🙘
🙘
🙘
Adel i vennas dartha aen
I ven eden, annon thurin;
Ar ae na-lim im bant nef hain,
I aur telitha na-vedui
Ir aphadathon i min haill
annûn od Ithil, rhûn 'd Anar
Ayrenn
Ale nie do nas należy panowanie nad wszystkimi erami tego świata; my mamy za zadanie zrobić, co w naszej mocy, dla epoki, w której żyjemy, wytrzebić zło ze znanego nam pola, aby przekazać następcom rolę czystą, gotową do uprawy. Jaka im będzie sprzyjała pogoda, to już nie nasza rzecz.
W twoje ręce wpada podniszczony dziennik obwiązany rzemykiem; prawy róg z fantazją obgryzły myszy, grzbiet załamuje się nieco do środka, skóra jest poprzecierana, mocno wysłużona i wybrudzona zaschniętym błotem. Bez większej refleksji dobierasz się do wnętrza, do pożółkłych stron i zdobiącego je ciemnego atramentu. Wertujesz pierwsze strony z rosnącym poczuciem rozczarowania; słowa są nieczytelne, pozacierane, a kartki częściowo pourywane, jakby ktoś pozbywał się co ważniejszych informacji. Między stronami odnajdujesz zasuszonego bratka i stokrotkę. Ostrożnie przewracasz kolejną stronę, nie chcąc zburzyć spokoju zachowanych kwiatów, twoje spojrzenie natrafia na kawałek czytelnego tekstu, a koniuszki palców mrowieją od słabych wibracji magii zalegającej w słowach.
Znów wyrwana strona, pogięte rogi (te, które ocalały od mysich zębów) i suszona mięta. Kolejnych parę stron to mniej, lub bardziej udane szkice drzew, lisa w jeżynach i elfickiego budynku. Palcami przesuwasz po tych paru rysunkach, a w głębi własnej głowy słyszysz szelest liści przeplatany z lekkim śmiechem, który po chwili niknie, zastąpiony szuraniem miotły o kamienną posadzkę. Czujesz ciepłe promienie słońca ogrzewające skórę, choć przecież na niebie same chmury. Wertujesz dziennik dalej w poszukiwaniu tekstu.
Coś rozprasza twoją uwagę; sikorka siada ci na ramieniu i ciemnym jak koralik oczkiem przygląda się trzymanemu dziennikowi. Napusza się, przypominając bardziej kolorową kulkę niż ptaka i po chwili odlatuje. Masz dziwne wrażenie, że musiała cię wziąć za kogo innego, ale nie ważne. Wracasz wzrokiem do treści i odkrywasz, że ta uległa zmianie. Czytana strona zniknęła całkowicie, za to zastąpiły ją kolejne szkice. Tym razem dostrzegasz znaczną poprawę w kresce i sposobie prowadzenia ołówka. Rysunki tym razem skupiają się na jednej kobiecie i jej twarzy. Ma długie, proste włosy pokolorowane czerwoną ochrą i ładnie zarysowane oczy. Tęczówki wydają ci się nieco za duże, ale jednocześnie nadają kobiecie uroku, podobnie jak piegi. Jest ubrana w nieznaną ci szatę, na szyi nosi długi rzemyk oplatający połyskujący, zielony kamień.
Za każdym razem tłumaczymy to samo i za każdym razem robimy co się da, ale to nie jest tak, że na każdego ducha ma się gotowe rozwiązanie. Niektóre zjawy nie chcą opuszczać świata żywych, niektóre tylko czekają na wyciągnięcie ku nim pomocnej dłoni. Każdy przypadek jest indywidualny, ale mało kto tak naprawdę to rozumie. I ja także nie rozumiałam samej Tamary, dopóki nie wyruszyłyśmy w pierwszą poważną wyprawę z polecenia Mistrza. Wtedy to dopiero otworzyły mi się oczy.
Między kartkami znajdujesz kolejne suszone kwiaty, rysunki kobiecych dłoni i próby narysowania odpowiedniej fałdy w tkaninie. Na jednej ze stron dostrzegasz atramentowe ślady ptasich nóżek, a na drugiej ogromny, atramentowy kleks. Oczami wyobraźni widzisz scenę w której ciekawski szpak ląduje na ramieniu jasnowłosej elfki i zachęcony brakiem sprzeciwu schodzi powoli w dół, w stronę dziennika. Ptak nieumyślnie przewraca niewielki zbiornik z atramentem, ten zalewa czyste, jak i zapisane już strony. Pisząca elfka parska cicho i delikatnym ruchem odgania ptaka na bok, by ten nie poczynił więcej szkód. Wspomnienie, czy twoja wyobraźnia? Nie jesteś pewien. Opuszkami palców dotykasz szorstkiej powierzchni kartki, atrament niespodziewanie zostaje ci na skórze, sprawiając wrażenie całkiem świeżego. Unosisz brwi w szczerym zdziwieniu, znów na chwile przestajesz patrzeć na strony, a te znów ulegają zmianie. Tym razem nie znajdujesz żadnych rysunków, żadnych kwiatów, czy śladów bytności innych stworzeń. Pismo jest koślawe i krzywe, litery składane z najwyższym trudem, a tobie równie trudno jest się doczytać tego, co skrywa nowy charakter pisma.
Mistrz przestrzegał przed wchodzeniem w sen tego, który pozostał z duchami. Mówił o zagrożeniach, bił drewnianą linijką po rękach i jak mantrę powtarzał: co zabiorą duchy w swoim świecie - już z nimi zostanie. Zapomniałam o tym. Zapomniałam o wszystkim, a wraz z tym zapomnieniem przyszła i odpowiednia cena. Znalazłam ją, dotknęłam jej…
Ostatnich parę stron sprzed twojego nosa nagle porywa silniejszy podmuch wiatru; niesie je ku górze, pozwala na chwilę opaść i znów podbija je wyżej i wyżej, odbierając ci szansę na dokończenie historii. Czujesz ukłucie irytacji, z początku naiwnie gonisz uciekające kartki, ale są kompletnie poza twoim zasięgiem. W całym tym zamieszaniu trafiasz na pomniejszą polanę pełną dzikich niezapominajek i ogarnia cię zrezygnowanie. Zaglądasz jeszcze raz w to, co ci pozostało, w niekompletną i bardzo podziurawioną historię. Czytasz ponownie, koniuszki palców znów mrowią, po linii kręgosłupa wspinają się miłe dreszcze. Z lektury wybija cię szelest krzaków.
Unosisz wzrok znad dziennika i dostrzegasz drobną, kobiecą postać w oddali. Ubiór w stonowanych, leśnych barwach poddaje się raz po raz podmuchom wiatru, jasne włosy wymykają się zza szpiczastych uszu, włażąc do oczu. Dłoń zaciska się na kosturze na którego czubku znajduje się połyskujący, zielony kamień. Lewy rękaw furkocze, całkiem pusty, dając jawne świadectwo kalectwa. Przyglądasz się jej chwilę, aż twoje spojrzenie nie spotka się z tym błękitnym, wtedy szybko odwracasz głowę, udajesz, że wcale się nie przyglądasz. Kiedy wracasz spojrzeniem w tamto miejsce - już jej nie ma.
Czwartek, 2 października 1680
Matka zawsze powtarzała, że w dniu setnych urodzin spakuje mi kolorowy tobołek i odeśle na krętą ścieżkę puszczy Medreth. Podobno tak powiedział lokalny kapłan, podobno tak było zapisane w gwiazdach, podobno to przez dar magii ― bo wszyscy z tym darem w dniu urodzin żegnali się z rodziną i znikali między fantazyjnie powykręcanymi konarami drzew. Żegnała ich rodzina, żegnali znajomi, żegnały ich nawet gęsi gęgając ze swojej zagrody. Ze mną było tak samo. Mama płakała, ojciec trzymał się nieźle, choć i w jego ― zazwyczaj dość surowym ― spojrzeniu udało mi się odnaleźć przebłysk wzruszenia; chmury płynęły po niebie własnym rytmem, kot sąsiadki dotrzymywał mi kroku aż pod sam las, a kolorowa chusta zrobiona na drutach przez babcię ogrzewała moją szyję. To był dobry dzień.Znów wyrwana strona, pogięte rogi (te, które ocalały od mysich zębów) i suszona mięta. Kolejnych parę stron to mniej, lub bardziej udane szkice drzew, lisa w jeżynach i elfickiego budynku. Palcami przesuwasz po tych paru rysunkach, a w głębi własnej głowy słyszysz szelest liści przeplatany z lekkim śmiechem, który po chwili niknie, zastąpiony szuraniem miotły o kamienną posadzkę. Czujesz ciepłe promienie słońca ogrzewające skórę, choć przecież na niebie same chmury. Wertujesz dziennik dalej w poszukiwaniu tekstu.
Poniedziałek, 12 marca 1682
Życie w odosobnieniu, pośród samych magów różnych ras bywa czasami trudne. Wciąż trafiam na te same twarze i te same osoby, które robią to samo. Dzień w dzień, noc w noc. Nie ma tutaj miejsca na powiew świeżości, czy coś spontanicznego. Surowe spojrzenie Mistrza Marcusa skutecznie studzi zapał co żywotniejszych nowicjuszy, a nikomu nie widzi się szorowanie posadzki, czy zamiatanie kurzu z miejsca na miejsce tak długo, aż Mistrz uzna, że wystarczy. Po dwóch latach w tym miejscu, gdzie zatrzymał się czas, zaczynam sądzić, że pozostała część mojego życia będzie polegała jedynie na spaniu i szukaniu zbłąkanych duchów i zjaw. Chciałabym przeżyć choć jedną porządną przygodę nim zamienię się w starą, pomarszczoną Cecylię, której przeszkadza już absolutnie i dosłownie wszystko.Coś rozprasza twoją uwagę; sikorka siada ci na ramieniu i ciemnym jak koralik oczkiem przygląda się trzymanemu dziennikowi. Napusza się, przypominając bardziej kolorową kulkę niż ptaka i po chwili odlatuje. Masz dziwne wrażenie, że musiała cię wziąć za kogo innego, ale nie ważne. Wracasz wzrokiem do treści i odkrywasz, że ta uległa zmianie. Czytana strona zniknęła całkowicie, za to zastąpiły ją kolejne szkice. Tym razem dostrzegasz znaczną poprawę w kresce i sposobie prowadzenia ołówka. Rysunki tym razem skupiają się na jednej kobiecie i jej twarzy. Ma długie, proste włosy pokolorowane czerwoną ochrą i ładnie zarysowane oczy. Tęczówki wydają ci się nieco za duże, ale jednocześnie nadają kobiecie uroku, podobnie jak piegi. Jest ubrana w nieznaną ci szatę, na szyi nosi długi rzemyk oplatający połyskujący, zielony kamień.
Niedziela, 20 czerwca 1685
Tamara mówi, że rozmowy z duchami to najlżejsza część naszej pracy i że najgorsi są ludzie mający wymagania z co najmniej sąsiedniego wymiaru: „Pani, a poproś babcię mojej szwagierki, co w kalendarz kopła zimą ze dwa lata temu, żeby powiedziała, gdzie garnuszek z miedziakami zakopała. Przekopałem całą działeczkę i nic no, a grosz by się przydał, żeby dzieciakom mordy zamknąć i brzucha napchać”, „Kochaneczko, ratuj, kochanica była nawiedza mje we snach i boję się o dusze swoją”, „Panie miłe, bo posiadłość Anonre to zjawy w posiadanie wzięły, zajęłybyście się tym miejscem pewnie, co? Przecie to wasza działka jes, duchy, zjawy, smoki i wąpierze, ta?”. Za każdym razem tłumaczymy to samo i za każdym razem robimy co się da, ale to nie jest tak, że na każdego ducha ma się gotowe rozwiązanie. Niektóre zjawy nie chcą opuszczać świata żywych, niektóre tylko czekają na wyciągnięcie ku nim pomocnej dłoni. Każdy przypadek jest indywidualny, ale mało kto tak naprawdę to rozumie. I ja także nie rozumiałam samej Tamary, dopóki nie wyruszyłyśmy w pierwszą poważną wyprawę z polecenia Mistrza. Wtedy to dopiero otworzyły mi się oczy.
Między kartkami znajdujesz kolejne suszone kwiaty, rysunki kobiecych dłoni i próby narysowania odpowiedniej fałdy w tkaninie. Na jednej ze stron dostrzegasz atramentowe ślady ptasich nóżek, a na drugiej ogromny, atramentowy kleks. Oczami wyobraźni widzisz scenę w której ciekawski szpak ląduje na ramieniu jasnowłosej elfki i zachęcony brakiem sprzeciwu schodzi powoli w dół, w stronę dziennika. Ptak nieumyślnie przewraca niewielki zbiornik z atramentem, ten zalewa czyste, jak i zapisane już strony. Pisząca elfka parska cicho i delikatnym ruchem odgania ptaka na bok, by ten nie poczynił więcej szkód. Wspomnienie, czy twoja wyobraźnia? Nie jesteś pewien. Opuszkami palców dotykasz szorstkiej powierzchni kartki, atrament niespodziewanie zostaje ci na skórze, sprawiając wrażenie całkiem świeżego. Unosisz brwi w szczerym zdziwieniu, znów na chwile przestajesz patrzeć na strony, a te znów ulegają zmianie. Tym razem nie znajdujesz żadnych rysunków, żadnych kwiatów, czy śladów bytności innych stworzeń. Pismo jest koślawe i krzywe, litery składane z najwyższym trudem, a tobie równie trudno jest się doczytać tego, co skrywa nowy charakter pisma.
Piątek, 10 września 1689
W snach bywa niebezpiecznie. Nie każdy Śniący wraca ze swojej wyprawy na druga stronę, dlatego zawsze podróżujemy dwójkami. Jeden stróżuje, drugi śni. Tamara nie wróciła. Zasnęła, tak po prostu zasnęła po krótkim przekomarzaniu się o to która z nas robi później obiad. Zasnęła i nie wróciła, zostawiła mnie kompletnie samą na obcym terenie. Dlaczego tak się stało? Co się stało? Te pytania nie dawały mi spokoju, podobnie jak cisnące się do oczu łzy. Zasnęłam tuż obok niej, pogrążyłam się w jej śnie, chcąc ją znaleźć. Nie wiem co chciałam wtedy osiągnąć, nie myślałam o tym. Chodziło tylko o to by spróbować ściągnąć ją z powrotem, lub chociaż się pożegnać.Mistrz przestrzegał przed wchodzeniem w sen tego, który pozostał z duchami. Mówił o zagrożeniach, bił drewnianą linijką po rękach i jak mantrę powtarzał: co zabiorą duchy w swoim świecie - już z nimi zostanie. Zapomniałam o tym. Zapomniałam o wszystkim, a wraz z tym zapomnieniem przyszła i odpowiednia cena. Znalazłam ją, dotknęłam jej…
Ostatnich parę stron sprzed twojego nosa nagle porywa silniejszy podmuch wiatru; niesie je ku górze, pozwala na chwilę opaść i znów podbija je wyżej i wyżej, odbierając ci szansę na dokończenie historii. Czujesz ukłucie irytacji, z początku naiwnie gonisz uciekające kartki, ale są kompletnie poza twoim zasięgiem. W całym tym zamieszaniu trafiasz na pomniejszą polanę pełną dzikich niezapominajek i ogarnia cię zrezygnowanie. Zaglądasz jeszcze raz w to, co ci pozostało, w niekompletną i bardzo podziurawioną historię. Czytasz ponownie, koniuszki palców znów mrowią, po linii kręgosłupa wspinają się miłe dreszcze. Z lektury wybija cię szelest krzaków.
Unosisz wzrok znad dziennika i dostrzegasz drobną, kobiecą postać w oddali. Ubiór w stonowanych, leśnych barwach poddaje się raz po raz podmuchom wiatru, jasne włosy wymykają się zza szpiczastych uszu, włażąc do oczu. Dłoń zaciska się na kosturze na którego czubku znajduje się połyskujący, zielony kamień. Lewy rękaw furkocze, całkiem pusty, dając jawne świadectwo kalectwa. Przyglądasz się jej chwilę, aż twoje spojrzenie nie spotka się z tym błękitnym, wtedy szybko odwracasz głowę, udajesz, że wcale się nie przyglądasz. Kiedy wracasz spojrzeniem w tamto miejsce - już jej nie ma.
•
2 X 1580
Poranek pełen fruwających, kolorowych liści niesionych ciepłym wiatrem ze wschodu.
•
jesień 1680
Pierwsza samodzielna wyprawa w bliżej nieokreślone nieznane, prosto do serca puszczy Medreth i późniejsze przyjęcie do zakonu Śniących.
•
Śniąca
Czarodziejka, która specjalizuje się w kontaktach z duchami i zjawami. We śnie potrafi opuścić ciało i przenieść się do świata zajmowanego przez duchy i zjawy by zasięgnąć porady, lub nakłonić jakiegoś ducha do pomocy. Może także pomóc, kiedy kogoś męczą koszmary, lub złe duchy.
•
Zielarka
Ayrenn lubi zioła i kwiaty, posiada całkiem szeroką wiedzę dotyczącą ich zastosowań. Nie czuje się medyczką, ale nie waha się sięgać po wywary i suszki jeśli zajdzie taka potrzeba.
•
Kaleka
To, co zabiorą duchy w swoim świecie - zostaje z duchami. Tak też stało się z lewym ramieniem elfki, które zabrał ze sobą duch Tamary. Ramię można odtworzyć magią jedynie do czegoś w rodzaju widmowej formy; dłoń jest wciąż niematerialna, ale przynajmniej nie straszy pustym rękawem...
•
Posiadająca wiele różnych kontaktów w świecie zwierząt - zawsze miała predyspozycje by się z nimi dogadywać swoim własnym językiem. Okoliczne łasice, sikorki, borsuki, czy bażanty, w każdym z nich Ayrenn znajduje przyjaciela i towarzysza wypraw.
•
wegetarianka
•
Po incydencie z utratą ręki nie wróciła do siedziby zakonu, zbyt obawiając się reakcji Mistrza. Nie wróciła także do rodzinnej wioski, nie chcąc sprawić zawodu rodzinie, w tym wszystkim uznając, że lepiej będzie jeśli uznają ją za martwą, niż jeśli mieliby wiedzieć o tym, co zaszło.
•
Gdyby mogła, jadłaby dżem.
•
Valnwerd
Kraina pełna puszczy wypełnionych magią, starymi ruinami i zagadkami mionionych wieków.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz