czwartek, 2 marca 2023

Od Kaneshyi — Wrony nad Rovelin

tw: śmierć


— Mam dla ciebie robotę. — Duane, szurając, odsunął sobie krzesło. — Potrafisz ściąć głowę jednym zamachem?
Kaneshya siedział noga na nogę, ostrzył na kolanie paskudnie wyglądający miecz.
— Zależy za ile.

*

Skazańca wprowadzono. Pod szafotem darł się motłoch. Nad szafotem — wrony. W tle majaczyło zamczysko Rovelin.
Kaneshya skoncentrował się, ominął setki dźwięków, za pomocą zwierzęcych zmysłów odnalazł właściwy głos. Skazaniec dławił się oddechem, powietrze więzło mu w płucach, stawało w gardle. Gdyby Kaneshya się postarał, może usłyszałby rytm jego serca. Ale nie miał czasu się starać.
Herold odczytał wyrok w imieniu księcia-pana. Jeden strażnik przewiązał skazańcowi oczy, drugi zdarł mu z palca pierścień z herbem, rzucił go w tłum, trzeci podał Kaneshyi miecz. Wrony skrzeczały, biły skrzydłami w powietrzu, skakały po szafocie na dwóch czarnych nogach.
Strażnicy zeszli na dół. Kaneshya ściągnął pochwę z miecza, dał światłu poranka przespacerować się po krawędzi ostrza. Motłoch krzyczał.
Przesunął ręką, gestem poprosił o ciszę. Przeszedł skazańcowi za plecami na palcach, bezszelestnie jak kot. Stając po jego prawej stronie, twardo oparł się na obcasie, pozwolił, by deska pod butem ugięła się, jęknęła. Skazany spojrzał w jego stronę, odsłonił szyję. Kaneshya znalazł się po drugiej stronie. Dziewczyna, którą zbryzgała krew, zakrzyczała świdrująco.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz