Odgarnął włosy Hopecrafta za ucho i ucałował delikatnie czubek jego głowy.
Obowiązki mogły poczekać jeszcze trochę.
Nawet jakby chciał, to nie miał nawet szansy na to, aby odpowiedzieć twierdząco bądź przecząco na „prośbę” Kaneshyi, gdyż ten zaraz zniknął z jego pola widzenia za kilkoma machnięciami skrzydeł. Ale jedno było pewne. Czy to, co mówił, było na serio czy może tylko po to, aby go zbyć, zrobi to, o co został poproszony. Naprawdę chciał jakoś przeprosić za to, że nieświadomie przeszkodził w polowaniu, a słowa nie wydawały się mu wystarczające. Szczególnie że nie miał żadnej pewności czy teraz nie popsuł wszystkiego, czy łania jeszcze się znajdzie. Zdeterminowany skierował swoje kroki z powrotem do gildii. Nawet jeżeli znowu miał spotkać tam Alyię, która chciałaby wywalić go za drzwi, tym razem to nie przejdzie. Miał ważne zadanie do wykonania. Pierwszym celem, jaki sobie obrał, była biblioteka. Głównym jego zamiarem było znalezienie perfekcyjnej książki dla Kaneshyi, ale przy okazji dzięki temu mógł też zgarnąć stamtąd swoje rzeczy, które zostały pozostawione na pastwę losu, podczas wywlekania go na dwór. Romanse? Raczej nie bardzo. Zmiennokształtny nie wyglądał mu zbytnio na osobę, która lubiłabym takie tematy. Wszelakie informacyjne i tym podobne dzieła z góry odpadały. Nie to, żeby uważał je za złe czy nudne, ale po prostu jego zdaniem nie zaliczały się one do czegoś przyjemnego do poczytania wieczorem, dla relaksu. Coś historycznego? Nie bardzo. Sam nie przepadał zbytnio za tym gatunkiem, w związku z czym nie miałby zbyt dużego pola do popisu co do polecenia czegoś. Dramat? Tu już coś zaczynało mu świtać. Ostatecznie w końcu zdecydował się na klasykę. William Shakespeare „Hamlet”. Uważał, że był to całkiem ciekawy tytuł i była szansa, że mógłby spodobać się Kaneshyi. Zgarnął książkę z odpowiedniej półki i zbierając także swoje rzeczy z niewielkiego stolika, skierował się do swojego pokoju. Tam w końcu mógł odłożyć tak cenną dla niego książkę autorstwa ojca. Nigdzie indziej nie odważyłby się jej zostawić, z obawy, że coś by się jej stało, a nie był to ogólnie dostępny utwór, więc nie tak łatwo byłoby uzyskać jego kopię. W myślach starał się sobie przypomnieć, o co jeszcze był proszony wcześniej. Książka? Odhaczona już… Herbata! Miał herbatę naszykować. Jednak jaką? Oto jest pytanie. Białą? Zieloną? Czarną? Zwykłą czy bardziej „specjalną”? To stanowczo nie była łatwa decyzja. Co byłoby dobrym wyborem? Kaneshyia zapewne będzie zmęczony po polowaniu i chciałby się zrelaksować. Może coś wyciszające? Przez głowę bibliotekarza przelatywały najróżniejsze mieszanki, aż w końcu trafił na jaśmin. To było to! Tylko z którą herbatą? Czarna na pewno odpadała, ponieważ miało to wtedy działanie pobudzające. Zielona nie byłaby taka zła, ale wtedy wyjdzie coś bardziej pomagającego w skupieniu. Biała! Jaśmin z białą herbatą działają uspokajająco na organizm. Od razu zaczął sprawdzać swoje szafki w poszukiwaniu składników. W teorii mógłby pójść od razu do kuchni. Jednak tam nigdy nie wiadomo co akurat się znajdzie. Wolał mieć też swój własny mały schowek z różnymi rzeczami przydatnymi do parzenia herbat. No to chyba by było na tyle? Tylko o to był proszony… prawdopodobnie. Teraz tylko pozostało poczekać na powrót zmiennokształtnego. Zabrał wszystko ze sobą i skierował się do stołówki, gdzie to przysiadł przy stoliku przy oknie, które miało najlepszy widok na miejsce, z którego obstawiał, że przyjdzie Kaneshyia. Nie chciał, aby herbata była zimna, dlatego właśnie postanowił, że będzie wypatrywał na powrót łowcy, aby w idealnym momencie ją zaparzyć. Chociaż tyle mógł zrobić. Sam nawet nie wiedział, ile tak wyczekiwał w oknie, zanim na horyzoncie wyłoniła się sylwetka zmiennokształtnego. Od razu zerwał się na nogi i popędził do kuchni, aby zagotować wodę. Miał nadzieję, że jego intuicja go nie zawiedzie i uda mu się wyważyć moment, w którym temperatura będzie idealna do parzenia białej herbaty. O mało nie oblał się wrzątkiem, kiedy popędził z powrotem do stolika, aby zalać filiżankę. Mógł zabrać ją w sumie ze sobą do kuchni, ale kto by się tym przejmował… Dopiero wtedy w jego głowie pojawiła się jedna myśl. Gryphon! Kompletnie zapomniał o koniu. Kaneshyia już wracał, a tu to nadal niezrobione. Zaczął nerwowo przestępować z nogi na nogę, modląc się o to, aby herbata parzyła się szybciej, a łowca szedł powoli, dzięki czemu jakimś cudem może udałoby mu się jeszcze zadbać o konia.
Moment, w którym do jej uszu doszedł męski głos, był dla niej niezłym szokiem. Na początku oczywiście rozejrzała się wokół, myśląc, że może był to jakiś inny członek gildii albo jakiś gość pojawił się akurat w jej miejscu “spoczynku”. W końcu nie byłoby to niczym dziwnym. Jednak jej oczy nikogo nie uchwyciły. Może ów osoba była niewidzialna? Albo był to jakiś duch czy zjawa? Dopiero po chwili w głowie dziewczyny fakty zaczęły się łączyć ze sobą i zrozumiała skąd dochodził męski głos. Momentalnie spojrzała zszokowana na psa, w którego cały czas była wtulona.
— Jaaaacieee… To byłeś ty?! Naprawdę?! Tu potrafisz mówić! Mówiący pies! Ale super! — znowu skrzywiła się, czując dość mocne pulsowanie w głowie, spowodowane jej nagłym “wybuchem” emocji i krzykami. — Nie powinnam była krzyczeć… Boli… — jęknęła i mocniej wtuliła się w sierść. — Ale mniejsza ze mną. Oczywiście bardzo chętnie spełnię prośbę tak kochanego pieska — podążając za wcześniej otrzymanymi instrukcjami, zaczęła drapać zwierzę za uchem.
Ponownie zapadła cisza, podczas której Alyia rozkoszowała się przyjemnym ciepłem bijącym od psa i kontynuowała tarmoszenie go.
— Wiesz ty co? Zawsze chciałam umieć rozmawiać ze zwierzętami. To, że Theo tak potrafi, jest meeeega. Muszę go kiedyś poprosić, aby powiedział mi, co mówią moje kaczątka. Ale wracając. Już kocham to, że ty potrafisz mówić i mogę z tobą rozmawiać — drugą ręką zaczęła drapać go w okolicach brzucha, co momentalnie poskutkowało w podrygiwaniu tylnej łapy, jednocześnie wprawiając ciało dziewczyny w lekki ruch.
— Ale uroczo! — uśmiechnęła się, widząc reakcje psa.
— O nie, nie, nie, tam nie. Przesuń rękę — ponownie było jej dane usłyszeć ten męski głos.
— Ouu… A tak uroczo to wyglądało… Ale rozumiem, że może ci się to nie podobać, przepraszam — westchnęła i przesunęła rękę bardziej na środek brzucha psa, dzięki czemu podrygiwanie łapy ustało.
— Dziękuję.
— Proszę bardzo. Dla takiego słodziaka zrobię wszystko — uśmiechnęła się szeroko. — A właśnie! Byłbyś może tak kochany i pomógł mi znaleźć gdzieś jakieś zioła czy coś na ból głowy? Na pewno swoim super noskiem wywęszyłbyś, to co trzeba.
Lista prezentowa, wszystko opakowane w pudełka z podpisem z imienia, ewentualnie z elegancko napisanym, krótkim listem w środku pakunku:Marta: ziółka na uspokojenie, szmaragdowy szal z opiłkami złota z zapytaniem, czy byłoby nietaktem, gdyby wysłał jej następnym razem biżuterię, ale nie wie, czy lubi ją nosićIgnaś: Krawat w kaczuszki z podpisem, że ma mu przynosić według pewnego wróżbity szczęścieStarzec: Buteleczkę lustrzańskiego spirytusuWill: Bardzo ciepły, pleciony, kolorowy kocPola: Szkatułka ze słodyczami w środkuKozioł-medyk: Zasłużony kwiatek w liczbie sztuk dużo i kilka paczek dodatkowych ziół z okolic ObariiKozioł-szatan: Książki zdobyte w Obarii, kilka białych kruków.Cahir: Sakiewka w ramach zaliczki na przyszłą prośbę Cali, zdecydowanie zbyt dużo pieniędzy.Nikolai: Sakiewka z zaliczką na utrzymanie kociąt, z podpisem, że kogoś takiego jak Nikolai, to James nie śmiałby zostawić samemu, bo nigdy by sobie tego sam nie wybaczył.Akamai: Zapytanie o jego dotychczasowe podróże, wysyłka kilku map górskich szczytów.Irina: Słodkie pastylki witaminowe, gruby, biały, futrzasty szalikKacza matka: Dużo map, częściowo pokrywającymi się z tymi dla Akamaia.Xavier: Sakiewka z podpisem: „Na struny i nowe dzieła.”.