuje w wolnym czasie.
kunszt
Przez długi okres swojego życia nie potrafiła znaleźć konkretnej czynności, która sprawiałby jej swego rodzaju satysfakcję. Cieszyła się każdą możliwą rzeczą, więc nie odczuwała potrzeby skupiania się na jednej, konkretnej sprawie. Wchodząc w nastoletni wiek i przeżywając stopniowo okres dojrzewania, uznała, iż warto znaleźć sobie ciekawe zajęcia, umilające żmudną codzienność. Pierwsze, czym wykazała jakąkolwiek fascynacje, okazała się jazda konna. Zwierzęta te wydawały jej się niesamowite, więc zaczęła czytać książki na temat ras, hodowli i ogólnej opiece. Nie jeździ na wysokim poziomie, jej słaby organizm też nie pozwala jej na wieksze wyczyny, ale z pewnością aż tak łatwo z grzbietu rumaka nie zleci. Poza tym, w dzieciństwie często bywała z knajpkach, gdzie klientom chwilę urozmaicały dźwięk muzyki. Zafascynowała się tym i gdy tylko nadarzyła się w jej życiu okazja, również pochwyciła za instrument, jakim była lutnia.W krótkim przedziale czasowym załapała wszelkie akordy i chwyty, dzięki czemu melodie płynące spod jej palców, brzmiały całkiem przyjemnie dla ucha. Potrafiła siedzieć do północy przy lampce i grywać. W pewnym momencie Renie zaczęło to nie wystarczać, i zapragnęła urozmaicić sobie tę czynność. Z początku próby śpiewu okazały się skrzekiem, ale wraz z mijającymi latami, fałsz ustąpił miejsca niebrzydkiemu głosowi. Choć pochwały rodziców traktowała jako coś normalnego, to Lirael sama uważała, iż jej śpiew jest ładny i ma do tego prawidłową dykcję. Zwykłe nucenie stało się dla niej najłatwiejszym sposobem na relaks.
historia
Urodziła się w Defros, w niczym niewyróżniającej się rodzinie. Miała kochających rodziców i młodszą o zaledwie dwa lata siostrę. Jej matka zajmowała się wyrobami włókienniczymi, a ojciec pracował przy ich eksporcie. Nigdy nie mieli na co narzekać, nie męczyło ich ubóstwo, mieli siebie nawzajem, a los był dla nich od zawsze łaskawy.
Każde szczęście ma jednak swoje granice. Zazdrośni o spokojne życie sąsiedzi, z nie do końca wyrównanym sufitem w głowie, podpalili im pewnej nocy dom. Rodzice nie przeżyli, a dwójce dziewczyn udało się uciec. Obie nie miały nic, a gdy bieda i głód po raz pierwszy zajrzały im w oczy, między ich dwójką zaczęło dochodzić do konfliktów. Nieustanie obwiniały się nawzajem o cały pech, jaki je dopadł. Doszło to do tego stopnia, że postanowiły się rozdzielić.
Lirael wędrowała samotnie po miastach, mając ze sobą jedynie lutnię, którą zakupiła po pracy na bazarze. Nie miała przez ten cały czas pojęcia, że w jej żyłach płynie krew przepełniona magią. Miała prawie 20 lat, gdy czystym przypadkiem w natłoku emocji z jej rąk umknęły płomienie. Omal nie skrzywdziła człowieka, a do tego pojawiły się myśli, że to ona sama mogła być winna temu pożarowi sprzed lat.
Sytuacja była jaka była, więc uciekła jak najdalej od obecnego miejsca pobytu. Bała się, że ktoś mógłby być świadkiem jej wyczynów, a bardzo nie chciała tracić życia. Ona nienawidziła ognia, a ten nie opuszczał jej na krok.
Pewnego dnia usłyszała o Gildii, a że opis tego miejsca zdawał się dla niej idealnym miejscem do życia, wykorzystała resztki sił, aby tam dotrzeć.
ciekawostki
Ma dwie lewe ręcę jeśli chodzi o gotowanie
Jest kociarą
Jej ulubiony kolor to miętowy
Boi się żab
cactus
 
 Autor Arta: Nieznany
Autor cytatu w tytule: Iwan Turgieniew
Szablon: cactuscode
Nigdy nie mam nic przeciwko użycia mojej postaci w opowiadaniach innych. Starałam się jakoś sensownie ją opisać, a żeby nie było problemów z potencjalnym przedstawieniem jej reakcji. W razie czego moje DC[belissab] stoi otwarte i można wpadać z pytaniami c: 

poniedziałek, 4 września 2023

Podsumowanie #67

Witamy Was Misiaki we wrześniowym podsumowaniu miesiąca!
 
W tym miesiącu powitaliśmy w naszych progach:
 
Keyana!
 
Niestety w tym miesiącu musieliśmy pożegnać się z:
 
Mattią, Isidoro, Antaresem, Hotaru oraz Sophie za decyzją autorki
Leią, Kukume, Hugo oraz Michelle za decyzją autorki

Punktacja
Madeleine – 0 słów – NB Leonardo – 0 słów – NB
Yuuki – 0 słów – NB Narcissa – 0 słów – ZB
Cahir – 0 słów – NB Adonis – 0 słów – NB
Syriusz – 0 słów – NB Nova – 0 słów – ZB
Nikolai – 195 słów – NB Marta – 0 słów – ZB
William – 0 słów – ZB Pan Sokolnik – 0 słów – NB
Echo – 199 słów  Apolonia – 421 słów 
Odetta – 0 słów – NB Aherin – 0 słów – NB
Dina – 0 słów Asa – 0 słów – NB
Mefistofeles – 0 słów – ZB Nalanis – 0 słów – NB
Reginald – 0 słów – ZB Alyia – 0 słów – ZB
Kaneshya – 0 słów – NB Vilre – 0 słów – ZB
Tsakani – 0 słów – NB Maurice – 200 słów 
Pelagonija – 0 słów – ZB Keyan – 0 słów – Niedawno dołączył

Ignatius – 0 słów – OA Xavier – 0 słów
Nicolas – 0 słów – OA Balthazar – 0 słów
Akamai – 0 słów – OA Nikita – 0 słów

Legenda: OA - Ograniczona aktywność | NB - Nieobecność | ZGR - Zagrożenie | ZB - Zablokowany wątek | D2 - Niedawno odblokowany wątek, dodatkowe 2 tygodnie

Tym samym postacią miesiąca zostaje Apolonia! Gratulujemy!


Dokładną liczbę napisanych przez was słów znajdziecie

Inne sprawy:

- Na discordzie trwa event RP - Święto Poziomki! Zabawa została przedłużona do 17 września i serdecznie zapraszamy wszystkich do wzięcia udziału w wydarzeniu!


Do zobaczenia na kolejnym podsumowaniu!
Administracja

niedziela, 20 sierpnia 2023

Wypowiedz życzenie


Keyan
Sahib Al-Kalediah
 | 25 maja 1610 | Ovenore |  czarodziej | hobgoblin 

𓇼
Ovenorski przedsiębiorca, były właściciel kilku mniejszych obiektów handlowych, najpierw apteki, potem lombardu, następnie zamtuza, wreszcie sklepu z egzotycznymi ptakami, stanowiącego przykrywkę dla innego, mniej legalnego biznesu, prowadzonego przy drobnej pomocy lokalnego łowcy nagród. Aktualnie emerytowany czarodziej i hobbystyczny hodowca magicznych ptaków, posiadacz pary półpawi, półfeniksów, Kohalo i Eryne

𓇼
Zakończył edukację ponad sto lat temu, studiował czarną magię na nieistniejącej już Goblińskiej Akademii Magii w Rovelin, miasteczku położonym trzydzieści mil od Ovenore. Uczelnia miała charakter tajny, Keyan ukończył ją siedem lat przed tym, nim została oficjalnie wykryta i na zawsze rozwiązana.

𓇼
Hobgoblin, choć nie sposób wywnioskować tego na podstawie aparycji. Oryginalne ciało Keyana rozpadło się kilkadziesiąt lat temu, zniszczone przez upływający czas, destrukcyjny wpływ zaawansowanej magii i parę mniej lub bardziej udanych eksperymentów z polimorfią i transmutacją. Nowe, ludzkie ciało stworzone zostało na podstawie pierwotnego, zachowało niektóre dawne cechy, jak kształt oczu, kolor włosów czy tembr głosu.

𓇼
Jak większość przedstawicieli swojej rasy, ma smykałkę do prowadzenia interesów i pomnażania kapitału. Zaraził się od ojca bankiera miłością do pieniędzy, antyków, biżuterii, dzieł sztuki i magicznych artefaktów. Swoje półfeniksy uważa za absolutnie bezcenne.

𓇼
W przeciwieństwie do goblinów  — istot uważanych za gburowate, nieprzyjemne w obyciu, złośliwe  — hobgobliny to stworzenia gadatliwe, weselsze, bardziej zrównoważone, przyjaźniej nastawione do innych ras, inteligentne, ale niewykorzystujące swojego sprytu do knucia niecnych planów.
Keyan dawno wyrósł z płatania psikusów, z których znane są młode gobliny, obecnie, jeśli już, woli robić miłe niespodzianki. Hobgobliny są życzliwe z natury, nawet jeśli na pierwszym miejscu stawiają własny interes, nie zaniedbują przy tym cudzych. Zdarza im się wyciągnąć do kogoś pomocną dłoń, ich wsparcie jest nieodpłatne.
Przeważnie.

𓇼
Keyan drobne magiczne przysługi wyświadcza za darmo i od ręki. Chętnie naprawi chyboczącą się półkę, poskłada zbity wazon, pozbędzie się wygryzionych przez mole dziur w zasłonach. Dba o przestrzeń wokół siebie odruchowo, nie czeka, aż zostanie poproszony o pomoc, nie oczekuje, że się mu za nią podziękuje.
Zaawansowana magia ma jednak swoją cenę. Jeśli gobliny potrafią urzeczywistniać cudze lęki i koszmary, hobgobliny dysponują magią podobną do dżinów, pozwalającą im spełniać ludzkie pragnienia. Keyan w zamian za możliwość wypowiedzenia życzenia oczekuje w zamian oddania mu kilku, kilkunastu lub kilkudziesięciu lat życia interesanta; cena uwarunkowana jest specyfiką i wagą konkretnego przypadku. Transakcja wymaga spisania golińskiej umowy, ale jej warunki są zrozumiałe i przejrzyste, pozbawione gwiazdek i małych druczków, kontrahent zostaje poinformowany, na co się decyduje. Ponadto Keyan zaczyna od odbiera ludziom schyłkowych lata ich życia, stara się nie pozbawiać ich młodości.

𓇼
Nawet jeśli wygląda zdrowo i młodo, dokucza mu wiele dolegliwości typowych dla osób w zaawansowanym wieku. Od czasu do czasu boryka się z chronicznym zmęczeniem, ma dni, gdy jeździ konno, szlaja się po karczmach i zaczepia dziewczęta, ma takie, które przesypia w fotelu. Niekiedy, choć rzadko, myli magiczne formuły, bywa, że podniesiona magią filiżanka rozpryska się na kawałki, a niedziałający zegar, który zdecydował się naprawić, rusza, ale chodzi wspak. Aktualny stan zdrowia Keyana łatwo ocenić, patrząc na jego ptaki. Feniksy to zwierzęta jednego właściciela, są z nim magicznie powiązane. Gdy Keyan choruje, Kohalo i Eryne również marnieją.

Eryne
Wygasłe emocje I
Wygasłe emocje II

𓇼
Można używać!
Dajcie wątki, to moja jedyna prawie-miła postać
Autor arta: Naariel

sobota, 19 sierpnia 2023

Od Apolonii cd. Adonisa

Miło jest wgapiać się w świat uciekający za oknem rozpędzającego się leniwie powozu, raz po raz podskakującego na nierównym bruku stolicy, w końcu mającego gładko przejść w ubity trakt. Ten z lekka kurzy się, deszczu bowiem dawno w tych okolicach nie widziano. Kłęby piachu wzbiły się w powietrze, do życia pobudzonymi będąc przez końskie, podkute kopyta i trzeszczące koła, widoki ładne przysłoniły.
Tyle z rozrywki, myśli Apolonia, nieznacznie ściągając brewki, nieznacznie marszcząc czółko. Za emocją idzie i lekkie podniesienie się garbatego nosa, który, niby w szalbierskim czynie, każdą jej frustrację, nawet tę ukrywaną, wydawał się zdradzać w mig tym ciekawskim i tym, co znali ją nieco bardziej.
Dobrze więc, że pan Nykvist uwagę swą raczył poświęcać wiejskim krajobrazom za oknem, nielicznym, brzozowym zagajnikom i polach złocistej pszenicy, niźli nieco zdegustowanej aktorce, która z nagła zorientowała się, że kilka spraw w stolicy pozostawiła niedokończonymi.
Fraszka, stwierdza lekko w głowie, machnięciem ręki myśl mogłaby skwitować. Wyśle się list do Danusi z odpowiednimi wytycznymi, na pewno zrozumie, a obowiązki gildyjne to obowiązki gildyjne. Ich odkładać na później nie wolno, nie, gdy dotyczą spraw subtelnych i kruchych, wymagających pełnej uwagi, a przede wszystkim dyskrecji.
— Ah.
Westchnięcie wyciąga ją z myśli gwałtem, zupełnie niepostrzeżenie, kobieta energicznie więc kieruje swe spojrzenie na siedzącego z naprzeciwka mężczyznę. Z niewypowiedzianym pytaniem podnosi brewkę, zastanawiając się, co takiego mogło się wydarzyć, że nagle to Adonis zdecydował się zagaić rozmowę. 
A może odetchnięcie czym innym, jakimś to nieszczęściem powodowane być miało. Powóz jednak ni podskoczył, ni się przechylił, o żadną byle gałąź nie uderzył, nic pod kołem nie skrzypnęło, toteż – jak jej się wydawało – jakiekolwiek zmartwienia dotyczące wozu z listy można było, a nawet należało wykreślić.
Mężczyzna chwila moment tajemnicę niespodziewanego westchnięcia wyjawił, a Apolonii nie pozostało nic innego, jak skinąć głową.
— Prowizoryczne obozowiska mi niezbyt straszne — stwierdza, w sumie w zgodzie z prawdą, niemniej docenia propozycję Adonisa, skreślać jej więc na wstępnie nie planuje. — Ale noclegiem w karczmie nie pogardzę. Proponuję zobaczyć, gdy zmierzch nas zastanie, i przemyśleć, czy daleko nam do byle przydrożnej, czy też nie. Szkoda byłoby trasy nakładać tylko z mojej winy i, przede wszystkim, mojego uporu, a ta konkretna sprawa zwłoki nie zniesie. — Uśmiechnęła się ciepło, Adonis może i mógłby w grymasie dostrzec nutę skruchy. Dłonie na kolanach, lekko przekrzywionych w lewo, ułożyła. — Wydaję się być wystarczającą udręką na twojej głowie. Nie chcąc więc ewentualnych problemów ci dokładać, na mą wygodę nie poświęcaj zbyt wiele uwagi. O dziwo, w terenie radzę sobie nie najgorzej. — Ze skinieniem głowy, powróciła do dopatrywania się co ciekawszych widoków za oknem.

[ no nieźle, ona też XD ]

piątek, 11 sierpnia 2023

Event RP — Święto Poziomki

Staraniem Możnowładcy Lanstona w Musticce
Odbędzie się
ŚWIĘTO POZIOMKI
połączone
Z ZABAWĄ LUDOWĄ
Ostatnia okazja na wzięcie udziału w zabawie w okresie letnim, śpieszcie się wszyscy! Święto odbędzie się na polanie, położonej w malowniczych debrach leśnych. Program nader urozmaicony z różnymi zabawami dla starszych i młodszych, tańcami oraz ZBIERANIEM POZIOMEK i wieloma innymi niespodziankami.
Wstęp korona od gościa
Czysty dochód przeznaczony na zarybianie stawów w Mączniku (obok Mustikki)!
***

Miło nam Was zaprosić na discordowe rp, którego przewodnim tematem będzie festyn zorganizowany w ramach świętowania okresu żniw. Święto Poziomki to coroczna impreza obchodzona w Musticce, czyli małym miasteczku niedaleko Taewen, związana właśnie ze zbiorem poziomek, których w okolicznych lasach można znaleźć w niesamowitych ilościach. Irina wraz z innymi gospodyniami z Tirie została zaproszona na święto, żeby poprowadzić kram w ramach działalności koła gospodyń, a tym członkowie Gildii dostali niepowtarzalną szansę, żeby zabrać się z paniami (i im pomóc z przewozem produktów, czy rozładunkiem) oraz miło spędzić czas. 
Mamy nadzieje, że z chęcią dołączycie do zabawy! Oczywiście do wspólnego pisania zachęcamy zarówno autorów z bloga, ale również osoby rozważające dołączenie, czy te które z przypadku zawędrowały na bloga.

Widzimy się 12 sierpnia 2023 na kanale #rp-tereny-poza-tirie!
Zabawa potrwa do 3 września.  

Dla osób nienależących do bloga:

W przypadku chęci wzięcia udziału w zabawie, jedyne, co musicie zrobić to dodanie opisu postaci zawierającego chociaż trochę nakreślony charakter i wygląd postaci oraz oczywiście jej imię, na kanał rp-powiadomienia. Poza tym będą obowiązywać Was te same zasady, co osoby należące do bloga.

Zasady RP:
  1. Wasze wypowiedzi nie będą musiały mieścić się w limicie słów. Możecie nawet odpowiadać krótkimi tekstami na 50 słów i mniej.
  2. Wszyscy są zgromadzeni razem, więc można prowadzić rozmowę nawet w kilka osób! Starajcie się nie łączyć w pary i tak pisać, udawajcie, że naprawdę tam jesteście, wtrącajcie się w cudze rozmowy, dołączajcie do zabaw!
  3. Jeśli posiadacie kilka postaci oznaczajcie, z punktu widzenia której z nich aktualnie piszecie.
  4. Rozmowy niezwiązane z RP pozostać muszą na kanale "Ploteczki".
  5. Zastrzegamy sobie prawo do zmącenia spokoju zabawy.

Do zobaczenia!
Administracja

Od Echa — Kent

— Ile? — Echo dopytuje z niedowierzaniem znad parującego kubka herbaty, którą Irina kilka minut temu siłą wcisnęła mu w dłoń, stwierdzając, że wygląda blado i słabo, trupio wręcz, a że w ostatnich dniach niebezpieczny typ kręcił się niebezpiecznie blisko Gildii, to lepiej, żeby się nawadniał.
Nie miał serca jej odmówić, herbatę przyjął, a czarodzieja, siedzącego tuż obok przy okazji śniadania, podpytał, czy aby na pewno Śmierć, kierując się obawami Iriny i nie tylko jej, na przyjęcie go w swe ramiona się nie szykuje.
— Dziewięć osób.
— Mhm. — Mężczyzna pokiwuje głową. Odstawia kubek, podpiera już wolną dłonią polik. — Szkoda. Cztery, teraz dziewięć, całkiem niezła gromada. Kharqua straciła towarzyszkę na padoku, będę musiał jej znaleźć nową.
— O, nie, nie ma takiej opcji. Nie nadaję się do jazdy konnej.
Echo uśmiecha się pod nosem.
— Jeszcze ciebie przekonam — stwierdza, tematu jednak nie ciągnie. Biednemu Maurice’owi życia jeszcze bardziej uprzykrzać nie pragnie. — Wracając, Śmierć na pewno się na nikogo stąd nie szykuje? — Na mnie, na przykład, wydaje się dodawać onyksem oczu.
— Absolutnie, nic mi o tym nie wiadomo. A wiedziałbym, gdyby się szykowała. Po prostu zaprosiliśmy ją do uprzejmej rozgrywki w ken… Znaczy, kanta.
— To nie jest kent?
— Nikt nie miał serca powiedzieć Marcie.
— Ach.

czwartek, 10 sierpnia 2023

Od Nikolaia — nowiny

Małe społeczności miały to do siebie, że świeże informacje i plotki rozchodziły się po nich w sposób podobny do tego, jak choroba po ciele. Początkowo mrowiąc całkiem niepozornie pod skórą delikwenta, bądź przemieszczając się pod osłoną szeptu pomiędzy poszczególnymi członkami grupy – następnie gęstniejąc niebezpiecznie, szykując się do szczytowania, prawdziwego apogeum, w którym ciało pieczołowicie zaczynało stawiać kroki ku zwalczaniu choroby, a ludzie nareszcie nie bali się mówić o plotce głośno. Krzywa później znacząco wyginała się ku dołowi, a pogłoska ustępowała miejsca kolejnej (tym razem z pewnością takiej odmieniającej życie). Przybycia, odejścia, śmierci, narodziny. Przynajmniej coś się działo, wrzało, a gildyjczycy chodzili jak mróweczki w gnieździe wymieniając przy tym porozumiewawcze spojrzenia. Niektórzy kręcili głowami, podczas gdy inni chichotali cicho w niedowierzaniu. Przykładowo Nikolai był z powodu nowin szczególnie zdruzgotany co z kolei powodowało niemałe zdziwienie wśród gildyjczyków, bo zdawało się, że z całym tym zamieszaniem powinien mieć raczej mało co wspólnego. Przy obiadokolacji skorzystał z okazji by zrzucić choć odrobinę ciężaru z ramion i opadł z głośnym sapnięciem na Martę. Złapała go odruchowo, spoglądając przy tym jak na wariata.
— Jak mogliście mi nie powiedzieć — stęknął ze łzą w oku — że w tego kanta to ze Śmiercią?

Od Maurice'a — Kant

Mefistofelesie, stop kant. 
 — Ach, ale na jakiejże podstawie! — Wampir unosi się nieco na krześle. Rzuca kartami o stół i splata ręce na piersi. Trochę oburzony, trochę w zwątpieniu. 
Drapiesz się za uchem, gdy Marta ma w dłoni cztery karty. 
— Akurat mnie zaswędziało — blefuje Mefistofeles, blef jednak poddany zostaje w wątpliwość za pomocą palącego seledynem spojrzenia czarodzieja. — Uważam, że z Martą jesteśmy z góry na przegranej pozycji. 
Unosi uważne srebro oczu, próbuje dostrzec zasiadającą w fotelu Śmierć. Nic z tego. Ta śmieje się tylko, zasłania niewidoczne usta swoimi kartami. 
— Kant! — Wykrzykuje Maurice, gwałtem wstaje ze swojego fotela. Mefistofeles jęczy ponownie, chowa chudą twarz w pazurach, świadomym będąc, że wraz z Martą tę rozgrywkę przegrają. 
Troje nagle zamiera. Wampir unosi wzrok, czarodziej zatrzymuje w przestrzeni wędrującą ku talii kart dłoń, Śmierć wierci się na fotelu. Wie, gdy dwóch się domyśla. Tylko dziewczę łypie na nich podejrzliwie, podnosi brewki, obraca głowę. Rudy lok opiera się o jej wargi. 
Obawiam się, że ktoś was właśnie opuścił. 
— Nie na wieczne odpocznienie, oczywiście — dopowiada Maurice, wiedząc, jak słowa niecodziennego towarzysza mogą zostać odebrane. — Ale tak. Obawiam się, że Gildia straciła właśnie kilku członków. 
— I się nie pożegnali? 
Słowa Marty żałośnie odbijają się bez odpowiedzi po pomieszczeniu.

Od Antaresa – Pożegnanie

„Wiedziałem, że w końcu opuścisz ten żałosny grajdołek, ale wiesz co?”
„Hm?”
„W sumie nie była to taka katastrofalna strata czasu.”
Lekki uśmiech wykwitł na twarzy Antaresa. Oczywiście, że nie była to strata czasu. Gdyby ktoś wcześniej powiedział mu, jak wiele zmieni się w jego życiu dzięki temu, że pewnego dnia Mistrz postanowił wysłać go na misję właśnie z Leą, nigdy by mu nie uwierzył. A teraz proszę bardzo. Rycerz instynktownie podążył kciukiem ku podstawie serdecznego palca, opuszek przesunął się po gładkim, ciepłym metalu. To, co nigdy nie miało być jego udziałem, stało się rzeczywistością.
W końcu zebrał ich bagaże, zniósł na dół, na ten niewielki plac przed siedzibą Gildii.
Favellus instynktownie czuł, że coś się święci. Prychał więcej, strzelał ogonem, przystawał, gdy opuszczali stajnię. Zerkał na pozostałe rumaki, szczególnie Heliosa, u którego boku przecież tyle podróżował. Biały destrier po prostu wiedział – że to nie była tylko podróż na kolejną misję, choćby miała być naprawdę długa. Antares nie przewidywał, by los pozwolił mu ponownie wrócić w te okolice – jeśli jeszcze kiedyś przeznaczenie skrzyżuje jego ścieżkę z innymi, będzie to pewnie gdzieś na szlaku, gdy rycerz najmniej się tego spodziewał, bo tak przecież działał przypadek. Lecz nim to by nastąpiło, pozostały mu listy, które chciał pisać razem z Leą.
Aż zdziwił się, że tyle zgromadził przez ten czas. Sam przecież miał niewiele, ledwie tyle, ile potrzebne mu było, by sumiennie wypełniać obowiązki błędnego rycerza. A teraz proszę – juki pełne pamiątek i podarków, zgromadzonych przez cały ten czas, gdy pozostawał tutaj, będąc częścią czegoś większego.
Luna stała tuż obok, równie objuczona, co Favellus. Zebrali wszystkie swoje rzeczy, nie zostawiając niczego, prócz odłamka serca. Rumaki zwróciły się w stronę traktu, ruszyły niespiesznie.
Trzepot skrzydeł rozbrzmiał w spokojnej ciszy, fragment obłoku oderwał się od kryształu nieba. Śnieżnobiały ptak sfrunął z wysokości, z gracją wylądował na ramieniu Antaresa, pochylił głowę, oparł dziób o policzek rycerza. Ten uśmiechnął się, zmierzwił pióra tak samo, jak robił to, gdy wszystkie były jeszcze żółte.
— Chodź, Lumi. Pojedziemy do nowego domu.

Od Lei – Dom

Obrączka błysnęła w słońcu.
Metal był ciepły, nie pierwszy raz muskałam go palcem. Wciąż jeszcze nie przyzwyczaiłam się, że tam jest, ale ilekroć na niego patrzyłam, uśmiechałam się. Był w końcu symbolem najszczęśliwszego dnia mojego życia.
— Dzień dobry — znajomy głos przebił się przez ciszę, w pokoju zrobiło się jakby jaśniej, cieplej.
— Cześć — podeszłam do mężczyzny, wargi musnęły wargi. — Właśnie kończę pakowanie.
— Daj mi znać, kiedy zabrać bagaże.
— Jeszcze chwilę.
Oparłam policzek o jego ramię, westchnęłam cicho. Antares bez słów wiedział, o co chodzi, on był tu przecież jeszcze dłużej, czuł podobnie. Pokój zrobił się nagle dziwnie pusty, wyglądał zupełnie jak wtedy, gdy pierwszy raz przekroczyłam jego próg. Wiele naszych misji było długich, ale zawsze wracaliśmy tutaj, do miejsca, które tak długo mogłam nazywać domem. Tu czułam się bezpiecznie, tu było tyle ważnych dla mnie osób.
Niedawno ślubowałam, że Antares będzie moją ostoją, a ja jego. On był moim domem, dlatego wiedziałam, że wszystko będzie dobrze tak długo, jak on będzie obok. Nie chodziło wyłącznie o budynek, najważniejsza była osoba. I wiedziałam, że właśnie z nim chcę zbudować coś nowego. Tak samo też wiedziałam, że spotkamy jeszcze członków gildii. Wymiana listów, spotkania przypadkowe i zaplanowane. To jeszcze nie był koniec.

Od Michelle – Studia

Uśmiechnęła się wesoło, wstała i poklepała koński zad. Helios odwrócił się do niej, parsknął cicho.
— No już, już — spojrzała na niego znacząco. — Wiesz, że o kopyta trzeba dbać.
— Sprawdzasz mu je po raz trzeci. Dzisiaj — zauważyła Lea.
Michelle wiedziała. Ale nie mogła usiedzieć w miejscu, wciąż znajdowała sobie nowe zajęcia, być może dlatego, bo doskonale wiedziała, z czym będzie się wiązać oderwanie od obowiązków, nawet tych nieco już wymyślonych.
— Trzeba zadbać o takiego przystojniaka.
— Nie dogonisz Sophie.
— Już, już.
Weterynarz przewróciła oczami, ale uderzyła zaraz dłońmi w uda, wstała, kierując się wreszcie ku wyjściu. Czekało ją jeszcze pakowanie. A potem jeszcze pakowanie tych rzeczy, o których zapomniała, ale Lea będzie pamiętać i zadba o to, by Michelle przeżyła drogę do Sorii. Co będzie dalej, będzie już zależało od niej samej.
Mimo wszystko, cieszyła ją perspektywa wyjazdu. Egzaminy wstępne na studia nie były łatwe, ale czas spędzony w gildii zapewnił jej praktyki, o których w Brittlebury nawet nie marzyła. Chciała się uczyć, nawet jeśli wiedziała, że będzie to wymagało ogromnego wysiłku i wiele czasu spędzonego nad linijkami pełnymi nieposłusznych liter. Ale będzie mogła zrobić dużo, dużo więcej niż do tej pory.

Od Kukume – Woła do mnie wiatr

Kukume nie była do końca pewna, co powinna zrobić. Albo co zrobi.
Lubiła gildię. Wciąż nie przeczytała wielu książek z biblioteki, wciąż jeszcze spróbowała wszystkich pączków. Zdążyła za to poczuć się tu jak w domu, a to było dla niej bardzo cenne uczucie. Lubiła nawet te bezsenne noce, kiedy z sadu miała fantastyczny widok na rozgwieżdżone niebo, czasem nawet miała towarzystwo. Nie czuła znudzenia, co jakiś czas dostawała zlecenia na dłuższe misje, a poczta do rozniesienia to coś, co przecież nigdy się nie skończy.
Z drugiej strony wiedziała, że to już czas. Spacery były coraz dłuższe, wiatr coraz częściej przemykał się po jej uszach, tańczył na kolczykach, w niej samej, roznosił się i hulał coraz bardziej swawolnie. Nie gryzł skóry ostro, jak kiedyś potrafił, ale ciągle był, nie pozwalał o sobie zapomnieć. Wciąż jednak przypominał o każdym tatuażu, nie pozwala jej zapomnieć, że jest z Mushi, że nosi w sobie pamięć o bracie. Śpiewał w języku, którego nie znała i nie mogła usłyszeć, ale była pewna, że tęskni za tą melodią, coraz głośniejszą i głośniejszą. I gdzieś ją pewnego dnia znajdzie.
Gdy zostawiła Tirie za plecami, czuła, że serce jest ciężkie, ale nie zwolniła kroku. Dokąd, jeszcze nie wiedziała.

Od Hugona – Laboratorium

Propozycja od Alberta go zaskoczyła. Sądził, że wszystkie jego kontakty z Wydziału Biologicznego przepadły, a przynajmniej te, które mogłyby zawierać coś więcej niż piwo czy kilka nieważnych uwag po przypadkowym spotkaniu.
List leżał jednak na biurku, z całą pewnością prawdziwy. Początkowo sądził, że to nieśmieszny żart, ale po kilku kolejnych wymienionych wiadomościach utwierdził się w przekonaniu, że intencje nadawcy były szczere. Albert był zresztą od zawsze w porządku, może dlatego szczęśliwie zresztą ukończył doktorat u innego profesora. Usłyszał o misji Hugona i Antaresa w Murkymeadow od jednego ze znajomych mieszkańców, i jakiekolwiek informacje do niego dotarły, uznał je za wystarczające, by chcieć mykologa w swoim zespole. Może nieco na uboczu, z daleka od uniwersytetu, ale badania w terenie brzmiały nawet lepiej. Hugo wątpił, by kiedykolwiek jeszcze wrócił do tych murów.
Zielarz postukał palcem w próbkę z grzybnią, uniósł ją do światła. Cienkie niteczki nie układały się w żadną sensowną wiadomość, coś jednak musiały mykologowi powiedzieć, bo sięgnął po czystą kartkę, zaczął kreślić na niej kolejne słowa.
— Czemu nie — mruknął do siebie.
Wiedział, że będzie mu brakować gildii. Ale wiedział, że ten dzień musiał też nadejść, dlatego wahał się tylko krótką chwilę, nim podpisał list.

Od Hotaru – Pożegnanie

W jej stronach wierzono, że życie człowieka jest odbiciem przyrody. To, co działo się w niebiosach, miało swe odzwierciedlenie na ziemi, a harmonia pór roku, ruchu gwiazd i słońca, przynosiła cykliczne przemiany, jakimi podlegała cała natura. Człowiek zaś był częścią natury, choć tak wiele zdziałał i osiągnął, by nie poddawać się już jej kaprysom.
Pory roku przychodziły takie same, niezmienne, lecz ten krąg wciąż powtarzających się zmian, po bliższym przyjrzeniu, przypominał raczej spiralę. Bo przecież lata mijały, świat podążał do przodu, a to, co jednego dnia zdawało się pewne, niemalże wieczne, kruszało wraz z upływem czasu, rozpadając się i odchodząc w stronę wspomnień, jedynie w ludzkiej pamięci pozostając jakimś odległym śladem.
Decyzja kiełkowała w jej sercu już od jakiegoś czasu, śpiąc na jego dnie niczym zimowa cykada, by zbudzić się z nastaniem lata i zniszczyć ciszę rozgrzanego powietrza swoim śpiewem. Przez długi czas siedziba Gildii była miejscem, jakie kojarzyła z domem, a zawiązane w tym miejscu relacje miały pozostać częścią jej serca i wspomnień na zawsze. Lecz czas był już najwyższy, by ruszyła dalej w drogę, szukając tego, o co wołała jej dusza i gdzie przeznaczenie kazało zmierzać jej stopom. Perspektywa tego była w pewien sposób bolesna, ale na swój sposób też uwalniająca.
Pożegnania zawsze naznaczone były bólem, lecz dla Hotaru ból ten nie nosił w sobie cienia smutku. Wiedziała, że zadzierzgnięte tutaj więzi przetrwają próbę czasu i bez względu na to, jak daleko ją samą los zaniesie, nigdy nie zapomni o tych, którzy stali się bliscy jej sercu. Jeśli nie spotkają się w tym życiu, to może w następnym, w kolejnym wcieleniu, gdy to ciało rozsypie się już w pył, dusza zaś powróci, odrodzi się na nowo, w tym, albo może w innym świecie.
Odeszła tak, jak przyszła – pieszo, odziana w swe niczym niewyróżniające się kimono, na plecach niosąc starannie spakowany plecak, za pasem zaś kryjąc swój bezcenny wachlarz.

Od Sophie – Pożegnanie

Sophie najczęściej odpisywała na listy od razu – nie lubiła, gdy zadania nad nią wisiały, zalegając na jej liście spraw do załatwienia, i kłębiły się gdzieś z tyłu głowy, nie pozwalając jej w pełni skupić się na tym, nad czym aktualnie pracowała. Tym razem było jednak inaczej. Alchemiczka pozwoliła, by list leżał na jej biurku przez te parę dni, przebiegała go wzrokiem od czasu do czasu, wracała myślami do jego treści, czekając, aż eluent wymyje z kolumny ostatnią frakcję. Czasem odpowiedź przychodziła od razu, a czasem musiała dojrzeć w umyśle, nim przybrała swą ostateczną formę. Szczególnie gdy zagadnienie stanowił tak nietrywialny problem o wielu zmiennych.
Odpowiedź w końcu przyszła, a gdy Sophie się z nią pogodziła, ciężar decyzji spadł z jej ramion, sprawiając, że alchemiczka przestała odpływać myślami w połowie rozmowy, marszczyć bezwiednie brwi i wpatrywać się w przypadkowy punkt w przestrzeni. Zamiast tego jej oblicze złagodniało, uśmiech częściej gościł na twarzy.
Decyzją podzieliła się z innymi. Zareagowali tak, jak się spodziewała i nikt nie stwierdził, że to źle, głupio postępuje, że powinna zostać, a jej miejsce jest właśnie tutaj. Cóż, gdy Sophie już postanowiła, ciężko było stwierdzić, że jej decyzja była głupia.
Na pewno w pewien sposób bolesna, bo jednak zdążyła się przyzwyczaić do Gildii oraz jej mieszkańców, lecz decyzja o przyjęciu posady w Toirie otwierała przed nią nowe możliwości i perspektywy. Stanowiła naturalny krok na drodze jej kariery, nawet jeśli ciężko było jej pogodzić się z rozstaniem z innymi. Gildia dała jej unikalne możliwości, zaś doświadczenie, jakie zyskała, ciężko byłoby zdobyć gdzieś indziej. Lecz czas jej już było wrócić do środowiska akademickiego – tym razem nie jako świeża, nieopierzona jeszcze pani doktor, ale jako samodzielna badaczka.
Sophie nie lubiła się pakować. Czynność miała w sobie jakiś rodzaj ostateczności, a kiedy trzeba było spakować całe laboratorium alchemiczne, prócz tej ostateczności i nostalgii, dochodziło jeszcze fizyczne zmęczenie, to zaś zawsze dawało się Sophie we znaki. Dzień za dniem, kolejne skrzynie pełne pakuł i bezcennego szkła, ruszały w stronę Toirie, powolnym tempem podążając za listem, w którym Sophie poinformowała dziekana o swej decyzji. Przyjmowała jego ofertę, czekała na nią posada na Uniwersytecie.
W końcu przyszedł ten dzień – laboratorium i jej pokój były puste, czekając na inną osobę, która je zajmie, a może na to, by przeznaczono je do czegoś innego. Nie wiadomo.
Lakmus parskał cicho, gdy wyprowadzała go ze stajni – był mądry, czuł, że już nie wróci do tej stajni. Jeszcze tylko ostatnie pożegnania, ostatnie uściski i zapewnienia, że będzie pisać listy, że zawsze są mile widziane w Toirie i że ich ścieżki jeszcze się przetną, a potem Sophie wskoczyła na siodło i skierowała wierzchowca w stronę traktu. Kolejny etap kariery czekał.

Od Mattii – Pożegnanie

Nie jeden raz Mattia widział, czy może raczej czuł, że Isidoro poświęca więcej ze swej uwagi, czasu i myśli, jakiemuś ważnemu dla niego zagadnieniu. Starszy z braci nie chciał nazywać tego utrapieniem, bądź problemem, bo z takimi rzeczami Isidoro radził sobie w inny sposób, lecz właśnie zagadnieniem. Jasnowidz obracał coś w myślach, jakby przyglądał się łamigłówce, łamigłówki zaś nigdy nie stanowiły dla niego problemu, Isidoro zajmował się nimi w swoim tempie, krok po kroku przybliżając się do rozwiązania. Isi na coś czekał i coś planował. A gdy zaplanował, podzielił się tym z Mattią.
Mężczyzna nie kwestionował zdania swego brata. Tak, jak Isidoro zobaczył ich dalszą drogę w gwiazdach, tak Mattia czuł, że taki obrót wypadków się zbliża, tak po prostu, gdzieś w swym wrażliwym sercu i duszy. Czasem po prostu tak było, że człowiek wrastał w jakieś miejsce, lecz w końcu trzeba było je opuścić.
Wiadomo, że to Mattia zajął się wszelkimi sprawami technicznymi. Musieli przecież zwrócić pomieszczenie, które służyło im za obserwatorium, a zdemontowanie całego sprzętu okazało się zadaniem nie mniej wymagającym, niż jego sprowadzenie i rozłożenie. Mattia zatonął nieco w nostalgii, gdy kolejne dzienniki gwiazdowe lądowały w skrzyniach, zawinięte w woskowany materiał, zabezpieczone przed wilgocią i czekającą je podróżą. Teleskop, rozłożony w chaos kręgów, soczewek i zębatek, spoczął w kolejnych, starannie opisanych skrzyniach.
Miał wrażenie, że to pożegnanie nie jest takie całkowite i na zawsze. Soria nie była przecież tak daleko, nie trzeba było organizować całej wyprawy, by się do niej udać. Posłowie podróżowali regularnie, a jeśli chodziło o pisanie listów do przyjaciół i znajomych, Mattia nie miał z tym najlepszych problemów.
Gdy patrzył wstecz na to, jakimi ludźmi byli, on i Isidoro, gdy pierwszy raz przekroczyli próg Gildii, Mattia miał wrażenie, że ciężko byłoby mu ująć w słowa to, ile się zmieniło. Isidoro, wcześniej ledwie potrafiący wykrzesać z siebie wypowiedź, jaka nie obraziłaby rozmówcy, teraz poczuł się na siłach, by iść i nauczać innych. On zaś, wcześniej skupiony głównie na tym, by jego brat nie wpakował się w jakieś tarapaty, teraz ufał mu całkowicie i zyskał w końcu odwagę, by pójść w ślady ojca. Scena polityczna Sorii wydawała się interesująca.

Od Isidoro – Pożegnanie

Patrzenie w gwiazdy, przepływ magii przez karty tarota i kamienie wróżebne, były dla niego równie naturalne, co oddech. Nie było dnia, by jego normalny wzrok nie kierował się ku gwiazdom, a ten magiczny, nie podążał ścieżkami przeznaczenia, starając się dostrzec to, co czekało poza granicą niewiadomego. Moc, która miała go w przyszłości zabić, teraz stanowiła naturalną część jego życia. A może zawsze tak było, może jasnowidzenie zawsze było samym rdzeniem jego serca, lecz on musiał po prostu dorosnąć do tego, by to pojąć?
Już od pewnego czasu czuł ten zbliżający się z każdym dniem moment, zwiastujący nieuchronne. Bo oto jeden rozdział życia dobiegał końca, by kolejny mógł się otworzyć.
Mattia niemal od razu wyczuł tę subtelną zmianę w zachowaniu swego brata, Isidoro zaś był doskonale tego świadom. W sercu czuł wdzięczność i spokój, wywołane zaufaniem brata, czekającego cierpliwie, aż Isidoro w odpowiednim czasie podzieli się z nim swymi przemyśleniami i powie, gdzie też los postanowi ich obu poprowadzić. Młodszy z braci działał w swoim tempie, pozwalając, by możliwe wydarzenia nadchodziły tak, jak powinny, bez gwałtownych zmian, bez nadmiernego pośpiechu, bez siłowania się z przeznaczeniem.
I tak jak jego wzrok zawsze wybiegał do przodu, w przyszłość, gdy umysł starał się rozwikłać skomplikowaną sieć wzajemnych powiązań, wydobyć spomiędzy ścieżek tę najlepszą możliwą, tak teraz nostalgia wypełniała serce, gdy Isidoro spokojnym tempem spacerował wśród dobrze znanych sobie korytarzy, wiedząc, że każdy krok, każda mijająca chwila, przybliżają go do momentu, gdy spojrzy na siedzibę Gildii po raz ostatni. Biblioteka, ogród, obserwatorium. Miejsca, w których przebywał najczęściej, zasnute były dla niego pajęczyną wspomnień i uczuć, które astrolog pieczołowicie zbierał, przysiadając w pozornie przypadkowych miejscach, przesuwając dłonią po oparciu krzesła, fragmencie ławki.
Mattii przekazał swe myśli i decyzję tak, jak zawsze.
Wspólne popołudnie z filiżanką aromatycznej herbaty wybrzmiało ciężką ciszą. Isidoro odstawił naczynie, odchylił się na swym krześle, spojrzał bratu prosto w oczy.
— Już czas.

piątek, 4 sierpnia 2023

Podsumowanie #66 + Zapowiedź RP!

Witamy Was Misiaki w kolejnym podsumowaniu miesiąca!
 
Niestety w tym miesiącu musieliśmy pożegnać się z:
 
Jamesem, Calithą, Billy'm oraz Heleną za decyzją autorki

Punktacja
Madeleine – 0 słów – ZGR Leonardo – 0 słów – NB
Yuuki – 582 słów – NB Narcissa – 0 słów – NB
Cahir – 0 słów – ZGR Adonis – 0 słów – NB
Syriusz – 0 słów – NB Nova – 0 słów – ZB
Nikolai – 0 słów –NB Marta – 0 słów – ZB
Isidoro – 0 słów – ZB Mattia –  0 słów – ZGR
Antares – 0 słów – ZGR William – 0 słów – ZB
Lea –  0 słów – ZGR Pan Sokolnik – 0 słów – NB
Echo – 0 słów – ZGR Sophie – 0 słów – ZGR
Apolonia – 0 słów – ZGR Hotaru – 0 słów – ZB
Odetta – 0 słów – ZGR Aherin – 0 słów – ZGR
Kukume –  0 słów – ZGR Dina – 0 słów
Michelle – 0 słów – ZGR Asa – 0 słów – NB
Mefistofeles – 0 słów – ZB Hugo – 0 słów – ZGR
Nalanis – 0 słów – ZGR Reginald – 0 słów– ZGR
Alyia – 0 słów – ZB Kaneshya – 0 słów – ZGR
Vilre – 0 słów – ZGR Tsakani – 0 słów
Maurice – 0 słów  – ZGR Pelagonija – 0 słów – ZB

Ignatius – 0 słów – OA Xavier – 358 słów
Nicolas – 0 słów – OA Balthazar – 0 słów
Akamai – 0 słów – OA Nikita – 0 słów

Legenda: OA - Ograniczona aktywność | NB - Nieobecność | ZGR - Zagrożenie | ZB - Zablokowany wątek | D2 - Niedawno odblokowany wątek, dodatkowe 2 tygodnie
oh I missed this green

Tym samym postacią miesiąca zostaje Yuuki! Gratulujemy!


Dokładną liczbę napisanych przez was słów znajdziecie

Inne sprawy:

Hej, hej, hej, a co powiecie na RP? :>
Wakacje w pełni, żniwa w pełni, sady pełne dobroci, nie ma czasu na lenistwo, pora się za coś zabrać!
ALE! Zanim powiemy Wam, co będziemy robić, musicie nam pomóc wybrać termin!
Ankietę znajdziecie > TUTAJ


Do zobaczenia na kolejnym podsumowaniu!
Administracja