czwartek, 2 marca 2023

Od Kaneshyi — Cień zamczyska

Duane się nudził.
Huśtał się na krześle, patrzył na otwarte na oścież okno, obserwował, jak zasłony białe jak śnieg wzdymają się na wietrze zimnym jak stal. Materiał falował dziwnie, przybierał w powietrzu fantastyczne kształty, zupełnie jak zanurzony w wodzie. Gdy Duane odwracał wzrok, wydawało mu się, że z okna wyciągają się ku niemu czyjeś białe ręce.
Paskudne wrażenie, uśmiechnął się pod nosem, czując na plecach dreszcz. Równie nieprzyjemne, co widok na to upiorne zamczysko.
Czekanie się opłaciło, na parapecie przysiadł ptak. Z upierzenia przypominał srokę, z sylwetki — sokoła. Przemienił się w mężczyznę z aparycji wyglądającego na elfa, z oczu — na demona.
— Miałem już wychodzić — postraszył Duane. 
Kaneshya wszedł do pokoju, rozejrzał się, nie usiadł.
— Co masz dla mnie?
— Najadę. — Duane przesunął w jego kierunku list. — Mieszka w jeziorze parę mil za wsią. Topi samotnie zapuszczających się w las młodzieńców, wabi ich śpiewem. Życzeniem księcia-pana jest, żebyś zrobił z nią porządek.
Kaneshya złamał pieczęć, przebiegł wzrokiem po wiadomości.
— Odwiedzę ją. — Czasem, gdy mówił, można było zobaczyć jego zęby, które, w połączeniu z bladą skórą, peleryną i rysami twarzy, trochę upodabniały go do wampira. — Powiedz mi wszystko, co wiesz. Bo to — uniósł list w dwóch palcach — to za mało. 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz