wtorek, 3 marca 2020

Gąsienica przeistacza się w motyla




Nova

Trzynaście | 17 Sierpnia | Kobieta | ? | Nocnica | Adeptka Jadownika |


Przemierzam świat nocą, kiedy księżyc blask swój śle i gdy go nie ma. Boją się mnie i uciekają w popłochu. Krzyczą i odpędzają. Często "demon, potwór, nocnica" zawołają. Złym omenem mnie określają. Gdziekolwiek nie pójdę napotkam chorobę. Kroczy u boku niczym siostra - zmora niemiła. Lękają się mnie śmiertelni nie bardziej niż ja ich. Gdzie strach tam odpowiedź. Gdzie atak tam trwoga. Gdzie pojawia się zmęczenie - zagnieżdża się choroba. Odegnam sen gdziekolwiek się zjawię. W złej emocji sile, koszmar specjalny dla Ciebie złożę. Gdy gniewem zapłonę, zarazę przyniosę. Plaga okrutna miasta położy.


Drobna dziewoja o niskim wzroście i twarzy dziecka. Sięga dokładnie 126 centymetrów. Właściwie... Jest dzieckiem. Tak przynajmniej mówi zarówno jej wysokość (a raczej niskość), jak i twarz, oraz zachowanie. Fiołkowe oczy zatrzymują spojrzenie. Buzia w kształcie owalu o delikatnych przejściach tonalnych i łagodnych rysach, otoczona jest chmarą ciemnych, długich i prostych włosów. Jedwabne, grube pasma sięgają niemal bioder, przez co są dość ciężkie do okiełznania. Od przodu włosy po lewej, oraz prawej stronie często zostają przez dziewczynkę zebrane i spięte za uchem, a nad czołem, na poziomie brwi, fryzura została ścięta, tworząc gęstą, delikatnie zaokrągloną grzywkę. Młodą łatwo jest zobaczyć w otoczeniu, kiedy wplata w swoje włosy drobne kwiatuszki, lub zakłada delikatne wianki. Uwielbia tego rodzaju zabiegi. 
Na lewym, chudym udzie znajdują się dwa, okrągłe ślady po wkłuciu w skórę kłów wypełnionych jadem - substancją należąca do groźnych przedstawicieli wężowatych. Nie pamięta, by kiedykolwiek któryś z nich ją zaatakował, ale blizny wskazują, że taka historia rzeczywiście miała miejsce w przeszłości. Być może całkiem niedawnej, jednak zapomnianej.
Zawsze nosi przy sobie swoją maskotkę, przypominającą burego, nie najpiękniejszego psa. Ściereczka, z której została zrobiona zabawka to prosty, szorstki materiał. Najwyraźniej niezbyt drogi, jednak dziecku w zupełności to wystarcza. Środek pieska wypchany jest pluszem, dzięki czemu tulenie się do niego jest choć trochę przyjemniejsze. Nova najczęściej przypina stworka do pasa swojej sukienki, lub rzadziej nosi go w dłoniach. Maskotka jest dla niej tak wyjątkowa, że otrzymała własne imię - Mannie.
Wychodząc na zewnątrz zawsze bierze ze sobą swoją skórzaną torbę, przeznaczoną na zioła, wszelkiego rodzaju rośliny i specyfiki, a także pomniejsze trucizny i ich odtrutki.
Dziewczynka nie lubi nadmiernie odsłaniać swojego ciała, dlatego preferuje długie, zabudowane sukienki, sięgające za kolano i okrywające przynajmniej ramiona. Preferuje takie stroje i czuje się w nich najlepiej. 

Brak we mnie wspomnień o przeszłości. Zaginęły w czasie. Dawne towarzyszki zwykły jednak powiadać, o dobrym domu, sile i spokoju ludzi, zwanych rodziną. Kobiety o sukniach spowitych w mrok i równie czarnych, rozwichrzonych włosach. Ciemne serca i złe spojrzenia często były przy mnie. Nie jestem jak one. Zostaję w tyle. Krążę po lądzie, uczę się życia. To co stracone już nie pozyskam... Gonię za snem, gonię i gonię. A on - wiecznie umyka. 

Trường CaCiemnowłosa dziewczynka na pierwszy rzut oka... Zaraz! Prędzej idzie ją raczej usłyszeć niż zobaczyć. A więc, wracając... Z daleka do uszu przechodniów na cichych ulicach dotrzeć może radosny śmiech dziecka, o z lekka makabrycznym wyglądzie białawej skóry i czarnych jak węgiel włosów. Widok rozbawionego, strojącego sobie żarty dziecka, w porównaniu do szoku w pierwszym momencie, kiedy się je obserwuje, przyprawia o groteskę. Maleństwo to jest niewiarygodnie ruchliwe. W jednej chwili znajduje się u Twoich stóp, w drugiej już mknie przez ulice, goniąc za niewiadomym. Zdawać by się mogło, że jej ciekawość nie ma żadnych granic. Ciągnie ją do wszystkiego. Powstrzymać przed zapędami są ją jednak w stanie... ludzie. Bywa, że od danej istoty naturalnie roztacza się ciemna aura. To właśnie ta substancja, dziwna, nieokreślona energia, przeczucie pobudzające najdziksze instynkty, przygotowujące do natychmiastowej ucieczki, oddala dziewczynkę od podejrzanego człowieka. Ba, boi się ich. A problemów stara się unikać jak tylko może, bo nie lubi być stawiana w stresujących sytuacjach. W połączeniu ze swoją dziecięcą naiwnością, banalnie prosto jest zaciągnąć ją w pułapkę. Choć początkowo osobę wątpliwych zamiarów może unikać, kiedy już zamieni z nią kilka słów, a one nie wzbudzą żadnych podejrzeń w duszy nastolatki ta zdaje się kompletnie zapominać o wcześniejszych wątpliwościach i momentalnie staje się życzliwa. Zbyt łatwo zdobyć sobie jej przyjaźń i zaufanie.
Twarze... Dziennie mija setki najróżniejszych lic i słyszy wiele imion. Każde z nich różne, a jednak w jakiś sposób podobne. Ciężko przychodzi jej zapamiętywanie konkretnych nazwisk i bardzo często je zapomina, a ich nauka nie raz zamiast kilku dni, potrwać może nawet kilka tygodni. Z pamięcią do twarzy wybitnie także nie jest, jednak zdecydowanie lepiej niż w porównaniu do imion. Zwykle przynajmniej ma wrażenie, że z jakiegoś miejsca kojarzy daną osobę i wydaje się ona znajoma.
Łatwowierność Novy wynika z jej poglądu na świat. Nie lubi kogokolwiek, o cokolwiek oskarżać, jeśli nie widzi żadnych dowodów, potwierdzających winę. Co więcej, posądzane osoby często gotowa jest ślepo bronić, mając niewiarygodną wiarę w ich niewinność. Gotowa jest ochraniać i pocieszać. Bez różnicy, czy dopiero co zapoznała się z "przestępcą", czy też jest z nim w przyjaźni od lat. Nawet, gdy taka osoba oczernia nocnicę, pomimo zasmucenia dziewczynka dalej próbuje trwać przy tej oskarżonej duszy, jeśli uważa się za niewinną i nie przyznaje się do popełnienia błędu.
Naturalnymi wrogami tego pozornie niegroźnego dzieciaczka stają się niemal automatycznie wszystkie nieżyczliwe figury, czerpiące radość i satysfakcję z niszczenia i zadawania bólu. Odpycha ją celowe znęcanie się nad wszelkimi istotami, od ludzi, przez magicznych, aż do zwykłych, powszechnych zwierzątek. Drażniące jest dla niej nawet naumyślne niszczenie roślin i kwiatów, dla samego zrobienia tego. Ona także nie czerpie przyjemności w zabijaniu i sprawianiu bólu, dlatego przebywanie pośród innych nocnic było dla niej wyczerpujące. Woli pomagać niż przyczyniać się do cudzego cierpienia (choć jednocześnie odczuwa do tego wewnętrzny przymus). Nie lubi obwiniania bez konkretnych podstaw do tego. Tak samo, jak irytuje ją, kiedy ktoś próbuje jej coś wmawiać. Nie potrafi również zrozumieć, czemu niektórzy mówią daną historię przy pewnych ludziach w jeden sposób, a przy innych opowiadają już coś zupełnie innego. Kłamstwo to dla niej inny świat. Odpychają ją przekleństwa używane przez starszych, jednak to szczególnie dzieci w podobnym jej wieku, używające wulgaryzmów są dla niej przerażające. 
Nagłe, psychiczne przytyki bardzo w Novę uderzają. W takim stopniu, że nie jest w stanie szybko na nie zareagować, najpierw zmuszając się do wyjścia z szoku. Potrzebuje dobrego momentu na przemyślenie krzywdzących słów, które usłyszała. Smutne, czy raniące wydarzenia stara się przyjmować z pokorą, jednak w trudach zawsze szuka dla siebie ratunku zbywając wszystko śmiechem, czy dziecięcym żarcikiem. Ucieka w świat zabaw, gdzie zapomina o dręczących problemach. Szybko przemijają jej urazy i wraca do relacji, które przynajmniej w jej oczach są neutralne, lub nawet przyjacielskie.
Dziewczynka dużą wagę przykłada do swojej maskotki i przedmiotów, z którymi wiąże jakieś wspomnienia. Próbuje upamiętniać mijające chwile w przedmiotach i zamykać tam swoją historię, z lęku, że pewnego dnia, znów stanie się tą małą, zagubioną istotką na skraju lasu, bez wiedzy o tym jak się nazywa i kim są jej krewni. Dlatego składuje całą masę przedmiotów, w oczach obcych bardzo często pozbawionych jakiejkolwiek wartości. Prawdopodobnie byłaby je jednak w stanie zostawić, jeśli chodziłoby o jakąś inną osobę.
Do ludzi przyciąga ją ich szaleństwo i rozrywkowość. Fascynują ją lekkoduchy. Lubi widzieć, kiedy istoty okazują troskę innym. Uwielbia otoczenie osób darzących innych miłym słowem. Martwi się bardziej o wszystkich, tylko nie samą siebie. Nieraz w przekonaniu o swoich dobrych intencjach narzucała się ludziom, uważając, że przecież okazuje im tylko odrobinę uwagi. Przy tych, którym ufa i których lubi, zacierają się w niej granice. Jest naturalną, żywą sobą. Małym, psotnym dzieckiem. W stosunku do nielubianych person staje się małomówna i naburmuszona. Za wszelką cenę stara się ich unikać, czując wzrastającą agresję, która wciąż drzemie i tłumiona jest we wnętrzu jej małego ciała. Kochając kogoś powie mu o tym szczerze. Ciężko byłoby jej to jednak zrobić, nie darząc danej osoby takim uczuciem. Jest niezwykle prostolinijną i prawdomówną osobą, dlatego ciągle mówi co myśli. Nie przejmuje się zbytnio konsekwencjami i odpowiedzialnością. Ważna jest dla niej dobra rozrywka i zabawa.
Twierdzi, że od świata nic za darmo się nie dostanie. Na wszystko trzeba sobie zapracować. Pomimo to bardzo szybko zniechęca się, kiedy coś jej się nie udaje. Przestaje próbować wykonywać jakąś czynność i jeśli wciąż tego potrzebuje, wraca do wyszukiwania innych rozwiązań dopiero po jakimś czasie. Będąc pod krytyką, zawsze stara się udowodnić swoje stanowisko - obronić się, jeśli jest niewinna.
Nie zajmuje się zbytnio rozmyślaniami nad tym, w jaki sposób widzieć mogą ją inni. Pragnie czuć się dobrze sama ze sobą i wszystko co robi podpiera o swoje sumienie. W innym wypadku dręczy ją okrutnie na każdym kroku. Pragnie być dobrym... potworem według siebie, a nie tego, co ktoś o niej pomyśli (choć bierze też pod uwagę ich danie i nie raz długo nad tym rozmyśla lub się dręczy). Przy ocenie człowieka nie patrzy na jego cel, ale sam motyw, czemu chce coś osiągnąć. Wartością jest dla niej mądrość, a nie to, do czego się dąży. Nie efekt, ale to jak ostanie zdobyty.
Ciężko stwierdzić czego tak naprawdę boi się najbardziej. Pomiędzy normalnymi, dziecięcymi lękami takimi jak potwory, niektóre przesądy, dziwne kształty i dźwięki, lęka się przede wszystkim utraty przyjaciół jak i tego, że okażą się oni fałszywi. W duszy boi się, że osoby, którym zaufała okażą się oszustami. Nie boi się widoku krwi, ale przerażają ją jej własne reakcje na nią. W otoczeniu krwi, wypływającej z ciała, lub też po prostu poza nim, staje się bardziej agresywna, a nawet zatraca się w szaleńczych, drapieżnych instynktach, jeśli w porę się nie opanuje. Panicznie lęka się ognia, przy którym zawsze odczuwa przeświadczenie, że wszystko zostanie zaraz spalone, poza tym wzbudził się w niej lęk przed światłem odbitym od różnych przedmiotów, w skupionym promieniu. Wzięło się to stąd, że taki właśnie typ blasku parzy jej ciało, zadając przeszywający ból.
Boi się śmierci. Ma wrażenie, że istnieją tylko dwie możliwości tego, co po niej - pustka lub ponowne życie. Przy czym obie możliwości przerażają ją w niemal tym samym stopniu. W nicości jest... nicość. A to wystarczająco straszne. Obawia się faktu, że przestanie całkowicie istnieć. Gdyby miała znów żyć, bałaby się powtórki tego, co już było. Może znów pozbawiono by ją wspomnień?



Jako nocnica dziewczynka niemal rozpływa się w mroku nocy. Czy jest to umiejętność czy też ujma... zależy kogo pytasz. Nie jest to przez nią w żaden sposób kontrolowane. Gdy światła gasną... ciało Novy pogrąża się w ciemności, jakby samo przejmowało jej właściwości. Nie sprawia nawet wrażenia formy fizycznej. Błyska. Raz bardziej przezroczysta, następnie bardziej mglista. Sama czarnowłosa nabiera wtedy wrażenia nieprzemożnej lekkości, jakby unosiła się w powietrzu, choć jej stopy wciąż solidnie trzymają się ziemi. Wrażenie, że coś przez jej ciało może przeniknąć jest błędne. To nie duch. Można ją dotknąć i ona może dotykać. Jej zdolność można nazwać swego rodzaju kamuflażem. 

Choć przeszłości dawne dni straciłam, plotki i dotąd zdołały mnie gonić. Blade usta czarnowłosych potworów, zadręczały słowami. Handlarska rodzina z ziemi południa, dobra z przesadą, a obdarzona jednym, jedynym dzieckiem - córeczką. Niewinny, przepełniony dumą kwiatuszek, o płatkach wrażliwszych niż najsłabsza roślinka. Zawsze nagradzana, zawsze z tym, czego chciała. Szczęśliwa aż nad to i zbyt ugłaskana. Z kolejną wyprawą - utrata zaufania. W koszmarach mijam twarz zdradziecką, co zraniła małe dziecko. Ponoć, nadmierna rodzicielska troska była winna. Obawiali się, że nie odnajdę się w nowym miejscu, więc najęli prostą nastolatkę, by zawarła ze mną przyjaźń. Demoniczne nocnice mówiły o sile, z jaką wrażenie oszustwa, gdy odkryłam już prawdę, przerodziło się później w pozornie niegroźną, dziecięcą złość. Właśnie wtedy, miałam narodzić się nowa ja. Nowa cząstka mnie. Nocnica, która zagnieździła się w moim ciele, wylęgając ze złości i pragnienia zemsty. Pragnienia, którego nie pamiętam. Jakże miałabym odczuwać coś takiego?
Nocami ciało moje dręczą lęki. Mówią, że koszmary, których nie chcemy oddać innym, spływają na nas. Zamierzam ponieść ten koszt, choć przeszłość tęskna, więc i ból okrutny. Lęki i katastrofy błądzą w snach moich. Choć to rzadkość. Nie spotkam ich co dzień. Władzę nad koszmarem prowadzą zwykle moje wspomnienia. A przynajmniej mam wrażenie, że to właśnie tym są. Miejsca i twarze zdają się znajome. Kołysanka śpiewana na dobranoc.
Pewnego razu widziałam we śnie siebie samą. Z nożem w ręku nad stygnącym ciałem dzikiego zwierza. Zabiłam go? Nie uwierzę. Może w samoobronie... ale dlaczego? Zaatakował mnie? Nie potrafię posługiwać się przecież bronią. Nóż to narzędzie do pracy, a nie zabijania. Miałby zadawać celowy ból? Nie podoba mi się to. Nie bez powodu w Gildii zapragnęłam szkolić się na jadownika. Chcę pomagać. Muszę zmierzyć się sama ze sobą, nauczyć panować nad przymusem, który karze mi krzywdzić. Powstrzymać zew zabójstw.


- cierpi na bezsenność i nie lubi, a właściwie boi się zasypiać sama
- kwiaty są dla niej symbolem życia i tego, jak łatwo się je traci
- można ją zabić jak normalnego człowieka
- lubi bawić się w chowanego
- choruje na hemofilię 
- lubi dzieci


Rysowniczka: Ibuki Satsuki
Postać: Peng Peng z "Yi Chui Wu Yue Tiao Man Ji" opartej na grze JX3



~ ~ ~
Cieszę się, że dotarłeś/aś do końca i mam szczerą nadzieję, że ta wędrówka nie była prawdziwą udręką ;D
Z chęcią przygarnę nowe wątki, lecz od razu OSTRZEGAM, jak mi się spodoba i wciągnie, to nie ma bata uratować się przed wysypem wszelkiej maści planów z mojej strony.

Pozwalam na używanie postaci Novy w opowiadaniach jako dopełnienie konkretnej fabuły. A cóż... Naturalnie też dla mnie zezwalam na okaleczanie, a nawet zabicie Novy, JEDNAK tyczy się to wyłącznie osób, z którymi prowadzę wątek. Wolałabym, żeby moja mała nie zginęła gdzieś w historii "pobocznej" ^^

7 komentarzy:

  1. - No dobra... skończone - Shinaru westchnął zadowolony ocierając pot z czoła. Przez ostatnie parę godzin spędził na walce z owcami. Te tutaj były jakoś bardziej uparte niż te z jego stadka w Tiedal, dlatego nim Nue zagonił je do zagrody, a blondyn zaczął sprawdzać każdą sztukę po kolei minęło ponad pół dnia. Najgorsze było to, że trzeba nieługo je ostrzyc, a słońce tylko utwierdzało go w tym przekonaniu. Lato było dość gorące. W południe osiągało ponad dwadzieścia stopni w cieniu, więc można było współczuć biednym owcą z grubą pokrywą na sobie.
    - Nue! Chodź tu ... możemy wracać - Chłopak wychylił się zza budynku poszukując wzrokiem ciemno szarego stworzenia, które na dźwięk swojego imienia dowlokło się do niego i usiadło mu na ramieniu. - Dobrze się spisałeś - Pogłaskał go delikatnie pod brodą wiedząc, że zwierzak jest tak samo zmęczony jak on, więc nie męczył go już. Teraz ich celem był odpoczynek w chłodnym pokoju, albo przynajmniej holu.
    Z trudem popchnął drzwi czując, jak jego ręce odmawiają nieco posłuszeństwa... dosłownie jakby zmieniały się w watę. Szybko obrał kurs w stronę swojego pokoju, lecz nim doszedł do swoich drzwi usłyszał czyjś śmiech niesiony echem. Przez kark Shina przebiegł na początku dziwny dreszcz, gdyż owy dźwięk przypominał mu coś ze strasznych historii których się ostatnio naczytał. Dziwny, dziecięcy śmiech gdzieś na końcu korytarza... to brzmi jak z jakiejś opowieści o nawiedzonych domach. Jakby teraz się mógł zastanowić, to budynek gildii nadawał by się na miejsce zamieszkanej przez zjawę. Mimo lekkiego niepokoju potrząsnął głową odganiając myśli o duchach i poszedł sprawdzić skąd pochodzi ów dziecięcy śmiech. Nie mógł sobie przypomnieć, czy do gildii należało jakieś dziecko, choć jakby się już mocno zastanowić i nieco... wyolbrzymić to Yoruka by się nadawała do tego określenia pod względem wyglądu i głosu.
    Wychylił się za ściany skąd prawdopodobnie słychać było dziecięcy głosik, lecz jedyne co zobaczył to czarne włosy znikające na drugim końcu korytarza. Zmarszczył brwi będąc coraz bardziej pewnym, że to po prostu Yoruka, lecz z czego ona mogła się tak cieszyć? Coś mu się mocno nie zgadzało w tym. Przyspieszył nieco kroku chcąc dogonić tajemniczą osobę, lecz za każdym razem kończyło się tym samym - pustym korytarzem i kolejnym uradowanym głosem, bądź znikającą osobą zza ścianą.
    - Hej! Poczekaj! - Zawołał w końcu czując jak ciekawość nie daje mu już spokoju. Zapomniał już nawet o zmęczeniu, które tak nagle zniknęło dając miejsce nowej energii. Nawet Nue zeskoczył z jego ramienia i poszedł przodem, jakby miał większe szanse na zatrzymanie dziewczyny. Shinaru przypominało to zabawę w kotka i myszkę. W końcu jednak obrał inny kierunek i znalazł się tuż przed nieznajomą. Cera blada, wręcz biała i delikatna niczym u porcelanowej laleczki która była podkreślana przez ciemne włosy. Nie mogła mieć więcej niż dwanaście lat, choć nie powinno się tak oceniać wieku.
    - No w końcu - Westchnął z uśmiechem i skrzyżował ręce na piersi. Nieco dziwnie się czuł patrząc z góry na tą kruszynę, lecz kucanie przed nią mogło być gorszą decyzją - Co tutaj robisz? Nie mów że dołączyłaś do gildii w tak młodym wieku... chyba, że... nie ważne - pokręcił głową zostawiając temat jej wieku. Może rzeczywiście była dzieckiem - Jestem Shinaru Nakara, lecz możesz mi mówić Shin. Dorabiam jako pasterz w gildii, a tak to jestem posłańcem.

    OdpowiedzUsuń
  2. Czarnowłosa dziewczynka bawiła się niewiarygodnie dobrze. Biegała przez korytarze zataczając okręgi i zanosząc się przy tym śmiechem. Ktoś próbował ją dogonić. Słyszała jego kroki, ignorowała wołanie. Niech ja dogoni! W końcu na tym tą zabawa polega.
    Korytarze Gildii zdawały się małej dość obszerne. Przebiegając przez nie zdążała zauważać,jak dobrze są oświetlone, jak przyjemnie słońce padało na wyściełaną dywanem posadzkę. Czuć było przyjemne ciepło, a w powietrzu unosiła się osobliwa woń tego miejsca - kamień, drewno, wełna i... wrażenie bezpieczeństwa.
    Ledwo wyhamowała, kiedy tuż przed nią wyrosła nagle blond-włosa osóbka. Początkowo zaskoczoną twarzyczkę młodej na nowo rozświetlił uśmiech. Przyjrzała się nowemu koledze, zadzierając przy tym do góry głowę. Z jej perspektywy wydawał się być nawet wysokim chłopcem, o uroczej twarzyczce, którą okalała piękna chmara jasnych niczym zboża włosów. Oj tak, przypominały jej dojrzały owies, gotowy już do zbioru, skąpany w blasku południowego słońca. Wyjątkowo piękne.
    Nie czuła się tutaj zagrożona. Choć dopiero co się w tym miejscu pojawiła, przez myśl by jej nie przeszło, że w takiej instytucji mogłyby żyć jakieś mroczne persony. W końcu zadaniem Gildii z tego co słyszała była pomoc ludności cywilnej. No i nie tylko takiej. Może ten niepozorny człowieczek, o delikatnej budowie był w rzeczywistości prawdziwym herosem!? Rozbłysły jej oczy, a z ust prawie wydarł się okrzyk zachwytu.
    — Co tutaj robisz? — Nawet jego głos był delikatny. Bardzo przyjemny dla ucha. — Nie mów, że dołączyłaś do gildii w tak młodym wieku... chyba, że... nie ważne. Jestem Shinaru Nakara, lecz możesz mi mówić Shin. Dorabiam jako pasterz w gildii, a tak to jestem posłańcem.
    Przy takim powitaniu dziewczynka wręcz poczuła, że potrzebuje odpowiedzieć tak samo. Nie mogła być nieuprzejma dla tak miłego młodego pana.
    — Na imię mi Nova. — Figlarnie splotła dłonie za swoimi rękami i zaczęła kręcić się lekko na boki. Czuła, jak rozpiera ją radość. — Bez nazwiska, tak po prostu, Nova. Ale możesz mówić mi jakkolwiek chcesz! Bo będziemy przyjaciółmi, prawda!? — Nieomal doskoczyła do swojego rozmówcy, zbliżając się o długi krok. Patrzyła na niego swoimi wielkimi, ciemnymi oczami, jakby próbowała go do tego przekonać. — A pooza tym... Szukałam waszego jadownika.

    OdpowiedzUsuń
  3. Już po kilku miesiącach pracy w ptaszarni poruszać się mogła z zamkniętymi oczami, co stanowiło niezastąpioną umiejętność w tych chwilach, gdy na półprzytomnie starała się znaleźć worek z suszonym mięsem i nie pokaleczyć się przy okazji o jakieś wystające pręty klatki. Nie było to zadanie łatwe jako, że w nie najnowszym już budynku, a przynajmniej nie całkiem dostosowanym do jej nadmiaru energii, ciągle coś się psuło, a jej skóra była cieniutka jak pergamin i lada zadraśnięcie powodowało poważne rany. Ogólne niezorientowanie w otaczającym świecie nie wpływało jednak w najmniejszym stopniu na jej sylfie zdolności, więc słysząc za sobą cichutkie szuranie stóp na podłodze drgnęła zaniepokojona. Przez chwilę nie zmieniała pozycji gotowa do odparcia ewentualnego ataku. Spróbowała też określić na podstawie zasłyszanego dźwięku z kim ma do czynienia i przekonawszy się iż nic jej nie grozi zamknęła klatkę i stanęła na wprost wejścia swobodnie opierając się o biurko, na którym cudem tylko znajdowała miejsce by położyć dłoń pomiędzy stertami papierów i rozsypanych sprzętów. Już wcześniej zorientowała się, że najpewniej do jej siedziby dostało się jakieś dziecko, ale fakt ten tylko dodatkowo ją zaintrygował. Słaby wzrok nie pozwalał w półmroku rozpoznać sylwetki, tym bardziej iż ta zdawała się dosłownie w nim rozpływać. Uśmiechnęła się beztrosko mrużąc oczy i kierując głowę w stronę skąd dochodziło echo tłumionego oddechu.
    - Nie bój się maleńka - przemówiła łagodnie po czym przypomniawszy sobie, iż zwracanie się w ten sposób do potencjalnego członka gildii, nawet jeśli jest dzieckiem (co jak wszystko w tym miejscu o niczym jeszcze nie świadczy) jest wysoce niestosowne - przepraszam jeśli cię uraziłam. Nie musisz się mnie bać wbrew temu co o mnie mówią. Jestem zupełnie nieszkodliwa, jeśli się postaram. A po za tym jestem Philis. Przyszłaś popatrzeć na sokoły? Chcesz pomóc mi je nakarmić?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Po cichu liczyła, że po powrocie Nova zajrzy do niej, choć na chwilkę. Wszystko wskazywało jednak na to, że tym razem ona będzie musiała ruszyć się ze swojej ptaszarni. Jako, że pogoda była wymarzona, a na podmokłych łąkach, których znaczny obszar leżał jeszcze w zasięgu gildii kwiecie rozkwitło wielobarwnymi kępami postanowiła zaprosić nocnicę na spacer. Miała tylko nadzieję, że dość ostre słońce nie poszkodzi jej delikatnej cerze. W każdym razie wrzuciła do torby nożyczki i mocne nici do splatania wianków, a także kilka pasków suszonego mięsa zawiniętych w papier i wziąwszy na ramię jednego ze swych ulubionych sokołów wyszła na zewnątrz. Miała sporo szczęścia, bo dziewczynka bawiła się właśnie w okolicach głównej bramy.
      - Witaj – zawołała do niej uśmiechając się promiennie – miło cię znowu widzieć. Pamiętasz mnie? To ja Philis. Właśnie miałam cię szukać. Pomyślałam, że może będziesz miała ochotę wybrać się ze mną na spacer.

      Witaj ponownie ;)

      Usuń
  4. Jak na szpiega przystało o przybyciu do Gildii nowej osoby dowiedziała się z dużym wyprzedzeniem. Ucieszyła ja ta wiadomość, a jeszcze bardziej fakt, iż owa osóbka liczyła ledwie dwanaście wiosen, więc spokojnie mogła być uznana jeśli nie za dziecko już to za bardzo młodziutką panienkę. Sorelia wprost przepadała za dziećmi. Może dlatego, że sama miała młodsze rodzeństwo. Na dobry początek postanowiła zorganizować jakiś prezent dla nowo przybyłej, by dobrze zacząć znajomość. Długo zastanawiała się co by to mogło być, aż wreszcie zdecydowała się na niewielką spinkę do włosów wyobrażającą kolibra. Ozdobę wykonano z metalu i tylko z wierzchu pokryto cienka warstewką złota. Ni stać ją było na czysty kruszec. Za to oczko ptaszka zrobiono z niewielkiego pięknie mieniącego się błękitnego kamyczka, a brzuszek ze sporej wielkości szmaragdu, do tego całe jego ciałko pokryte było drobniutkimi ornamentami. Zadowolona z siebie zapakowała prezent i włożyła do juków swojej klaczy. Czuła, że wybór Alaski do tak delikatnej misji nie jest najlepszy,m wyborem, ale zwierzę wyraźnie było na nią obrażone, że wyłącznie Artus od dłuższego czasu ma przywilej wożenia jej do Gildii i cwałowania po podmokłych łączkach. Tak jak przypuszczała klacz pędziła jak oszalała i wreszcie stanęła pod bramą domostwa w stanie znacznie odbiegającym od normy, zakurzonej sukience, ubłoconych trzewikach, włosach w nieładzie przyozdobionych gałęziami i liśćmi. Pewna, iż na tym jej przygody zakończa się wjechała powoli na dziedziniec, zmęczona ale i podekscytowana. Była już koło stajni i zamierzała już puścić wolno swego wierzchowca pewna że Newt dobrze się nim zajmie, gdy nagle coś poruszyło się w ciemności. Koń zatrzymał się gwałtownie, skutkiem czego jego pani wylądowała w stojącej nieopodal stercie siana. Z wściekłością wypuściła powietrze mierząc swoją bestyjkę groźnym spojrzeniem, z którego najwidoczniej zwierz nie wiele sobie robił beztrosko i ze stoickim spokojem szczypiąc źdźbła trawy. Już miała się odezwać gdy ujrzała wyłaniającą się z mroku dziewczynę. Poderwała się jak oparzona. Miała ostatnio wyjątkowe szczęście do niezwykłych powitań. Tym razem przynajmniej nie było błota - pocieszyła się i nerwowo poprawiając suknię odezwała się do stojącej nieopodal osóbki.
    - Ty jesteś pewnie Nova prawda? - zapytała choć właściwie już domyślała się odpowiedzi. - Jestem Sorelia. Chciałam cię jakoś ładnie przywitać i nawet miałam prezent, gdzieś tu powinien być...
    Zaczęła nerwowo przeszukiwać dłońmi rozrzucone siano. Wreszcie dostrzegła fragment niebieskiej wstążki wystający z końskiego pyska. Wyszarpnęła swoją własność i przyjrzała się nędznym obślinionym resztkom opakowania, na szczęście zawartość nie uległa uszkodzeniu.
    - Tak - westchnęła lekko zakłopotana - opakowanie wyglądałoby nieco lepiej, gdyby nie ta wygłodniała, złośliwa bestia. Mam nadzieję, że mimo to spodoba ci się.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Martwiło ją nagłe zniknięcie Novy. Nie mogło jej się w głowie pomieścić, iż tak bezbronna osóbka poradzi sobie w wielkim niebezpiecznym świecie. Jako wychowana w arystokratycznym domu miała tą wadę, iż patrzyła na świat raczej mało realistycznie i mało konsekwentnie. Gdyby dokładniej przeanalizowała sytuację wiedziałaby, że większość osób należących do gildii miało w świetle jej kryteriów naprawdę niewielkie szanse na przetrwanie, a mimo to radzili sobie całkiem nieźle. Patrząc na młodziutką nocnicę widziała kogoś ze swojego rodzeństwa, a nie doświadczoną magiczną istotę. Odetchnęła z ulgą widząc teraz dziewczynkę całą i zdrową jak przygląda się w ogrodzie wędrującym po kamykach mrówkom. Zeskoczyła z konia. Nie chciała przeszkadzać dziewczynce, ale nie chciała też jej przestraszyć, wiec już z daleka zawołała.
      - Witaj Nova. Nawet nie wiesz jak się cieszę, ze wróciłaś do nas cała i zdrowa.

      Witaj ponownie.

      Usuń
  5. Dziecko w gildii i do tego Jadownik. Krabat nie posiadał się wprost z zadowolenia. W końcu ktoś, z kim będzie mógł względnie bezpiecznie kontynuować swoje eksperymenty. Choć połączenie młodzieńczej niewinności i doświadczenia człowieka zdającego sobie sprawę z zagrożeń trucizn wydawało się niemal groteskowe starał się nie zaprzątać tym przesadnie myśli. Nie takie rzeczy widział już w gildii. Natychmiast ruszył, więc ze swej chatki by poznać nowo przybyłą. Zanim jednak dotarł do głównego budynku gildii dostrzegł niewielką dziewczęcą sylwetkę pochylającą się nad grządkami, na których posadził niedawno w kępkach przeróżne wiosenne kwiaty. Był bardzo dumny ze swego dzieła i sam lubił tu przychodzić by na nie popatrzeć. Westchnął czując się nagle w obowiązku poświęcić tej małej bezbronnej istotce tyle czasu ile tylko zdoła wygospodarować. A może zechce mu pomagać w ogrodzie. Krabat zawsze lubił dzieci, choć nie miał czasu zazwyczaj by się z nimi bawić. Przede wszystkim nie były one tak skomplikowane, nie kłamały tyle, nie robiły innym krzywdy i wierzyły jeszcze w bohaterów i zwycięstwo dobra. Ile by dał, aby stać się dla niej takim bohaterem. Przede wszystkim nie chciał jej przestraszyć, a i z tym się liczył. Podszedł do niej po cichu i kiedy zwróciła wreszcie w jego stronę swą porcelanową twarzyczkę przemówił łagodnie:
    - Podobają ci się moje kwiaty. Jeśli chcesz możesz zrobić sobie z nich bukiet do pokoju. A w ogóle jestem Krabat i opiekuje się tutejszym ogrodem.

    Krabat zaprasza do wspólnych wątków. Zawsze marzył, aby zostać opiekuńczym starszym bratem.

    OdpowiedzUsuń