czwartek, 22 grudnia 2022

Od Hotaru cd. Vilre

— Właściwie… dlaczego to robią?
Hotaru sama przez długi czas nie wiedziała, jak to się działo, że po latach użytkowania przedmioty zaczynały żyć własnym życiem, zyskiwały świadomość i potrafiły być pomocą albo utrapieniem dla swych właścicieli. Legendy i podania mówiły, że jeśli dany przedmiot był w posiadaniu jednej rodziny przez sto lat, i przez cały ten czas ludzie o niego dbali, w sercu przedmiotu rodziła się dusza pomniejszego yōkai, który stawał się opiekunem domu i wszystkich jego mieszkańców. Jednak jeśli ludzie zaniedbywali taki świadomy przedmiot, ten czuł się urażony złym traktowaniem i stawał się gniewnym duchem, uprzykrzającym właścicielom życie. Najczęściej historie o tsukumogami, bo tak nazywały się owe przedmioty, były przedmiotem zabawnych baśni, kiedy poirytowany parasol zamykał się komuś na głowie, a gniewna miotła rozganiała starannie zamiecione liście.
Im dłużej żyło takie tsukumogami, tym potężniejsze się stawało – wiele ze starodawnych, szlacheckich rodów Yamato, miało w swym posiadaniu niezwykłe, obdarzone świadomością artefakty. Ponoć niektóre miały w sobie nie duszę yōkai, ale człowieka – legendarnego przodka rodu, którego mądrość mogła prowadzić potomność ku oświeceniu nawet po tym, gdy jego materialna powłoka już dawno się rozpadła. Legendarne miecze, ozdobne zbroje, bezcenna biżuteria – wszystko to mogło mieć w sobie duszę i świadomość.
I były jeszcze przedmioty takie, jak jej Hikaru – obudzone do życia przez istotę spoza czasu, która nie ukazywała swego oblicza nawet dla cesarza. Hotaru mimowolnie dotknęła dłonią pasa.
— W Yamato magia nie jest tak głęboko skryta jak tu, w Iferii. W mojej ojczyźnie przenika ona ziemię, płynie z wodą, tańczy z wiatrem i płonie blaskiem ognia. Jest na tyle blisko, że nawet ci, których bogowie nie błogosławili żadną specjalną mocą, mogą do niej sięgnąć. Życzenia i modlitwy, powtarzane wytrwale każdego dnia, pokolenie za pokoleniem, potrafią sprawić, że magia w końcu na nie odpowie. Tak, jak krzew, o który dba się i przycina go regularnie, wyrasta w odpowiedni kształt, tak i magia rodzi duszę, odpowiadając na troskę i szacunek okazane jej przez ludzi.
Brwi Vilre ściągnęły się, kobieta przechyliła głowę.
— Skoro te przedmioty ożywają dlatego, że ktoś o nie dba, to dlaczego tyle jest historii o tym, jak uprzykrzają ludziom życie?
— Z tej samej przyczyny, dla której tyle jest historii o tych, którzy dopuszczają się przestępstw, a tak niewiele o tych, którzy dzień w dzień wykonują swoją zwykłą pracę. — Hotaru uśmiechnęła się przelotnie, splotła smukłe dłonie wokół kufla. — Miotła, która starannie zamiata wszystkie liście nie jest tak ciekawa jak ta, która obiła komuś grzbiet.
— Jest w tym trochę racji.
Coś huknęło na zapleczu, krzyki wydobyły się z tamtej części karczmy, chyba świsnęła szmata. Trójka mężczyzn dzielnie pracowała, ale widać wypadki zdarzają się najlepszym.
— Ale magia Yamato i ożywające przedmioty nie rozwiązują nam problemu, jaki pojawił się z „Maćkiem” — podjęła tancerka, w zamyśleniu bębniąc palcami po kamionce.
— Niestety.
Vilre zamilkła, przez pewien czas między kobietami panowała względna cisza. W końcu historyczka przerwała milczenie, spojrzała na Hotaru.
— Zastanawiałam się, czy nasz „Maćko” nie udaje czasem tej utraty pamięci, ale zmienił się już w kilka osób, a jego charakter pozostał mniej więcej taki sam. To nie jest normalne dla doppelgängerów, ich charakter powinien zmieniać się wraz z przyjętą formą. I przyszła mi do głowy taka myśl… — Spuściła przelotnie wzrok, zamilkła na moment, nim postanowiła mówić dalej. — Co by się stało, gdyby doppelgänger postanowił zmienić się w kogoś, kto stracił pamięć?
Hotaru zamarła, uniosła brwi. Taka możliwość nie przyszła jej do głowy, w żaden sposób jej nie rozważała. Ale z tego, co Vilre mówiła o doppelgängerach, skoro potrafiły całkowicie skopiować czyjś umysł i charakter – do tego stopnia, by wręcz nie być w stanie zachowywać się przeciwnie do tego, jak dana prawdziwa osoba by postępowała – to co mogłoby się stać, gdyby przejęły odcisk duszy i umysłu kogoś, kto w jednym i drugim miał braki?
— Myślisz, że coś takiego mogłoby uszkodzić sam dar doppelgängera do kopiowania czyjegoś umysłu?
Vilre wzruszyła ramionami, westchnęła.
— Nie wiem, to na razie tylko hipoteza. Ale doppelgängery… one są trochę jak woskowe tabliczki. Wszystko da się na nich zapisać, bardzo łatwo zrobić kopię tekstu. A gdy kopia nie jest już potrzebna, wystarczy nieco ciepła by stopić wosk i mieć znów gładką powierzchnię, gotową by znów po niej pisać. Ona się nie zużywa, nie jest taka, jak papier. Z papieru można coś zdrapać, ale tylko raz, a i tak potem zostaje ślad.
— To ciekawa analogia, tylko… jak w takim razie wyjaśnić, że tej amnezji nie da się stopić i znów po niej pisać?
— Bo amnezja to nie coś, co zapisano w wosku. To całkowity brak wosku. I teraz nasz doppelgänger nie jest w stanie nic napisać, bo zostało mu w tym miejscu tylko suche drewno.
Znów zapadła cisza, Hotaru z wolna pokiwała głową. Tak, to faktycznie brzmiało jak dobre wytłumaczenie, ale było też dowodem na to, że doppelgänger, zmieniwszy się w człowieka który stracił pamięć, na dobrą sprawę sam się okaleczył. Tancerka nie miała pojęcia, czy to mogło być trwałe czy też nie, i jak w takim razie miał dalej funkcjonować w społeczeństwie. Albo – czy dało się mu jakoś pomóc.
Hotaru miała bardzo ograniczoną wiedzę jeśli chodzi o magię i nadnaturalne istoty, które nie pochodziły z Yamato. Wciąż wiele stworzeń zamieszkujących Iferię było dla niej nowych, dziwnych i egzotycznych, i w kwestii ich rozróżnienia wolała polegać na wiedzy tutejszych osób. Oczywiście, widziała pewne zależności między stworzeniami pojawiającymi się tutaj i w jej ojczyźnie, ale nie wszystko dało się przecież przenieść co do litery.
— Myślisz, że dałoby się to jakoś naprawić? Wrócić mu tę część, która zniknęła?
Vilre przechyliła głowę, znów westchnęła.
— Nawet nie wiem, czy to dobra hipoteza. Może przyczyna leży zupełnie gdzie indziej. Ale możemy spróbować się go spytać o to, jakie rzeczy wie i pamięta o osobach, których wygląd przyjmował. Pomyślałam… Jeśli nie będzie pamiętał analogicznych fragmentów bez względu na przyjętą postać, to może faktycznie chodzi o amnezję kogoś, w kogo kiedyś się zmienił.
Hotaru pokiwała głową.
— Wiesz… woskowe tabliczki to przedmioty, ich wosk się nie zregeneruje, jeśli ktoś im go nie doda. Ale doppelgänger jest żywą istotą – myślisz, że jego stan ma szansę sam się poprawić?
— Nie mam pojęcia — odparła historyczka i pociągnęła łyk z kufla.

poniedziałek, 12 grudnia 2022

Od Lei – If I know what love is, it is because of you

Od misji w Taewen – pierwszej w której uczestniczyłam jako członkini gildii – zdążył już upłynąć ponad rok.
Nie żałowałam ani jednego momentu spędzonego tutaj. Nawet jeśli wciąż codziennie tęskniłam za Brittlebury, równocześnie cieszyłam się z przyjazdu tutaj. Ukochane osoby, rodzinę i przyjaciół, wciąż miałam w sercu i utrzymywałam z nimi regularny kontakt, a przy tym, dzięki przyjazdowi do Tirie, poznałam wiele innych uczuć i osób.
Do wielu z nich wracałam myślami. Zastanawiałam się, co porabia Nick, czy udało mu się znaleźć nowy dom i zajęcie, które sprawia mu radość. Co słychać u pani Harriet i jej synów, czy Spike dobrze wyleczył zranioną rękę. Za żadnym z nich nie utrzymywałam kontaktu, choć miałam nadzieję, że przyjdzie dzień, kiedy nasze ścieżki znowu się skrzyżują. Póki co jednak, mogłam tylko ich wspominać, co jakiś czas przypominać sobie, że dobrze byłoby wysłać choć krótką wiadomość, może odwiedzić przy którejś okazji.
Wyjątkiem była Lily. Kiedy pierwszy raz dostałam od niej list, zmartwiałam: pomyślałam, że stało się coś złego, że być może coś przegapiłam lub postąpiłam niewłaściwie. Okazało się jednak, że chciała tylko podziękować, dodała kilka słów od siebie, zapytała o gildię i Antaresa. Odpisałam, opowiedziałam przy tym, że wszyscy miewamy się dobrze; pisanie wiadomości zbiegło się w czasie z Paradą Bogów, kiedy do Tirie zawitała Michelle, w kilku słowach opowiedziałam zatem o wizycie siostry, by nie słać tylko suchych zdań.

środa, 7 grudnia 2022

Od Vilre — Phlogophora meticulosa

Zimno było w nogi, w ręce, brzuch nawet wydawał się nieosłonięty, jednak tylko od piersi w dół. Zrolował się koc w nocy, pewnie leżeć musiał skołtuniony gdzieś z boku. Spojrzeć chciała w dół, lecz dziwota, nie szyja się ruszyła, lecz wzrok tylko przeskoczył, jak po półkuli się gałka oczna przemieściła. I nie koc się zmartwieniem już stał, lecz robak szkaradny, biała poczwara w łóżku leżała, wymachiwała nóżkami ohydnymi, cienkimi, włochatymi. Wstała, w przestrachu łóżko opuściła, a potwora za nią po ziemi się poturlała. Skrzydła, jedyna ucieczka! Nigdy orłem latania wróżka by nie została, lecz teraz dziwnie potężna się poczuła, zamachnęła jeden drugi raz, i już pod sufitem była, a zmora – tuż za nią poszybowała, przykleiła się do ściany, odpaść nie chciała. Obijało się cielsko o ściany, tak marnie, tak bezsilnie.
Darł się głos znajomy, rechotał. Stała na środku, krew zielone kosmyki zlepiała, w ręku – lampa, żar palił w oczy, przyciągał. Jak mam uciec, jak uratować? Na nic jednak to się zdało, gdyż zaskwierczał w końcu płomyk, spalił ćmowe skrzydełka, spopielił.

Woda w misie delikatnie falowała przy każdym jej kolejnym, nierównym wydechu.

Gregor Samsa?

Od Vilre cd. Hotaru

Zadrapanie szczypało. Musiała zahaczyć o coś w stajni dłonią, o podniszczoną deskę czy inny gwóźdź, nawet nie zwróciła na to uwagi, dopóki nie zasiadła przy stole. Uporczywie pocierała jednym kciukiem o drugi, wywołując ciągłe szczypanie w okolicy cienkiej czerwonej kreski. Pomagało jej to pozostać myślami przy reszcie, nie podsłuchiwać rozmów kilka stolików dalej. Sprawa z doppelgängerem zaczynała ją nieco frustrować, jednak dla prędkiego jej rozwiązania starała się zebrać znane im fakty i coś z nich pożytecznego wyciągnąć.
Nie pamiętał swojego imienia ani ostatniego miejsca zamieszkania, nie miał pojęcia, jak wygląda jego oryginalna twarz, wręcz nie rozumiał, dlaczego się go o cokolwiek pyta, skoro odpowiedź była dla niego taka oczywista, prosta. Doppelgängery nie były głupimi stworzeniami, wprost przeciwnie, ich inteligencja i umiejętność przywłaszczenia sobie charakteru i manieryzmu innej osoby pozwalały im sprawnie manipulować, igrać z ludzkimi emocjami, mieszać w relacjach oraz umowach. Byli genialnymi obserwatorami, potrafili rozpoznać najmniejsze grymasy, odgadnąć czyjeś skryte intencje. Mogli być równie dobrze teraz zabawką w rękach istoty, która sprytnie udawała amnezję w celu jedynie dla siebie wiadomym. I byłaby nawet ćma gotowa rozpracować dalej tej scenariusz, gdyby nie jeden mankament – doppelgängery zawsze pozostawały wierne przyjętemu charakterowi. Podejmowane przez nich decyzje w ramach aktu nie wkraczały poza to, czego oryginał nie byłby w stanie zrobić, a nawet jeśli, to nie czynili tego w takim stopniu, a bynajmniej nie z tak trywialnego powodu, co Maćko. Uwalniając krowy w imieniu Radka, doppelgänger jedynie potwierdził, jak niewiele uwagi przykłada do swoich zdolności, jak bawi się nimi; nie widział w nich niczego specjalnego. Zatem co się stało, że z dumnego sobowtóra, Maćko zmienił się w melancholijnego, wiejskiego odludka?
— Nie no ja z nim nie wytrzymam — jęknął Krystek w odpowiedzi na ostatnie słowa doppelgängera, zakrzyknął przez ramię w stronę szynkwasu. — Pani Makowska, będzie jeszcze dzisiaj ten bimber?
— A spróbuj mi raz jeszcze mordę przez całą karczmę drzeć, to ci tak skórę wałkiem złoję, że położyć się przez bite trzy miechy nie będziesz umiał! — donośny głos rozległ się po całej sali.
Krystek zgarbił się, praktycznie schował głowę w ramionach, podrapał po karku. Posłał piorunujące spojrzenie wstrzymującemu śmiech Radkowi, nawet uśmiechniętemu Maćkowi się oberwało.
— Nie pamięta pan nawet okolic? — ciągnęła Hotaru nie zwracając większej uwagi na zaistniałą sytuację.
Maćko wzruszył ramionami, znowu gdzieś się zapatrzył.
— Dużo tego było.
Vilre westchnęła najciszej, jak mogła, zmarszczyła brwi. Zamyśliła się, dochodząc do wniosku, że zadają chyba niewłaściwie pytania. Wszelkie próby odnalezienia w pamięci dodatkowych informacji o doppelgängerach okazały się daremne i zwykle sprowadzały do strzępek, jakie pozostały jej w głowie po czytaniu o klanie Ronchedieu, a to także było dawno. Uniosła wzrok na Maćka, jakby chcąc wyczytać wytłumaczenie jego dziwnego zachowania prosto z chłopskich rysów twarzy, z tej wyraźnej zmarszczki na czole, pobrużdżonych pracą na roli dłoniach; może coś nie było maćkowe, może jakaś część jego pierwotnej osoby przedzierała się przez idealną podróbkę. Ten chyba wyczuł jej spojrzenie, bo odwrócił na wróżkę własne, przyjrzał się lepiej zmierzwionym zielonym włosom, pierzastym czułkom kołyszącym się lekko w powietrzu, łapiących słabo przeróżne bodźce. Kaptur zdjęła zaraz po wejściu do karczmy, jedynie Radko się nietypowym wyglądem zdziwił, już chciał o coś zapytać, gdy zarobił mocnego kuksańca od Krystka. Kazał koledze głupich pytań nie zadawać i na tym temat się skończył. Sobowtór nie skomentowała, lecz obserwował, wydawał się mierzyć jak trudna przemiana w ciemke by była. Zadrżała.
— A nie ma pan może… jakichś kolegów? Znajomych, takich samych jak pan? — Hotaru ponownie zwróciła na siebie uwagę doppelgängera, zerknęła przy okazji na ćmę. Echo rezygnacji w jej pytaniu zdradzało, że nie spodziewa się już uzyskania przydatnej odpowiedzi.
— Nie. Może kiedyś. Nie wiem — podrapał się po brodzie. — Nawet jakbym kogoś spotkał, to bym nie wiedział, nie?
— Czy ty cokolwiek pod tym pustym łbem trzymasz, tępoto? — burknął Radko, obejrzał się po sali, żeby się upewnić, czy przypadkiem ich jedzenia i picia nigdzie nie ma. Maćko zamrugał powoli, tak jak wtedy, na drodze, kącik ust poszedł mu do góry.
— Umiem chomąto naprawić.
Krystek ryknął śmiechem, prawie spadł z ławy, nawet wściekły głos przyjaciela nie zdołał go prędko uspokoić. Vilre skrzywiła się nieznacznie na ich wrzaski, myślała, jak zgrabnie wywinąć się na jakiś czas z towarzystwa, porozmawiać na osobności z tancerką. I kiedy już po chwili przygotowywania w głowie planu, zdecydowana wcielić go w życie, poprosić Hotaru o pójście z nią do koni, gdyż „musi się upewnić, czy u Myszowora wszystko dobrze”, za szynkwasu wychynęła karczmarka z szerokim uśmiechem. Zaserwowała obu kobietom potrawkę, podkreśliła, że Gildia to zawsze mile widziana u niej jest, bo „na tych kozich dupach ze stolicy nie można polegać”, doniosła im jeszcze po kuflu grzańca. Wrzawa zaraz się podniosła po przeciwnej stronie stołu, że co z ich zamówieniem, nie będą przecież o suchym pysku siedzieć. Makowska spojrzała na nich spod łba, szmata złowrogo zwisała przez ramię.
— Skończta biadolić i zapierdalać na zaplecze, skrzynki mi poprzestawiać trzeba. Chłop mi chory leży, leki od medyka jeszcze działać nie zaczęły, a samemu to ja się z tym upierdolę. A mówiłam mu, weź czapkę od teściowej, taką ładną ci wydziergała, to nie-e, pana na włościach przecież wiatr nie tyka — jej historia nie za dużo chyba dała, bo Krystek tylko coś przebąkną pod nosem, więc zamaszystym ruchem ściągnęła swój oręż z barku. — No już, bo tego bimbru nie będzie!
Na tę groźbę wszyscy się poderwali, w Maćku zaś jawna różnica zaszła od pojawienia się pani Makowskiej. Ze spokojnego, nawet nieco nieobecnego, zmienił się w rozbawionego pyszałka, okazując najwyraźniej właściwy charakter pierwowzoru. Radko i Krystek tylko spojrzeli się po sobie, nie dodali nic więcej, po prostu udali się na zaplecze. Radko w międzyczasie, wyciągając na wierzch swój ukryty talent aktorski, starał się przekonać karczmarkę, że naprawdę już otrzeźwiał, a w ogóle wcześniej to nic prawie nie wypił. Vilre i Hotaru odprowadziły ich wzrokiem, aż nie zniknęli z pola widzenia.
— Nie rozumiem go — westchnęła tancerka, zastukała palcami w stół.
— Już liżące parasole mają więcej sensu — mruknęła ciemka, pociągnęła łyk z kufla, grzaniec przyjemnie rozgrzewał od środka. Hotaru zaśmiała się cicho, również sięgnęła po picie.
— Nie słyszałaś jeszcze o żywym lampionie.
Vilre odwróciła powoli głowę w stronę towarzyszki. Ja zacznę zaraz własnego pióra się bać, jak tak dalej pójdzie.
— Jak wiele rzeczy ożywa w twojej ojczyźnie?
— Sporo — uśmiechnęła się Hotaru.

niedziela, 4 grudnia 2022

Podsumowanie #58

Witamy Was Miśki w ostatnim podsumowaniu miesiąca w tym roku!
Punktacja:
Madeleine – 0 słów  – ZB Leonardo – 0 słów – NB
Yuuki – 0 słów – NB Narcissa – 0 słów – NB
Cahir – 6959 słów – NB Adonis – 169 słów – NB
Tadeusz – 200 słów – NBJaviera – 0 słów – ZGR
Syriusz – 196 słów – NB Nova – 0 słów – NB
Nikolai – 0 słów – NB Marta – 0 słów – NB
Isidoro – 0 słów – ZB Mattia –  718 słów
Antares – 12444 słów William – 686 słów – OA
Lea –  0 słów – ZGR Pan Sokolnik – 0 słów – NB
Echo – 1699 słów – NB Sophie – 1419 słów
Apolonia – 0 słów  – NB Hotaru – 1067 słów
Odetta – 0 słów  – NB Aherin – 0 słów – NB
Kukume –  1671 słów Serafin – 0 słów – NB
Ayrenn – 0 słów – NB Dina – 0 słów – ZB
James – 0 słów – NB Małgorzata – 0 słów – NB
Michelle – 3552 słów Calitha –  0 słów – NB
Asa – 349 słów Mefistofeles – 0 słów  – NB
Billy – 0 słów – NB Salomea – 0 słów – NB
Hugo – 910 słów Nalanis – 599 słów – NB
Reginald – 952 słowa Victarion – 0 słów – NB
Rashid – 0 słów – NB Alyia – 366 słów
Kaneshya – 3016 słowa  – NB Vilre – 1180 słów

Ignatius – 0 słów – NB Xavier – 0 słów
Nicolas – 0 słów – NB Balthazar – 200 słów
Akamai – 0 słów – NB Nikita – 449 słów

Legenda: OA - Ograniczona aktywność | NB - Nieobecność | ZGR - Zagrożenie | ZB - Zablokowany wątek | D2 - Niedawno odblokowany wątek, dodatkowe 2 tygodnie

Tym samym postacią miesiąca zostaje Antares! Gratulujemy!


Dokładną liczbę napisanych przez was słów znajdziecie

Inne sprawy:
- Tak jak rok temu, w tym roku również chciałybyśmy zaproponować Wam pisanie życzeń oraz postanowień noworocznych! Forma tego wydarzenia jest taka sama jak rok temu. W ankiecie, do której link znajdziecie poniżej oraz na discordzie, możecie przez cały miesiąc pisać życzenia i postanowienia noworoczne, które 1 stycznia 2023 zostaną opublikowane na blogu :3 Zachęcamy do brania udziału w zabawie! 


Do zobaczenia na kolejnym podsumowaniu!
Administracja

sobota, 3 grudnia 2022

Od Reginalda – O tym, jak Lorna Amis postanowiła przestać o nim pamiętać (III)

    — "List otrzymałem około godziny dziewiątej. Otworzyłem go dopiero po śniadaniu. Na śniadanie jadłem grzanki i jajko sadzone, nie chciałem niszczyć tej chwili. Wypiłem resztkę kawy i zacząłem czytać: Z przykrością informujemy, że pański ojciec zmarł. Po szczegóły proszę zgłosić się na podany adres, adres jedynie przeleciałem wzrokiem. W ten sposób dowiedziałem się, że mój ojciec umarł. Kiedy? Nie wiem. Nie napisali. Ale przynajmniej wiedziałem, że umarł. Podejrzewałem to, ale nie byłem pewny."
    — Skończ, proszę.
    — Masz rację.
    Pani Amis odłożyła książkę na podłogę, tuż obok kilku innych, które czekały na sesję wspólnego czytania.
    — Myślisz, że dostaniemy kiedyś taki list?
    — Dlaczego mielibyśmy?
    — Nie rozumiem.
    — Kto by nas poinformował, skoro sam nigdy do nas nie napisał?
    — Napisze jeszcze kiedyś?
    — Raczej nie.
    — Masz mu to za złe?
    — Nie. Chłopak obrał własną ścieżkę, tak zdecydował. Pozwólmy mu na to.
    — Więc myślisz, że żyje?
    — Nie wiem.
    — Lorna ma rację?
    — Nie wiem. Może ma.
    — A jeśli nie ma?
    — To i tak się tego nie dowiemy.
    — Lorna go uśmierciła. Nie chcę go uśmiercać.
    — Nie musimy, ale dajmy Lornie samej zdecydować.
    — Ale to jej brat, tak nie można.
    — Nie wtrącamy się w to. Tak żyje jej się lepiej.
    — Wygląda na szczęśliwszą…
    — Właśnie. Kochanie?
    — Tak?
    — Wybierzmy dzisiaj jakąś inną książkę.

Od Reginalda – O tym, jak Lorna Amis postanowiła przestać o nim pamiętać (II)

    Była to pierwsza wspólna kolacja – rodzice Lorny, ona sama, jej narzeczony i jego rodzice. Przy stole było dość ciasno, ale mimo wszystko panowała bardzo przyjazna, ciepła atmosfera, idealnie pasująca do tej kameralnej okazji.
    Miło im się gawędziło, ale nad ich głowami cały czas krążyło widmo jednego pytania: dlaczego dostawiono dodatkowe krzesło, skoro nie było potrzebne? Po co było to dodatkowe nakrycie, skoro nikogo więcej się nie spodziewano?
    Amisowie widzieli, jak ich goście z zaintrygowaniem spoglądali na nadprogramowe miejsce. Nie podejmowali się wyjaśnień, dopóki ojciec narzeczonego nie odważył się o to zapytać po trzecim kieliszku nalewki wiśniowej:
    — A czy… brakuje nam tu jeszcze kogoś?
    Chwila milczenia i dyskretna wymiana spojrzeń między rodzicami Lorny. Nie wiedzieli, jak na to odpowiedzieć – chcieli być subtelni i uprzejmi, a przy tym zaznaczyć, że choć pytanie było bardzo niestosowne, nie mają mu tego za złe. Nie zdążyli jednak nic powiedzieć.
    — Nie, to pomyłka.
    — To nie pomyłka — oznajmił pan Amis cicho, lecz bardzo stanowczo. — Zawsze nakrywamy dla naszego syna.
    — Nie wiedzieliśmy, że…
    — Lorna? Nigdy nie mówiłaś, że masz brata!
    — Bo nie mam.
    — Ale…
    — Umarł.
    — Przykro mi, proszę przyjąć nasze…
    — Wcale nie umarł! On po prostu…
    — Po prostu wyszedł. I jeszcze nie wrócił.
    — Dawno?
    — Zbyt dawno.

Od Reginalda – O tym, jak Lorna Amis postanowiła przestać o nim pamiętać (I)

    Porządkowanie komód, w których mieściły się setki papierów, szpargałów, mniej lub bardziej ważnych przedmiotów i całej masy innych rozmaitości, nie należało do najłatwiejszych zadań. Nic więc dziwnego, że nikt się do tego nie kwapił przez wiele lat. Lorna postanowiła podjąć się tego wyzwania krótko po tym, jak kolejny raz nie mogła czegoś znaleźć.
    Po kilku godzinach dołączyła do niej mama, która miała akurat wolny wieczór.
    — Ojej…
    — Co tam znalazłaś?
    Kobieta zajrzała mamie przez ramię. Zobaczyła kolorowy obrazek wykonany kredkami. Liczył sobie co najmniej dziesięć, jeśli nie nawet piętnaście lat, i był autorstwa właśnie Lotny.
    — Ciekawe, co u niego…? — westchnęła cicho pani Amis, wpatrując się w jedną z czterech postaci przedstawionych na obrazku.
    — Kogo?
    — Doskonale wiesz kogo.
    — Może i wiem — odparła, a potem wróciła do wrzucania do drewnianego pudełeczka guzików, które latami leżały w komodzie. — Ale co to za różnica? Nie ma go tu.
    — Lorno, proszę…
    — Nie odzywa się od lat, więc albo nas porzucił, albo umarł. Dlaczego mamy się zastanawiać, co u niego?
    To nie był dobry moment na tę rozmowę, więc obie zamilkły. Nie kontynuowały tego tematu, a każda miała ku temu inny powód.

czwartek, 1 grudnia 2022

Od Michelle – Śliwa

Była z nim, kiedy pierwszy raz odkrył swoje zdolności.
Latawiec Brygidki, jego młodszej siostry, utknął w koronie drzew, zbyt wysoko, by dało się tam wspiąć. Matka już od zeszłej wiosny prosiła, żeby przyciąć rozłożyste gałęzie, które rzucały głębokie cienie na obejście i szumiały złowieszczo, gdy nadchodziła burza, ale Hektor wciąż i wciąż to odkładał, oględnie tłumaczył, że to przecież mocna, zdrowa śliwa, będą z niej dobre owoce, najlepszy dżem w Brittlebury, ba, w całej Ethiji.
Rzecz w tym, że on zdecydowanie wolał ten malinowy. Michelle bardzo dobrze pamiętała, jak zaświeciły mu się oczy, kiedy ostatnio go u nich jadł, a skrzywił się (choć możliwie dyskretnie), gdy upiekła ciasto ze śliwką (zapomniała o cukrze, ale śliwka też mogła być winna). Nie, powodów należało szukać gdzie indziej.