środa, 3 maja 2023

Od Kaneshyi

Karczm raczej unikał. Dostarczały mu nieprzyjemnych wrażeń, przyprawiały o ból głowy, zwierzęce zmysły rejestrowały zbyt wiele bodźców naraz. Kaneshya, po trzech godzinach przebywania w lokalu, miał ochotę w cholerę rzucić powierzone przez Cervana zadanie.
Siedział z Fioną w centralnej części sali, rozglądał się, szukając wzrokiem podejrzanie wyglądających osób. Próbował się skoncentrować, ale nie szło mu najlepiej, sam wiedział po sobie, że nie do końca sprawdza się w pracy w podobnych okolicznościach. Dźwięki karczmy drażniły jego wrażliwy słuch, nakładały się na siebie, tworzyły strumień poplątanych głosów, przechodziły w męczące brzęczenie. Ktoś obok kaszlał tak, jakby miał wypluć płuca. Ktoś obok odsunął sobie krzesło z takim piskiem, że Kaneshya odruchowo zacisnął zęby. Ktoś śmiał się nisko i rubasznie, ktoś inny wysoko i gromko, ktoś jeszcze inny kobieco i spazmatycznie. Utwór, który próbowali grać muzykanci, ciągle się rozjeżdżał, gęśle, na domiar złego, nie zostały porządnie nastrojone. Śpiewająca wieśniaczka wcale nie śpiewała, Kaneshya, swym wrażliwym słuchem melomana, ocenił, że diabelsko darła pizdę.
Poza tym: cuchnęło. Niemytym ciałem, niezmienioną odzieżą, fizyczną pracą, starością, gnojownikiem, zwierzętami gospodarskimi, w tym zwykle świniami i owcami.  Kaneshya starał się nie konfrontować z tutejszymi wieśniakami, bo, czując ich gorący oddech, potrafił ocenić stan ich uzębienia i zgadnąć, co ostatnio jedli. Oprócz tego, jak to w karczmie bywało, śmierdziało kapustą, smalcem, smażonym mięsem, cebulą. Z przyjemniejszych zapachów, mógłby może wymienić krochmal, pastę do butów i perfumy, ale z przewagą tanich i wiercących w nosie. Całkiem podobała mu się za to aura pieszych podróżnych, wysmaganych leśnym wiatrem, opalonych wiosennym słońcem.
Po oczach też mu się dostało, błyśnięto mu po nich szkiełkami, udającymi drogocenne kamienie, pękiem kluczy wiszącym u pasa, ostrogami, rękojeściami ładnych mieczy, ale niezbyt wielu. Jak ocenił, chyba tylko przejezdni nosili broń. Ich zresztą głównie miał na oku.
Trochę minęło, nim zwęszył krew. W plątaninie zapachów nie potrafił stwierdzić, czy zwierzęcą, czy ludzką. 
Zaraz coś mnie strzeli, pomyślał, gdy rozpoczęły się tańce, podłoga pod butami zawibrowała, a woda w wazonie zadrżała.
Fiona tymczasem, obdarzona przez naturę cudownie tępymi zmysłami, nieświadoma szalejącej wokół burzy zapachów i dźwięków, wierciła się na krześle po dziecinnemu, zajmowała wszystkim, czym mogła, byle nie siedzieć bezczynnie. Huśtała się na krześle, machała nogami pod stołem, wzdychała, patrząc na Kaneshyę wymownie. W końcu zajęła się odczytywaniem wyrytych na stole napisów, mniej lub bardziej wulgarnych. Zwykle bardziej. Kaneshya przystawił palec do warg, gdy przechodzący mężczyźni spojrzeli na nich dziwnie.
Ale Fiona nie dojrzała gestu. Albo nie chciała dojrzeć.
— Nie pozdrawiam kowala Arthura Reitera — rozszyfrowywała, mrużąc oczy — zasranego oszusta, pieprzonego przechery i jebanego zło...
— Fiona, sza.
— Co sza, co sza? — uniosła się. — Nawet tego mi zabraniasz? Nawet teraz już czytać mi nie wolno?
— Ależ czytaj sobie — odpowiedział spokojnie, specjalnie wolno i bez emocji, by trochę ją zawstydzić  — ale nie na głos.
— Na głos to akurat muszę, bo przy tobie zapomnę, jak się gada. Wczoraj cały dzień cisza, dzisiaj też cisza, w ogóle nie chcesz rozmawiać. No i co, po co się tak rozglądasz? Przecież widzisz, że fałszywy alarm, nic się tu nie dzieje, żadnych bójek, żadnych kłótni, nic, nikt nawet talerza nie zbił. Nie wiem, po co Cervan nas tu przysłał, siedzimy jak te dwa kołki. Mamy kolejny dzień gnić tu do rana i patrzeć, jak wszyscy wokół się bawią?
— Skup się — zbył ją — jesteśmy w pracy.
— Praca-sraca — przedrzeźniła — ja mam jej dość serdecznie, nie wytrzymam tu kolejnego dnia.
— To wracaj do gildii — powiedział trochę opryskliwiej, piskliwy ton elfki źle rezonował w jego uszach — chętnie zabiorę twoje wynagrodzenie.
— Po moim trupie!
— To siedź i się zachowuj. Jak dama.
Fiona, rozczochrana, malowniczo rozwalona na stole, z brudnym kołczanem leżącym na blacie, uniosła brwi, jakby nie rozumiała, o co mu chodzi.
— Prawda czy wyzwanie? — zagaiła po długiej pauzie, kolejny raz tego dnia.
— Nadal nie.
— Prawda czy wyzwanie?
— Też nie.
— Prawdaczywyzwanieprawdaczywy...
— Absolutnie nie.
— PRAWDACZYWYZWY...
Kaneshya ledwo opanował odruch skrzywienia się i zakrycia ręką ucha.
— Nie.
Fiona otworzyła szeroko usta, wzięła głęboki oddech, szykując się chyba do najgłośniejszego prawda czy wyzwanie, jakie w życiu słyszał. Kaneshya poczuł je, nim Fiona wydała z siebie dźwięk.
— Najświętsza Erishio — skapitulował — litości.
— Czyli co, zgadzasz się?
Potwierdził nieruchomym wzrokiem, kamienną twarzą i bardziej ponurym niż zwykle milczeniem. Fiona przyklasnęła.
— Cudownie! Wiedziałam, że w końcu cię przekonam. No to co byś chciał?
— Nie wiem. — Spojrzał na mężczyznę z aparycji wyglądającego co najmniej na leśnego zbója, odprowadził go wzrokiem do stolika, zanotował w myśli, by zerkać do niego co jakiś czas.  — Prawda.
— E, nie pierdol, dawaj wyzwanie, jak prawdziwy facet.
— Prawda — powtórzył Kaneshya wyraźniej.
— Dobra-dobra. — Fiona wywróciła oczami. — Jeszcze raz musimy, bo pierwsze się nie liczyło. Prawda czy wyzwanie? Wyzwanie — odpowiedziała za niego. — Idź do baru i zatańcz z pierwszą osobą, która do niego podejdzie. I nie obchodzi mnie, czy to będzie śmierdzący chłop, gruba baba, beczący bachor czy stary pies, musisz i koniec. A jak nie, to wymyślę ci straszliwą karę. A ja — spojrzała w bok — zatańczę z tą panną, która się tam opiera o ścianę. I bez dyskusji, już się nasiedzieliśmy przez te dwa dni, jeden taniec nas nie zbawi.
Na początku zamierzał się wymigać. A potem pomyślał, że wyzwanie to dobry pretekst, żeby uwolnić się od męczącego towarzystwa Fiony na jakiś czas.
Rozejrzał się jeszcze raz, wnikliwie przyjrzał osobom, które mu się nie podobały. W lokalu nadal nie działo się nic niepokojącego, na żadną bójkę się nie zapowiadało, nawet jeśli karczmarz przekonywał Cervana, że uzbrojeni klienci rozpętują u niego awantury dzień w dzień.
Kaneshya spojrzał na bar. Bo właśnie ktoś przy nim stanął.

piesek do adopcji! 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz