wtorek, 21 marca 2023

Od Hotaru - 永遠の花

Śnieg prószył spokojnie, otulając świat ciszą i bielą, i sprawiając, że nawet coś tak prozaicznego, jak dzień targowy na obrzeżach Sorii, miało w sobie coś magicznego, jakiś rodzaj zimowego zamyślenia i zastoju.
Hotaru przystanęła w jednej z alejek, uniosła dłonie, chuchnęła w palce, starając się je rozgrzać. Chodzili tu już dość długo, tancerka wciąż nie mogła się zdecydować, nie umiała znaleźć właściwej odpowiedzi. Towarzyszący jej astrolog też przystanął, odwrócił się do niej, obdarzył łagodnym uśmiechem, w którym nie dało się dostrzec żadnego śladu zmęczenia czy zniecierpliwienia. Hotaru czuła jednak, że już trochę przesadza, a jej błądzenie i bezowocne poszukiwania zaczynają zakrawać na nieuprzejmość.
— Może niewielka przerwa pozwoli naszym umysłom odpocząć – mój brat twierdzi, że wtedy szczęście chętniej sprzyja, a w kwestii szczęścia i losu nie znam lepszego od niego eksperta.
Mattia patrzył na nią z pogodnym oczekiwaniem, niewzruszony zimową aurą, szczypiącym w nos mrozem ani wciąż padającym z nieba śniegiem.
— Przepraszam, że to tyle zajmuje. — Ramiona Hotaru opadły, kobieta kontynuowała, choć Mattia już potrząsał głową, by ją uspokoić. — Handlarz zawsze przyjeżdżał tu o tej porze – przecież w zeszłym roku kupiłam od niego ten malowany jedwab – a teraz nigdzie nie mogę go znaleźć… Chyba coś się musiało stać, przybyliśmy na próżno, to taka strata czasu...
— Nie tak znów na próżno. — Optymizm astrologa był cudownie zaraźliwy. — Ja zaś nie uważam naszej małej wyprawy za stratę czasu, skoro dane jest mi cieszyć się tak zacną kompanią.
Tancerka poczuła, jak część spoczywającego na sercu ciężaru i wyrzutów sumienia ulatuje w niebyt, przegnana uśmiechem hrabiego.
— Tu niedaleko jest takie miłe i zaciszne miejsce. Usiądziemy, odpoczniemy, zewrzemy szyki i z nowymi siłami stawimy czoła temu problemowi — kontynuował, wskazując dłonią odchodzącą w bok alejkę. — Odpoczynek i przemyślenie sprawy są równie ważne, co działanie, jeśli nawet nie ważniejsze. Czy nie taką filozofię wyznają osoby z twych rodzinnych stron? Zdaje się, że słyszałem podobne słowa padające z twoich ust.
Hotaru pokiwała głową. Mattia miał rację, powinni odpocząć, a ona powinna przemyśleć swój pomysł na prezent, skoro nie była w stanie nabyć materiałów potrzebnych jej do wykonania umyślonego planu. Może to dlatego Isidoro przestrzegał ją, by wcześniej zaczęła wszystkie przygotowania, że nie będzie miała tyle czasu, ile jej się wydawało. Widział już komplikacje czekające ją wśród ścieżek przeznaczenia, lecz dlaczego w takim razie powiedział jedynie, by pospieszyła się ze swą pracą, nie powiedział jednak, by nie szukała upatrzonego handlarza?
Mattia faktycznie był specjalistą w znajdowaniu uroczych miejsc, gdzie dało się spędzić nieco spokojnego czasu, ciesząc się łagodnym spokojem, gorącą herbatą i uprzejmą konwersacją. Wnętrze niewielkiego lokalu emanowało ciepłem natartego woskiem drewna, miękkością haftowanych jedwabiem poduszek i zapachem okrytych kurzem bibelotów. Nic w środku nie przypominało swym wyglądem tego, co można było spotkać w herbaciarniach Yamato, mimo to tancerka poczuła, jak jej duszę opada to znajome uczucie, jakie towarzyszyło jej podczas podróży po jej własnym kraju. Widać pewne rzeczy były uniwersalne, miejsce nie miało znaczenia.
Hotaru nawet nie zauważyła, gdy dała poprowadzić się w rozmowie, a jej myśli, biegnące wokół wciąż nierozwiązanego problemu, stopniowo się od niego oddalały, wprawnie odciągane słowami Mattii i gładko prowadzoną konwersacją. Nie zauważyła, gdy zmartwiona zmarszczka zniknęła spomiędzy jej brwi, a zaróżowione od zimna palce odzyskały właściwy kolor i przestały zaciskać się na rąbku rękawa. Na dzielącym ich stoliku pojawił się imbryk pełen aromatycznej herbaty, pojawił się też talerz ciastek, a Hotaru odniosła wrażenie, jakby była jednocześnie gdzieś w Yamato i w obserwatorium astrologicznym. Oba miejsca brzmiały niczym dom, wypełniały serce spokojem i radością, stanowiąc twierdzę chroniącą przed każdym smutkiem i zagrożeniem. I właśnie wtedy, gdy jej myśli kompletnie uleciały już od tego, co było tu i teraz, a tancerka zaśmiewała się, subtelnie kryjąc usta dłonią, w jej głowie zrodził się nowy pomysł.
Wzrok przepłynął w stronę wystawionych na półce bibelotów, złowił jedną z siedzących tam lalek. Porcelanowa ozdoba, ustrojona w fikuśną sukienkę, popatrywała szklanymi oczami na klientów cukierni, na zawsze zastygła w tej samej pozie, z tym samym uśmiechem. Ale to nie twarz lalki była tym, co pchnęło myśli Hotaru na nowe tory, lecz jej włosy. A raczej – ta pojedyncza zanurzona w nich ozdoba. Że też nie przyszło jej to wcześniej do głowy…


Dobrze, że zaczęła wcześniej.
Pierwsze podejście zakończyło się brzydką, przypaloną krawędzią, gdy Hotaru próbowała zaprasować maleńki, materiałowy płatek, ale żelazko okazało się zbyt duże, zbyt gorące i toporne, by podołać zadaniu. Krótki syk, tancerka oderwała gorący metal od swego dzieła, westchnęła ciężko. Tym razem brązowego śladu nie dało się niczym zamaskować, musiała zacząć od początku,
Drugie podejście też zakończyło się fiaskiem – klej nie trzymał, kwiatki odpadły, odrywając część drewienka, zostawiając na nim brzydki, nierówny fragment. Hotaru próbowała jeszcze skleić całość, ale o ile były takie wypadki, gdy naprawienie danego elementu czyniło go piękniejszym i bardziej oryginalnym, o tyle w tym przypadku klej po prostu nie chciał ponownie złapać drewna, przejrzysta masa wypełniła się bąbelkami powietrza, a potem znowu pękła, zabierając ze sobą kolejny odprysk drewna.
Trójka była ponoć szczęśliwą liczbą – tak w Iferii, jak i w Yamato – i to trzecie podejście okazało się tym trafnym. Hotaru ostrożnie zaczęła doklejać do drewienka starannie wypracowane i pozszywane elementy. Wychodziły jej coraz lepiej, coraz sprawniej, gdy ich poprzednicy odeszli w zapomnienie, będąc częścią nieudanych podejść. Tancerka nabrała doświadczenia i wprawy, teraz spod jej palców wychodziły takie elementy, jakie chciała.
Dobrze, że Isidoro powiedział jej, by się spieszyła.
Wiadomość o zbliżającym się wyjeździe Lei była dla niej zaskoczeniem, a gdy Hotaru przeliczyła dni, okazało się, że Lei nie będzie w siedzibie Gildii w ten specjalny dzień. W normalnych okolicznościach Hotaru obdarowałaby ją prezentem po powrocie, Lea nie była typem osoby, który obraziłby się za coś takiego. Jednak w tych okolicznościach, gdy Lea uśmiechała się właśnie w ten sposób, mówiąc o swym wyjeździe, Hotaru bezbłędnie mogła odgadnąć, z kim wyruszała. Tancerka sama uśmiechnęła się pod nosem – była pewna, że drobna ozdoba przyda się Lei podczas tej misji.
Znalazła jeden z wieczorów, gdy łowczyni nie musiała pomagać w kuchni, nie wracała też z łowów w lesie, ani nie miała żadnych większych planów (Antares był tym razem na patrolu). Jak to zwykle bywało, Hotaru przygotowała nieco słodkości, zaparzyła dobrą herbatę, i uzbrojona w taki właśnie rynsztunek ruszyła w stronę pokoju Lei.
Zdziwienie odmalowało się na jej twarzy, gdy po krótkim „Proszę” w drzwiach stanęła Hotaru.
— Co to za okazja? — spytała Lea, zerkając na bogactwo ciastek i kołyszący się na tacy imbryk.
— Oczywiście twoje urodziny. — Tancerka weszła do środka, wdzięcznym ruchem stopy zamknęła za sobą drzwi.
Lea uniosła brwi, na jej twarzy pojawił się podszyty skrępowaniem uśmiech.
— Dziękuję, bardzo mi miło… że pamiętałaś i przygotowałaś wszystko.
— Wiem, że to nie dzisiaj. — Hotaru uspokoiła kobietę, a uśmiech Lei stał się nieco bardziej swobodny. — Po prostu wiem, że cię nie będzie tego dnia tutaj i się nie zobaczymy. Wiem też, że dawanie prezentu, zanim nastanie dzień urodzin, jest niezbyt szczęśliwe, ale… Ten jeden raz myślę, że lepiej będzie zrobić coś naprzeciw tradycji.
Taca z ciastkami i imbrykiem wylądowała na biurku, gdy Lea zebrała już z niego kartki i zapisane w połowie listy. Hotaru przysiadła na jednym z krzeseł, drugie zajęła łowczyni, a potem przyszedł czas na to, by napełnić kubki herbatą i skosztować słodkich ciasteczek.
— Naprawdę, nie musiałaś — powiedziała Lea, a Hotaru rzuciła jej lekko rozbawione spojrzenie.
— Ale chciałam.
To powiedziawszy, sięgnęła w stronę rękawa, wydobyła z niego niewielkie zawiniątko. Tak jak zawsze, gdy Hotaru przygotowywała jakiś prezent, całość została starannie zawinięta w ozdobną chusteczkę, tworzącą zgrabny i dekoracyjny pakunek. Tancerka wyciągnęła furoshiki w stronę Lei.
— Wszystkiego najlepszego.
Dłonie Lei gładko uporały się z supełkiem, chusteczka grzecznie ukazała swą zawartość.
Lakierowane drewienka układały się w wąski grzebyk o subtelnej, miedzianej barwie, w jakiś niezwykły sposób podobnej swą barwą do koloru włosów Lei. Materiałowe ozdoby, starannie ułożone i zszyte w formę rozkwitłych kwiatów, iskrzyły się obramowaniem ze złotej nitki, wszytymi szklanymi koralikami i miękkością błyszczącego jedwabiu. Wszystko zaplanowane tak, by drewienko niknęło i stapiało się z włosami, a kwiaty przyciągały spojrzenie, wyglądając tak, jakby łowczyni wpięła świeżo zerwane rośliny we włosy.
— Jest prześliczny, dziękuję — powiedziała Lea, obracając grzebyk w dłoniach.
— Mam przeczucie, że może ci się przydać w nadchodzących dniach — odparła Hotaru, a delikatny uśmiech ozdobił jej twarz.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz