poniedziałek, 6 marca 2023

Od Cahira cd. Asy

Spojrzał na Asę, uśmiechnął się. Kilka zdań, które ze sobą wymienili, wystarczyło Cahirowi, żeby stwierdzić, że dzieciak jest niewychowany, pyskaty, arogancki, nie ma krztyny respektu dla osób starszych od siebie, myśli ponadto, że wszystko mu się należy, jak to krzesło, które rzeczywiście było zajęte, a z którego, mimo zwróconej uwagi, Asa nie zszedł. Jakbym widział siebie, parsknął Cahir, jakbym cofnął się w czasie o dziesięć lat i mógł spojrzeć na siebie cudzymi oczami.
Krzesło należało do Nicolasa, wynalazca stał na drugim końcu stołówki, nadal czekał w kolejce po śniadanie. Miejsca przy stoliku były tylko dwa, Cahir złapał z Nicolasem kontakt wzrokowy, ruchem dłoni i spojrzeniem przekazał, że przeprasza, chłopak dosiadł się sam. Nicolas uśmiechnął się łagodnie, gestem dłoni odpowiedział, że nic się nie stało, że rozumie. Czasem nie potrzebowali słów, żeby się porozumieć, przyjaźnili się już trochę, mogli prowadzić dialogi na spojrzenia, spędzili ze sobą w Gildii dostatecznie wiele czasu, by mieć to wypracowane.
— Kim jestem? — Cahir musiał przyznać, że pytanie trochę go rozbawiło, może nawet pozytywnie. Współpracował z Cervanem od paru ładnych lat, miał w Gildii spory staż, przyzwyczaił się, że wszyscy go znają. — Praktycznie rzecz biorąc, chyba nikim bardzo tu istotnym.
Asa zmrużył oczy podejrzliwie, racząc się śniadaniem spokojnie, nieskrępowanie, jak gdyby nigdy nic. 
— Czyli kim?
— Szpiegiem na emeryturze. Przerobionym na strażnika. 
— Trochę nuda — przyznał chłopak z pozbawioną litości szczerością. — Ja na przykład jestem adeptem wojownika.
— To też słyszałem.
— Znasz moje imię, znasz moje stanowisko. — Kolejne nieufne, pełne dystansu spojrzenie. — Coś dużo o mnie wiesz.
— Wieści szybko się tu rozchodzą — przyznał Cahir. — A ja mam niezłą pamięć, czy chcę, czy nie, zapamiętuję to i owo.
— Fajnie. — odpowiedział Asa obojętnie. — A jak masz na imię?
Aleksander.
— Cahir. 
Asa zrobił nieco zamyśloną minę, wyglądał, jakby szukał czegoś w pamięci, choć pobieżnie i bez zbytniego zaangażowania. 
— Nie znam i nie słyszałem — powiedział w końcu, patrząc na Cahira wzrokiem mówiącym: chyba-naprawdę-nie-jesteś-tu-nikim-ważnym.
— Może lepiej. — Cahir patrzył, jak Nicolas dosiada się do Akamaia i Xaviera, pozdrowił towarzystwo ruchem brody. — Wolno zapytać, skąd pochodzisz? — dodał po pauzie.
— A co?
— Mówiłeś, że żyłeś na ulicy, a Gildia to twoja szansa. 
— Jestem z Ovenore. A co? — powtórzył chłopak tonem nieco bardziej zaczepnym.
— A nic — uśmiechnął się Cahir, jak na siebie, całkiem przyjaźnie. — Tak się składa, że też stamtąd pochodzę. I wiem nieco o tamtejszych ulicach.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz