sobota, 11 marca 2023

Od Calithy, CD. Asy

 — Kochanie, ale będzie z ciebie dobry obiad! — roześmiała się z satysfakcją, klepiąc kilkukrotnie martwe cielsko, jak tylko Asa zniknął jej z oczu. 
Mieli niesamowite szczęście, że ich ofiara wcześniej stoczyła wystarczająco ciężki boj, żeby padła praktycznie po ledwie trzech strzałach. Chociaż może ta pierwsza, rzucona w oko, mogła mieć zadziwiającą skuteczność. Gdyby nie było tak jasno, to Calitha podejrzewałaby, że swoje szczęście zawdzięczała wyłącznie drogocennemu wpływowi sprzyjających gwiazd. Nie była tragicznym łucznikiem, ale też nie miała wątpliwości, że starcie z wielkim cielskiem to coś zupełnie innego niż strzelanie do wioskowych królików (o zgrozo, bo taka jedna strzałka i puf, nie ma połowy mięska, a futro prawie do wyrzucenia całe), czy nawet do kurnikowych lisów.
Przystanęła nad martwym zwierzęciem, próbująco obrócić je na bok z marnym skutkiem. Dopiero po dłuższej szarpaninie przerzuciła ciężkie ciało, dysząc ociężale, aż musiała oprzeć się o drzewo. Niby chciała go dokładnie obejrzeć, ale już po zakończeniu czynności znudziła się nieco własną zdobyczą i brak towarzysza podróży zaczął jej wadzić.
Calitha zawsze była kimś żywiołowym, kto potrzebował ludzi wokół siebie, żeby czuć, że tak naprawdę oddycha. Pozbawiona młodziejaszka naburmuszyła się nieco, nawet jeżeli sama wysłała go na ściągnięcie pomocy z gildii. Odetchnęła dlatego głęboko i chuchnęła kilkukrotnie w zmarznięte dłonie, chcąc je ogrzać. Trzeba było poczekać.
I czekała. Potem jeszcze trochę i trochę. Nie należała do cierpliwych osób, ale tym razem złość mieszała się z lekkim zaniepokojeniem. Nie odeszli aż tak daleko od gildii, chłopiec powinien już dawno wrócić, nawet jeżeli nie z kimś mięśniatym, to chociaż samemu, żeby ją poinformować, że wszyscy ich olali. Westchnęła głęboko i zrezygnowana spojrzała po raz ostatni na dzika. Trudno się mówi, może zdążą tu wrócić, przeszło jej ukradkiem przez myśl i sama ruszyła w drogę powrotną.
Rozglądała się po lesie, ale nie znalazła żadnych nowych śladów chłopca i to zdołało ją zmartwić. Nawet jeżeli padał śnieg, jeżeli wrócił do gildii, to powinny być jego jakiekolwiek nowe odciski butów. Nie znalazła jednak nawet żadnej wskazówki, że Asa wyszedł kiedykolwiek z lasu.
Okey, przestawało jej się to podobać, tym bardziej, że może słońce nie chyliło się jeszcze ku horyzontowi, ale popołudnie też nie było stosunkowo młodą porą. Gwizdnęła kilkukrotnie, odwracając twarz ku niebu, zanim krzyknęła kilkukrotnie, wystraszając leśne ptaki.
— Asa! Aaaasaaa! Jesteś gdzieś? 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz