niedziela, 12 marca 2023

Od Aherina cd. Apolonii

Gdy aktorka przekraczała drewnianą ramę, lustro, w kontakcie z jej skórą, marszczyło się jak tafla jeziora, błyszczało, jeżyło białoniebieskimi promieniami, wypełniało pomieszczenie fantastycznym światłocieniem. Sylwetka Apolonii po chwili rozpłynęła się, zdematerializowała Aherinowi w oczach.
Stał, trochę nie dowierzając, że nieznosząca teleportacji aktorka nie skorzystała z jego pomocy, zignorowała rękę, którą jej podał, przekroczyła teleport prawie bez uprzedzenia i przeniosła się do restauracji sama.
— Kobiety — westchnął, wiedząc, że musi odczekać teraz przynajmniej paręnaście sekund, żeby mieć pewność, że nie zakłóci podróży aktorki i pracy wykorzystanego w roli teleportu lustra.
Przekroczył ramę. W jednej chwili: przenikliwy chłód, uczucie znikającej pod stopami podłogi, nagłe wirowanie, przelewające się w kalejdoskopowym wirze obrazy mijanych z olbrzymią prędkością miejsc. W drugiej — twardo osadzona w swych konturach rzeczywistość, kwitnący wiosennymi barwami ogród dobrze znanej austerii, cichy dźwięk fletni, zapach porządnego jedzenia, azalii, heliotropu, pobliskiego strumienia i kobiecych perfum.
Apolonia stała przed nim, uśmiechała się dziewczęco, niewinnie. Aherin zamierzał grzecznie, rzeczowo i prosto wytłumaczyć jej — jak czarodziej osobie, która, nie mając z magią wiele wspólnego, mogła być pewnych rzeczy nieświadoma — że samodzielne korzystanie z teleportów jest dla zdrowia raczej... niewskazane. Podróż z czarodziejem zawsze była bezpieczniejszą opcją, gdyby teleport z nieznanych przyczyn nagle się wykrzywił, Aherin, jako absolwent DUMu, miałby szansę, choć niewielką, zapobiec katastrofie. 
Podszedł do aktorki z miłym, niczego niezapowiadającym uśmiechem, uniósł karcąco wskazujący palec, otworzył usta. Wypowiedzieć słowa nie zdążył.
— Dzień dobry — przywitał ich blondwłosy elf w uniformie kelnera, wysoki, przyjemny z twarzy. Aherin go nie kojarzył, musiał być nowy. — Mam zaszczyt powitać państwa w austerii Rara Avis, renomowanym przybytku madame Roweny de Naumeyer. Państwo Asparsa?
Aherin jakoś nie miał potrzeby wyprowadzać go z błędu.
— To my.
— Stolik dla państwa już czeka, zaprowadzę, tędy proszę. — Elf skłonił się lekko, puścił ich przodem, wskazał miejsce, w które powinni się kierować. Niepotrzebnie, oboje znali lokal, wiedzieli, gdzie iść. — Czy podróż się udała?
— Cóż. — Apolonia, idąca krokiem pewnym i wdzięcznym, delikatnie przytrzymywała dłonią fragment spódnicy. Złożyła wargi w jednym ze swoich zabójczych uśmiechów. — Na pewno przyprawiła o emocje.
Aherin spojrzał na aktorkę dość wymownie.
— Prawda? — Półżartem złapał ją w pół, przyciągnął do siebie, zmierzwił jej sukienkę na żebrach. — Chyba każde z nas.
Elf wypowiedział dwa, trzy zdania na temat niezwykłych wrażeń, jakie niewątpliwie zapewnić może korzystanie z teleportu stworzonego przez profesjonalistę (Aherin się uśmiechnął, pochlebstwo mile go połechtało). Odprowadził ich do stolika przy kariatydzie, wyręczył Aherina, dosunął za aktorką krzesło, z pamięci wyrecytował im spis napojów i potraw, gorąco zarekomendował danie dnia. Aherin, po krótkiej konsultacji z Apolonią, zgodził się je zamówić, choć miało tajemniczą nazwę, a sposób, w jaki zostało opisane, był niemniej zagadkowy.
Czasem, rozmawiając z kelnerem, pozwalał sobie zerknąć na ogród. Stolik, który zarezerwował, lubił najbardziej, miał do niego wieloletni sentyment. Przywykł do milczącego towarzystwa poważnej, patrzącej na wszystkich z góry kariatydy, kolumny wydartej z białych świątynnych murów, kobiety o obtłuczonej twarzy, podtrzymującej jedną ręką nieistniejący gzyms, bo z drugiej został kikut. Aherin regularnie zaglądał do Rara Avis, a gdy już gościł u madame, nie odmawiał sobie spaceru wśród wiecznie kwitnących różaneczników, malw, rododendronów, gdzie zawsze, niezależnie od miesiąca, panowała wiosna, było cudownie ciepło, w tle cicho szumiał iluzoryczny strumień, śpiewały nieistniejące ptaki, latały niepłochliwe, siadające na rękach motyle, niezwykłe, zdumiewające i utkane z magii, jak wiele rzeczy, które należały do wystroju luksusowej i bajecznie drogiej austerii Roweny de Naumeyer, będącej, Aherin musiał przyznać, całkiem uzdolnioną czarownicą.
Gdy przyniesiono im napoje w kryształowych kieliszkach, Aherin uniósł swój, chcąc stuknąć się z Apolonią szkłem. 
— Dobrze znowu tutaj być, nie sądzisz? 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz