środa, 8 marca 2023

Od Kaneshyi cd. Williama

Kaneshya patrzył na chłopaka. Surowo.
— Ja... przepraszam — zająknął się chłopak lekko, obiema rękami objął książkę, przycisnął ją do piersi w dziecinnym geście samoobrony. — A co do książki... To kwestia sporna. Nie powinienem wypowiadać się na temat tego, czy jest dobra, czy nie. Została ona napisana przez mojego tatę — uśmiechnął się niepewnie, trochę niezręcznie. Był tak całą sytuacją stremowany, że Kaneshya, patrząc na niego, sam zaczynał czuć konsternację. — Chwila... Kojarzę cię... Kaneshya. Też jesteś z gildii. Erishio, tym bardziej bardzo przepraszam. — Zwiesił głowę, spojrzał na buty i, cholera jasna, czy on właśnie spąsowiał? — Jeżeli trzeba, to mogę pomóc. Co nieco umiem w kwestii strzelania z łuku, co prawda nie jest to nic specjalnego i dawno nie trenowałem, ale i tak chciałbym ci to jakoś wynagrodzić.
— Nie potrzebuję pomocy, poluję sam. — Kaneshya schował strzałę do kołczanu, spojrzał na leszczynę, odetchnął podmuchem leśnego wiatru, skoncentrował się, wytężył słuch, spróbował namierzyć uciekające zwierzę, wyczytać, którędy pobiegło. — No już, zmykaj, żartowałem z tą łanią, niczego od ciebie nie chcę.
Odwrócił się, chciał odejść.
— Bardzo mi przykro, że tak się stało — kontynuował chłopak trochę nieśmiało. — Może jednak mógłbym coś zrobić?
— Nie trzeba.
— Nie chciałem, okropnie mi głupio... 
Kaneshya machnął ręką, powiedział trochę łagodniej:
— W porządku. A teraz przepraszam, jestem zajęty.
Odwrócił się, myśląc, że wyraził się jasno, że to koniec rozmowy. Usłyszał trzask gałęzi za plecami. Głośny, wynikający z nieostrożności, spowodowany czyimś nieprzemyślanym stąpnięciem.
— Naprawdę nalegam... — drążył chłopak.
— Zdumiewa mnie, jak bardzo chcesz, żeby cię karać. — Kaneshya westchnął. — Jesteś bibliotekarzem, tak? — Nie wiedział tego, ale wyczuwał zapach kurzu, starych książek, pożółkłego pergaminu. I czegoś jeszcze, czegoś słodko-cierpkiego, kwiatowo-gorzkiego. — Świetnie. Zdaje się, że mam jeszcze trochę lasu do przebiegnięcia, jak wrócę do Gildii, będę zmęczony. Przygotuj mi na wieczór coś do czytania, zdaję się na twój gust. Tę herbatę też mi zrób przy okazji. Aha. — Zatrzymał się w pół kroku. — Gryphon ostatnio dużo stoi w boksie. Jak będziesz miał czas, to go wyczyść i sprawdź, czy ma świeżą wodę. A teraz przepraszam. — Zmienił skórę, przybrał sylwetkę ptaka, rozrzucił skrzydła do lotu. — Łania ucieka.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz