czwartek, 2 marca 2023

Od Kaneshyi — Na dnie jeziora

Szedł podgrodziem, wzdłuż murów, ciasną uliczką. Przed oczami miał majaczący ponad dachami szczyt Bramy Wschodniej, za plecami — zamczysko Rovelin.
Koń rzucał łbem, trochę się opierał. Kaneshya również wyczuwał w powietrzu magię. Kramy, które mijał, odstraszały wyglądem i zapachem. Widział porozkładane na stołach zwierzęce kości i zęby, suszone węże i żaby, zioła, amulety, różnobarwne flakony.
— Umrzesz niebawem — powiedziała słodko handlarka o czarnych włosach i nosie wiedźmy.
Kaneshya uśmiechnął się grzecznie.
— Co ty powiesz?
— Skończysz na dnie jeziora — uściśliła. — W mule i wodorostach.

*

Tege czesała Rehayę, swoją ulubioną siostrę. Włosy, których dotykała, sięgały rybiego ogona, falowały niesfornie, wiły się w palcach jak żywe. Raz opalizowały złoto, raz seledynowo, momentami wydawały się jasnofioletowe. Rehaya, cóż, świeciła cała, nie tylko za sprawą włosów i pereł, które tak kochała. Barwy jej ogona nie dało się określić, patrzyło się na niego i widziało szmaragd, błękit, róż i biel.
— Miałam... — zająkała się lekko Tege, odkładając na chwilę rybi kręgosłup, służący jej za grzebień. — Miałam straszny sen. O tobie.
— Straszny? — Rehaya, nawet gdy mówiła, miała cudowny głos, nie musiała śpiewać, by sprawiać uszom przyjemność. — Dlaczego?
Tege czuła ścisk w gardle, rozglądała się czasem, choć przecież tu, na dnie jeziora, były bezpieczne. 
— Czarny pies cię w nim rozszarpał.

cd. w indywidualnych będzie ;3

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz