sobota, 18 marca 2023

Od Nalanisa cd. Jamesa


Siemasz James,
przepraszam bardzo, ale czy Ty mnie Szanownym Panem nazwałeś? Litości, nie rób tego więcej, poczułem się, jakbym miał pięć dych na karku i wykładał na akademii. I przestań mi pisać na Pan, nie lubię tego, czuję się staro, pisz: Nalanisie. Jeżeli nie podoba Ci się mój pseudonim artystyczny i dlatego go nie używasz, zwracaj się do mnie po imieniu, jestem Alain. Norris na nazwisko, wspomnę, bo pewnie nie wiesz, mało kto to wie, jakoś się tym nie chwalę. Alain + Norris = Nalanis, stąd się to wzięło, gdybyś może był ciekawy. Połączenie słów jest raczej luźne, bo nie wszystkie litery z imienia i nazwiska udało mi się wykorzystać, żeby stworzyć pseudonim, ale kto będzie siedział i to sprawdzał?
Swoją drogą, nie przeszkadza Ci, że zawsze zwracam się do Ciebie na Ty? Nie zastanawiałem się nad tym, znamy się jakiś czas, jesteśmy w podobnym wieku, dla mnie mówienie w ten sposób to rzecz naturalna. Bo ile Ty możesz mieć lat? Nie wyglądasz na więcej niż dwadzieścia pięć, ale słyszałem, że masz stopień naukowy, więc chyba nie możesz tyle mieć. To może ze trzydzieści jeden, dwa?... Ale z twarzy tyle bym Ci nie dał, wybacz. 
O w s z e m, mnie też jest NIEZMIERNIE PRZYKRO, że nie udało Ci się w należyty sposób docenić kunsztu mojej pracy. Cieszę się jednak, że zrozumiałeś swój błąd i postanowiłeś przeprosić, a mój portret został honorowo odesłany do Twojej rodzinnej posiadłości i powieszony u Cali w gabinecie. Toteż, sam nie wiem, zastanowię się, może wybaczę Ci tę skandaliczną ujmę, której przyszło mi z Twojej strony doświadczyć? Wspominałem, że zniszczyłem sobie ostatnio nowe buty?
Za pozdrowienia serdecznie dziękuję, Calę też pozdrów, jeżeli będziesz się z nią widział. Podróżujesz z Nibyłowskim? Mówisz, że to Twój przyjaciel? Jego też pozdrów, zabawne ma nazwisko, możesz mu to powiedzieć. Swoją drogą, nie jest przypadkiem znany w artystycznym półświatku? Mam wrażenie, że gdzieś o nim słyszałem, ale może tylko mi się wydaje. Kolebka artystyczna? Ciekawe. Dziękuję za zaproszenie, chętnie odwiedzę Was kiedyś, w Obarii nigdy nie byłem, podobno okrutnie tam zimno, mam więc nadzieję, że zabrałeś porządny płaszcz. A o moje zdrowie się nie martw, wychodzę na dwór, tylko może trochę nieregularnie. Mam tu zresztą Elegantkę, do jazdy nie nadaje się zbytnio, jest trochę stara, ale jako towarzyszka na spacer — jak najbardziej. A jak tam u Ciebie? Dbasz o siebie, jesteś zdrowy? Wierzę, że wina dobrze smakującego, choć pitego z dala od domu, nie nadużywasz.
Nie wiem, czy poczułem się urażony Twoją prośbą, muszę się zastanowić. Poza tym, och, no błagam, James, nie możesz zabraniać mi niczego w taki sposób. Bo, widzisz, piszesz to tak, jakbyś w istocie bardzo chciał, żebym to zrobił. Gdybyś tego tematu nie poruszył, może nawet Cali i sztuki bym ze sobą nie powiązał i nie zestawił. A tak, ajajaj, czuję, że będzie mi to chodziło po głowie przez następny tydzień. I co to w ogóle za groźby pod moim adresem? Przepraszam?... No nic, uznam, że gdy to pisałeś, miałeś gorszy humor, tym razem się nie obrażę. Muszę jednak przyznać, że uśmiechnąłem się trochę, gdy czytałem o tym, co jakoby ze mnie zostanie, jeżeli się do Twojego zakazu nie zastosuję. Przecież wiem, że na pewno byś tego nie zrobił, wybacz, ale trudno mi wyobrazić sobie, że mógłbyś wpaść w taki gniew.
Dziękuję za komplementy, miło mi się je czytało, sprawiły mi wiele przyjemności. Cieszę się, że mój obraz mimo wszystko przypadł Ci do gustu. Za pieniądze również dziękuję, obiecuję, że wydam je najlepiej, jak będę w stanie. Co myślisz, żebym postawił sobie koło łóżka wypchanego lisa?
Mówisz, że prowadzisz badania? Z Nibyłowskim? Chętnie o nich przeczytam, jeżeli będziesz potrafił pisać na ten temat prosto, ciekawie, jak dla laika. Niestety, wyprawy naukowe nie są mi rzeczą bliską, skłamałbym, gdybym powiedział, że choć trochę się na nich znam. Skały wulkaniczne? Stosunki dyplomatyczne? Plemię lustrzan? Brzmi zagadkowo. Pewnie nie zajmują się produkcją luster? Tak czy inaczej, wierzę, że przedsięwzięcie, w którym uczestniczysz, jest warte zachodu i, oczywiście, życzę Ci w nim sukcesów. 
Cóż, jeżeli rozważasz odejście z gildii, jest to dla mnie zrozumiałe. Niekiedy sam o nim myślę. Pewnie już by mnie tu nie było, gdybym miał lepsze opcje. Wioska na końcu świata to nie miejsce dla artysty, na misji w terenie nigdy nie byłem, bo do żadnej się nie nadaję, zleceń na obrazy też mam niewiele.
Listowna znajomość? Och. Tak. Może być. Skoro nalegasz. Nie żeby mi szczególnie zależało, ale, sam rozumiesz, odkąd wyjechałeś, nie mam z kim tu prowadzić rozmów na poziomie. Jeżeli nie maluję, często siedzę sam, w takich okolicznościach dobry list jest warty każdej ceny.
Mówisz, że chciałbyś wiedzieć, co się u nas dzieje, gdy Cię nie ma? To się doskonale składa, pytasz o to właściwą osobę. Jeżeli chodzi o aktualne poczynania gildyjczyków, jestem w temacie, orientuję się świetnie w ostatnich plotkach, mam do nich dziwną słabość. Śpieszę z relacją z ostatniego tygodnia, bo jest o czym pisać.
Słyszałeś, że Echo i Marta mają romans? Informacja pewna i potwierdzona, dwa dni temu widziałem, jak Echo w środku nocy wychodzi z jej kwatery. Poza tym, litości, nie trzeba było go na tym przyłapywać, żeby wiedzieć, że coś jest na rzeczy. Prawie codziennie piją wieczorami wino w sali wspólnej, rozmawiają godzinami cholera wie o czym. Raz, gdy sobie tak razem uroczo siedzieli, zakamuflowałem się przy stoliku obok, strzeliłem im portret z ukrycia, narysowałem ich jako zakochane kundle. Marta się śmiała, gdy pokazałem im pracę, Echo jakoś w ogóle nie. Facet kompletnie nie ma poczucia humoru, nie wiem, co ona w nim widzi. To znaczy, z g o d a, wiem, co, bo sam kiedyś siłą zaciągnąłem go do pozowania, ale to stare czasy.
Część magicznej hołoty odeszła z organizacji, Tadzik chory, Ty wyjechałeś, więc starzec zyskał monopol na magiczne usługi. Od razu zwęszył biznes, podniósł cennik o pięćdziesiąt procent. Następnego dnia naprawił jednak Fionie łuk za friko, sama mi opowiadała, także ten cały cennik to chyba pic na wodę, żeby ludzie starcowi za bardzo dupy nie truli i nie nawiedzali go po nocach z byle pierdołami. 
Co dalej?... Wracając do Echa, to pobił się ostatnio z Cahirem, ale to pewnie wiesz, byłeś jeszcze wtedy w Tirie. Opuchlizna z twarzy im zeszła, rany powoli się goją, już tak źle to nie wygląda, szczególnie w przypadku Cahira, który chyba oberwał trochę mocniej, ale nasze Szacowne Gremium Eksperckie Od Spraw Wszelakich — w składzie: kozioł-medyk, starzec i psiarnia — miało inne zdanie, orzekło, że Cahirowi na policzku na pewno zostanie spora blizna. Cahir jakby miał to w dupie, ale Gremium jakby nie, więc parę dni temu wyniknęła z tego zabawna sytuacja.
Szacowne Gremium zdybało Cahira w sali wspólnej, przemocą usadziło go na krześle, zaczęło się naradzać, jak problem ze szramą rozwiązać. Starzec chciał wyklepać policzek magią, psiarnia nałożyć na niego iluzję, kozioł przygotował ziołową maść, podobno piekielnie skuteczną w leczeniu blizn. Co z tego wyniknęło? Wiadomo, co. Dzbany chciały dobrze, ale, oczywiście, nie mogły się dogadać, każdy wiedział najlepiej, co trzeba robić. Wyniknęła z tego taka awantura, że aż zszedłem na dół popatrzeć, jak się żrą. 
Kozioł, jako jedyny, argumentował bardzo grzecznie, maść zachwalał z wielkim przekonaniem i pełną kulturką, ale w ogóle nie miał siły przebicia, nikt go nie słuchał, wzrost mu w tym wszystkim też nie pomagał. Starzec coś tam farmazonił, że magia to jedyne skuteczne rozwiązanie, wystarczy, że zaprosi Cahira na dwie, trzy sesje, rzuci parę zaklęć i twarz będzie jak nowa. Pies słuchał go i się w głowę pukał, mówił, że starzec nie może sobie tak wesoło ingerować serią zaawansowanych zaklęć w ciało niemagicznej istoty, bo typ w najlepszym wypadku nie wstanie z łóżka przez tydzień, w najgorszym się przekręci, za duże ryzyko. Przekonywał, że sam nałoży Cahirowi iluzję na powierzchnię skóry, efekt będzie ten sam, ale bezbolesny i nieinwazyjny. Starzec kłócił się z nim paskudnie, gadał, że jest profesjonalistą, wie, co robi, skończył DUM, a poza tym iluzja to żadne rozwiązanie, bo szybko się psuje, trzeba odnawiać ją w nieskończoność, a efekt i tak zawsze będzie gorszy, niż gdyby porządnie zrobić policzek magią.
Cahir słuchał ich z taką miną, jakby chciało mu się rzygać. Kozioł, sprytna bestia, wykorzystał fakt, że tamci skaczą sobie do gardeł, zaczął szeptać mu na ucho, podstępnie przekonywać do tej swojej cudownej maści. Znowu nie miał szczęścia, Cahir miał go w nosie, chciał wykorzystać nieuwagę starca i psiarni, spróbował wyjść stamtąd chyłkiem. Starzec, oczywiście, od razu to zauważył, nie przestając nadawać na psa, znowu usadził Cahira na miejscu. No cyrk, James, cyrk, przedstawienie miesiąca. Sprawa dalej jest nierozwiązana, także z niecierpliwością czekam na ciąg dalszy tej telenoweli, mam już specjalnie przygotowane ciastka do chrupania na tę okazję. 
Swoją drogą, całkiem nieźle orientuję się w gildyjnych romansach, odkryłem ostatnio wiele ciekawych rzeczy, ale nadal nie mogę dojść do tego, z kim kręci Cahir, jak tak czasem widzę jego minę, to chyba z samobójstwem. To ten typ faceta, że patrzysz na niego i nie wiesz, czy ślad, który ma na szyi, to bardziej malinka, czy otarcie po sznurze. 
Co tam jeszcze ciekawego? Jakiś wilkołak szlaja się po terenach gildii, cholera wie, o co mu chodzi, pewnie o owce Chryzia. Ktoś przekopał grządki w ogrodzie, stawiam, że on, ale ludzie podejrzewają też psiarnię, Leosia i Nikitę. Tadzik nadal choruje, poprawy nie ma, kto wie, co z tego wyniknie. Lea i ten rycerz w dalszym ciągu gruchają sobie jak dwa gołąbki, u nich nic nowego akurat. Muszę przyznać, że całkiem urocza z nich parka, taka niewinna, wyróżniająca się na tle tych wszystkich gildyjnych sodomitów.
Co jeszcze, co jeszcze... Aha, Nikita wciąż wysyła tygodniowo absurdalną liczbę listów, to jest niepojęte, jak często wymienia z ludźmi korespondencję. Gdybym miał zgadywać, co jest na rzeczy, powiedziałbym, że — patrząc na grubość kopert i to, jak szybko przebiega ta wymiana zdań — kłóci się z kochanką, albo w ogóle z kilkoma. Ciekawość mnie zżerała, o co dokładnie chodzi, przechwyciłem więc jego listy od tego dziadka-pocztyliona, zapewniłem go, że tak-tak-tak, jestem znajomym Nikity, ja mu te listy zaraz podam. Oczywiście, kopert nie otwierałem, wszystkie potem oddałem, chciałem tylko przejrzeć nadawców. No i przejrzałem, a tam, nie uwierzysz, jakiś Olivier, Casares i kilku innych facetów. Cholera jasna, powiedziałbyś, patrząc na Nikitę, że może mieć takie preferencje?
Z zabawniejszych rzeczy, to mistrz dostał nowego kota od jakiegoś bardzo zadowolonego z funkcjonowania organizacji szlachcica. Zwierzak jest rasowcem, ma ogon wielki jak szczotka do butelek, a pysk tak płaski, jakby w mur z rozbiegu przypieprzył. Dziwne to stworzenie, wąsate i kudłate, ale — przez oczy jak guziki i wypisaną na mordce nieporadność — wyjątkowo pocieszne. Nikt chyba nie traktuje go poważnie, kocur nie nadaje się do polowania, prędzej mysz złapie jego, niż on mysz, a fakt, że Ignaś nazwał go Pumpernikiel, wcale mu nie pomaga. Nawiasem mówiąc, Marta uwielbia tego kota, widać, że swoją niezaradnością wyzwolił w niej instynkt macierzyński, bo często chodzi z nim na rękach, dokarmia go, woła na niego Pumpuś. Saki nie znosi nowego, jest bardzo zazdrosny, Balbinka również i, gdy Marta nie patrzy, szczypie go w ogon.
To nie wszystko, mam jeszcze jedną historię, o której musisz przeczytać. Niedawno w gildii odbył się konkurs w siłowaniu na ręce, Akamai kontra każdy, kto zechce. Śmiałków znalazło się sporo, Akamai, oczywiście, każdego po kolei zezłomował. Typ jest wielki jak góra, ma bary jak stodoły, ja nie wiem, skąd Cervan takiego goliata wytrzasnął.
Kto wziął udział w konkursie? Echo na przykład, pijany był, to dał się namówić. Tak sobie mu poszło, ale widać, że chłopak się starał. Cahir, Nikita, Aaron, Chryź, Hugo, psiarnia — ta sama bajka, żaden nie miał szans. Starzec nawet nie próbował, z góry wiedział, że nic nie ugra, to wymyślił sobie, że będzie robił za arbitra i przyznawał punkty.
Jak panowie wymęczyli Akamaia, zaczęli konkurować między sobą. Pies nieźle wypadł, tym bardziej, że towarzystwo go nie doceniło, Nikita i Aaron podeszli do niego na pewniaku, a tu, proszę, niespodzianka. Ale, szczerze, też bym na psa nie stawiał, żaden z niego waligóra, z sylwetki bardzo wygląda na elfa. Poza tym Nikita i Aaron też dobrze sobie poradzili, Chryź w miarę przyzwoicie, Cahirowi i Echu jakoś nie szło, zgaduję, że nie wrócili do formy po ostatniej bójce, a Hugo, cóż, przegrał z każdym po kolei, ale w ogóle nie popsuło mu to humoru, do końca świetnie się bawił, domyślam się, że nalewka z muchomorów, której jest koneserem, miała na to wpływ.
Pod koniec rozkręciła się najlepsza impreza, cuda wianki się działy. Echo siłował się z Akamaiem, używał przy tym dwóch rąk, gdy Akamai dysponował jedną, ale i tak przegrał. Potem panowie wymyślili, że Cahir pomoże Echu, pchając mu rękę z boku, a Hugo będzie ciągnął z drugiej strony. Dopiero we trzech z Akamaiem wygrali, dasz wiarę? Psa też naszło na eksperymenty, zapytał Akamaia, czy może się z nim zmierzyć, używając magii. Akamai się zgodził, no i psisku się udało, ale, żeby tego dokonać, to musiał chyba demona przywołać. Gdy siłował się z Akamaiem, szeptał coś pod nosem, a to, co mruczał, sprawiło, że płomienie świeczek zamigotały, zasłony się podniosły, przez moment upiornie to wyglądało. Psiarnia to jednak niezły numer, jakoś ostatnio przestałem mu ufać.
Zastanawiasz się pewnie, co tam robiłem. W sumie to nic szczególnego, pora była późna, towarzystwo pijane, panny spały, nie było komu tych popisów oglądać, wziąłem więc na siebie konieczność imitowania dziewczęcej publiki. Wiesz, przedstawienie musiało się zgadzać, także poświęciłem się, panowie dostąpili zaszczytu zabawiania mnie i moich oczu. I Xaviera przy okazji. Bo też tam siedział, też pijany jak bela. Obaj świetnie wczuliśmy się w role, jak na panienki przystało, powdzięczyliśmy się subtelnie (tak nam się wydawało), bezczelnie poobgadywaliśmy facetów pod kątem aparycji. Okropni dla nich byliśmy, zero litości, każdemu z osobna się dostało. Wspólnie relacjonowaliśmy konkurs na żywo, zrobiliśmy sobie z niego prywatne dwuosobowe studio komentatorskie. Szczerze mówiąc, nigdy wcześniej mi się tak dobrze z Xavierem nie rozmawiało, ale, wiadomo, człowiek po pijaku dogada się z drzewem.
Niestety, nasza zabawa szybko została ukrócona, panowie zauważyli, że trochę nam za wesoło, zorientowali się, co jest grane. Nakłonili nas do wzięcia udziału w konkursie, posadzili mnie i Xaviera naprzeciwko siebie, także... co mogę powiedzieć? Jeżeli zastanawiasz się, który z nas jest w siłowaniu się na ręce bardziej chujowy, to obaj jesteśmy siebie warci. Mieliśmy dwie rundy, każdy jedną przegrał.
Gorąco wierzę, że me opowieści przypadły Wielce Szanownemu Panu do gustu, Wielce Szanowny Pan miło spędził czas i jest z listu zadowolony. Gdyby jednak Wielce Szanowny Pan miał jakieś zastrzeżenia, wysłucham Wielce Szanownego Pana z pokorą, niech Wielce Szanowny Pan się nie krępuje, zdanie Wielce Szanownego Pana jest dla mnie rzeczą najcenniejszą. No dobrze, już się nad Tobą nie znęcam, tylko nie panuj mi więcej i nie pisz tak formalnie. Poza tym możesz pisać, co chcesz, jak się miewasz, co u ciebie słychać, jak spędziłeś dzień, czym się zajmujesz, najlepiej wysyłaj mi same bzdurki, bo spod mojego pióra niczego uczonego nie uświadczysz, na to nie ma raczej szans, dla mnie takie listy to forma rozrywki. Tematy poważne nie są dla mnie, nie znoszę sztywnych form, ciasnych ram, oficjalnych wiadomości, okropnie mnie to wszystko drażni i artystycznie uciemięża, toteż, jeżeli się nie poprawisz, dla własnego dobra będę zmuszony przestać Ci odpisywać. I kropka. Tymczasem trzymaj się w tej Obarii ciepło, pisz od razu, jeżeli wydarzy się u Was coś interesującego, no i nie zapomnij wszystkich pozdrowić.
Buziaki,
Nalanis

(List z ręcznie kaligrafowanymi detalami, ozdobiony szkicami dżdżownic i motyli na marginesach i w przerwach między akapitami)

*

No heja Cala,
jak się masz, co tam słychać? Masz jakieś ploteczki ciekawe? Co u mnie? No słuchaj, wszystko ładnie, pięknie, mam dużo fajnych wieści z gildii, nie uwierzysz, co się tu ostatnio wyprawia. Myślę, że będziesz niektórymi zainteresowana, szczególnie tymi o Echu, Marcie i tajemniczych listach Nikity, które niedawno tak nas absorbowały.
Ale, chwileczkę, co to za ton w ogóle? Co takiego niby ma mi się nie spodobać? Caluś, kochanie, stało się coś? Piszesz, jakbyś miała do mnie o coś żal. Daj spokój, nie obrażaj się, jesteśmy psiapsióły przecież, z kim będziesz obgadywać gildyjczyków, jak do Tirie wrócisz?
Pospowiadać na niektóre tematy? Och, no sam nie wiem. Mogę Ci poopowiadać, co sobie ostatnio kupiłem. Mam na przykład szałową sukienkę z gorsetem, padniesz, jak zobaczysz, wziąłem przy okazji do kompletu rękawiczki, diadem i kolię. Nie jest to mój kaprys, nie myśl, że wydaję pieniądze na bzdety, wszystkie te rzeczy są mi potrzebne niezwykle. Za dwa tygodnie wkręcamy się z Martą na wesele, ja idę jako lady Alaina, Marta jako madame Marthe, trzymaj za nas kciuki. To stary numer, nie ma opcji, żeby nie przeszedł. I nikt, oczywiście, na moim przebraniu się nie pozna. Nikt nigdy się nie zorientował, dlaczego teraz miałoby być inaczej?
Jeżeli miałaś na myśli raczej te tematy, to pisać nie mogę, papier by się zaczerwienił, sama rozumiesz, opisywać takie rzeczy, tego się nie robi papierowi, myślę, że papier by mi tego nie darował. Ale jak kiedyś będę miał wenę, może opowiem Ci na żywo.
Daj znać, kiedy wracasz i co tam u Ciebie, tęsknimy z Martą, obgadywanie ludzi w dwie osoby, to jednak nie to samo, co w trzy.
Ściskam mocno,
Nalanis

(List ozdobiony rysunkiem przedstawiającym ślimaka z uśmiechem.)

specjalnie podziękowania dla osób, które pozwoliły mi wykorzystać swoje postacie i pomogły wymyślać ploteczki dla Jamesa ;3

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz